poniedziałek, 22 lutego 2016

"Wyzwanie 1" - non ff poetry -

Tytuł: Wyzwanie 1

Nota: moje pierwsze dzieło napisane dlatego, żeby udowodnić sobie i komuś, że potrafię. Coś podobnego.

Typ: wiersz wolny



Stąpa, przez przypadek.

Tak jakoś zupełnie bezinteresownie

Stawia kroki.

Ostrożne, uważne, senne.

I grzęzną nogi w smole,

Brudzą się stopy,

Bo idzie bez zobowiązań.

Podpala każdy poprzedni krok,

Rozrywa winorośl,

A potem się topi;

Wiatr szumi jak szumiał.



G.J.

Bez tytułu 4 - non ff poetry -

Tytuł: brak

Nota: brak

Typ: wiersz wolny, biały



Kości

Plamy w oczach

Ręka zmęczona lenistwem

Brednie kredowe

Pylica

Ścisk gardła

Mądra wycinka lasów

Marność nad marnościami

I pustka

I klęska

I zawiść

I wiedza przede wszystkim



G.J.

Bez tytułu 3 - non ff poetry -

Tytuł: brak

Nota: brak

Typ: wiersz (bardzo) wolny



A wyobraź sobie, że właśnie tak

Że Twoje 
      nie 
mnie nie obchodzi
Że jesteś tym kogo tak skrupulatnie wyganiasz
Bo Ci wolno, bo to Twoje, bo się należy
Bo za ciepło, bo za daleko, bo tam się głowy ludziom ucina
Tak właśnie jest, tutaj nie masz mocy
Tu jestem ja, mnie będziesz słuchał

Więc słuchaj, skoro nie masz wyboru. 

Wyobraź sobie, że 
      wszystko 
jest tak naprawdę tylko 
      skalą błędu pomiarowego
Że margines był tak duży, że nas tu
Zmieścił 
I nie ma definicji, bo to tylko my musimy tłumaczyć sobie i wyjaśniać
Wydumane aspekty i paranoję niewiedzy
      Tylko spróbuj sobie wyobrazić
Ty smutny, mały pokrzywdżeńcze
Że Cię coś co dzień łapczywie wsysa 
I wypluwa
I tak w kółko
     Aż do porzygu.

Takie to strasznie pojebane
Że rzeczywistość się dwoi i troi
      A do tej 
      Troi
ciągle daleko
Nie tworzymy a odtwarzamy
Czasy tworzenia nieuchronnie znika
Spada w czarną dziurę
Wsysa go jak Ciebie
Ale nie wypluje, choć znalazłoby się wielu
Którzy by za te plwociny
Oddali wszystkie rudy świata
Byle by tworzyć
Bo wtedy nawet z gówna można być
Szczerze dumnym.

Kwestia nie poprzestaje wyłącznie na aspekcie przemijania
Jest bowiem coś uzależniającego
W boskim pierwiastku
I jego profańskiej obecności
Jak by nie patrzeć
Bóg to twardy narkotyk
Tylko taki 

Dobry. Nieskończony. Doskonały. 

No tak tak, pada ten cholerny deszcz.
Nic nie poradzisz
I ja nic nie zdziałam
Możemy jedynie
Potaplać się w naszym uroczym bagienku
Ułomności, nadziei i innych odpadków
Aż któreś z nas pojmie jako pierwsze
Że fikcja
To tylko
     Fikcja.

 Nic więcej.
 Nic mniej.

I może dobrze.


G.J.

"Koń" - non ff poetry -

Tytuł: Koń

Nota: brak

Typ: wiersz wolny



Parsknął nieprzejrzyście

W chłód.

I rozdarł go w dwie połowy.

Kopytem zranił ziemię.

Oddechem wskrzesił wiatr.

Zadreszczył.

Zasapał.

Tętnem krwistym i galopem

Rozkochał czarny mróz.


G.J.

"Coś" - non ff poetry -

Tytuł: Coś

Nota: brak

Typ: wiersz wolny



Przyszło znikąd, 

Dokądkolwiek.

Narozrabiało.

Coś rozbiło, coś skleiło.

Poplamiło białe kartki,

Przestawiło kąty.

Wyszło i zamknęło drzwi.

Tylko ciągle wpycha oko

Przez dziurkę od klucza.


G.J.

Bez tytułu 2 - non ff poetry -

Tytuł: brak

Nota: brak

Typ: wiersz wolny


Ukruszanie krawędzi oczekiwań
Przebiega często nad wyraz opornie
Łamanie wuczeń i ścieranie
Gładkiej powierzchni kulistych wyobrażeń
I docieranie
Mozolne
Niechętne
Do łupanego sedna.

Plany - jasne i naprężone jak sznurki
Kukiełek, należy zaplątać i osupełkować
Tak, żeby sami lalkarze
NIe potrafili dobrnąć ich natury.

Z założeń wyskubać
To, co istotne i rzeczywiste
I to, co przebiega chropowato
Bo życie wybitnie bardziej
Przypomina rzekę żwiru kapiącą
Z betonowych framug
Niż wiatr opływający
Szklane wyrwy między nimi.

G.J.

"Biały żwir" - non ff poetry -

Tytuł: Biały żwir

Nota: inspiracja utworem Zbigniewa Herberta o tytule "Apollo i Marsjasz"

Typ: wiersz wolny



Ja

Ja jestem szepczącym szatanem
Ja swoją formę przybieram
Wedle woli.

Mi się nie podoba wyniosłość
I duma dłuższa niż broda.

Ja podpalam śnieg
I zamrażam ogień
Wszystko unieważniam, niszczę
A prawdę i piękno
Odzieram ze skóry
Wedle woli.

Ja jestem toposem
Archetypem
Ja nie próbuję latać na cudzych skrzydłach
A wznoszę się pomimo

Mnie nie kusi byle źdźbło

Ja jestem
Królem siwych krzaków
I trzepoczących rzęs

Ja się nie biję
A wygrywam.

Zupełnie.

Ja.



G.J.

"Gładka posadzka pałacu Dioklecjana" - non ff poetry -

Tytuł: Gładka posadzka pałacu Dioklecjana

Nota: Ilość zgłosek przedstawia się nieszablonowo względem tak sonetu angielskiego, francuskiego jak i włoskiego, dlatego został przeze mnie opatrzony osobną odnogą gatunkową. (przed gwiazdką ilość sylab)

Gatunek: sonet polski*


13* Gorące popołudnie do kości strawiło,
13* Dalmacyjskich monumenty świadków historii,
12* Kamień krwawny króla noszą wierni zbrojni,
12* Mgła gęsta wyrzyna co słońce szczędziło.

11* Stroszy się wielce, niepokorna służka,
11* Gasi kolejno płomienie nadziei,
10* I tej upalnej, majnej niedzieli,
10* Topi Dubrownik ciepła posoka

9* Czyje słowa spełnia nieboga?
9* Jaka jej krzywda oczy bieli?
8* Czemu jej ręka tak sroga,

7* 
Majnej, dusznej niedzieli
7* Ludy modlą do boga
6* By diabli nie wzięli.



G.J.
______
*przypis autora

"Wróg" - non ff poetry -

Tytuł: Wróg

Nota: Utwór powstał we frustracji nadmiarem wierszy o "miłościach", a deficytem tych na temat ludzi o złym odniesieniu do autora. 

Gatunek: wiersz wolny, biały



Tyś mój krwiściąg

Moje płomienne bordeaux

Wąskie ujście wulkanowej góry

Ognia i lawy szalejącej w moich tętnicach

Tyś jest mi popiół

Płuc moich ciężka choroba

Jesteś mi najzłośliwszym nowotworem

Śmiercionośnym wirusem

Moich połamanych knykciów źródłem

Zdyszaną nienawiścią leżącą odłogiem 

Wściekłością

Żwirem

Mym największym wrogiem



G.J.

czwartek, 18 lutego 2016

Bez tytułu 1 - non ff poetry -

Tytuł: -brak-

Nota: -brak-

Gatunek: wiersz wolny


Popiół jest zawsze spokojny
Czy li opada na świeże, pękające od ognistych sztyletów
Sęki sędziwe sądnych sadów
Czy przykrywa swym milczącym brudem
Pogorzeliska płaczących połaci pni przestrzelnych
Zawsze spokojny i zawsze leniwy
Od niechcenia smoki ogniste opuszczając
I jako syn zmarnowany
Wracając z wyrzutem westchnień wypełnion
Ad fontes, ad arkadia, ad ogniowe locum
Aby tylko pamięć po nim pozostała
Ni cienia, ni uczucia

Popioły są zawsze ślepe
Spadają w niewiedzy na wszystko komunnie
Jak pogrzebacz ludzkich błysków w oku
Śmiertelne ścigacze śródziemnych śladów
Chowają i kryją mateczne ramiona
Duszą i zamykają żelazne dziewice
Miasta na wieki odgradzają od wiedzy
Straszną swą masą zabierając prawdę
Lepią się płuc, gardła, uszu i powiek
Marnują pracę ludzkiego uporu głupoty
A jeśli im wiatrem w skrzydła spierzone uderzę
Pofruną spokojni ślepcy w wielkiej, pustej wierze

Na stos.



G.J.

wtorek, 16 lutego 2016

"Black hunger" cz.6

Tytu: Black hunger

Paringi: Jikook (Park Jimin & Jeon Jeongguk), Namgi (Kim Namjoon & Min Yoongi)

Opis: Przyznaję, że trochę nie miałem weny i użerałem się z tym rozdziałem, ale ostatecznie nie wyszedł źle. Historia trwa, będzie się jeszcze działo i możecie się spodziewać konkretnych pokładów akcji. A tymczasem bardzo proszę, rozdział numer sześć i fragment historii Bieli i Błękitu.


- Nie mogę już, Jimin.. - jęknął zasapany czarnowłosy i ścisnął rozpaczliwie dłoń wampira. - Nie dam rady.

- Musisz, Kookie. Jeszcze kawałek. - odparł kojąco Jim, zatrzymując się jednak na moment i przecierając załzawione od ostrego wiatru powieki, z których słone krople sączyły się dalej po policzkach i rozmazywały na skraju twarzy.

Niemal mroźne podmuchy otulały bezlitośnie ich drobne sylwetki, targając nimi w kolejnych godzinach szybkiego marszu. Przemierzali skalistą grań, bujając się wraz z rytmem wietrznych oddechów. Po północnej stronie stoku otwierała się paszcza stromego zbocza, które ciągnęło się opustoszałym spadkiem w dół i dalej płasko, połacią zalesionych, ciemnych plam świerkowych lasów.
Druga strona rozlewała się łagodną polaną, teraz mimo wszystko targaną nieprzyjaznymi, ciemnymi wiatrami. Drzewa skrzeczały niebezpiecznie, hucząc melodycznie i wyjąc jękliwe, szepczące dramaty.
Jeon osunął się wraz z kilkoma drobniejszymi kamieniami i westchnął bezsilnie, podpierając na skostniałych dłoniach. Park doskoczył do niego bez chwili zwłoki i dźwignął z lekkością, pomagając mu ustać na własnych nogach.

- Jeonggukie... proszę. Nie będzie miało sensu, jeśli przyjdę tam sam. - załkał rudowłosy i wtulił w siebie zmarznięte, słabe ciało chłopca. - Jeszcze tylko chwilkę. Proszę. - szepnął przyciskając niemalże już czarne wargi do skroni towarzysza.

Kookie wysilił się, czując że to już ostatni raz, kiedy jest w stanie i cierpnącymi mięśniami pociągnął nogi w kierunku ich celu.
Po kilku krokach ich oczom ukazał się najwyższy punkt, z którego wszystkie drogi prowadziły w dół, a krajobraz krył się za pierzyną ciemnych, nieprzyjaznych chmur. Tam też dostrzegli pokaźnych rozmiarów dom, bardziej w sumie chatę. Potężne bele stanowiące ściany nawet nie drżały, pomimo uderzeń igielnego wiatru; budowla wyglądała stabilnie i bezpiecznie. Półmrok rozświetlała ciepła lampa, płonąca wabiącym światłem, zatwierdzona przy rzeźbionych, solidnych drzwiach o mosiężnej klamce.

- Kookie.. jesteśmy. - mruknął Jim, otaczając pas chłopaka i pomagając mu w zmaganiach z uciążliwymi warunkami oraz własnym wyczerpaniem.
Prawie cudem dobrnęli do bram domostwa i zakołatali w posępne drzwi - właściwie to Jimin zakołatał, starając się jednocześnie drugim ramieniem podtrzymać blednącego w oczach towarzysza.

- Namjooon! - wrzasnął zachrypniętym głosem Rudy, gryząc popękane wargi i sycząc jadowicie.

Wtedy drzwi powoli rozchyliły się, wcześniej ustępując klamce z dźwięcznym szczęknięciem, a z ciepłego mroku wnętrza wyłoniła się delikatna, jasna twarz. Błękitne kosmyki powiewały na wietrze niczym lodowe nici; bystre, kasztanowe oczy wpatrywały się ciekawsko w przybyszów.

- Jimin..? - szepnął w końcu niebieskowłosy i musząc zdobyć się na względną iluzję troski wpuścił parę do wnętrza.
W środku było ciepło, trzask ognia niósł się przez korytarz wraz z pomarańczową łuną.

- Zawołam Nama.. - westchnął jeszcze, najwyraźniej drugi gospodarz, po czym zniknął w jednym z pokoi, zostawiając dwójkę już bezpieczną i odgrodzoną potężnymi drzwiami od wyjących wiatrów i tułaczki.

Jimin powoli zmrużył powieki, oddychając już głęboko i pewnie. Po przezwyciężeniu niepokoju zerknął na Jeona, który sapał nierównomiernie, opierając czoło o jego ramię, tym samym obarczając go całym swym ciężarem. Plus, że dla Jimina było to niewiele więcej jak dla Słabego podniesienie długopisu. No, może mniej poręczne.

Z progu pokoju, w którym zatopił się błękitnowłosy, po chwili wyszedł spokojnym krokiem nieco wyższy od pierwszego, bardzo szczupły, białowłosy mężczyzna. Jego oceaniczne tęczówki skrzyły się odbijając rdzawe refleksy, równie badawczo, co hipnotycznie. Kookie poczuł znajomy już dreszcz, wiedział momentalnie, że biały jest jednym z nich.

- Oh. Jimin. I przyjaciel, tak? - uraczył przybyłych ciepłym, ciągnącym się niczym lepki miód głosem.

Rudy wyraźnie się na ten dźwięk spiął i zacisnął palce na ramieniu Kooka nieco ostrzej niż do tej pory.

- Namjoon.. przychodzę z prośbą o pomoc. Hongbin powinien był Cię uprzedzić.. nie zadzwonił? - sapnął cicho Park i otworzył szerzej oczy, powoli uświadamiając sobie w jakie skutki może być obarczony taki zwrot sytuacji.

- Nikt nie dzwonił. - błękitnowłosy mruknął cicho zbliżając się posuwistym krokiem do smukłej sylwetki wyższego i zaplatając się w delikatnym uścisku na jego ramieniu.

- O cholera.. - jęknął Jimin i przeczesał mokre, zimne włosy, znacznie słabnąc w nogach i uginając się wyraźnie pod Kookiem.

- Yoongi sprawdź jeszcze czy nie przegapiłeś jakiegoś telefonu. - polecił zdecydowanie białowłosy i zwrócił się ponownie do gości. - Usiądziemy w salonie. Jimin, jak mam zwracać się do Twojego towarzysza?

- Jeongguk. - odparł ten i pomógł Kookiemu postawić kolejne kroki w kierunku nowego opiekuna. - Pójdę do Yoongiego. - jęknął jeszcze zbolałym głosem, pozostawiając czarnowłosego w ramionach Namjoona, który skinął tylko głową, postępując drobne kroki we wcześniej obranym kierunku.

Czerń i biel zasiedli przed roztaczającym ciepło i blask kominkiem, w którym nieokrzesany ogień tańczył na cygańską nutę, zarzucając chaotycznie mieniącymi się falbanami rudych sukni. Kookie czując kompletny brak siły do wykonywania najbardziej podstawowych ruchów, siedział tylko i wpatrywał się w rozgrywający się pokaz egzotermiczny przed swoimi łydkami. Natomiast Namjoon zawiesił spojrzenie na chłopcu, dokładnie analizując jego drżące ze zmęczenia dłonie, nabierające czerwieni policzki, czarne, przemoczone kosmyki włosów. Gęsta, przyjemna cisza napełniała pomieszczenie, mieszając się z ciepłem i wprawiając w nieco senny nastrój.

- Jeongguk? 

Chłopiec wysilając się bardzo zerknął na towarzysza spod półprzymkniętych powiek i prawie niezauważalnie zmarszczył brwi.

- Tak?

- Skąd przychodzicie? Długo wędrowaliście? Jak poznałeś Jimina? Co was łączy? Dlaczego musieliście tu zawitać? Co się stało..? - białowłosy momentalnie zasypał zmordowanego Kookiego toną pytań, na co młodszy otworzył szeroko oczy i tylko wlepiał w niego załzawione spojrzenie.

- Ja.. N-nn.. - zająknął się chłopiec i uniósł dłonie z trudem przecierając zmęczone, przekrwione oczy. Po wstępnym ukojeniu emocji odetchnął głęboko i spojrzał ponownie na swoje białowłose wyzwanie. - Nie wiem. Nic nie wiem. Nie pamiętam ile szliśmy, jak daleko.. Wiem tylko, że Jimin chce mnie obronić. Ktoś nas goni i podobno grozi mi z tej racji nie byle jakie niebezpieczeństwo. 

Siwy skinął głową spokojnie, po czym zagryzł nerwowo skórę dolnej wargi. 

- Mówił jak ma na imię ten, który was ściga? - zapytał w końcu po nieco rozwleczonej chwili milczenia, a Jeon poczuł przedziwny dreszcz niepokoju, wędrujący przez całe jego zmęczone ciało. 

- Wspominał coś.. Uh.. L-leo? Nazywał go też Krukiem..

Biały poruszył się nerwowo, nie reagując jednak w żaden inny sposób i tylko wlepiając skonsternowane spojrzenie w trzaskający ogień. Mimo napięcia Kookie czuł się dobrze w jego towarzystwie, nie bał się tak bardzo jak do tej pory. Choć oczywiście byłoby znaczniej lepiej, gdyby Jimin towarzyszył mu przy tej rozmowie.

Wkrótce do pokoju wkroczyła pozostała dwójka; Yoongi prowadził rudowłosego, który sprawiał wrażenie dziecka, po zobaczeniu nocnej zjawy. Oczy wyglądały na praktycznie ślepe, przeszły gęstą, białą mgłą, a sam Jimin wpatrywał się w niekonkretny punkt przed sobą. Namjoon momentalnie złapał kontakt wzrokowy z Błękitnym, na co ten przecząco pokręcił głową i zmrużył powieki. 

- Nikt nie dzwonił. - ozwał się w końcu nieco podłamanym głosem, a Park ruszył w kierunku czarnowłosego, ciężko opadając na kolana tuż przed jego fotelem.

Kookie mimo wcześniejszego wyczerpania zerwał się na równe nogi i zaraz usiadł przy Rudym, otaczając go ramionami i wtulając mocno. Nie czuł by wampir drżał, czy chlipał, wydawał się jak skała. Albo bryła twardego, smutnego lodu. Czarny chciał coś powiedzieć, szepnąć jakieś słowo, cokolwiek. Ale w ostatecznym rozrachunku wydawał się sobie niegodny do komentowania zaistniałej sytuacji, za mało wtajemniczony, by zabierać głos. Jimin ani na moment nie podniósł rąk, nie objął go, nie sprawiał wrażenia żywego. Yoongi przysiadł niepostrzeżenie na udzie Namjoona, na co wyższy otoczył jego biodro przedramieniem i wtulił czoło w jego łopatki. 
"To moja wina.. Moja wina.. Moja wina.. Hongbin.. Zostawiłem go.. Moja wina.." Kookie poczuł cichy, zrozpaczony głos wewnątrz głowy. Z początku mocno zdezorientowany rozglądnął się nerwowo, jednak dostrzegłszy, że nikt nic nie mówi, spojrzał zaniepokojony w kierunku Jimina, opierającego się o jego bark. "Zabił go.. Moja wina.. Moja wina.." powtarzał głos, z każdym słowem coraz bardziej płaczliwy i złamany. Nawet gdyby chciał go jakoś pocieszyć, nie miał pojęcia co zrobić, czy odezwać się na głos, czy nie odpowiadać.. Bał się, że jeśli podejmie próbę rozmowy w "myślach", popełni jakiś błąd, zrobi coś nie tak. Jednak po chwili pomyślał intensywnie, powtarzając sobie w głowie kilka razy jedno, konkretne zdanie. "Nie Twoja wina, nie Twoja wina, nie Twoja wina, to nie Twoja wina.." nawet nie wynotował, kiedy zacisnął powieki i zmarszczył mocno brwi. Ku własnemu zaskoczeniu Jimin odsunął się powoli i zmierzył uważnie twarz Kookiego. Czarnowłosy zachowawczo zerknął w stronę Białego, jednak ani jego ani Yoongiego nie było już w pokoju. Powrócił do splatania spojrzenia z Parkiem.

- K-kookie.. - jęknął w końcu, najwyraźniej bardziej cicho i smutno niż się spodziewał, lub zakładał. Zagłębił się do granic możliwości w czarnych źrenicach chłopca, Jeon odczuwał coś na kształt bycia kompletnie nagim. Miał wrażenie, że wzrok Jimina jest w stanie zeskanować każdą jego komórkę, śledzić tor krwinek, kontrolować hormony. Westchnął krótko, po czym chcąc zapobiec rodzącej się atmosferze niepewności, zachowawczo zbliżył się do ust rudowłosego, przytulając do nich własne, całkiem spierzchnięte i popękane. Mimo, że bał się odrobinę reakcji ze strony Silnego, spotkał się z dość satysfakcjonującym rozczarowaniem.
Nagle ramiona Jimina podniosły się, otoczyły szyję czarnowłosego, zimne palce wpełzły niczym martwe węże za materiał jego koszulki, w kosmyki wilgotnych włosów. Wyższy pierwszy raz poczuł tak namiętny dotyk, tak spragniony uwagi, jednakowoż nasiąknięty jakąś niezrozumiałą substancją chemiczną; jakby mieszanką bólu, frustracji, może poczucia winy. Jeongguk drżał, wiedział, że Rudy doskonale to czuje, ale nie był w stanie zapanować nad obezwładniającą ekscytacją. Sapnął z przejęciem, kiedy chłodny, jakby trupi język wsunął się powoli do wnętrza jego ust, starając się zrównywać intensywność pocałunku i odpowiadać Jiminowi tym samym. Ciepłe dreszcze kumulowały się w niższych partiach jego brzucha, pobudzały, pchały do kolejnych, coraz odważniejszych gestów. Płynnie, nie przerywając pocałunku, Park wsunął się z gracją na kolana Kookiego, wcześniej stymulując nieznaczną zmianę pozycji w jakiej się znajdowali. Przywarł szczelnie chudym korpusem do klatki piersiowej towarzysza, po chwili powodując u Jeona obfity rumieniec i kolejną partię niecierpliwych posapywań. Biodra Jimina jęły zataczać nieznaczne okręgi, wił się subtelnie, czym przyprawiał Kooka o wyjątkowo rozochocone odpowiedzi. Wyższy wkrótce oparł dłonie na talii wampira, bez chwili zwłoki wsuwając je pod materiał ciężkiego, szaro-czarnego swetra.
Jimin reagował na wszystkie wyjątkowo naturalnie, prawie jak zwykły człowiek. Zrywał pocałunki, wzdychał cicho, czesał palcami splątane, czarne włosy. Co pewien czas łapali kontakt wzrokowy, wpatrując się w siebie z niepojętą pasją, ciekawością, pożądaniem. A potem wracali do pocałunków, kosztowali siebie tak ochoczo i dogłębnie, jak tylko się dało. Rudy zarzucał lekko biodrami, pozostawiając je w ciągłym ruchu, który nie na żarty działał na instynkty Kookiego. Wkrótce na drodze zupełnie naturalnej kolei rzeczy, bez niepewności, czy wahania, Park sięgnął rozporka czarnowłosego i z cichym szmerem pociągnął zamek w dół. Twarda męskość chłopca tworzyła na materiale bielizny wyraźne wybrzuszenie, które Jimin delikatnie głaskał lodowatymi opuszkami smukłych palców. Jeon trząsł się nieznacznie pod wpływem dotyku, mrużąc powieki i cicho sycząc pod nosem. Darując Kookiemu kolejne, pełne pasji pocałunki, Park zahaczył paznokciami o gumkę bokserek chłopca, płynnie wpychając w nie całą dłoń i powoli wyciągając nagie, ciepłe przyrodzenie z wstydliwej klatki materiału. Kilka razy przesunął dłonią po całej jego długości, nie przerywając pocałunków i nawet nie zerkając w kierunku intymnego miejsca. W pewnym momencie klęknął jednak okrakiem nad udami chłopca, podnosząc się na tyle wysoko, by poradzić sobie z własnym odzieniem. Kiedy spodnie wraz z bielizną zatrzymały się na jego szczupłych udach, powrócił do pobudzania kochanka, ocierając się nieustannie, tym razem jednak dużo intensywniej, z racji na brak dzielących ich ciała materiałów. Pokój wypełnił się zduszonymi westchnieniami i posapywaniem ze strony obu chłopców. Świat przestał istnieć, zagrożenie nie miało już znaczenia, towarzyszył im wyłącznie podskakujący spokojnie ogień, wyglądający na parę zza żeliwnych krat. 
Jimin odchylił się powoli, od tyłu łapiąc naprężonego członka, nakierowując go cierpliwie pomiędzy własne pośladki. Jeongguk westchnął zrywnie, mimo to gładząc tylko bok Rudego i podciągając kolana do góry, tym samym ułatwiając niższemu manipulowanie jego przyrodzeniem. Wkrótce na pulsującej główce poczuł zaciśnięte mięśnie wejścia Jima, na co zadrżał z przejęciem, będąc zmuszonym do walki z chęcią natychmiastowego wypchnięcia bioder ku górze. Wampir potarł kilkakrotnie męskością Kookiego o swoje zimne ciało, w końcu zatrzymując penis przy zmarszczonej skórce swojej dziurki. Z własnej inicjatywy naparł na przyrodzenie, lekko mrużąc powieki i z oporem nadziewając się na czarnowłosego coraz głębiej. Kiedy powoli osiadł na jego biodrach, we wnętrzu czując całą długość Jeona, oplótł jego szyję ramionami i przyciskając sine wargi do jego ust zaczął się nieznacznie poruszać, wznosząc i opuszczając biodra w spokojnym, jednak niekoniecznie powolnym tempie. Sapał cicho w rozchylone wargi chłopca, coraz intensywniej pozwalając mu penetrować swoje ciasne wnętrze. Sam Kookie starał się reagować możliwie jak najciszej, co jednak było skuteczne tylko do pewnego stopnia. Jimin przyciśnięty do torsu czarnowłosego podskakiwał delikatnie, zawijając lekko biodrami, przy czym samemu przygryzając wargi w przypływach rozkoszy. Odrzucił głowę do tyłu, na co Jeon wstrzymał oddech, podziwiając piękno malującego się przed nim obrazu. 

- Jeongguk..


Ogień trzaskał nieprzerwanie, teraz jednak nieco mniej chaotycznie i głośno. Namjoon westchnął pod nosem, z gorzkim wyrazem twarzy otulając ciepłym, szarym kocem zaplątaną w swoich ramionach dwójkę odmiennych istnień. Spokojny oddech Kookiego unosił i obniżał w rytm pracy płuc blade oblicze Jimina. Wpatrywał się w nicość, półprzymknięte powieki kryły szaro-zielone, matowe tęczówki. 

- Nie wiesz tego, Jim. Nie zadręczaj się. - mruknął w końcu Biały, kucnąwszy przed twarzą mentalnego rozmówcy.

- Nie zadzwonił. Coś poszło nie tak. - jęknął chrapliwie Rudy i zmrużył zmęczone powieki.

- To nie znaczy, że.. 

W tym momencie wytrącony ze spokoju człowiek sapnął głośno przez sen, wiercąc się pod ciałem Jimina. Obaj Silni zamarli na moment, po niebezpieczeństwie rzucając zakłopotane spojrzenia w dwie różne strony.

- Odpocznij. Jutro pomyślimy. Nie jesteś głodny? 

- Nie.. Nie mam apetytu.


Do przeczytania! - Gabriel



czwartek, 11 lutego 2016

"Black hunger" cz.5

Tytuł: Black hunger

Paringi: Jikook (Park Jimin & Jeon Jeongguk), wspomniany WonTaek (Jung Taekwoon & Kim Wonsik) 

Opis: Ładnie komentujecie i widzę, że zainteresowanie jest, więc będzie nagroda i kolejny rozdzialik. Przyznam na początku, że nie chciałem dopierdzielić kolejnego angsta i gore, ale chyba nie potrafię tak na dłuższą metę, już "Obiecuję" było łagodne, tym razem musi być trochę dramatyzmu. Ale dobra wiadomość, moje plany obejmują jeszcze kilka rozdziałów, więc szykuje się niezła seryjka z tego randomowego pomysłu. W każdym razie miłego czytania, much love <3


Bez chwili zwłoki dopadł klamki posępnych, mokrych od deszczu drzwi i nacisnął ją, wbiegając do środka i dopiero zaczynając jakkolwiek racjonalnie myśleć. Obrócił się kilka razy w miejscu, jakby dopiero uświadamiał sobie gdzie jest i co musi zrobić.

- J-.. - zająknął się, zaraz przykładając skostniałe jak zawsze dłonie do pulsującej skroni. - Jeongguk!? - wrzasnął w końcu, starając się o jak najmniej zaniepokojony głos.

Matka czarnowłosego zjawiła się po chwili, widocznie przestraszona niecodziennym zachowaniem Jimina, który zazwyczaj nie okazywał więcej emocji niż skała.

- Kookie wyszedł..  na spacer. - odparła cicho, podchodząc do chłopca i troskliwie przeczesując jego mokre włosy. - Noś czapkę, Jimin, przeziębisz się..

- Wyszedł sam? - Park nieskory do zmiany tematu przygryzł nerwowo wargi, skubiąc je i sprawiając, że wyglądały na jeszcze bardziej sine niż dotychczas.

- Nie.. zjawił się jakiś chłopak. No, mężczyzna. - sprostowała i wywróciła oczami ostentacyjnie.

- Jak wyglądał!? - jęknął Rudy i wlepił w panią Jeon blade, drżące spojrzenie.

Kobieta najwyraźniej nie na żarty się przestraszyła, odsuwając o krok od chłopaka i zakrywając usta dłonią. W kącikach oczu skryła zalążki szlochu.

- Proszę Pani.. to bardzo, bardzo ważne, z kim Jeongguk wyszedł. Jak wyglądał, jak się zachowywał, co mówił..

- J-ja.. oh Jimin.. czy jemu coś grozi.. faktycznie nie znam tego człowieka.. jak ja mogłam mu pozwolić wyjść z moim synem.. Jimin.. - matka czarnowłosego zaniosła się spazmatycznym płaczem, na co Park sam poczuł dość niepokojące, a już na pewno nieprzyjemne uczucie.

- Być może nic mu nie jest, pro.. proszę nie płakać.. - mruknął jeszcze rudowłosy i westchnął głęboko, układając dłoń na ramieniu drżącej kobiety.

Po chwili uspokajania, matka Jeongguka ostatecznie opisała mężczyznę, za palącymi namowami Jimina, który naciskał nieustannie że względu na uciekający czas.

- Na pewno? Miał krótkie włosy? Nie takie do ramion? - Park zmarszczył brwi, przybrawszy wyjątkowo nietęgi wyraz twarzy.

- No tak, na sto procent. Tylko taką grzywkę do pół policzka, na jedno oko. - kobieta gestykulując imitowała obszar zasłonięty przez włosy mężczyzny, który zabrał Jeongguka.

- Cholera.. - mruknął Jimin mocno się krzywiąc i wyciągając z kieszeni szarego płaszcza grafitowy telefon.

Automatycznie odblokował ekran i sprawdził powiadomienia. Bez słowa zablokował telefon i skrył go na powrót w kieszeni. 

- Pójdę go poszukać, prawdopodobnie wiem gdzie jest. Niech się Pani nie martwi, przyprowadzę go w całości. - skinął głową i złapał drżącą dłoń spłakanej kobiety.

- Proszę.. Jimin, znajdź go.. zostawił telefon, nawet nie mam z nim kontaktu.. - jęknęła zbolałym głosem, zaciskając na zimnych palcach własne.

- Niech się Pani napije ciepłej herbaty i postara nie martwić. - odparł jeszcze, stosunkowo ciepłym tembrem, po czym wyplątał palce z dłoni kobiety, bez namysłu wybywając z mieszkania, z cichym "do zobaczenia" na ustach.


Szli już dość długo. Ściskał dłoń Jeongguka nieco boleśnie, ale mimo próśb nie puszczał, po prawdzie rzadko w ogóle się odzywał.

- Gdzie idziemy do kurwy nędzy!? - warknął w końcu Kookie, odchylając głowę w tył i marszcząc brwi.

- Zamkniesz się? - odparł cicho nieznajomy i zatrzymał się gwałtownie, unosząc otwartą dłoń w górę i wytrzymując oddech. Jeon posłusznie zamilkł, zaciskając wargi w wąską linię i słysząc głośne bicie najpewniej własnego serca. W końcu trudno byłoby usłyszeć puls wampira, no cóż.

- Uh.. fałszywy alarm. - westchnął po chwili i wznowił marsz, prowadząc Kookiego w odmęty gęstego lasu.

- Przed czym mnie chowasz? - westchnął Jeon, już od niechcenia, nawet nie oczekując odpowiedzi.

Tym jednak razem kruczowłosy już prawie się odezwał, kiedy jak spod ziemi wyrósł przed nimi niski chłopak w szarym płaszczyku. Nie wyglądał na zadowolonego.

- Hongbin. - warknął nienawistnym głosem, mierząc tylko Silnego, a na Kookiego nawet nie spoglądając.

- Jiminnie, ah.. zobacz! - rozświergotał się starszy i zagarnął ramieniem prowadzonego wcześniej chłopca. - Uratowałem Ci zabawkę. Dostanę całusa?

- Kurwa.. nie prosiłem o pomoc. Puść go. - odparł Park starając się brzmieć opanowanie, jednak drżenie głosu powodowane stresem i poirytowaniem, brało górę.

- Nie zdążyłbyś przed nim. Ja ledwo uciekłem. - rzucił Bin, odgarniając grzywkę dumnym gestem, po czym ułożył jedną dłoń na plecach Kookiego, popychając go potem w kierunku Jimina, wyższy niemalże stracił równowagę. Bez chwili namysłu wbił jednak pytający, nieco strachliwy wzrok w rudowłosego, co spowodowało tylko, że Jimin pierwszy raz obdarzył go, mimo nadziei Kookiego, wyjątkowo zobojętniałym i chłodnym spojrzeniem.

- Dzięki. - mruknął ostatecznie rudowłosy wymijając Kookiego, podchodząc do Hongbina i kłaniając się przed nim zaskakująco nisko.

Czarnowłosy uśmiechnął się z wyraźnym zadowoleniem wypisanym na twarzy. Krople cicho uderzały w przesiąknięte już liście i gałęzie, skapywały z rudych kosmyków Jimina, błądziły jak zagubione dusze po jego połyskującej, śnieżnej skórze.

- Braciszku... - westchnął rozczulony Hongbin, po czym chwycił ramiona Jimina, podnosząc go i wtulając w siebie z pełnym czułości wyrazem twarzy.

Park nie odezwał się na to ani jednym słowem, nie objął też jednak mężczyzny, wpatrując się ślepo w usiany drzewami, zatarty horyzont.

- Ja Ciebie też.. - szepnął prawie niedosłyszalnie, kiedy czarnowłosy odsuwając go od siebie przytulił wargi do jego ucha i poruszył nimi nieznacznie.

Kookie obserwował scenę z niemałym zainteresowaniem, czując jednak dziwne, nie do końca jasne uczucie kłujące go jak igły.

- Ktoś mi wytłumaczy co tu się odpierdala? Jimin, o co chodzi?! - Jeon powoli tracąc cierpliwość podszedł do Rudego i położył dłoń na jego barku, na co spotkał się z kompletnie nieoczekiwanym gestem. Niższy błyskawicznie strącił z siebie dotyk chłopaka i obrócił się ku niemu, mierząc go nieprzyjaznym spojrzeniem.

- Jeszcze czego.. to wszystko Twoja wina, Jeongguk! - krzyknął Jimin, napierając na rozmówcę, który momentalnie pobladł ze strachu i niemo jęknął. - Gdyby nie Ty.. argh! Kurwa mać! Gdyby nie Ty, nic takiego nie miałoby miejsca! - wybuchł w końcu, obarczając młodszego ciężarem wyrzutów sumienia, kiedy nawet nie miał pojęcia czym tak właściwie zawinił.
Jeon spłoszył się momentalnie, nabierając zawstydzonych rumieńców i kuląc ramiona. Ciszę przerwał rozbawiony do granic możliwości Hongbin, swoim głośnym rechotem.

- Jak nie Leo, to Ty go zabijesz, hm? - nieco nasączony sarkazmem głos rozbrzmiał w uszach dwójki, na co Jimin odsunął się od zastraszonego Kookiego, chowając twarz w dłoniach.

- Cholera jasna.. gdzie ja go teraz schowam? - jęknął beznamiętnie Chim, starając się na powrót zapanować nad wcześniej spuszczonymi ze smyczy emocjami.

- Mnie już mają na mapach, praktycznie pełna kontrola, nie pomogę. - Bin wzruszył ramionami i cmoknął ze skruchą. - Ale gdybyś..

- No?

- Hm.. Nie, nie będziesz chciał..

- Hongbin, ja pierdolę, potrzebuję schronu, a nie Twoich gdybań!

- Namjoon?

- No i miałeś kurwa rację, nie ma mowy! - Jimin szybko stracił zapał do krycia Kookiego, plącząc ramiona na klatce piersiowej i zaciskając mocno zęby.

- Kto to ten.. Namjoon? - zająknął się Kookie, na co obie pary oczu zlustrowały go niechętnie. - No skoro o mnie się rozchodzi, to może wreszcie dowiem się co takiego zrobiłem..

- Zabrałeś mi braciszka, szmatko. - prychnął pogardliwie Hongbin, zaraz jednak zanosząc się wdzięcznym, perlistym chichotem. - Oj no nie patrz tak, jestem po Twojej stronie. Tak jakby. - dodał jeszcze najstarszy i podszedł do skołowanego chłopaka, czochrając przyjaźniej jego smolistą czuprynę. - Nie bój się. Jiminnie coś wykombinuje, nie da Cię skrzywdzić. 

- Ale co mi grozi?!

- Kruk. - warknął w końcu Park, obracając się do dwójki czarnowłosych i zadarł brodę w przypływie nerwów. - Nasz.. brat. - dodał po chwili i westchnął ze zbolałym wyrazem twarzy.

- Jimin Ci pewnie nie mówił.. - kontynuował Hongbin, stając w odpowiedniej odległości od chłopca. - Ale mamy dość nietypową rodzinę.

- Pomijając fakt, że jesteście wampirami? Jasne, norma.. - Kookie sapnął nieco bezsilnie.

- Nie przerywaj. - syknął karcąco, powracając do wcześniejszej wypowiedzi. - Są dwie.. drużyny, nazwijmy to tak. Jedna, po stronie taty; naszego taty. To po prostu osoba, która nas zamieniła. Nie chciałbym być niegrzeczny, ale niech gnije skurwysyn. - Jimin na wydźwięk tych słów nieco uniósł kąciki ust. - No i na jego rozkazy są synowie, dla nas bracia. Nie ma kobiet, tatuś zaszczepił w nas pociąg nie tylko do krwi.

Na te słowa dwójka Silnych zaśmiała się w głos, a Kookie tylko kilkukrotnie przeniósł wzrok z jednego na drugiego.

- No ale wracając.. po drugiej stronie jest Jim. Tak jest, nasza jednoosobowa drużyna mistrzów, nie kto inny a mały, słodki Jiminnie. - Hongbin podszedł do rudowłosego, obejmując go w końcu w pasie, na co ten skrzywił się i przewrócił oczami. - Zbuntował się, niewdzięcznik. I zwiał. Ale tatuś łatwo nie odpuszcza, więc ściga rudzielca i próbuje zagarnąć do domu wszelkimi możliwymi sposobami. 

- Dlaczego uciekłeś? - Kookie spojrzał na Parka, który wyplątał się z krępującego uścisku i wbił wzrok w mokrą ściółkę.

- Reżim. Nigdy nie lubiłem dyktatury, nawet za człowieka. Więc uciekłem kiedy tylko skończył się proces dorastania z trochę większymi zębami i wiecznym apetytem. - Park wzruszył nieznacznie ramionami. - Ale znowu mnie znalazł. I nasyła kolejno bardzo nieprzyjemnych członków naszej spaczonej rodziny, którzy mają zmusić mnie, żebym powrócił pod skrzydła ojca i harował na jego posrane zachcianki.

- Ale mówisz to tak, jakbyś był całkiem sam, braciszku. - wciął się Bin, wciskając dłonie do kieszeni kurtki. - Jest kilku braci, którzy są skłonni Jiminowi pomagać, kryć go tak jakby. Wiadomo, że nie można tak wiecznie, ale nie tylko jemu przeszkadza rygor i niewolnictwo, jakie panuje w naszym domu. O ile domem to można nazwać. Ja wspieram Jima non stop, prawda? Karmię go kiedy potrzebuje, uciekam z jego chłopakiem do lasu, żeby Leo go nie zeżarł..

Jeongguk wyraźnie poczerwieniał.

- T-to.. kto to ten Leo? - jęknął wyjątkowo cicho jedyny obecny na miejscu człowiek i kątem oka zerknął na Jimina, który najwyraźniej nie palił się do odpowiedzi. Widząc to wrócił spojrzeniem do Hongbina.

- Jeden z braci, jak już wiesz. Kruk to prawie najgorszy z tropicieli jakich "spłodził" ten chory pojeb. Ah.. tropiciel.. to wiesz, taki od bójek i tym podobnych. Brudna robota zawsze należy do nich. Tylko, że Leo jest jeszcze gorszy, ma swoją dumę i Hakyeon dobrze o tym wie.

- Hakyeon?

- Uh.. ojciec. 

Kookie skinął ze zrozumieniem głową, nie odzywając się dalej ani słowem.

- Więc najpierw nasłał Dzikiego. Dziki to Ravi, jest.. ujmę to delikatnie, nieokrzesany. Takie ADHD w połączeniu z dość niecodziennym apetytem. No i lubi spuszczać wpierdol, o czym nasz Jiminnie nie raz się przekonał.

Park skrzywił się na wspomnienia, złapał za obolałe żebra i kopnął w stosik liści od niechcenia.

- Ale Dziki załatwił co miał załatwić i wrócił. A że Jimin do bólu już się nieco przyzwyczaił, to stawiał opór dalej. Aż tatuś nasłał Kruka. A Kruk.. no cóż. To kompletne przeciwieństwo Raviego. Jest opanowany, ale za to kompletnie bezwzględny, nie ma niczego, co mogłoby go powstrzymać. No i.. zabiłby na miejscu, gdyby ktoś skrzywdził jego Ravisia. - dokończył pogardliwie Bin, wzdychając z nieukrywanym obrzydzeniem. 

- No ale jakimś cudem zdobył informacje o Tobie i postanowił, że zamiast pieprzyć się z robieniem ze mnie worka treningowego, uderzy w kogoś, z kim mam do czynienia. - mruknął Jimin pod nosem, zerkając odrobinę łagodniej na Słabego, który w momencie przybrał kolor świeżo wypalonej cegły.

- Nie pierdol Jimin.. kogoś, na kim Ci zależy, po prostu. - Hongbin odrzucił grzywkę i przeszedł się kawałek, zataczając niezobowiązujące kółko.

Intymność ciszy przekraczała wszelkie granice, dlatego nie byli już w stanie kontynuować tego tematu. Jimin odchrząknął więc cicho, obracając się w kierunku Lee i spoglądając na niego nieco potulniej niż do tej pory.

- Nikt poza Namjoonem? - szepnął, nieco zbolałym głosem, przeczesując nerwowo rdzawą grzywkę.

- Nie sądzę. To ostatni neutralny, który zdołał się zaszyć. Idź do niego Jim, przecież wiesz, że Ci pomoże.. 

- Ale.. - urwał Park, klnąc w myślach i zaciskając pięści, po czym tylko wypuścił niemalże trujące od irytacji co2 z ust, podchodząc po chwili do Jeona i zaskakująco delikatnie jak na stan swojego zdenerwowania splatając palce ich dłoni. Kiedy złączył własne spojrzenie ze źrenicami Kookiego, wyglądał już całkiem inaczej niż przed momentem. Zielone oczy błyszczały w zmroku, zdawały się przenikać Jeongguka na wskroś. Ten przez chwilę myślał o podjęciu próby obdarowania go uśmiechem, chociaż takim najdelikatniejszym, ale przytłaczające poczucie winy odsunęło go od tej idei, a twarz Jeona pozostała kompletnie wyprana z emocji.
Za to Jimin uniósł delikatnie kąciki ust, w pobłażliwym, ale spokojnym uśmiechu. Zadarł nieco głowę i nie zważając na szczerzącego się gdzieś w tle Hongbina zmrużył powieki, powoli zlepiając własne wargi z ustami czarnowłosego. Chłopak nie posiadał się z zaskoczenia i jakby radości, chociaż może bardziej ekscytacji. Nie chcąc jednak okazywać tego przed bratem Parka, po prostu przymknął oczy, leniwie odpowiadając na pocałunek subtelnymi muśnięciami. Krople deszczu spływały po ich zziębniętych twarzach, wpadały w rozchylające się co jakiś czas usta, drażniły nadwrażliwą skórę. Kookie czuł przyjemne mrowienie nisko w brzuchu. Kiedy już chciał dotknąć szyi Jimina, wpleść palce w jego włosy, ten urwał pocałunek z cichym mlaśnięciem, odetchnął szybko i obrócił się do Hongbina.

- Pójdę do niego. Ale tylko ten jeden raz. - mruknął Jimin, ciągle zaciskając zimne do granic możliwości palce na dłoni Jeongguka.

- Zuch chłopak. Idź, ja zatrzymam Leo. Przynajmniej na jakiś czas. - Lee machnął beztrosko dłonią i ukazał żółte kły światłu dziennemu. Na ten widok Rudy sam lekko się uśmiechnął, kręcąc pobłażliwie głową i oddychając odrobinę spokojniej niż do tej pory.

- Dziękuję. - odparł jeszcze raz pochylając głowę z szacunkiem.

- Hej, dla Ciebie wszystko młody. Odwdzięczysz mi się, jak Jeongguk nie będzie patrzył. 

Jakoś mimo wszystko Kookie nie powstrzymał instynktownego uśmiechu.

- Lećcie. Czuję go. - Bin spoważniał nagle, stając w rozkroku i garbiąc się odrobinę. Jimin zbladł jakby jeszcze bardziej niż do tej pory, chwycił dłoń Kookiego pewniej i puścił się pędem na zachód. 

Natomiast Hongbin stał w jednakowej pozycji, spięty i czujny jak nigdy. Oddychał płytko, cicho, niesłyszalnie dla ludzkiego ucha. Wkrótce poczuł na karku zimny podmuch. Jak się po chwili okazało - oddech.

- Myślałem, że Jimin jest głupi.. - szepnął rosły mężczyzna stojący za Binem, po czym wymierzył mu silne kopnięcie nisko w łydkę, tak, że ten zwalił się bezwładnie na ociekającą deszczem ściółkę i sapnął z bólu, czując jak przedarta na zewnątrz, ostra kość zahacza o zabłocone liście.

- Ale Ty jesteś chyba jeszcze głupszy, Hongbin.


Do przeczytania! - Gabriel