Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pt4. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pt4. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 9 lutego 2016

"Black hunger" cz.4

Tytuł: Black hunger

Paringi: Jikook #hardo (Park Jimin & Jeon Jeongguk)

Opis: Okej jokey, jak obiecałem, tak jestem. Tydzień minął, ja odsapnąłem trochę od pisania i wracam - mam nadzieję - ze świeżym poglądem na sprawę, trochę akcji, trochę pościgów, wybuchów, takie tam - typowo Gabi. Poza tym chciałbym wam mocno podziękować za dotychczasową ilość wejść, bo ostatnimi czasy przebijacie samych siebie, czym przyprawiacie mi pawie piórka, ale co tam.. czasem można. No więc jeszcze raz - jestem bardzo wdzięczny, a tutaj owego wyraz - kolejny rozdział BH, tym razem trochę bardziej idący w kierunku fabuły, więc oby wam się spodobał. Czy wreszcie coś drgnie z tajemnicą "taty" Jimina? Find out on your own~~


Czy byli parą?

No chyba nie. Bo w końcu jak - dwaj faceci i mieliby czuć się swobodnie w szkole pełnej tradycjonalistycznych heteryków? Jimin już wystarczająco wyróżniał się spośród tłumu, jawne zbliżenie się z mężczyzną skazałoby ich obu na licealne "wieczne potępienie". Niby Hoseok i Tae jakoś sobie radzili, ale to chyba zupełnie coś innego.
A przynajmniej tak czuł Jeongguk.

Od dnia, kiedy Park go pocałował, niewiele się tak naprawdę zmieniło. Fakt, teraz Jim okazywał mu co jakiś czas nieco więcej sympatii, jakiś drobnym całus w policzek, splecione palce. Ale w sumie to nic więcej. Byli dalej oficjalnie tylko kumplami z klasy; Jimin nie krępował się nim w żadnej sytuacji, ale sam rzadko kiedy stymulował powstawanie nieco bardziej intymnej atmosfery.
Ale kiedy Park przychodził do domu rodziny Jeon, byli sami. A kiedy byli sami, Jiminowi czarniały oczy i pierzchły wargi.
Kookie lubił obserwować jak sobie z tym radzi, jak się zmienia, walczy z instynktem. Chociaż musiał przyznać, że bał się niezwykle tej obezwładniającej niepewności - Jimin wyglądał tak zawsze, kiedy był z nim sam na sam. Jednak dowiedział się od niego kiedyś, że oczy czarnieją mu tylko, kiedy odczuwa intensywny głód. Nie zdradził nic więcej, tylko tą jedną, drobną informację.
Czyli kiedy byli razem, Jimin nagle stawał się zaskakująco głodny i musiał się męczyć?
Ale chyba nie przez Kookiego.. a jeśli jednak.. to czy w takim razie nie byłoby mu łatwiej po prostu go unikać..?

Przemknął w zawrotnym tempie przez gęstwinę ciemnego, szepczącego cicho lasu. Stąpał szybko, dokładnie wymierzając jednak każdy jeden krok i nie tracąc równowagi ani na moment. Był niczym cień, jeden z wielu spływających po smukłych pniach wiekowych drzew, którymi usiane było nierówne podłoże. Mech wytłumiał jego kroki, oddech miarowo wypływał z jego sinych, spękanych ust. Czarny wzrok pochłaniał okolicę, z dokładnością maszyny skanując każdy pagórek, norę i gaj. W najmniej oczekiwanym momencie zatrzymał się, umilkł całkowicie, nasłuchiwał. Uszy delikatnie drżały, wyłapując szelest drobnych łapek na suchych, opadłych do poziomu ściółki liściach. Nie oddychał. Szukał. Nos poruszał się prawie niezauważalnie, tropiąc zapach własnego pożądania. Zwrócił twarz ostro na lewo, paraliżując wzrokiem pobliskie zagłębienie terenu. Z prędkością nieosiągalną dla ludzkiego oka doskoczył do białego zwierzęcia w rowie, przyszpilił ostrymi palcami do gruntu, nacisnął precyzyjnie na odpowiedni idcinek tchawicy. Drobne stworzenie szamotało się jeszcze chwilę, próbowało wyrwać dosłownie przez zaledwie kilka sekund, aż do momentu, kiedy wiotkie kończyny opadły bezwładnie na brunatny mech.
Z kieszeni szarego płaszcza wyciągnął bardzo drobny, rzeźbiony w nieznane większości symbole, scyzoryk, który sprawnie otworzył, nacinając bez chwili namysłu futrzaną skórę ofiary. Instynktownie wiedział gdzie, wykonywał chirurgiczne rany w dokładnie obliczonych miejscach. Po chwili schował odrobinę zabrudzone ostrze do odzienia, złapał truchło za napiętą skórę na karku, dwa palce drugiej dłoni wciskając przez poczynione wcześniej nacięcia. Musiał być ostrożny i piekielnie dokładny. Naderwał skórę subtelnym pociągnięciem, odsłaniając pulsujące jeszcze pośmiertnie mięśnie i zastygłe, ciemno-granatowe żyły. Przysunął ciało do twarzy, sam również lekko się nad nim pochylając i zahaczył jednym z przerośniętych kłów o wystającą spomiędzy mięsa ciepłą linię życia. Ostrożnie otulił żyłę suchymi ustami, po czym zdecydowanym ruchem przygryzł fragment już wewnątrz swojej jamy ustnej. Ciepło rozlało się po jego języku, podtopiło zęby, spłynęło bordowymi strugami w dół gardła. Zmrużył powieki, wciągając szybko powietrze przez nos. Poczuł rozprzestrzeniającą się w podbrzuszu satysfakcję; dziką przyjemność z finalnie zaspokojonej palącej potrzeby. Zassał łapczywie tkankę w ustach, pochłaniając wyciekający zeń karmazyn. Odchylił głowę, pozwalając jabłku adama podskakiwać w rytm pragnienia, aż do momentu, kiedy ciśnienie spadło w żyłach na tyle, by te pękły gdzieś wewnątrz korpusu i zakończyły krwawą ucztę. Odłożył niechętnie trupa na ściółkę i wstał powoli, z delikatnym uśmiechem ma ustach.

Nieczęsto zdarzało mu się wychodzić na polowanie, raczej stronił od wypadów na żywe stworzenia, z czystego braku cierpliwości - dużo prościej było wykonać od niechcenia telefon do Hongbina, który przyfrunąłby do niego choćby ścigała go horda wściekłych tropicieli od tatusia. Dziś jednak zdarzył się ten wyjątkowy czas, kiedy siła i apetyt rozpierały go niemalże, powodując skok adrenaliny z każdym zapachem żywotności.
Przeczesał leniwie rude kosmyki grzywki, wreszcie choć trochę przyrumienione. Zielone tęczówki błysnęły chłodno, lustrując teren, pod wpływem dziwnego przeczucia. Zanim jednak zdołał ową intuicję zweryfikować z rzeczywistością, coś z cicha świsnęło przy jego boku, na co szybko rozstawił nogi w bojowej pozycji, bacznie przyglądając się otoczeniu. Zaraz gdzieś znad jego głowy posypały się suche strzępy gałązek. Zadarł wzrok, co jednak było ogromnym błędem, gdyż dokładnie w tym momencie dwie silne, kredowo białe dłonie pochwyciły materiał jego koszuli i uniosły bez widocznych problemów smukłą, chudą sylwetkę. Zdezorientowanie wzięło górę, a Jimim zamachał krótko kończynami, łapiąc nadgarstki napastnika i próbując je zgnieść. Nie widział jednak twarzy, nie miał pojęcia na co się porywa. Wkrótce cichy głos jak lodowe ostrze przeszył go świadomością tego jak bardzo miał.. przejebane.

- Smakowało? - szepnął delikatnie agresor, po czym cisnął rudowłosym w najbliższy dębowy pień, wpatrując się w poczynione zniszczenia wzrokiem kompletnie wypranym z emocji.

- Teraz Ty będziesz króliczkiem, Jimin. - dodał jeszcze, zbliżając się do leżącego i wyciągając w jego kierunku białe, prawie błękitne dłonie.

- L-l.. - zakrztusił się Jim i odetchnął kilka razy, zrywając się i zasłaniając dłońmi, w geście bezbronności. - Leo błagam! Poczekaj!!

- Aż sam się spalisz ze strachu? - odparł zlewając swój tembr z wiatrem i wpatrując się obojętnie w swoją małą ofiarę.

- Z-zaczekaj.. daj mi.. moment.. - sapnął Park i złapał się za obolałe żebra, które pod wpływem dotyku zatrzeszczały niebezpiecznie. No pięknie.

- Nie bądź głupi, Jimin. - zaśpiewał ponownie wyższy, zbliżając się kolejne dwa kroki do drżącego rudowłosego. - Obaj wiemy jak to się skończy.

- Nie możesz mnie zabić!! - wrzasnął rozpaczliwie zielonooki i zacisnął posiniałe ze strachu pięści.

Na moment zapadła cisza, pod intensywnym, jednak niespotykanie delikatnym, ciemnym spojrzeniem Taekwoona. 

- Masz rację. Nie mogę. - skinął głową rozmówca Rudego i spokojnie wysunął z kieszeni lśniącą, błękitną paczkę papierosów.

- Huh? - zawahał się Jimin, próbując usilnie wyprostować pogruchotane kości - A-ale.. jeśli nie.. to po co Cię nasłał.. - odparł już nieco pewniej i stanął stosunkowo prosto.

Wiatr wył momentami nieco głośniej, dołączając się do rozmowy i wyrażając ulotne opinie. Czarnowłosy nie odzywał się ani słowem, spokojnie oddychając dymem i wypuszczając go w eter, po czym chłodnym spojrzeniem obserwował jak oplata napotkane na swej drodze gałęzie, jak je sznuruje, dusi i pozostawia za sobą już martwymi, sam wznosząc się tylko wyżej i wyżej.

- Mogę zabić coś, co należy do Ciebie. - Taekwoon wsunął smukły papieros do ust, momentalnie zaciągając się śniegowym dymem.

- Nie zastraszy mnie, nie mam nikogo wśród Słabych. - wzruszył od niechcenia ramionami i przybrał maskę chłodnej powagi.

- Naprawdę chcesz teraz blefować, Jimin? Skretyniałeś do reszty?

- Żaden blef. Nikogo i tyle.

- Ty jednak jesteś głupi, Jimin.. Ale dobrze więc. - zakończył nieco ostrzej czarnowłosy i wyrzucił w połowie spalonego papierosa. - W takim razie nie obrazisz się, jeśli teraz udam się w odwiedziny do mojego serdecznego przyjaciela.

Jimin przełknął ślinę, starając się pozostać kompletnie niewzruszonym, co dla oka ludzkiego wyglądałoby zupełnie przekonująco, jeden z Silnych mógłby jednak bez trudu wyłapać każde zachwianie woli u drugiego.

- Porozmawiamy chwilę, może w coś pogramy. Będziemy się naprawdę dobrze bawić. - pokiwał kruczą głową stonowanym gestem. - Zaprosiłbym Cię, ale.. chyba byłbym zazdrosny.

- Spasuję. - Park wyszczerzył lśniące, przerośnięte kły w nieładnym, krzywym uśmiechu.

Leo już bez słowa skinął głową po raz kolejny i posłał Rudemu ledwo dostrzegalny, cichutki uśmiech.

"Zdążysz?" usłyszał jeszcze Jimin gdzieś w podświadomości, po czym stracił kruka z oczu, pozostając sam. Zadrżał ze zdenerwowania i wplótłszy palce w rude kosmyki, szarpnął nimi kilka razy, wydając z siebie bulgoczący, ciemny growl.

Kiedy opanował strach a zimny pot starł wierzchem dłoni z czoła, zerwał się szybko, momentalnie obierając za cel dom rodziny Jeon. "Zdążę..?" mruknął do siebie w myślach, czując jak bardzo niecodzienne dlań uczucie przeszywa jego tkanki szybciej niż by sobie tego życzył, jak stres sprawia, że nie umie logicznie myśleć.
Jedyne co kołatało się w jego obolałej głowie, to jedna, wprawiająca go w konsternację i zakłopotanie myśl: "Biegnę tam, bo zależy mi na Kookiem?". Bez przerwy zadawał sobie to pytanie, znów i znów, starając się zracjonalizować jakoś swoje nerwy i zbyt szybko tętniący organ w klatce piersiowej. Nie mógł tak przejmować się Słabym, nie mógł. To się nie mieściło w jego obowiązkach, ani nawet prawach gwoli ścisłości. Nigdzie się to nie mieściło.
A jednak gnał teraz na zabój, pragnąc tylko jak najszybciej dotrzeć do Jeongguka, być pewnym, że nic mu nie jest, że wszystko gra, jest okej..
Wypadł z lasu, za sobą pozostawiając tylko łopoczący wiatr. Teraz dwie ulice, skręt nad rzekę i będzie na miejscu.. Tylko czy zdąży, czy zdąży.
Serce waliło mu jak oszalałe. Bał się. Nigdy nie odczuł podobnego doznania, przez wszystkie stulecia, uczucia maksymalnie przyspieszały jego puls tylko na moment, tak, że zrównywał ze Słabymi. A teraz.. teraz wszystko w nim tętniło, słyszał wewnątrz siebie łomot tłoczącego śliwkową posokę narządu.
Musi zdążyć, to najważniejsze. 
Żebra chrupotały przy każdym pojedynczym kroku.
Musi zdążyć.
Przed Leo.
On go..

Drzwi rozchyliły się spokojnie, pod matczynym dotykiem pani Jeon.

- Kookie? Ktoś Cię odwiedził.. - szepnęła z uśmiechem, rozczulona widokiem syna z uwagą studiującego notatki z lekcji.

- Uh? O tej porze? - burknął tylko Jeongguk, zerkając kątem oka w wyświetlacz telefonu, zaraz jednak zamykając zeszyt i zwlekając się po schodach na parter.

W progu sterczał jegomość z nisko opuszczoną głową, ociekający kroplami deszczowej wody. Chłopak instynktownie wyjrzał przez okno - padało. Nawet nie zauważył kiedy zaczęła się przytłaczająca burza z piorunami.

 - P-pan do mnie? - mruknął cicho, wyciągając do nieznajomego dłoń, kiedy ten wzniósł wzrok i ofiarował Jeonowi błyszczące, trochę jakby niepokojące spojrzenie.

- Jeon Jeongguk? - odparł sykliwie czarnowłosy i wyszczerzył nieco pożółkłe zęby, wycierając zabrudzoną niewiadomą substancją dłoń w połę brunatnej, nieco podartej kurtki.

- W czym mogę pomóc. - uciął krótko chłopak, zaniepokojony dziwnie znajomymi iskrami kryjącymi się w oczach mężczyzny.

- To ja Ci mogę pomóc. Ale czasu nie ma wiele.

- Chwila, zaraz.. Kim pan jest, co pan robi w moim domu?

- Dzieciaku.. - warknął czarnowłosy, odgarniając z czoła przydługą, prostą grzywkę. - Słuchaj się, albo niedługo nie będzie Ci tak żywo. - dodał, po czym złapał lodowatą dłonią nadgarstek Kookiego, na co ten otworzył szerzej oczy.
Nie możliwe.. czy to był..

- Powiedz mamie, że wychodzisz na spacer. - rozkazał stanowczo, przeciągając już młodszego przez próg i nasuwając kaptur na włosy.

- Mamo! J-ja.. ja wychodzę! - krzyknął nieco płaczliwym głosem, bacznie obserwując połyskliwe tęczówki mężczyzny stojącego naprzeciw siebie.

- Wrócę późno.. - dodał po namyśle, a kruczowłosy z usatysfakcjonowanym uśmiechem przeciągnął go przez próg i bez namysłu zatrzasnął za sobą ciężkie, zroszone burzowymi łzami drzwi.


Do przeczytania! - Gabe



sobota, 16 stycznia 2016

"Obiecuję" pt.4/5

Tytuł: "Obiecuję"

Paringi: Vhope (Kim Taehung & Jung Hoseok), Vmon (Kim Taehyung & Kim Namjoon), Jikook (Park Jimin & Jeon Jeongguk)

Opis: Oki, ciśniemy dalej. Naprawdę się rozkręciłem i coś czuję, że prędko tego nie skończę. Chociaż mam nadzieję, bo moje wielkie plany fikowe spoczywając w gruzach, przez takie randomowe, dzikie ficzki, które nagle wpadają mi do głowy i nie chcą wyjść. No ale - kolejny rozdzialik, snujcie domysły co się stanie, wchodzę w cholerną dramę, ale bardzo mi się to podoba, więc trudno. Będę pisał dramy. #choryGabi #pisałemzgorączką #wybaczciejeślicośniepyknie


Sytuacja zaczęła być konkretnie irytująca. 
Od dnia, w którym Taehyung poznał Namjoona, życie Hoseoka opierało się na zazdrości i wścieku jelit na widok tego upośledzonego murzyna. Tae bujał się z nim cały czas, dosłownie na każdej jednej przerwie i to zdecydowanie zbyt śmiele, jak na kolegów. A Hobi musiał to obserwować, bo jeśli będzie się rzucał, to wszyscy zaczną podejrzewać co jest na rzeczy. Był więc między młotem a kowadłem. I nie mógł pogodzić się z rzeczywistością, jaki wredny los na niego przygotował. 

Namjoon za to czuł się świetnie. Od pierwszego spotkania był przekonany o gejowskich zapędach Hoseoka, dlatego specjalnie spytał pamiętnego dnia o to, czy idzie się spotkać z dziewczyną. Odpowiedź "nie", była wszystkim, czego Kim potrzebował do szczęścia. Zwłaszcza, że potem poznał TaeTae, który był niewątpliwie najsłodszym płodem tej ziemi. A i młodszy najwyraźniej uznał go za wystarczająco interesującego, by olewać swojego dotychczasowego chłopaka i spędzać z nim całe przerwy. 

Często też zdarzało się, że siedzieli we trójkę. Te momenty były najkomiczniejsze. Oczywiście dla nikogo tak bardzo jak dla Tae. Wreszcie czuł, że żyje. Dwóch facetów, niczego sobie z resztą, z tego jeden, któremu oddał serce w wieku lat dwóch, a może i wcześniej, a drugi, który sprawiał, że czuł to śmieszne uczucie w podbrzuszu za każdym razem, gdy na niego spojrzał. I co najlepsze w tym wszystkim - obaj go pragnęli. I kłócili się o niego, walczyli i starali. Właśnie takiej atencji potrzebował Taehyung, takiej, która by go stuprocentowo satysfakcjonowała. Był rozchwytywany i podobało mu się to. Nawet bardzo. 

Ale pewnej przerwy Hoseok postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i to dosłownie. Nie zważając na możliwość bycia złapanymi, po prostu zaciągnął Tae do męskiej ubikacji i.. hm. Zabrał co swoje. Młodszy na pewno nie narzekał. 

A Namjoon przesiedziałby całą długą przerwę w samotności. Gdyby nie pewna dwójka. 

Weszli do szkoły z podwórka wymieniając z zapałem zdania i śmiejąc się bez skrępowania. Kim przekrzywił głowę, jak miał w nawyku i postanowił chwilkę ich poobserwować. Stanęli pod salą, w której lekcje miał mieć Tae. Hm. Czyli najwyraźniej, któryś z nich chodzi z nim do klasy. Ciekawe. 

Jeden z chłopców był wyższy, miał farbowane na czarno, przydługie włosy. Ubrany w koszulkę z logiem deathmetalowego zespołu najpewniej, gdyż Nam ile by się nie starał, nie dałby rady się rozczytać z tego chaosu w szambie. Do tego czarne rurki, odrobinę zdarte glany. Hm. Typowy emosek. Ale nie można mu było odmówić urody.

Drugi za to prezentował sobą całkiem inny styl. Włosy także farbowane, czerwonawe, chociaż chyba bardziej pomarańcz. Pozostawmy odcienie profesjonalistom, Namjoon nigdy nie znał się na kolorach. Do tej fantazyjnej fryzury, niższy nosił bardzo niemęski, za to uroczy granatowy golfik, w drobne, białe paski. 

Na sto procent byli razem. 

Nam nie miał ani odrobiny wątpliwości. Zwłaszcza przyglądając się temu, w jaki sposób niższy patrzył na emoska. Swojego emoska. Kim aż uśmiechnął się pod nosem, zaczynając wyobrażać sobie jak musi wyglądać ich słodziaśna relacja. Na pewno byli mniej skrępowani niż Hoseok z Tae. Dlatego, zdaniem Nama, młody marnował się przy tym kołku. Seok za bardzo się bał, był skupiony na swojej opinii, a nie powinien, mając dla siebie taki skarb jak Taehyung. Sam nie wiedział jak starszy tego dokonał, ale musiała się za tym kryć jakaś dłuższa historia. 

Na huk drzwi męskiego, obrócił się szybko, lustrując TaeTae ze zdecydowanie zbyt dużymi wypiekami. Starał się udawać, że najnormalniej był się odlać, ale na kilometr można było usłyszeć łomotanie jego serca. Uśmiechnął się szeroko i sugestywnie, kiedy Taehyung ostrożnie usiadł obok niego i głęboko odetchnął.

- Jak tam? - mruknął Nam, zerkając na nowo przybyłego kątem oka, nadal nie mogąc powstrzymać pchającego się na usta uśmiechu.

- Super. Serio. Dobrze jest. - odparł Taehyung zachrypniętym głosem, a Namjoon prychnął pod nosem i podkulił ramiona. 

- Podejrzewam. Hej.. znasz ich? - rzucił starając się nie wprowadzać Taehyunga w jeszcze większe zakłopotanie i głową wskazał w kierunku pary stojącej pod salą lekcyjną młodszego.

- Mówisz o tym rudym i wampirze? Jasne, to Jimin to mój najwierniejszy życiowy prześladowca. Ale na szczęście Jeongguk go rozprasza. - młody aż uśmiechnął się lekko i przeczesał grzywkę. 

- Są razem?

Tae przybrał barwę cegły i zlustrował Namjoona z szeroko otwartymi oczami.

- Co? To jakaś tajemnica jak Ty z Hoseokiem?

Nam nie sądził, że młody Kim może być jeszcze czerwieńszy niż do tej pory. A jednak.

- Oj no nie patrz tak na mnie. Robicie z tego takie halo, jakby poza wami nie było gejów w szkole. No proszę was, dajcie spokój. Poza tym to widać. Tak jak u nich, wystarczy, że zobaczysz jak ten rudy patrzy na tego drugiego.. Jungguka, czy jak mu tam. 

TaeTae chyba pierwszy raz sprawił wrażenie, jakby ktoś zamknął mu usta na klucz. Rumieniec nieco mu już zszedł i wydawało się, że ochłonął. Kiedy policzki wróciły do względnie normalnej barwy, spojrzał z zainteresowaniem na Namjoona.

- A.. a Ty?

- A co myślałeś, że tak tylko się z wami bujam?

- Uh.. i nie boisz się tak na głos? Przecież, ludzie..

- I co ludzie Ci zrobią, Taehyung? - warknął Namjoon, wczuwając się w temat. Uwielbiał dyskutować o wychodzeniu z szafy i swoich prawach. Taki typ, nie lubił, kiedy ograniczało się go ze względu na to, kim jest.

- No będą gadać, a mało było pobić ze względu na orientację.. - jęknął po chwili namysłu młodszy, obserwując płonące pasją tęczówki starszego Kima. 

- W takim razie potrzebujesz kogoś, kto pobije tych, którzy będą chcieli Cię skrzywdzić. - odparł na to starszy, cichym, przyjemnie chrapliwym, a do tego głębokim, ciemnym głosem, wpatrując się w Tae chyba zbyt intensywnie, ale jebać. Tak czuł i tyle. - Hoseok jest takim kimś? - zapytał jeszcze, unosząc dumnie głowę i nieco się spinając.

Kasztanowłosy opuścił szybko wzrok z szeroko rozchylonymi powiekami i zaplótł nogi w nerwowym geście. Namjoon za to rozsiadł się wygodnie, stwierdzając swoje bezapelacyjne zwycięstwo. Zaraz dołączył wspomniany wcześniej Hobi i zajął miejsce obok ciągle nieco skrępowanego Tae.

- Coś nie tak? - westchnął, starając się nie zabrzmieć w towarzystwie na zbyt zmartwionego. 

- Nie. Wszystko dobrze. - Tae podniósł szybko głowę i obdarzył Hoseoka wyjątkowo czarującym, słodkim uśmiechem. Ten zmarszczył brwi i rozejrzał się nerwowo, czy aby nikt inny tego nie dostrzegł. Namjoon bezustannie kątem oka kontrolował rozwój akcji.

W pewnym momencie TaeTae pochylił się w kierunku swojego partnera, w oczywistym geście. Hoseok natomiast odsunął się szybko, wstał jak poparzony i otworzył szeroko oczy.

- Co Ty robisz? Chory jesteś? Przerwa, wszyscy patrzą? Coś Ci się chyba pomieszało, Taehyung... - Hobi pokręcił głową i przeczesał grzywkę, starając się ochłonąć ze stresu. 

I zanim Tae zdołał z siebie cokolwiek wydobyć, ich uszy przeszył ostry, nieprzyjemny dźwięk dzwonka obwieszczającego koniec przerwy. Hoseok obrócił się szybko i prawie odbiegł w kierunku skrzydła, w którym miał teraz lekcję. Namjoon niedługo później także dźwignął się z ławki, po drodze pochylając nad bladym Taehyungiem i opierając dłonie o jego uda.

- I co? On Cię obroni? - mruknął dyskretnie, unosząc brwi w cynicznym, smutnawym uśmiechu.

- J-ja.. - miauknął Tae, spoglądając na starszego i wzdychając głęboko.

- Nie Ty. TaeTae, zrozum. Nie jesteś winny jego brakowi jaj, ale za to on jest winny Twojej smutnej mince. - Nam zacisnął pełne wargi w półuśmiechu i skubnął pieszczotliwie policzek młodszego. - Teraz się nie zadręczaj, po prostu o tym pogadajcie. Nie chcę niczego psuć, ale nie pozwolę, żeby sprawiał, że czujesz się źle. - zadeklarował się jeszcze i uśmiechnął ciepło.

- H-hyung.. Ale.. Jak ja mam z nim o tym rozmawiać, on nigdy nie będzie chciał wyjść na jaw z "nami". - oczy Taehyunga nieco posmutniały, a zapał spłynął z jego buźki.

- Musisz wszystko sobie przemyśleć, Tae. Wiem i rozumiem. Tylko nie poświęcaj się za bardzo. Jesteś wart kogoś lepszego. - nie zwracając uwagi na jednego, czy dwóch gapiów, przeczesał delikatnie włosy młodszego swoimi smukłymi, długimi palcami, na co na nadwyrężonych już i tak policzkach, ponownie wykwitły różyczki urokliwych rumieńców. Namjoon bardzo zadowolony z siebie odsunął się i wyprostował przed chłopcem.

- Namjoonie, pogadamy jeszcze o tym? Chyba muszę wreszcie komuś się zwierzyć..

- Taeś, jestem zawsze dla Ciebie. I będę. Obiecuję.

A w klatce piersiowej Taehyunga coś załomotało i przypomniało słowa innego mężczyzny, który teraz zostawił go i nawet nie obejrzał się za siebie. Chyba naprawdę musiał poważnie przemyśleć czego oczekuje od swojego partnera. Wreszcie ktoś otworzył mu oczy i pokazał, że Hoseok nie jest jedynym facetem, który może dać mu szczęście. 
Całą resztę dnia w szkole, Tae zastanawiał się, rozmyślał i analizował sytuację, w którą wrzuciła go fortuna. Z jednej strony dopiero zaczął odkrywać, że nie na Hobim świat się kończy i był niepewny swoich uczuć, z drugiej coś wewnątrz chłopca łkało o zmiany, żeby ktoś wreszcie na oczach innych zamknął go w ramionach i spił pocałunek z ust. Żeby ludzie mu zazdrościli. 

Tylko kto jest w stanie mu to zapewnić?

Hoseok? 

Wiecznie przestraszony, chcący sekretów i tajemnic przed innymi, bojący się nawet głupiego buziaka pod koniec przerwy? 

Chaos. Wewnątrz głowy Tae miał miejsce chaos. W tym chaosie brał udział Hobi, ale też Namjoon, a nawet Jeongguk z Jiminem. Naprawdę byli razem? Podejrzewał taką opcję, ale nigdy ich nie przyłapał.. mimo to uwaga hyunga była trafna, Jimin patrzył na młodego w taki sposób, że uśmiech sam wpływał na usta. 

Kto patrzył na Tae w taki sposób? 

I pierwszy raz w jego głowie z chaosu kilkunastu twarzy pozostała jedna.
Z ciemną karnacją, pięknymi, obfitymi ustami i przenikliwym, zmysłowym spojrzeniem. 


Do przeczytania! - Gabek



piątek, 27 listopada 2015

"Strawberry Buisness" - RP (feat. Nemi) pt.4

Title: "Strawberry buisness"

Pairings: Jihope ( Park Jimin & Jung Hoseok)


Summary: W porządalku, jestem, żyję, LaB nie zabił mnie do końca ;w; Przy okazji chciałbym z radością zapowiedzieć zbliżającą się nową serię, cały aż się trzęsę na myśl jak świetne to będzie, ale na chwilę obecną żadnych spoilerów, czekam grzecznie razem z wami. A teraz kolejna porcja super seksownego, coraz odważniejszego Jihope'a, kochajcie się ~~

(XD)


Fakt, że po prostu stałem w miejscu, dopóki chłopak z obsługi nie wyszedł, był cokolwiek nieadekwatny do poprzedniej sytuacji. A i wtedy dopiero za namową Hoseoka usiadłem.  Opadłem więc na kanapę obok niego i przez wcześniejszą obecność kelnera, a szczególnie jego spojrzenie, znów się skrępowałem. Poprawiłem włosy i sięgnąłem po jedną z truskawek maczając ją w czekoladzie.
- Dlatego rozważ powrót. Widać że sprawia Ci to radość.  - mój uśmiech teraz był nieco bardziej wysublimowany. Kończąc zdobienie owocka polewą przysunąłem go do ust i ugryzłem kawałek. Słodkie smaki zmieszały się w moich ustach tworząc pyszną kompozycję, zjadłem resztę owocu i oblizałem palec z czekolady, która kapryśnie po nim spłonęła. Przymrużyłem oczy delektując się smakiem i mruknąłem z zadowolenia całkowicie przypadkiem, nawet nie zdając sobie sprawy z tego że tak robię. Taka mała przyjemność a tak cieszy. 


*


- Smakuje? - wyszczerzyłem arsenał równych, białych zębów, bacznie obserwując poczynania Jimina. Nie, żebym był prawie stuprocentowo pewien, że robił to specjalnie; oblizując palce i nieznacznie, acz słyszalnie mrucząc, ze mną tuż obok. Powtórzyłem proceder zainicjowany przez czerwonowłosego, sam będąc zmuszonym do oblizania z palców kapiącej czekolady. Eh, taki kaprys. Przełknąłem słodycz, z zadowoleniem wypisanym na twarzy, usadzając się nieco wygodniej i chwytając kolejną truskawkę smukłymi palcami.
- Radość sprawia mi także negocjowanie porozumień między-firmowych, czytanie dokumentacji salda przychodów mojej korporacji i oglądanie oddanych swym zadaniom sekretarek. - uśmiechnąłem się sugestywnie, starając nieco zaigrać z emocjami mojego uroczego współpracownika. 


*


Pokiwałem głową w odpowiedzi na jego pytanie i sięgnąłem ponownie do półmiska tym razem po zjedzeniu oblizując kąciki ust z kocim uśmiechem na ustach. Ach, a ten znowu o firmie... ale chwila, sekretarki? Przyjrzałem mu się przez chwilę nie okazując żadnych emocji na twarzy.
- No tak ty masz sekretarki. - wywróciłem oczyma, zastanawiając się jak w takim razie wygląda jego biuro, że ot tak ogląda sobie kobiety przy pracy. Westchnąłem zamyślony, a kolejny z owoców trafił do moich ust. Natomiast czekolada miała tym razem nieco inne plany i spływała mi w leniwym tempie z kącika w dół na podbródek. Co zaskakujące Hoseok chyba właśnie śledził ją wzrokiem.

*


- Też będziesz miał. - wzruszyłem nieco arogancko ramionami. 
Po kilku dłużących się sekundach świdrowania wzrokiem tej jednej cholernej kropelki czekolady, miałem dość czekania. Skręciłem się nieco w kierunku swojego rozmówcy i przysunąłem, podkreślając pewnymi gestami zdecydowaną wyższość i swego rodzaju dominację. Uśmiechnąłem się niewinnie, jedną ręką opierając nisko o jego udo, przy okazji wreszcie czując pod palcami wcześniej wyobrażane od dłuższej chwili mięśnie, drugą natomiast sięgając ku twarzy młodego.
- Pozwolisz. - mruknąłem unosząc beztrosko brwi i wierzchem palca wskazującego ocierając ciekłą słodycz. Jak przyjmiesz ten gest, tancerzyku?

*



Zerknąłem na jego dłoń na moim udzie, ale sam dotyk spowodował, że znów zrobiło mi się goręcej. Kiedy jego dłoń była przy mojej twarzy zarumieniłem się po raz drugi dzisiejszego dnia. Delikatnym lecz pewnym ruchem pokierował swój palec tuż przy moich wargach, a korzystając z tego, że nie cofnął od razu dłoni odpowiedziałem czymś równie wykraczającym poza savoir vivre spotkania biznesowego. Mianowicie wziąłem jego palec do ust zlizując z niego to co otarł z mojej twarzy.
- Nie może się zmarnować. - zamruczałem patrząc w jego ciemne oczy, co było już dość perwersyjne. 


*


Wysoce zaintrygowany uniosłem jedną brew. Mimowolnie oblizałem dolną wargę, obserwując jak obejmował ustami mój palec. Odważniej niż przypuszczałem, no no..
- Istotnie, byłoby szkoda. - zamruczałem w odpowiedzi, nawet nie drgnąwszy, jednak nieco zaciskając palce na udzie Jimina. Co jak co, ale manipulowanie miałem w małym palcu. Odsunąłem się więc jak gdyby nigdy nic, chwytając truskawkę i mocząc ją obficie w czekoladowym sosie. Gdy znalazła się tuż przy mych rozchylonych ustach specjalnie pozwoliłem nadmiarowi czekolady skapnąć poniżej dolnej wargi, sam zaraz wgryzając się powoli w owoc. Wzrok Parka, tak skupiony na mnie, sprawiał mi niemałą satysfakcję, to prawda.  


*


Czułem że mu się podobało co zrobiłem i to dosłownie. Palce zacisnął dość mocno na moim udzie.
Czyli Cię pociągam co? Dobrze mieć pewność... kij z tym, złamiemy najwyżej parę zasad, ale w końcu nie raz wdawałem się w gierki tylko jednorazowo. Może to też będzie bez zobowiązań? Uśmiechnąłem się niewinnie i przysunąłem nieco bliżej niego czekając, aż przełknie owoc. Widząc ruch jabłka adama nachyliłem się nad jego twarzą i zlizałem kropelkę czekolady z jego brody.
- Tego też by było szkoda. - stwierdziłem intonując głos na naiwnie uroczy.
Panie Jung co Pan na to? To też się Panu spodoba?


*


Ponownie zlustrowałem go swoim nieco zblazowanym, aczkolwiek usatysfakcjonowanym spojrzeniem. Stawiał wszystko na jedną kartę, ryzykował skubaniec. Mógłbym teraz na przykład zrujnować jego życie.. miałem w garści wszystko co robił, każdy najmniejszy gest należał do mnie. Sycąc tym swe imperatorskie żądze, skupiłem się jednak na tym, co mogłem jeszcze dzisiaj otrzymać. A zapowiadało się naprawdę ciekawie.
- Doprawdy? - zaintonowałem melodyjnie, lecz nisko i zaraz wcale się nie odsuwając, a bez przerwy mierząc z Parkiem spojrzeniem, sięgając ku tacy. Tym razem nie po owoc. Zanurzyłem opuszki dwóch palców w czekoladzie, po czym przysunąłem je blisko ust Jimina, nawet nic słownie nie sugerując. Był pojętnym chłopcem i wyglądało na to, że dobrze wie co robi. Postanowiłem więc trochę pooglądać. Uśmiech wpłynął szerokim łukiem na moje wargi.


*


- Mhm. - mruknąłem znajdując się milimetry od jego twarzy. Wiedziałem że igram z ogniem i mogę się sparzyć. Ale gra była warta świeczki. Kto nie ryzykuje, przecież nie zyska.
Ująłem jego dłoń w moją kiedy tylko przysunął palce pod moje wargi. To teraz trochę się zabawię. Najpierw musnąłem ustami ich opuszki i kusząco oblizałem wargi następnie przesunąłem językiem po całej ich długości by następnie je nim opleść i włożyć oba do ust obniżając je dokładnie i językiem drażniąc je w sposób pobudzający wyobraźnię. Kiedy skończyłem uwolniłem jego dłoń z uścisku i uśmiechnąłem się szelmowsko, mrużąc przy tym oczy.


*


- Cóż, panie Park.. - zamruczałem wyjątkowo ponętnie, nawet w nieco obfitszy sposób niż zamierzałem.
- Przewiduję owocną współpracę. - skwitowałem jeszcze, po czym sięgnąłem, przed momentem tak przyjemnie potraktowaną, dłonią ku owocom. Truskawka, czekolada, muśnięcie językiem. Jednak nie wsunąłem jej w usta, a przynajmniej nie własne. Najpierw jakby znudzonym gestem naznaczyłem kilkoma ciepłymi kroplami delikatnie odsłonięty fragment szyi czerwonowłosego, zaraz później owoc podając mu do ust. Sam, w trakcie gdy ten zajął się konsumpcją, nachyliłem się głębiej, wymuszając by nieco odchylił głowę. Przesunąłem lepkimi od słodyczy wargami po skórze Jimina, wreszcie pozbywając się słodkich kropel powolnymi, przeciąganymi liźnięciami. Przy okazji kilkakrotnie, w już chyba lubieżny sposób, ssąc jego niespotykanie delikatną jak na mężczyznę skórę. 


*


Jego pomruki brzmiały cudownie. A to co powiedział sprawiło mi ogromną satysfakcję. Ach i ta aluzja do owoców. Perfekcjonista z niego. Zjadłem, co podsunął mi pod usta i przymknąłem oczy przechylając głowę w bok. Czułem jego wargi, które były miękkie, a zdecydowane w tym co robiły. Kiedy zaczął ssać moją skórę wydałem z siebie coś jakby westchnięcie rozkoszy. A to wszystko przez to że moja szyja jest nadzwyczaj wrażliwa. Położyłem mu jedną dłoń na ramieniu i starałem się nie ponawiać westchnień, co było niestety bardzo trudne. W połączeniu z moja wrażliwością w tych okolicach i jego doskonale sprecyzowanymi poczynaniami przez mój kręgosłup przeszedł intensywny dreszcz. Taki zwiastujący tylko więcej przyjemności. 


*


Miałem nieodpartą ochotę sprawdzić pewną kwestię, co oczywiście zaraz urzeczywistniłem; wcale nie mocno, a raczej pieszczotliwie złapałem zębami kawałek jego skóry, delikatnie go przy okazji oblizując. Dźwięk, jaki z siebie wydał, rozwiał moje wszelkie wątpliwości. Pchnąłem go powoli tak, by ułożył się na plecach. Pierwej jednak zlustrowałem zniesmaczony jego odzienie.
- Yh.. zdejmij to.. - prychnąłem, zaraz jednak uśmiechając się szeroko. Nie będę go rozbierał, e-e, to on miał się przede mną negliżować. Kolejna forma detalicznego zaspokajania potrzeb. Na widok opalonego, umięśnionego ciała wydałem z siebie głośny, intensywny pomruk.


*

Nie mogłem powstrzymać cichego jęku gdy tylko poczułem jego zęby na swojej skórze. Było to dość krępujące i zawstydzało, czego skutkiem oczywiście były rumieńce. Ale o wiele intensywniejsze od tych wcześniej. Moja twarz wręcz płonęła. Rozpinając do końca koszulę niby przypadkiem trąciłem kolanem jego krocze... skoro jestem na dole mogę go przynajmniej ponakręcać.
- Z resztą mi pomóż, Hyung.. - złapałem go za krawat i pociągnąłem bliżej ponownie ocierając się o niego. Czekałem przy tym czy jednak nie pokusi się o zdjęcie ze mnie reszty ubrań. W końcu brzuch prezentował się na tyle dobrze, że może sam zechce odkrywać resztę mojego ciała. 

*

- Skoro nalegasz. - wzruszyłem ramionami nic sobie nie robiąc z takiego obrotu sytuacji. Poza tym.. mogłem sobie pozwolić na jeden wyjątek, a co mi tam. Widok przed oczami był aż nazbyt wynagradzający. Piękny, świetnie wyrzeźbiony brzuch, delikatnie falująca pod wpływem oddychania klatka piersiowa, wyraźne mięśnie. Szybkim, nieco zniecierpliwionym ruchem zsunąłem koszulę z ramion młodego. Wtem przypomniałem sobie o pewnej broni jaką dysponowałem. Zaraz moje palce zanurzyły się w czekoladzie, po chwili zawisając nad torsem i brzuchem Jimina, na który obficie spadały słodkie krople. Resztę pokazowo przed nim oblizałem, po czym przylgnąłem do jego skóry, wyprawiając z nią podobne rzeczy co wcześniej z szyją. Wodziłem językiem po kształtnych mięśniach, zlizując przy okazji czekoladowe plamki. Czystą dłonią także postanowiłem nieco podrażnić swój łup, skupiając się na delikatnym trącaniu opuszkami jego twardych sutków. Gdy mokre pocałunki znalazły się przy linii jego spodni, poczułem jak zawija pode mną biodrami. Cóż za uroczy chłopiec, nie wierzę. 

*

Naprawdę ekscytujące było to co robił. Dotyk jego ust i dłoni działał na mnie niesamowicie intensywnie. A muszę nadmienić, że żaden z nas nie był pijany i wszystko działo się zupełnie świadomie. Mój oddech przyśpieszył nieco kiedy muskał moje podbrzusze. Swoje dłonie położyłem na jego ramionach i zacisnąłem palce na delikatnym materiale koszuli. Mógłby też już się jej pozbyć,  z chęcią i ja bym go pooglądał. Poruszyłem biodrami i zamruczałem niskim tonem, po czym złapałem go za krawat przyciągając wyżej by móc sprawnie pozbyć się irytującego ubrania.
- Nie masz chyba nic przeciwko? - szepnąłem uwodzicielskim tonem głosu i zdjąłem mu krawat, a zaraz po tym powoli odpinałem guziki by następnie zsunąć koszulę i rzuć ją na podłogę. Kiedy już mogłem zobaczyć jego tors na moich ustach wykwitł uśmiech satysfakcji. Młody, bogaty i baardzo seksowny. Oblizałem usta i musnąłem nimi jego podbródek. Byłem cholernie ciekaw jak smakują jego wargi.

*

Bez słowa skierowałem wzrok na własne ciało, naśladując swoje truskawkowe cudo. W głowie nazywałem go "swoim" od początku, co bardzo mu przecież pasowało. Uśmiechnąłem się skromnie, łapiąc z nim wzrokowy kontakt. Nie do końca grzecznymi ruchami zahaczałem o szlufki jego spodni, przy okazji wodząc paznokciami po jego boku. Zbliżył się wyjątkowo odważnie. Podobało mi się obserwowanie rosnącej w nim pasji, tego jak ledwo się powstrzymywał, jak chciał więcej. 
Uniosłem z uśmiechem brew, nie dając mu tej satysfakcji i pochylając się znów nad jego ciałem. Oblizałem dokładnie skórę tuż przy linii spodni, sprawnie odpinając jego rozporek i łapiąc w zęby ostatnią warstwę materiału dzielącą mnie od jego nieco nabrzmiałej i emanującej ciepłem męskości. Oblizałem z lubieżnym pomrukiem wargi. Uniosłem wzrok na Jimina, posyłając mu sztucznie niewinne spojrzenie. 
Sięgnąłem palcem w połowie już opróżnionej miseczki z czekoladą, ponownie zdobiąc nią ciało swojej truskawki. Mruknąłem zadowolony, napawając się widokiem zarumienionego, cicho posapującego Parka pobrudzonego słodką, lepką mazią.Uśmiechnąłem się sam do siebie.
Nie było nic dziwnego w wizji przeruchania go na lewą stronę.. prawda? 


Do przeczytania! - Gabuch.


środa, 28 października 2015

"Pierwszy kochanek Jeon Jungguka" sequel (pt.4) - pl ver.

Title: "Pierwszy kochanek Jeon Jungguka"

Pairings: Jikook (Park Jimin & Jeon Jungguk)

Summary: Dobra, niby miały być trzy części, ale jest jeszcze jedna, coby usatysfakcjonować moją senpai XD Dosłownie, to jest cały powód, dla którego dodaję ten sequel. Ale no oczywiście czekam na reakcję każdego, więc zapraszam do komentowania. Love you. #smut #wreszcie seks #jikook to życie 


- Nie zapomnij o dzisiaj! - rzucił jeszcze na pożegnanie, kiedy Kookie jak codzień wychodził rano do szkoły. Park miał wtedy popołudniowe zajęcia, więc wychodziło na to, że nie widzieli się praktycznie pół doby. Na szczęście drugiej połówki nie musieli dzielić z nikim innym.

- Jasne, hyung, nie zapomniałbym. - młodszy puścił mu oczko, zamykając za sobą drzwi, a Jimina pozostawiając na sofie, przed stosem ćwiczeń do wypełnienia. Uh.. życie nie miało tak wyglądać.

W ogóle nic nie było tak jak Jimin to sobie zaplanował. Miał całe studia imprezować, znosić suczki do domu i rozlewać nasienie hojnie niczym działacz charytatywny, a tu nic z tego. Pojawił się bowiem Jungguk, jego Kookie. Pojawił się i nieco zamieszał porządek w hierarchii życiowej Parka. Znaczy nie, żeby kochał samego siebie mniej, ależ skądże, nie miałby sumienia zadawać sobie taki niedosyt autochwały. Rzecz w tym, że tuż obok jego wielkiej, wyprężonej, pięknej i idealnej postaci, gdzieś z boku, zaczaił się dwa lata młodszy rudzielec, klejąc się do ramienia i uroczo całując go w ucho.
Czy narzekał? Skądże, byli ze sobą już rok i ani razu nie zdarzyło mu się płakać z niedosytu wrażeń. Można powiedzieć, że Kookie stał się każdym jego wyjściem do klubu, muzyką, alkoholem, narkotykiem.. Był jego wszystkim.
Czy go kochał? 

Jak najbardziej tak. 

Nie przepadał za piątkami - niby wszystko fajnie, zaczynamy weekendzik, ale ćwiczenia zrobić trzeba, bo na wykładzie profesor da mu w dupę. A to nie tak ma działać, to on wsadza. Nie mógł więc pozwolić na tak haniebne świętokradztwo względem swojej materialnej świątyni perfekcji. Skazany na bazgranie po tych tonach makulatury, Jimin spędzał piątkowe przedpołudnia w samotności, pod swoim ulubionym, błękitnym kocykiem, z kawą i długopisem używanym prawie tak intensywnie co lubrykant w obecności Kookiego. 
Na szczęście tuż po skończeniu zajęć, mieli z Gukkiem plany, więc już cieszył się na ten moment, dostając jakby trochę dodatkowej energii do wypełniania nudnych arkuszy. 

Ale Jeon nie był tylko motywacją do pracy, co to to nie. Zgrywał tylko takiego aniołka, uroczego chłopaka, pełnego niewinnej radości i wdzięku. Ale było go zobaczyć po zmroku. Człowiek nie do poznania, wysuwał pazury, krzyczał, wił się jak wąż, błagał o więcej.. żeby to jedną noc Jimin zarwał z jego powodu.
Czy narzekał?
Ponownie - ani odrobinę. 

Więc myślenie o Kookiem miało zawsze dwie strony medalu - tutaj pięknie motywowało do szybszego skończenia pracy, ale z drugiej piekło, paliło, rozpraszało. Parkowi wystarczyło przywołać w myślach choćby widok jego nagiego ciała, żeby długopis wysunął się spomiędzy palców, a na jego miejscu pojawił się wierny druh bruneta. Jednak i to było czasem niezbędne, prawda? Nie byłby sobą, gdyby nie zaspokajał swojej każdej, najmniejszej cielesnej zachcianki. Taki już był. A najlepsze - takiego pragnął go Jeon. 

*

Wbrew oczekiwaniom dzień w szkole minął mu w miarę szybko, może to dlatego, że nie skupiał się nadmiernie na przedmiotach, a bez przerwy wyobrażał sobie spotkanie z hyungiem.
Nareszcie.
No dobra, niby mieszkali razem od półtora roku, mieli siebie dosłownie każdego dnia, ale to nie znaczy, że nie miał prawa tęsknić. 

Za jego wesołym, cwanym uśmieszkiem..

Rozpromienił się na samą myśl, ukrywając przed nauczycielem delikatnie uniesione kąciki ust.

Za pocałunkami na powitanie..

Zmrużył delikatnie oczy, zaciskając usta.

Za każdym oddechem na swojej szyi, za dłońmi wdzierającymi się pod ubrania, za słodkimi ustami, tak bardzo spragnionymi jego...

Otworzył szybko oczy, odganiając wszystkie obrazy powstałe w swojej głowie. Kurwa, Jungguk, jesteś na lekcji, nie możesz o nim teraz myśleć. Czuł, że policzki zaczerwieniły się podejrzanie, a mrowienie w podbrzuszu mogło w każdej chwili przerodzić się w bardzo niekomfortową sytuację. 

- P-przepraszam... mogę wyjść do łazienki?

- Eh, Jungguk, znowu..? No idź, no...

*

Czekał w ich ulubionej restauracji, Jimin powinien kończyć za jakieś dziesięć minut. Był tak podekscytowany jakby to była ich pierwsza randka, z resztą zawsze się tak zachowywał. Trochę nie mógł uwierzyć w tą naturę swojego hyunga, ale ten fuckboy okazał się wyjątkowo romantycznym osobnikiem. W połączeniu z zadziornym i cynicznym charakterem, był po prostu idealny.
Ale w to Jungguk nigdy nie wątpił.
Taki już był i kropka.
I takiego go uwielbiał.

*

Gdy tylko profesor obwieścił koniec wykładu, Park pierwszy wybiegł z sali, po drodze wpychając w torbę wszystkie tomiszcza i notatki. Cholera, cały dzień i wreszcie, wreszcie leci do swojego Ciasteczka. Narzucił skórzaną kurtkę na ramiona i wypruł z uniwersytetu niczym pocisk. Na szczęście tylko dwie przecznice dzieliły go od ich co-piątkowej restauracji.
Nie zwracał uwagi na czerwone światło na przejściu dla pieszych, skończyło się na kilku wrzaskach klaksonów, jak prawie zawsze. Tuż przed drzwiami restauracji zatrzymał się, wyciągnął z kieszeni telefon i przejrzał w zgaszonym ekranie. Nie, żeby wątpił w to, jak fantastycznie wygląda, po prostu dla Kookiego zawsze warto było się troszkę poprawić. Dopiął koszulę na ostatni guzik i wszedł szarmanckim krokiem do budynku pełnego ekskluzywnych krawatów i modnych sukienek.

Kelner momentalnie podpłynął do niego, pytając o rezerwację z typowym uśmiechem, bowiem Jimin bywał tu już nie raz, a procedury śmiesznie zawężały możliwość luźnej rozmowy. Dwie sekundy później Park odnalazł zarezerwowany stolik, swoje czerwone włoski, niecierpliwe spojrzenie, lekko zaciśnięte wargi. Uśmiechnął się firmowo, chcąc mimo wszystko zrobić na młodszym najlepsze wrażenie. 
Bez słów spojrzeli na siebie, Kookie otworzył szerzej oczy z pełnym, radosnym uśmiechem na ustach. Jimin zbliżył się do niego, pochylił, ujął za podbródek, delikatnie musnął ciepłe, soczyste wargi. 

- Jim.. - westchnął cichutko chłopiec, na co jednak otrzymał w odpowiedzi karcące spojrzenie hyunga.

- Nie tutaj skarbie, jesteśmy w kulturalnej placówce. - z poważnym wyrazem twarzy zajął swoje miejsce i wyprostował, już z łagodnym uśmiechem na ustach. - To co zawsze? - mruknął jeszcze, spoglądając wesoło na swoje rude szczęście.

*

 Drzwi huknęły głośno, wpuszczając do mieszkania dwóch jego właścicieli. Jimin nie szczędząc czasu domknął je kopniakiem, zaraz przyciskając do zaistniałej powierzchni Kookiego, oplatającego nogami jego biodra. Pełne pasji pocałunki przerywał tylko ciężki oddech obu mężczyzn i niekontrolowane stęknięcia Jeona, gdy hyung zatapiał zęby w jego szyi. 

- J-jimin-ah.. - jęknął ochoczo, mimowolnie wypychając ku starszemu biodra, przez co wkrótce Park zaczął odczuwać brak wolnej przestrzeni w spodniach.
Przygryzł zachłannie dolną wargę czerwonowłosego, przy okazji przesuwając dłonią po jego talii. Jungguk wyraźnie spragniony większej dawki doznań oparł głowę o ścianę, dając hyungowi pełne pole do popisu, co natychmiast zostało wykorzystane. Park nierównomiernie łapiąc oddech, zassał skórę na obojczykach chłopca, zaraz pokrywając je mnogością pocałunków i muśnięć językiem.

Gorąco, wilgotno, szybko. 
Jeszcze chwilę darząc się wzajemnie zrywnymi, głębokimi pocałunkami, w końcu Kookie stanął na własnych nogach, łapiąc starszego za koszulę i ciągnąc go energicznym krokiem ku ich wspólnej sypialni. Jimin z uśmiechem na opuchniętych, zaróżowionych ustach, sięgnął do tylnej kieszeni spodni, wyciągając zeń kwadratową, płaską folijkę.
  
Pośpiesznie pozbył się zbędnych ubrań, zaraz przylegając całą powierzchnią stęsknionego ciała do swego uroczego chłopaka. Najpierw opierając głowę o jego czoło, zaraz ofiarował mu słodki, namiętny pocałunek, przy okazji sięgając dłoni na swoim pośladku i zabierając z niej błękitny pakunek. Jedną ręką ciągle otaczając szyję niższego od siebie hyunga, delikatnie zawinął biodrami w jego kierunku, na co Jimin zareagował przymrużeniem powiek i zadowolonym pomrukiem. Stojąca na baczność męskość, aż prosiła się o skosztowanie, ale to nie teraz.
Ewentualnie później.
Kookie powoli opadł na kolana, w zębach trzymając nierozpakowaną prezerwatywę, otworzył ją leniwym pociągnięciem, po czym delikatnie, drażniąc tym bardziej podnieconego do granic możliwości hyunga, niespiesznie założył ją na naprężonego penisa. Uśmiechnął się sam do siebie, wstając i znów zaplatając ręce na szyi hyunga.

- Jimin.. proszę.. - jęknął tuż przy jego uchu, ocierając się stymulująco o nabrzmiały członek. 

Park odchodził od zmysłów. Najchętniej od razu wziąłby go na klatce schodowej, a potem poprawił jeszcze kilka razy w domu. Nie mógł już dłużej wytrzymać, czując, że Jeonowa dziurka wręcz błaga o interakcję. Popchnął swojego boskiego dongsaenga na łóżko, zaraz sam klękając między jego rozchylonymi nogami i pocierając przyrodzeniem o wejście chłopca. Ten uraczył go serią rozanielonych jęknięć i kilkakrotnych, baardzo niegrzecznych próśb. Usatysfakcjonowany stanem Kooka, Park naparł na niego, wchodząc szybko i zatrzymując się wewnątrz. Jeon wyprężył się pod nim, syknął z uśmiechem, rumieńce na jego policzkach przybrały na obfitości. 


- Dobrze? - wymruczał Jimin, powoli wysuwając się z chłopca, po czym ponownie zatapiając się w nim, szybko i głęboko.
Uwielbiali tak dręczyć się pieszczotami, odwlekać orgazm, czuć zbliżające się spełnienie najdłużej jak to możliwe. 

- Uh.. głębiej... - westchnął czerwonowłosy, unosząc ręce i kładąc je ponad własną głową. 

Jimin nie mógł się na niego napatrzeć, zawsze pożerał Kookiego wzrokiem, ale w takich sytuacjach, mógł naprawdę smakować słodkiej, delikatnej skóry własnymi ustami, zaznaczać na niej sine ślady, przyprawiać młodszego o dreszcze. 
Zgodnie z prośbą zagłębił się w chłopcu w całości, na co tej z aprobatą jęknął, ukazując wkrótce rząd śnieżnobiałych zębów. Poruszył niecierpliwie biodrami, na co Park odpowiedział momentalnie, bez zbędnego namysłu ponawiając głębokie, powolne pchnięcia. Sycił się każdym momentem, tak leniwe tarcie budziło w obu kochankach niespotykane pokłady stęknięć, westchnień i cichych pojękiwań.

Jimin lubił szybki seks, to było jasne.
Ale nie z Jeonem.
On był wyjątkowy, wymagał więc wyjątkowego traktowania. Przy nim czas musiał zwolnić, seks miał być dokładny, erotyczny, gorący, głęboki.

W końcu raz trafia się na takie uczucie.

Sapali ciężko prosto w swoje usta; Jimin nie będąc w stanie znieść ani chwili dłuższego oczekiwania poruszał się w chłopcu szybko, zaborczo, uderzając pewnymi, brutalnymi ruchami. Młody wił się, zagryzając wargi do siności i piaskowymi stęknięciami wyrzucając z siebie w kółko imię starszego połączone z prośbami o więcej. 
- Kookie.. j-już.. - Park zacisnął powieki, szybko wychodząc z dongsaenga, ściągając jednym, precyzyjnym ruchem prezerwatywę i dochodząc prosto na napięte mięśnie brzucha Jeona. 
Ten uśmiechnął się zadowolony, sięgając rękoma swojego ukochanego, przyciągając go do siebie i sprawiając, że oba ciała skleiły się nasieniem starszego.

- Uwielbiam Cię.. - zamruczał do ucha starszego, na co ten uniósł prawy kącik ust.

- Wiem. - odparł nieco zachrypniętym głosem, wznawiając ruchy całym ciałem, ocierając się o spoconego, pokrytego spermą Kookiego.

Taki był najlepszy.
Cały na własność.
Tylko jego.

 *
-  Kochasz mnie? - sobotni poranek obudził Parka głosem jego najlepszej zmiany planów w tym życiu.

- Huh..? Kookie, która godzina.. - mlasnął niepocieszony językiem i przetarł zaklejone powieki. 

Jeon nie spuścił z niego wzroku, wyczekując odpowiedzi.

- Zapytałem o coś.. Jimin, ja muszę wiedzieć. Jesteśmy razem już długo, jest nam dobrze, czemu nie mielibyśm-.. - Park przerwał słowotok swojego rudzielca podnosząc się na łokciach i łącząc ich wargi w delikatnym, nieco rozwleczonym pocałunku. 

- Kocham. 



Do przeczytania! - Gabrych ;w;



niedziela, 25 października 2015

"Like a Butterfly" pt. 4 - pl ver.

Tytuł: Like a Butterfly

Paringi: -brak-

Opis: Witam w kolejnym rozdziale, tym razem o J-hopie. Nie powiem, że były z tym kawałkiem leciutkie problemy, może w związku z tym, że nie łatwo mi pisać o tego typu problemach. Ale jest, czy gorszy od reszty, czy lepszy - wy zdecydujecie. A teraz zapraszam serdecznie. 


O, szanowni państwo, toż to już trochę czasu odkąd ostatnio miałem przyjemność zapoznawać państwa z którąś z historii. Niemniej jednak witam serdecznie, jak za każdym razem i zapraszam tym goręcej do lektury.

Dzisiejsza opowieść może wydać się państwu nieco podobna do pierwszej. Proszę jednak nie dać się zwieść pozorom, gdyż podwaliny ku obu sytuacjom dał zupełnie inny czynnik. W każdym razie zapraszam, ze szczerą nadzieją, że jeszcze delikatnie państwo drżą po poprzednim opowiadaniu, do kolejnej części naszych opowieści: tym razem przedstawiam państwu z wielką przyjemnością - Jung Hoseok, proszę państwa!


Otulony ciepłą pierzyną poranek, leniwe powieki klejące się do siebie. Motywacja do działania głęboko, na samym dnie świadomości, jeszcze nie do końca przebudzona.

Wtem zadzwonił drugi alarm w telefonie. Teraz już świeża motywacja, w pełni rozbudzona, kazała mu szeroko otworzyć oczy i uśmiechnąć się do kolejnego dnia. Hoseok zawsze wstawał najwcześniej i wszyscy dobrze o tym wiedzieli. Nie byli jednak w jego skórze, a budzenie się godzinę przed czasem było niemałym wyczynem. On to jednak lubił, być przez chwilę sam ze sobą; kumulować pozytywną energię i kierować ją w odpowiednim kierunku.
Z takim nastawienie, poranki mimo, że nie należały może do najłatwiejszych, były zdecydowanie dobrym akcentem na rozpoczęcie następnego dnia i mocnym. podpartym ambicją i marzeniami, postanowieniem ciężkiej pracy.

Jak każdego dnia, w odosobnieniu otwierał salę, przygotowywał sprzęt, rozkładał wszystko co potrzebne. Potem pół godziny przed pobudką reszty BTS zaczynał się rozciągać.
Uwielbiał czuć swoje ciało. Nie uważał się za jakoś specjalnie fantastycznie zbudowanego, ale w niczym to nie przeszkadzało - utrzymywał dobrą wagę i kondycję, więc był z siebie zdecydowanie zadowolony.

Stanął naprzeciw lustra, uśmiechając się nieco pobłażliwie do własnego odbicia.

- Cześć, Hoseokkie... - szepnął, plącząc ręce i rozciągając prawy bark.

Górne partie; dokładnie rozgrzał ramiona, mięśnie klatki piersiowej, potem brzuch i grzbiet, na końcu nogi, którym poświęcał zawsze najwięcej czasu. Najpierw na stojąco, prężąc się do lustra w pełnym skupieniu, z szortami podciągniętymi wysoko. Lubił oglądać jak naciąga się każdy jego mięsień, zupełnie jakby był zafascynowany ludzką budową na tyle, by codziennie dziwił się istnieniem tego fenomenu. Wyraźnie zarysowane łydki, przyjemny dla oka łuk uda. J-hope z jakąś niespotykaną czułością przygotowywał swoje mięśnie do całodziennego wysiłku, tak uroczo poświęcony swemu fachowi.

Wkrótce też pojawili się pozostali członkowie, witając się z nim serdecznie. Cieszył się tak całą grupą jak i każdym z osobna. Wiedział doskonale, że jeśli chodzi o taniec, poświęca się temu najgoręcej z BTS, ale był bardzo dumny z tego, że jego umiejętności nie dały rady przyćmić najważniejszej cechy jego charakteru - szczerości. Kochał swoich przyjaciół, kochał oddawać się w całości swojej największej pasji. Był cały dla świata, w którym tworzył. Stawianie sobie coraz to nowych, wyższych poprzeczek, sprawiało, że toczenie swojego małego tobołka doświadczeń, miało sens i pełen wachlarz barw.

- Hobi-hyung, nie męcz nas tak! - wykrzyknął zawiedziony Rap Monster, kiedy jego Hoseok narzucił im na karki kolejną partię ćwiczeń.

- Namjoon, inaczej zostaniesz takim drewniakiem do końca życia, a już jesteś na całkiem niezłej drodze! - cała grupa roześmiała się gromko, poklepując załamanego lidera po łopatkach.

Zdecydowanie czuł przy nich, że żyje. Bez żadnego lęku, za to z bardzo dokładnie ogarniającym bezpieczeństwem. Jak najcieplejsza, najprzyjemniejsza pierzynka, zespół osłaniał go od wszelkiego zła tej ziemi. Tak jak gdyby byli jakoś magicznie ze sobą połączeni, tworząc razem coś wyjątkowego. W końcu byli absolutnie piękni w mnogości aspektów, a praca jaką wkładali w każdy jeden ruch, w każdy dźwięk, była pełna młodzieńczej świeżości i ochoty do rozwijania się z każdą chwilą.

J-hope nie ukrywał ani przed ekipą, ani przed samym sobą, że próby były całym jego życiem. Po odbyciu wszystkich możliwych ćwiczeń, niestety musiał jednak opuścić swoją ukochaną salę. Z rozczuleniem wypisanym na zawsze pogodnej twarzy zgasił światło, taszcząc na ramieniu ciężką torbę.
Po omieceniu pomieszczenia wzrokiem zatrzymał się na lustrze, tak jak wszystkie inne ściany, spowitym półmrokiem. Wydał z siebie cichy, niekonkretny pomruk.

- Pa, Hoseokkie..


OBU. TWARZY.

Jungkook najwidoczniej wyszedł. Jak zazwyczaj z resztą; ostatnio tylko coraz częściej. Wybywał zaraz po próbie, tak jak Namjoon i czasem Suga, a wracał późnym wieczorem. Hoseok z zaniepokojeniem obserwował każdy jego ruch, kiedy w największej ostrożności, by tylko nie zostać przyłapanym, maknae wracał do dormu, często z twarzą zalepioną krwią. Było pewne, że wdawał się w bójki, ale Hobiemu coraz mniej się to podobało. Zaczynał źle wyglądać na twarzy, podkrążone oczy, niekiedy nawet małe szramy maskowane makijażem. Jeszcze trochę i zacznie przychodzić ze śliwami pod okiem albo wybitymi zębami. Nie wróżyło to nic dobrego.

Skąd wiedział?
Hm.. nie często zdarzało mu się zasypiać w nocy, więc obserwował wszystkich z ukrycia i poznawał wiele maskowanych przez nich sekretów. Sam przecież taki posiadał.

Wracając jednak do obserwacji terenu... Kookie wyszedł. A co z Jinem? On przecież zawsze siedział w pokoju, nie miał potrzeby włóczęgi, bicia się, klubowania.. gdzie więc mógł pójść?

- Czym Ty się martwisz kochanie... - rozległ się barwny, pewny siebie głos, na co Hoseok wywrócił oczyma.

- Nie martwię się, wcale? Po prostu jestem ciekaw...

- Czy znowu mi się oddasz?

Zapadła nieco dłuższa, przerywana nierównymi oddechami J-hope'a, cisza.

- Tak myślałem. - dodał, uśmiechając się cwanie i przechadzając się w kierunku dużego lustra we wschodnim rogu pokoju.

- Mimo to, jesteś zbyt śliczny, żeby marnować się na takiego pokrakę jak ja... - mruknął jeszcze, oglądając się z poszerzającym się, pseudo niewinnym uśmiechu.

Zachichotał pod nosem, rumieniąc się do odbicia, po czym odszedł, bezwiednie sunąc nogami po panelach.

Skocznym krokiem dotarł do łazienki. Przejrzał się kilka razy w lustrze nad zlewem, to z bliska, to z dalsza, dokładnie badając palcami twarz. Po tej czynności chwycił klameczkę szafki tuż obok lustra i rozchylił ją z zadowoleniem. Pusto..

Wszystkie półki były puste. Już od jakiegoś czasu. Wiedział, że długo tak nie da rady. Bywało w końcu coraz gorzej, pojawiały się na powrót dawne nawyki, pozornie wyplewione już dawno temu.

- Nic nie znajdziesz, ani dzisiaj, ani jutro, ani za miesiąc.

- Niby dlaczego?

- Bo nie odważysz się tam pójść. Masz idiotyczną traumę, zachowujesz się jak małe dziecko... - zadziorny, nieco irytujący głos zaczął i jemu działać na nerwy.
"Jeszcze Ci pokażę" pomyślał dumnie wypinając pierś, jednak zaraz jakby jego rozmówca przyłożył mu ostry i ciężki jak młot cios w brzuch. Hobi skulił się niezwykle, upadając na przyklejone do brzucha ramię. Z bardzo szeroko otwartymi oczyma, rozglądnął się wokół, jakby próbował dowiedzieć się, gdzie jest. W panice zamachał kończynami, przesuwając się w najciemniejszy kąt w pomieszczeniu i skulił się, w wręcz nieludzki sposób, stając się bardzo maleńkim zawiniątkiem z błyszczącymi oczami.

- POKAŻ SIĘ! - wrzasnął zdzierając sobie głos, co spowodowało, że do oczu napłynęły mu łzy.

- Kim ty jesteś?! - dodał zrozpaczonym, drżącym głosem, czując jak ciało wychodzi spod jego kontroli i trzęsie się spazmatycznie.

Bał się. Czuł przeogromny strach, zalewający jego oczy, usta, umysł. Nie potrafił nad tym zapanować. Za każdym razem, kiedy zostawał sam, to przychodziło. Mieszało rzeczywistość, naginało prawdę.
Miało jego twarz, widział ją dokładnie w odbiciu lustra. Tylko ten drugi Hoseok zawsze cieszył się z jego cierpienia. Kiedy chował się, słyszał jego histeryczny śmiech, niosący się echem wewnątrz własnej głowy.

Chciał wstać na swoich silnych nogach, zaprzeć się silnymi rękami i pokazać, że jego umysł jest potężniejszy niż panika.

Ale nie był.

Zawsze mu się oddawał.

Cały w konwulsjach czuł jak gorące łzy przecinają skórę jego lodowatych ze strachu policzków. Nie umiał nad tym zapanować. Za bardzo się bał.

- O-odejdź... - wyszeptał, zamykając oczy, spod których nieustannie wydobywały się ogromne pokłady łez. Strach szarpał nim na wszystkie strony, nie umiał zracjonalizować własnych myśli. Skupiały się tylko na jednej, jedynej rzeczy: on mnie zabije.

Był pewien, był stuprocentowo pewny, że któregoś dnia to się pojawi, w swojej zmaterializowanej postaci, że on sam stanie przed nim i splunie mu w twarz.
A potem go udusi.
Udusi się.
Jak ryba wyciągnięta na brzeg. Straci dopływ tlenu, tkanki będą powoli obumierać, mózg nie otrzyma odpowiedniej ilości napędu, by kontynuować swoją pracę.
Stanie serce.
Opadnie siny na podłogę, z oczami wybałuszonymi jak nigdy i drżąc w agonii zostanie sam.

Już na zawsze.

Widział to wszystko bardzo dokładnie, każdy sen wyglądał idealnie tak samo. Dlatego prawie nie sypiał, chcąc uniknąć tych strasznych, mdlących wizji. Nie było rzadkością, że tuż po obudzeniu się gnał do łazienki i wymiotował do zlewu. Bał się tak strasznie. Nie był w stanie w żaden sposób tego powstrzymać, a jego życie, z pełnej przyjaciół idylli, zamieniło się w trwanie w koszmarze i oczekiwanie na śmierć.

Kiedyś ktoś go zobaczył w tym stanie. Wszedł do łazienki, kiedy nie powinien. Zabrali go do psychiatry, ten kazał opowiedzieć wszystkie dolegliwości jakie do tej pory się pojawiały. Zapadł jednoznaczny wyrok: psychoza maniakalno-depresyjna. Nie wiedział co to znaczy, inni chyba wiedzieli, bo zaczęli cicho chlipać z twarzami schowanymi w dłoniach. Przecież czuł się już dobrze, co się dzieje...
Po wizycie mengao wziął go do swojego gabinetu i posadził na krześle. Miał nietęgi wyraz twarzy.

- Po pierwsze nikt nie może się dowiedzieć...

Cichy głos, pełen konspiracyjnego wydźwięku.

- Nie zostajesz sam, nawet do pierdolonego kibla będą z tobą chodzić...

Piekący nos, wilgoć pod powiekami.

- Jesteś kurwa chory psychicznie, Hoseok! Jak mogłeś nam nie powiedzieć?!

Potok łez, czerwień, krzyk, ból, strach.

- Chodząca beznadzieja, a nie tancerz! Jak ty w ogóle chcesz funkcjonować, huh?! A może nie chcesz funkcjonować? ...Hoseok, do cholery!

Czerń, cierpienie, lęk, lęk, on... jego twarz. Stał tuż przed nim, szczerzył się w obleśnym, morderczym uśmiechu. Strach, lęk, przerażenie.

- Nie.. my chcemy umrzeć. - wysyczał, pożerając każdy promień nadziei w umyśle Hope'a.

Od doktora dostał kilka opakowań różnorakich leków. Dapoksetyna, allobarbital, trazodon, metylofenidat, perazyna. Powiedział, że to na inne stany, wszystko mu wyjaśnił, zostawił notatki. I Hobi postanowił sobie, przed oboma twarzami, że będzie posłusznie wypełniał wszystkie polecenia, brał leki i nie zrobi już nic głupiego, jak to menadżer powiedział. Że będzie szczęśliwym, spokojnym sobą.

Ale nie wyszło to do końca tak, jak chciał. Kiedyś drugi Hoseok zaatakował go zupełnie niespodziewanie, czuł, jak zadaje mu prawie fizyczny ból, jak śmieje się w twarz, jak pluje w niego obelgami. Wtedy po raz pierwszy poczuł, jak dłonie zaciskają się na jego gardle. Bał się jeszcze bardziej niż zawsze, rzucał się, skakał jakby stał na rozżarzonych węglach, dostał silnego ataku epileptycznego. Nie mógł poruszyć żadną częścią ciała, sparaliżowany strachem, powoli dusił się na podłodze, krztusząc własną śliną i wymiocinami.
Wtedy nagle poczuł jakby coś ustało. Albo przynajmniej ulżyło. Jakby coś, lub ktoś, drugiego Hoseoka powstrzymał. Wstał, na drżących, miękkich nogach, z zapłakanymi, czerwonymi oczami. Spojrzał w lustro. Już teraz wyglądał jak trup.

Jedyne, co rzucało się w jego głowie jak w spazmach: nie możesz dać mu się zabić.

Nie mógł. Ale jak? Na ile to zostało powstrzymane, kiedy wróci?

Czuł, że nie ma dużo czasu. Otworzył w panice szafkę. Trazodon, perazyna... wysypał wszystko co zostało, mimo, że nie było tego wiele. Nie straci tej szansy. Zrobi wszystko co się da.

Musi być panem swego losu.

Nie udało mu się. Przeżył.
Co prawda zwracając całą noc i śpiąc kolejne dwa dni. Ale przeżył.
Wytłumaczył reszcie, że chyba złapał grypę i musiał swoje odpocząć. Na szczęście nikt nie dopytywał, czy naprawdę tak było, bo wiedzieli dobrze, że Hope bywa przepracowany i nie mieli sumienia odbierać mu należnego wypoczynku.

A on bał się każdego dnia. Obsesja na punkcie jego powrotu rosła, pogłębiała się w zastraszającym tempie. Już nie było momentu, w którym nie czułby zbliżającego się odejścia.

Dlatego tak bardzo, tak rozpaczliwie chciał odebrać sobie życie.

Nie mógł pozwolić na to komukolwiek innemu.

Nawet sobie.

A może zwłaszcza sobie.



Do przeczytania! - Gabek.