piątek, 11 marca 2016

"Black hunger" cz.8

Tytuł: Black hunger

Paringi: Nbin (Cha Hakyeon & Lee Hongbin), Levi (Jung Taekwoon & Kim Wonsik)

Opis: Kolejny rozdział, którego pisanie przyniosło mi niesamowitą satysfakcję i przyjemność. Mimo wszystko upominam się o zainteresowanie, z racji tego, iż nie mam zamiaru produkować się na taką skalę dla kilkudziesięciu wejść dziennie i dwóch komentarzy. Mi też się coś należy, nie tylko wam.


Przydługie paznokcie stukały powoli, ale z wyraźną frustracją w poręcz rzeźbionego krzesła. 
Dźwięk sucho roznosił się po długiej sali, spękane ściany przyjmowały na siebie fale, sprawiając wrażenie nieco zmęczonych i cierpkich. Tynk sypał się przy najmniejszym zatrzęsieniu, słabe, białe światło przeciskało się przez skrupulatnie pozatykane ciemnymi płachtami okiennice; tylko kilka pojedynczych strug wpadało migotliwie i zabarwiało w świetliste plamy gładką posadzkę pomieszczenia. Kolumny wspierały rozległy strop, stały potężnie i niezachwianie niczym ciemne, groźne skały, przeryte w najbardziej fantazyjne z możliwych wzory. 
Z sali głównej rozchodziły się dwie boczne nawy, zgodnie z kierunkami geograficznymi, na wschód i zachód. Po stronie wschodniej, w potężnej wnęce znajdowały się przeszklone pojemniki, mogące z łatwością pomieścić kilkoro ludzi. Obecnie tylko w jednym paliło się nikłe światło, a schowana w niem postać kuliła się w cieniu, usilnie starając się zasłonić twarz. Po chwilowej obserwacji, można było wynotować, iż w pomieszczeniu znajdowała się wyłącznie miska z wodą, kilka poszarpanych koców i pół, jak również paskudnie przeżarte rudo-brunatnym odcieniem koryto po przeciwnej stronie. Widok budził swego rodzaju odrazę, jednak nie przykuwał specjalnie spojrzenia, w przeciwieństwie do późniejszych pokoików, we wnętrzu których malowały się znacznie ciekawsze obrazy: jedna z szyb była chaotycznie zamazana rdzawą, czy bordową cieczą, przysychającą już gdzieniegdzie na czarny niemal odcień, w innych można było odnaleźć kałuże o wielu niezachęcających odcieniach i zapewne woniach. Słowem - widok był koszmarny i przyprawiał o zimne poty, jednak Hakyeon czuł się tu nad wyraz komfortowo. 
Nawa zachodnia skrywała w sobie kilkoro drzwi, każde zamknięte na pancerny, pokaźnych rozmiarów zamek. Po pierwszym spojrzeniu na jeden z nich przechodziła jakakolwiek ciekawość czy ochota sforsowania tych potworów. Jedynym co mówiło cokolwiek na temat tajemniczych wrót była strużka prawie czarnej cieczy powoli sącząca się zza jednego z progów. Poza tymi elementami sala była kompletnie pusta. 
Posadzka była stosunkowo zadbana, płytki lśniły jadowicie, układając się w skomplikowane mozaiki, tylko gdzieniegdzie beton pyliście wyzierał przez wybrakowane puzzle. Kurz wychodził na światło dzienne tylko w wąskich wodospadach bielistych promieni rozświetlających pomieszczenie. Mimo generalnego zacienienia, nie było to miejsce szczególnie mroczne. Owszem brakowało mu oświetlenia, jednak dziwnie chłodna, niebieskawa poświata biła z niezidentyfikowanych źródeł, sprawiając, iż wnętrze robiło się całkiem widne. 
Obcas wtórował paznokciom w wybijaniu leniwego, upartego rytmu, który bez skonkretyzowanego algorytmu co jakiś czas zwalniał, przyspieszał, lub załamywał się w pół taktu i przybierał zupełnie odmienną niż do tej pory formę. Ślepia czerwonowłosego błyszczały złowieszczo, pochłaniając każdy obraz malujący się przed nimi. W którymś niejasnym momencie ich właściciel znalazł się przy zamieszkałym pokoju za szybą, na co postać wewnątrz skuliła się chyba jeszcze bardziej, przesuwając pod ścianę do granic możliwości. Hakyeon z dziecięcą fascynacją zastukał krótko w przezroczystą barierę, a szklany dźwięk rozniósł się echem po wyludnionej hali. Przez chwilę obie strony trwały w bezruchu i bezdechu, Cha przyglądał się małej, żywej kropeczce, z nosem przyklejonym do szyby, czekając na jakąkolwiek reakcję. Jedyne co się jednak stało, najwyraźniej nie do końca zadowoliło oprawcę. W którymś momencie przed czarne od brudu stopy stworzonka wypłynęło kilka strug żółtawej, odrobinę przeszłej rudym odcieniem przerzedzonej krwi, cieczy. Hakyeon skrzywił się nieznacznie i powrócił na swoje wcześniejsze miejsce, wzdychając po drodze z wielkim znudzeniem. Zaraz jednak ogromne, półokrągłe drzwi sali rozszczelniły się z jękliwym trzaskiem, wpuszczając do pustego pomieszczenia dwa nowe tętna; jedno wolniejsze od drugiego. Hakyeon przystroił się w szeroki, niczym niezahamowany uśmiech, ukazujący jego błyszczące, długie kły o kremowym odcieniu. 
Nowo przybyli nie wyglądali na specjalnie kooperatywną parę - jeden z nich o dłuższych, falowanych włosach, rosły i wyższy od kompana, prowadził go z nieznacznym trudem. Drugi bowiem usilnie starał się w jakikolwiek sposób wyrwać się z uwięzi i zniknąć z miejsca, w którym przyszło mu egzystować. Pomijając już sam stan prowadzonego, który był w istocie dosyć przerażający; jedna z dwu rąk odstawała w dziwnym, nienaturalnym odchyleniu, każdy krok jaki stawiał, wybrzmiewał w akompaniamencie serii przeszywających chrupnięć, zapuchnięte oczy niemal wcale nie ukazywały gałek. W przeciwieństwie do filmowej delikatności, tym razem ofiara nie odznaczała się drobną strużką krwi sączącą się dwuznacznie z kącika ust w dół podbródka i szyi. Usta w jednym miejscu miały półcentymetrową wyrwę, z której nieustannie wypływały spore pokłady parującej, ciemnej krwi. Włosy częściowo mokre od potu, częściowo od deszczu, dodatkowo zlepione sokami organizmu i splątane jak po kilkuletnim odwyku od wody i mydła. Cała sala w momencie wypełniła się mdlącym, kwaśnym zapachem świeżej krwi. 
Cha rozsiadł się tylko wygodniej, nie racząc przybyłych żadnym uprzejmym gestem, a wyłącznie czekając, aż posłaniec przeciągnie zmasakrowanego pobratymca przez całą długość pokaźnej "sali tronowej". Posadzka odbijała wyraziście stukot podeszwy i posuwiste kroki niższego z dwójki przybyłych.
Neutralny obserwator męki wziął w płuca syczący, głośny wdech i roześmiał się nisko, raczej łagodnie, a jednak z niecodziennie fałszywym wydźwiękiem.

- Hongbin, Hongbin... no i jak Ty wyglądasz, chłopcze, hm? - pokręcił z politowaniem głową, wstał ze swego rzeźbionego tronu i zbliżył się niespiesznie do pobitego, normalnie pewnie nieco trudnego do zidentyfikowania osobnika, dla wampira jednak nie stanowiło to najmniejszego problemu. Silni się czuli.

- Still better than you, fucker... - wysyczał nieco niewyraźnie poszkodowany, w grymasie bólu wykrzywiając usta w jadowity uśmiech i plwając gęstą śliną zabarwioną na jasną czerwień gdzieś w bok.

W tym momencie dało się wyczuć spięcie w postawie trzeciej persony, a w sekundę później znikąd spadł na brzuch pobitego silny, precyzyjny cios. Wampir zgiął się w pół, kaszląc spazmatycznie i wypuszczając z ust lepką strugę ciemnych od krwi płynów. Posadzka przybrała odcień karmazynu.

- Spokojnie, Leo. Nie tak nerwowo. Chciałbym z nim jeszcze troszkę porozmawiać, mój mały synek marnotrawny wrócił i muszę dla niego ubić jagnię. - czerwonowłosy wyglądał na wyjątkowo ukontentowanego całą sytuacją i tak jak poprzednio w niewyłapywalnie krótkim momencie znalazł się przy przeszklonym pudełeczku. Jego zawartość zaskomlała niemo, rzucając się w nienaturalnych konwulsjach po brudnej, najwyraźniej śliskiej podłodze. 

Akcja parła do przodu w zastraszająco szybkim tempie. Szklane drzwi rozszczelniły się zrywnie, Hakyeon wparował do środka bez chwili namysłu, złapał płaszczącą się karykaturę człowieka i przydusił do ściany, po chwili z donośnym zgrzytem przekręcając jego głowę daleko za granice możliwości.
Zeskoczył z podwyższonej na pół metra platformy, na której osadzone były klatki. Ścierwo włóczył za sobą zupełnie jak nic nie znaczący worek na śmieci, zostawiał za sobą cuchnącą woń zakrzepniętej i świeżej krwi, fekaliów i długo nie mytej skóry. Rzucił truchło przed nogi Lee, który mimo beznadziejnego stanu w jakim się znajdował, nie czekając na pozwolenie rzucił się na kolana, zatapiając kły w ramieniu ciała. Po chwili spędzonej w tej pozycji agresywnie wyszarpał zużyty fragment mięsa, w następnej kolejności wpijając się w okolice łopatek. Kilka razy zmieniał lokację, aż z ciała został niepełny korpus z poszatkowanymi fragmentami, topiący się we własnej posoce. Okolice żeber i ramion bieliły się odsłoniętymi kośćmi, mięśnie bezwładnie zwisały oderwane od swych pierwotnych lokalizacji, całe ciało, mimo pokrywającego je brudu i krwi, wyraźnie zbielało, nabierając nienaturalnie szybko odcienia wpadającego w fiolet. 

- Najedzone dziecko? No, to teraz doprowadź się do porządku. - Hakyeon machnął trywialnie dłonią, zawracając powoli niczym papież w kierunku swojego ukochanego miejsca spoczęcia. - A Ty Kruk możesz wyjść. Ravi jest Twój, nagroda za Lee Ci się należy. 

Bez cienia emocji na doskonałym obliczu, Leo oddalił się w kierunku jednego z zaryglowanych pokojów w nawie zachodniej, pozostawiając w sali tylko zakrwawionego trupa, Hongbina i ojca. Lee zajęło kilka dłużących się w nieskończoność chwil powrócenie do stanu używalności, ale wraz z odżywieniem organizmu, opuchlizna jęła stosunkowo szybko tracić objętość, złamaną rękę z głuchym mlaśnięciem nastawił, tylko odrobinę marszcząc czoło. Wziął bardzo głęboki oddech, wypychając zapadnięte żebra i nadając im pierwotny kształt, czemu ponownie zawtórowała seria kilku cichych chrupnięć. Siniaki i otarcia na oczach wchłonęły się w zdrową tkankę i już po kilku minutach przed Hakyeonem stanął Lee Hongbin w całej swej okazałości, prężąc się i szczerząc niczym seryjny morderca. Przechodząc w stronę tronu kopnął leżące na swej drodze zwłoki, z odrazą odsuwając je w mniej wadzące miejsce. 

- Tatusiu.. nawet nie wiesz jak za Tobą tęskniłem.. - przymilił się Bin, przyklękając przed Hakyeonem, który mierząc syna z góry uśmiechnął się jadowicie, sycząc zajadle i kręcąc z cynicznym niedowierzaniem głową. 

- Oj, Lee.. nagrabisz sobie kiedyś, nie żartuję. - warknął Cha, po czym pochylając się do przodu złapał Hongbina za kołnierz i przyciągnął do siebie, stymulując w taki sposób, by siadł okrakiem na jego kolanach. - Co to za pouchwalanie się z Parkiem, hm? Nie masz lepszych kolegów? Co, myślałeś, że nie wiem ile dla niego kradniesz? A to nasze zbiory, Binnie.. 

- Wiem, oczywiście. Chciałbym jednak zaznaczyć, że sam przyczyniam się do ich obecności w naszych magazynach. - szepnął odrobinę niepewnie rozmówca czerwonowłosego i wyprężył się przymilnie, podkulając ramiona i subtelnie wijąc miednicą. 

- I z tego co wiem dostajesz swój regularny przydział, prawda króliczku? - Cha przekrzywił zabawnie głowę, wbijając paznokcie w biodra towarzysza. - No chyba, że oddajesz ze swego, ale w to wątpię, mała żmijo. 

Zapadła dzwoniąca, chłodna cisza, odbijająca się od ścian rozszczepionym na kilkanaście dróg wstydem i niepokojem. Lee jak gdyby badał niepewny grunt, wyczekiwał, sprawdzał, czy ma liczyć ze strony potencjalnego przeciwnika na jakikolwiek kolejny ruch. Nie był uprzywilejowany na tyle, żeby pozwolić sobie w tym momencie albo na arogancję posuniętą na tyle daleko by potwierdzić przypuszczenia ojca, a kłamstwo byłoby zwykłą głupotą, kiedy ma się do czynienia z dwutorowymi rozmowami - tą, która wykorzystuje mowę, oraz przebiegającą bezpośrednio pomiędzy wampirzymi umysłami.

- Więc mam rację, kradniesz i to jeszcze nie ze swojego. Eh, Lee. Brzydko. Bardzo brzydko. - czerwonowłosy zacmokał z niezadowoleniem, po czym westchnął zrezygnowany. - I co ja mam teraz z Tobą zrobić, hm? Przecież dalej będziesz mu pomagał, zawsze miałeś obsesję na punkcie tego małego pokurwia.. 

- Jak my wszyscy, gwoli ścisłości. Tatuś wypruwa sobie flaki, żeby tylko dostać go w swoje.. łapki. - wymruczał z teatralną niewinnością w głosie, po czym pieszczotliwie przesunął wierzchem palców po ramionach rąk zaciskających się na jego biodrach. - Z resztą nie tylko sobie, wnętrzności innych równie dobrze się wypruwa..

- Masz asa w rękawie, kochany, też jestem tego świadom. Wiem, że możesz mi teraz wyjawić gdzie udał się Jimin, wiem też, że jesteś świadom braku poważnego zagrożenia związanego z milczeniem. Dlatego jeszcze nie wpierdoliłem Cię w brudne dyby, albo nie podwiesiłem w jednej z klatek. Ale uwierz mi na słowo, Binnie.. - tu zbliżył się do ucha swego rozmówcy i owionął je chłodnym jak północny wiatr oddechem - Nic nie dorówna temu jak zostaniesz wynagrodzony, jeśli zdecydujesz się go dla mnie zdradzić. 

Ostatnie słowa wybrzmiały godnie, podtrzymywane syczącym przez komnatę echem i przebiły się przez ciszę kilkoma nieregularnymi powtórzeniami. Zdradzić, zdradzić, zdradzić, adzić, dzić, ić..

- Dobrze, wiem, że to nie jest decyzja na już. Musisz nad tym trochę pomyśleć, przekalkulować, jasne.. - Cha wyraźnie miał coś jeszcze na myśli, jednak w słowo wkroczył mu jego milczący towarzysz.

- Nie trzeba. Wiem doskonale co zrobię. 

Powieki Hakyeona rozchyliły się nieco szerzej, a przy tym wpłynął na jego usta wyraźnie zaintrygowany uśmiech.

- Doprawdy? W takim razie..

- Nic a nic Ci nie powiem, spierdolino. Takie życie, nie? Powód banalnie prosty, kocham go najbardziej na świecie i jedyny cel mojego istnienia, to dbanie, żeby Park Jimin był cały, zdrowy i bezpieczny. A Ty sprawiasz zagrożenie. Nie dostaniesz go i już, słyszysz? Zawsze Ci ucieknie, zawsze będzie dalej i szybciej, bo Ty nieubłaganie słabniesz, a on rośnie w siłę. - Hongbin dumnie zakończył swoją wypowiedź, w ostatecznej konkluzji nie żałując ani jednego wypowiedzianego słowa. 

Cisza rozlała się jak ciepła posoka pomiędzy dwoma Silnymi. Lee jak umiał najlepiej odgradzał się od bombardujących go myśli Hakyeona, który starał się włamać do jego umysłu i wydobyć informacje siłą, po Cha nie było widać ani krzty wysiłku, czy emocjonalnej reakcji na wypowiedziane przez Bina słowa.

Po kilku, może kilkunastu minutach na twarzy Hakyeona pojawił się jeden, jedyny przebłysk jakiegokolwiek konkretnego wyrazu - czerwonowłosy skrzywił się lekko, z większą odrazą niż złością. Hongbin zaśmiał się w duchu z siebie samego i losu jaki go czeka.

Uderzył boleśnie w ścianę, momentalnie upadając na kolana i sapiąc głośno. Klatka była dość intensywnie naświetlona, wystarczyła chwila, aby zbielały mu źrenice, a skóra nabrała różowawego, alergicznego odcienia. Czuł się fatalnie, a już kilkanaście sekund później zaczął się intensywny, duszący kaszel. Powietrze się przerzedziło, krew zwolniła obieg. 

- Jesteś głupi, Lee. Ale mam wrażenie, że już to od kogoś usłyszałeś. Nie dostajesz drugiej szansy, żebyśmy się dobrze zrozumieli. Wyjdziesz, kiedy przyjdzie mi na to ochota, nie masz szansy na wykupienie, choćbyś w największym głodzie tępił sobie kły na ścianie i jęczał jak mała dziwka gdzie jest teraz Park. Po prostu przegrałeś, Bin. A teraz musisz zasmakować swojej porażki. - dodał na koniec, po czym zamknął przezroczyste drzwi, odchodząc bez pardonu i nie obracając się do ofiary ani na moment. 

Hongbin spróbował rozszarpać więzy założone na swoich nadgarstkach i kostkach, jednak sznury, jakich używali w pałacu nie były do zniszczenia nawet dla Silnego. Był w dupie. Całkowicie i doszczętnie. A podłoga lśniła od przyschniętej, brunatnej krwi. 


Czerń i rdza bez chwili na oddech brnęli przez niesprzyjające warunki pogodowe przez kolejne polany, zatrzymywali się w kolejnych lasach, szukali kolejnych schronów. 
Podążał ciągle niecałe dziesięć kroków za nimi. Niewidzialny i niesłyszalny. A może tylko ślepy i głuchy..


Do przeczytania! - Gabriel



5 komentarzy:

  1. Heeeej!
    Jestem tu nowa, więc miło poznać :D

    Przeczytałam Twoje shoty, opowiadania, wiersze, wszystko, co tam masz na blogu, i muszę Ci powiedzieć, że jestem pod wrażeniem. Piszesz bardzo ciekawie, konstruujesz interesujące fabuły w swoich tworach, a to opowiadanie to w ogóle chyba najbardziej mi się podoba.
    Jestem fanką szeroko pojętej fantasy, ale szczerze mówiąc, nie miałam przekonania do wampirów. To znaczy, kiedyś miałam, ale wszechobecne Zmierzchy parę lat temu i inne zmierzchopodobne twory mnie trochę zniechęciły.
    Jednak, muszę przyznać, że udało Ci się mnie zaciekawić tą tematyką znów. Ba, nawrócić niemal (niemal, bo, no cóż, Sparkling Edwarda chyba nie dam rady wyrzucić z pamięci, a szkoda). I do tego w połączeniu z BTSami... Ech, nie, dobra, zmieniam zdanie. Wielbię. Ale tylko tutaj, do tamtych książek się chyba nie przekonam.

    Jeju, nie. Hongbin, mam nadzieję że się uwolnisz. Lubię Cię, za to, że pomogłeś Jikookowi (chociaż z parringów z Jiminem wolę Yoonmina, ale niestety, Yoongi zajęty przez Silnego Namjoona). Nie no, kibicuję Hongbinowi, by jednak mu się udało.

    Ech... Oczywiście, jak zwykle, jak się rozpiszę, to połowa komentarza zazwyczaj nie jest na temat, ale cóż, takie życie. Wcale nie jak w Madrycie. XD
    W każdym razie, piszesz świetnie i mam nadzieję, że będzie tak dalej.
    Życzę Ci, byś znalazł/miał siłę, motywację, wenę i czas na pisanie.
    Hwaiting!

    Pozdrowionka,
    Eva

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział jak zwykle świetny, bardzo lubię to jak piszesz.
    Masz bardzo duży talent.
    A tak apropo "coś mi się należy". To mi się też się coś należy, bo komentuje zawsze i chce, żebyś mi w końcu odpisał jakiegoś uśmieszka! O!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest 5:30, wstaję na japoński i z dna serduszka wygrzebuję tylko dla Ciebie pokłady uśmiechu, wdzięczności i miłości ❤ dziękuję za każdy komentarz, hwaiting

      Gabryś

      Usuń
    2. Dziękuje XD Od razu mi lepiej, biedny się nie wyspał ;;

      Usuń
  3. Uwielbiam Twoje opisy i wszytko :)
    Rozdział wspaniały
    (zazdroszczę talentu)
    Czekam na kolejne części
    (kom krótki, ale jest)

    OdpowiedzUsuń