czwartek, 31 marca 2016

"Christian boys" OS - 1/2

Tytuł: Christian boys

Paringi: Vmin (Kim Taehyung & Park Jimin)

Opis: No dobra, napisałem shota, tylko musi być w dwóch częściach, bo długie gówno. Przyznam szczerze, inspiracja z życia, siedziałem w kościele na mszy i nie mogłem oderwać wzroku od ministranta XD Przy czym momentalnie wpadłem na ten pomysł i już nie mogłem się na niczym skupić, co poskutkowało tym, że tuż po powrocie usiadłem i napisałem. A, że Vmin mi do tej historii pasował jak nic innego, więc jest Vmin.
Enjoy <3


Klekot starych, trzęsących się przy każdym kroku obcasów niósł się echem przez długą pustą nawę główną. Za wcześnie, żeby były tu tłumy, jeszcze dobre pół godziny do rozpoczęcia, a nasza miejscowość nie jest jakaś metropolią. Mimo to dużo Chrześcijan przychodzi na niedzielne msze, zawsze jestem pod wrażeniem ich liczebności. No, zwłaszcza, że co tydzień mam na nich oko.
Nie, nie jestem księdzem. Chętnie splunąłbym na tą profesję. Dziwne to i nienaturalne odmawiać sobie współżycia z innym człowiekiem, tylko po to, żeby mieszkać z innymi skołowanymi, niewyżytymi pingwinami i rozbierać ikony wzrokiem. To tak jakby seks był czymś złym. A w końcu wszyscy to robią; normalni ludzie potrzebują go nawet czysto genetycznie - kwestia natury, tacy jesteśmy. Co w takim razie powoduje ich skrzywienie toru myślenia i funkcjonowania? Przyznam szczerze, pojęcia nie mam i wiedzieć nie chcę.

Boże błogosław stosunkom płciowym.
I tym psychopatom bez erotycznego polotu też, niech przynajmniej nie myślą o tym, co tracą. Ja bym po prostu z tego nie zrezygnował, sorki Boże. Z drugiej strony jesteśmy na Twoje podobieństwo, więc pewnie wiesz o czym mówię i doskonale mnie rozumiesz.

I wychodzi na to, że Bóg to perwert.
Jak żyć panie premierze.

Kiedy zakumplowałem się z wiarą? Nie bardzo dawno temu, ale powiedziałbym, że już sprawiedliwie długo odwiedzam Dom Boży  - regularnie rzecz jasna, jestem oddanym, grzecznym chrześcijańskim chłopcem. I mam zamiar być. Uh, moment, tylko w żyłę, zanim msza się zacznie..
Z kieszeni odrobinę skrzypiącej, czarnej, skórzanej kurtki wyciągnąłem drewniany różaniec. Wiąże się z nim naprawdę fajna historia, ojciec mojego dziadka zrobił go dla zakonnicy, w której się zakochał. Ostatecznie pani pingwinowa wystąpiła z zakonu i zrobiła mu mojego dziadka i jego dwie siostry.
...
Dobra, zmyśliłem to. Różaniec nie ma więcej niż kilka miesięcy, pewnie zrobiły go małe, chińskie rączki, a kupiłem go w dewocjonaliach przy domu parafialnym. Koniec historii.

Okej, tak naprawdę nie byłem może fanatycznym wnuczkiem, który na widok księdza klęka - choć zależy jak by na to spojrzeć - a każdej skamielinie w berecie ustępuje miejsca na ławce.
Suczo, byłem tu pierwszy i chcę się modlić, get of the way.

Byłem Chrześcijaństwem bardziej zafascynowany, niż w nie zapatrzony. Ostatnio stało się moją pasją, kontakt z Bogiem w pojmowaniu Biblii i nauki Kościoła był, dla mnie przynajmniej, cholernie, cholernie ciekawy, a jeśli jeszcze gwarantował takie bonusy po śmierci, tym bardziej mogłem mu poświęcić nawet pół swojego, raczej marnego z resztą, życia. Bóg chyba mniej gniewa się teraz, że piję, palę, wyłudzam pieniądze i czasem mam siusiaka w... no dobra. Pewnie zgorszyłbym całą parafię i jeszcze by zostało. Ale szczerość też jest ważna, a przynajmniej nie kłamię tak?

Więc siedzę sobie w Przybytku Ducha Świętego, patrzę na stare Włoszki, Niemki i Polki, które przychodzą tu niemal tak często jak ja, kilkoro Koreańczyków na tyłach: jakaś pseudo-nowoczesna rodzinka z dwójką ulizanych dzieci, starszy pan, który zawsze przynosił ze sobą kraciasty parasol - nawet w słoneczne, urokliwe dni - grupa, wyglądająca bardziej na spotkanie Koła Gospodyń Domowych, niż wyznanie wiary, może dwójka czy trójka młodych, gdzieś w moim wieku - pewnie studenciki z dobrych domów. No cóż, jestem zdecydowanym ewenementem, ale nie powiem - dobrze mi z tym. Pierwszy bez winy niech rzuci na mnie kamień, szmaty.

Kapłan posuwistym krokiem wypłynął z zakrystii, rozglądając się kontrolnie po zgromadzeniu. Kiedy natknął się na mnie wzrokiem, jak niemal zawsze posłałem mu kanciasty, szeroki uśmiech, mrużąc powieki i z lekka unosząc ściskany w dłoniach różaniec. Ksiądz wywrócił oczami z lekkim uśmiechem i zabrał się za szykowanie Pisma Świętego do dzisiejszej ofiary. Lubił mnie, na sto pro. Tylko jest księdzem i mu nie wolno, jasne. Ksiądz Hoseok zawsze był super, chociaż dzieciaki - i ja - wołamy na niego ks. Hobi. Tak jest bardziej uroczo, no błagam! Poza tym to do niego pasuje. Zawsze czuć od niego takie.. dobre wibracje. Nie opuszcza go uśmiech, jest zawsze szczerze radosny. Fascynuje mnie jego bezpretensjonalnie pozytywne podejście do życia, mogę śmiało powiedzieć, że tym mnie wygrał. I dalej wygrywa.
Ale mydełko to by mu mogło spaść, sutanna zdecydowanie za bardzo maskuje jego nienaganny tyłek. A, no tak, przepraszam Boże. Nie tu, wiem. Tak mi się wyrwało, no. Nie można ciągle udawać, wiesz przecież.

W naszej parafii brakowało służby do mszy. Nawet małe dziewczyny nie chciały iść na pseudo ministrantów. Dlatego zawsze wszystko szykowali kapłani - Hobi hyung i Yoongi hyung. Ksiądz Min był zupełnym przeciwieństwem Hoseoka; raczej chłodny, zdawało się - ponad resztę. Chociaż nie bywał uszczypliwy czy wredny. Po prostu miał mniejszy kontakt z ludźmi. Ale przecież nie każdy musi mieć - był za to nieoceniony w kwestii kazań. Wysłuchiwać jego nauk mógłbym dzień i noc, zawsze słowa dobierał nad wyraz trafnie. Zupełnie jakby pisał utwór, do którego tylko podłożyć dobry beat, a wyszedłby kawał głębokiego artyzmu. No ale był księdzem. Im chyba nawet płyt nie wolno wydawać. Głupie kapłaństwo.
..
A, kuźwa. Przepraszam Boże.

Dwie minuty przed rozpoczęciem ks. Hobi znów wyszedł z zakrystii, tym razem bardziej wyskakując i z uśmiechem stanął na mównicy, przysuwając do siebie główkę mikrofonu. Zadowolenie wręcz od niego emanowało, z niecierpliwością czekałem aż zdradzi parafianom jej źródło.

- Kochani, do naszego miasta wprowadziła się ostatnio nowa rodzina, z Seulu, proszę was serdecznie o ciepłe przyjęcie państwa Park do naszej wspólnoty. Chciałbym też ogłosić, że w związku z tym powiększeniem się naszej Chrystusowej Rodziny, zyskaliśmy również ręce do pracy.. - tu przystanął i z nieco szerszym uśmiechem przeczesał przydługie, zadbane włosy. - Jimin, syn państwa Park, będzie naszym pierwszym ministrantem. Yay! - uniósł kciuki do góry w przedziwnym, nieco topornym podskoku, co jednak wywołało kilka wesołych chrumknięć wśród zgromadzonych.

Przyjąłem info. Nowi ludzie, kilka twarzy do nauczenia, nic trudnego. No i wreszcie jak porządny kościół, będzie tu stacjonował chociaż jeden ministrant. Niby nic, a całkiem to satysfakcjonujące. Wkrótce więc rozległ się przyjemny, brzęczący odgłos dzwonków, wszyscy powstali, a przed księżmi wkroczył na ołtarz... Jimin.

Shit.on.my.nipples.

Panie Boże, jaja sobie robisz? Tak jak w przypadku księdza Hobiego sutanna mnie nieco kusi, tak w tym przypadku albę z tego cuda bym zdarł i się nie zastanawiał. Twarz, jakby go ktoś namalował, niech mnie, gdzie takie rosną? Chcę do Seulu! Chociaż już nie muszę, w końcu kawałek Seulu przyjechał do mnie.
Dopiero po jakichś dwóch minutach zorientowałem się, że nie ciągnę zaintonowanej przez księży pieśni, a wyłącznie wpatruję się w spokojne, skupione oblicze młodego Parka. Cholera by to. Jak ja się mam niby skupić, co? Panie Boże, wolne żarty, to jest zwykła prowokacja. Tak się bawić nie będę.
Przytrzymałem jakoś do pierwszego czytania, co okazało się być kolejną Bożą próbą, bo do ambony podreptał nie kto inny, a nasz rudy, mały kur.. ok. Już. Przepraszam. No ale to nieludzkie, jeszcze nawet na mnie nie patrzył, noo..
Z dużą dozą pokory i wyraźnym szacunkiem pochylił się nad Pismem i zabrał głos. 

Naj.słodszy.głos.na.tej.planecie.cholera.

Ksiądz Yoongi bacznie obserwował jak miętolę wargi i obgryzam paznokcie cały podenerwowany i skupiony w znacznie mniejszym stopniu niż zazwyczaj. Zgromił mnie spojrzeniem, na co ja postanowiłem mieć kompletnie wyje.. Przepraszam. Stała przede mną cholerna perfekcja, czytała mi Słowo Boga, oddychała sobie tak słodko.. Dobra, chyba się zakochałem. Nie moja wina. Zawsze bylem kochliwy, zwłaszcza jeśli rozchodzi się o dobre dupy.
Tylko jak tu się do niego zbliżyć, no nie.. msza to raczej słaby moment. Ale potem, tak, zostanę po ofierze i zagadam, musowo. Taehyung, jesteś mistrzem, dasz radę. Jimin będzie mój i koniec, ta słodycz wymaga zakosztowania.

***

- Idźcie w pokoju Chrystusa.

- Bogu niech będą dzięki!

Zmarszczyłem brwi, klękając na wygodnej poduszeczce i na krótką chwilę przytulając do siebie powieki. W ciemności nagle ogarnął mnie spokój i cisza. Poczułem tą wspaniałą obecność, żadne konkretne słowa czy zapachy, nawet bez czyjegokolwiek dotyku czy odgłosu. Tylko ciemność. I świadomość, że ktoś jest obok. Dlatego lubiłem Boga - po prostu był.
Rozwarłem powieki, ponownie ścierając się z natłokiem bodźców ze świata zewnętrznego. Księża właśnie opuszczali w skupieniu ołtarz, kościół prawie całkowicie opustoszał. Byłem tylko ja.
I Jimin.

Krótką chwilę przeglądałem się jego wprawionym gestom, jak porządkował ołtarz, gasił świece, przenosił Pismo Święte. W głowie musiał mieć dokładny plan działania. No, TaeTae. Teraz albo nigdy.

- Witamy we wspólnocie. - uśmiechnąłem się nad wyraz szeroko i ciepło, czego Park najwyraźniej się jednak nie spodziewał i niemalże podskoczył na wydźwięk mojego głosu, wzmocniony tym bardziej przez echo pustej świątyni.

- Oh.. dzięki. - odparł z przesłodzonym uśmiechem, po czym opuścił wzrok i odłożył Biblię na specjalnie przeznaczone dlań miejsce. Nie odezwał się jednak ani jednym więcej słowem, uh. Co za toporny dzieciak.

- Na stałe? - podjąłem ponownie, nie dając za wygraną i niby od niechcenia przechadzając się przed ołtarzem.

- Mam nadzieję. - mruknął z cicha mój rozmówca, wyrównując krzesła i przyklękając pospiesznie przed Najświętszym Sakramentem. - Do Seulu wracać nie chcę, nic mi się tam nie podoba. Za głośno, za brudno i w ogóle.. zbyt wszystko. - kontynuował, kiedy wykonał znak krzyża i wstał z klęczek. 

- Zatęsknisz, zobaczysz. Są tu na pewno jakieś uroki, ale Seul to lepsze miejsce dla młodego człowieka. - odparłem kiwając głową, zaraz jednak zmarszczyłem brwi.

Dość tej gatki-szmatki. Dajcie mi ten tyłek, no błagam.

- Może tak, może nie. W sumie, to ksiądz Jung mnie przedstawił, ale.. - tu podreptał do mnie i z lekkim uśmiechem, w akompaniamencie drobnych różyczek rumieńców podał mi dłoń. Maleńką, uroczą, śliczną łapkę. Jejkuuu! - Park Jimin. 

- Kim Taehyung. - oddałem mu równie wyszukany uśmiech, po czym z dużą dozą ostrożności uścisnąłem jego dłoń. W dotyku była jeszcze delikatniejsza i gładsza niż mogło się wydawać. Jak tu go ignorować, Panie Boże, no.. 

- Ile masz lat? Nie wyglądasz na wiele starszego.. - mruknął Jim, przekrzywiając nieco głowę i świdrując mnie ciekawskim spojrzeniem.

- 20, tak się składa. 

- Uh.. ja 18. 

- Więc jeszcze liceum?

- Niestety. - warknął, zaraz jednak chichocząc, jakby chciał, żeby uznane to było za niewinny żart. - Znaczy trzeba przenosić dokumenty i to wszystko.. dużo roboty. A akurat jedyne co lubiłem w Seulu, to swoją starą szkołę.. - przygasł nieco, wyraźnie ściągając pełne usta w niemal prostą, wąską linię. 

- Nie znam chyba człowieka, który tęskniłby za szkołą.

- Więc jestem wyjątkowy. - wzruszył ramionami i z lekkim uśmiechem zniknął w zakrystii. 

Z głupa ruszyłem za nim, w końcu nie powiedział "to cześć" albo "do kiedyś", tylko po prostu uciekł. Więc rozmowa się nie zakończyła. Dobrze myślę? 
Stanąłem w progu, obserwując jak obrócony do mnie plecami podwija białą, nienagannie czyściutką i wyprasowaną albę ku górze. Rąbek koszulki spod materiału zahaczył się o niego, co poskutkowało tym, że wkrótce plecy Jimina odsłoniły się w całej swej okazałości. Nie było wątpliwości co do faktu, iż ćwiczył. Mięśnie wyraźnie zarysowane, naprawdę dobra postura, a do tego, na samym końcu, te dwa, jędrne, kształtne pośladki.
Nadal jestem w kościele, jejku. No ale to, co się przede mną rysowało, było nie do przezwyciężenia. Boże, daj wytrwać..
Tuż po zdjęciu alby naciągnął koszulkę tak, by znów poprawnie zakrywała jego plecki, założył bluzę, a białą szatę starannie złożył i schował w szafeczce. 

- No, no, dobrze, że nasi księża to nie pedofile. - zaśmiałem się krótko, na co najwyraźniej nie tego oczekujący Park obrócił się do mnie z szeroko otwartymi oczami. Cóż, podryw czas zacząć.

- O-oh.. nie wiedziałem, że tu stoisz. - prawie jęknął, a ja ledwo trzymałem się w sobie. 

- Wiem, że nie ładnie tak podglądać, ale skoro jest co.. - wzruszyłem lekko ramionami ponownie obnażając przed Jimem szereg białych kłów, na co zdecydowanie skołowany Park zamrugał kilkakrotnie, jakby nie wierzył w to co słyszy.

- T-taehyung.. - zaczął podenerwowany, zaraz jednak rezygnując i podejmując wypowiedź po raz drugi. - Panie Kim, prosiłbym o wyjście z zakrystii. To nie miejsce dla wiernych. 

- Panie Kim? - powtórzyłem, po czym roześmiałem się, chyba jednak nieco zbyt głośno jak na miejsce, w którym przebywałem. Pragnienie wynaturza człowieka, zdecydowanie. 

- Tak. I naprawdę proszę o zachowanie szacunku w kościele. - rzucił jeszcze, najwyraźniej mocno starając się sprawić wrażenie pewnego siebie i nieugiętego. 

- Szacunku, powiadasz? Do Boga, hę? Szacunku do Boga mogliby się ode mnie uczyć wszyscy, którzy się tu pokazują. - mruknąłem obojętnie, zbliżając się kilka spokojnych kroków do Parka. Ten natomiast, zachowawczo się oddalił. Spryciula, no no. 

- Panie K-.. ja naprawdę.. - jęknął jeszcze, po czym zerwał myśl, czując za plecami chłodną, twardą ścianę. Przełknął ślinę. 

- Czego się boisz, Jimin? Mnie? Bezsensu.. ja tylko chciałem spytać, czy mógłbym wstąpić do Służby Liturgicznej.. - uniosłem prawy kącik ust, nieugięcie brnąc do przodu, w kierunku przygwożdżonego do ściany chłopca.
Żeby tylko jeden z księżulków tu teraz nie wparował. Hobi może by się jeszcze nawet dołączył, ale z Yoongim mogłoby być słabo..

- P-proszę.. się.. o-odsunąć..- wystękał, nie wiedząc chyba za bardzo co począć i odgradzając się ode mnie otwartymi dłońmi. Taki słodki, o nie. 

- Na pewno? - szepnąłem tylko, a znalazłszy się wystarczająco blisko chwyciłem nadgarstki chłopaka, z impetem przycisnąłem je do ściany powyżej głowy młodszego i zredukowałem dystans między nami do zera.

Przyznam szczerze - dawno nie pobudził mnie tak zwyczajny buziak. No dobra. Może nie taki zwyczajny.
Wpiłem się w jego rozchylone usta bez zaproszenia, układając wolną dłoń na talii chłopaka. Ten sapnął przez nos w pełnym zaskoczeniu, po czym zacisnął powieki i zmarszczył uroczo brwi. I jak tu nie chcieć go schrupać. Czułem na ustach jego pełne, miękkie wargi, drżące nieporadnie pod wpływem mojego dotyku, lekko ściśnięte, lecz ciągle wyjątkowo słodkie i delikatne. Co moment wzdychał, jakby chciał podkreślić swoje oburzenie całą sytuacją, ja jednak nie ustępowałem; sam przymknąłem powieki, delektując się smakiem jego usteczek, które po chwili - co wynotowałem z niemałą satysfakcją - jakby z lekka się rozluźniły. No, to starczy tego, na dobry początek. Z szerokim uśmiechem wypuściłem jego nadgarstki i odsunąłem się o krok. Mina Parka była absolutnie bezcenna. 

- T-ty... Ty.. - jąkał się, prawie kipiąc z oburzenia i frustracji swoją aktualną niemocą. - To jest niedopuszczalne! J-ja.. ja to powiem księżom i..

- O, chętnie. Tylko powiedz Hobiemu, Min może być mniej chętny do trójkąta. - westchnąłem niepocieszony, zaraz na widok jego wyrazu twarzy ponownie przystrajając się w szeroki uśmiech.

- Jesteś chory, Taehyung. Jeszcze raz mnie tak potraktujesz i naprawdę.. - warknął, a ja przekrzywiłem lekko głowę.

- Naprawdę? Czyli to już będzie tak na serio? Jeju, szybko się angażujesz.. - wywróciłem oczami, nie mogąc powstrzymać przebłysku cwanego uśmieszku.

- Jesteś jak jak.. demon! - pisnął na granicy wytrzymałości, a ja ułożyłem palec wskazujący na zaciśniętych wargach.

- Hmm.. tak mnie chyba jeszcze nikt nie nazywał.. - pokiwałem w sztucznym zamyśleniu głową. 

Jimin tylko chwycił torbę, zarzucił ją na ramię i z cichym fuknięciem wyszedł z zakrystii. Bez słowa minął mnie, przed ołtarzem zatrzymując się i z pasją odmawiając po cichu jakąś modlitwę. Oparłem się łopatkami o ścianę, jakby od niechcenia mu się przyglądając. Był jak anioł, jeszcze na kolanach, ze złożonymi łapkami, jakby zaraz miały mu wyrosnąć skrzydełka. Nawet taka wizja mnie w jego przypadku jarała, sorki Boże.
Kiedy skończył i powoli wstał, zabrałem od razu głos.

- No ale przyznaj, że Ci się podobało. - miauknąłem doganiając go szybko i bez zastanowienia przyklękając przed ołtarzem.

- Taehyung..

- Wystarczy Tae. 

- Tae. - warknął i odchrząknął nieznacznie. - Moja reakcja nie ma znaczenia. Po prostu daj mi spokój, okej? Mam w tym tygodniu rekolekcje, chcę się skupić. Takie akcje mi nie pomogą. Koniec tematu. - zakończył dobitnie, po czym wyszedł ze świątyni, mocząc palce w wodzie święconej i czyniąc znak krzyża. 

- Rekolekcje? - podjąłem temat naśladując jego gesty i wychodząc tuż za nim, zupełnie jakbym był głupią faneczką, a on młodzieżowym idolem.

- Tak, są ogłoszenia. Poczytaj sobie, zamiast wypytywać świeżaka. 

- Jaki uszczypliwy, ChimChim, bo Cię bozia w dupę kopnie. - pogroziłem mu palcem, na co chłopak ponownie wykrzywił się brzydko, wywracając oczami.

- ChimChim..? Z resztą nie ważne.. Żegnam. Do nie widzenia. - odparł zarzucając w pośpiechu grzywką i opuszczając teren kościelny. 

Przez chwilę odprowadzałem go wzrokiem, aż do momentu, kiedy zniknął za grubym murem, skręcając w jedną z bocznych uliczek. Uśmiechnąłem się szeroko, kręcąc z niedowierzaniem głową. Ten tyłek miał charakterek, to się nie zdarza zbyt często!
Posuwistym, leniwym krokiem dobrnąłem to tablicy ogłoszeń tuż przy bramie kościelnej i odszukałem wzrokiem jedyną informację o jakichkolwiek rekolekcjach. Miejscowość niedaleko, trzy dni, cena nie najgorsza.. no cóż. 

Bezwiednie obróciłem się za dawno nieobecnym rudzielcem, po czym z uśmiechem wsunąłem papieros w wargi.

- No to widzimy się na rekolekcjach, panie Park. - puściłem wraz z dymem na wiatr, wychodząc z Dobytku Pańskiego i kierując się do parszywej części naszej słodkiej mieścinki. 

Błogosław Jiminowi, Panie Boże. 

Ale niech szlag trafi moje miejsce na tym świecie.

Splunąłem z pogardą, przechodząc przez wyrwę w siatce na podwórko. Mój własny przedsionek piekła.


Do przeczytania! - Gabriel


poniedziałek, 21 marca 2016

"How to reach the target" OS - 2/3

Tytuł: How to reach the target?

Paringi: Yoonmin (Min Yoongi & Park Jimin), Taegi (Kim Taehyung & Min Yoongi)

Opis: Proszę bardzo, have fun z kolejnym rozdziałem naszego łukowego faficzka. Zaczyna się robić ciekawej, trochę się wszystko pokomplikuje, bo inaczej to nie byłbym ja, ha. No i oczywiście dedyk jest, więc Reiczel noona - wiedz jak bardzo Cię kocham, Tae jednak się pojawił <3 Enjoy


Tym razem to nie budzik wyrwał Jimina ze snu. Wiatr tłukł się jakby wszystkie diabły zaczęły nagle dmuchać w świat, zupełnie dla zabawy przewracając drzewa i niszcząc owoce ludzkiej pracy. Westchnął z dezaprobatą na widok, jaki malował się za oknem, przypominając sobie dzień poprzedni. Bez porównania gorzej. Zerknął na telefon, który pokazywał, że do jego codziennej pobudki była jeszcze niecała godzina. Opadł zrezygnowany na poduszkę.
Na początku nawet nie łudził się, że uda mu się zasnąć, a jednak Morfeusz przybył z większą skutecznością, niż zazwyczaj. Niestety Park nie pamiętał o tym, by budzik wyłączyć, więc po niespełna godzinie został ponownie wyrwany ze snu - tym razem nieprzyjemnym natrętnym dźwiękiem. Przeklął pod nosem, złapał telefon i chaotycznie postukał w ekran, starając się włączyć cokolwiek, co uciszyłoby nieznośny alarm. Oczy wydawały się sklejone jeszcze bardziej, niż godzinę temu. Ludzki organizm to jednak dziwna sprawa.
Obraz za oknem nie wskazywał na to, żeby trening miał się odbyć, wiatr najwyraźniej nie miał zamiaru zniknąć. Dlatego Jimin tuż po tym, jak to stwierdził wrócił do ciepłego łóżka, przykrywając głowę poduszką. Nie więcej jak dwie minuty później, jego telefon zawibrował głośno w akompaniamencie odgłosu kapnięcia. 

"Dzień dobry, widzisz jaka pogoda, rudy? Gdzie idziemy?"

- Jeszcze śpię, nawet dla Ciebie, Yoongi.. - mruknął do siebie i zablokował ekran, odkładając telefon obok poduszki z cichym pacnięciem. 

Kwadrans później okazało się, że nie da się zignorować nazwiska Min. 

Ba-blup.

"Ya, młody.. nie mów, że jeszcze śpisz."

- Kuźwa, błagam.. - wyjęczał Park w poduszkę, spędzając kolejne pięć minut w tej pozycji, aż telefon z uporem maniaka zawibrował jeszcze jeden raz.

"Jimiiiin... ~"

Obrócił się z impetem, odkopując spod kilku warstw kołdry, tym razem porywając telefon i momentalnie odstukał z pasją odpowiedź. 

"Próbowałem spać, ale jak widzę przy Tobie się nie da [*]"

...
Ba-blup.

"Też Cię kocham. Gdzie i o której?"

...

"Na pewno nie teraz. Napisz za dwie godziny, daj żyć.."

...
Ba-blup.

"Co ja mam robić przez dwie godziny.."

...

"Poczytaj książkę. Albo po prostu o mnie myśl. Nic trudnego, nie?"

Odpowiedź nie przychodziła przez kilka minut, więc Jimin z triumfalnym wyrazem twarzy odsunął telefon na bok, okrywając nieco zmarznięte ciało kołdrą i przymykając oczy, z policzkiem przytulonym do miękkiej poduszki. Zdążył zasnąć, kiedy telefon z cicha zawibrował na podłodze, ale tym razem nie zdołał go wybudzić.

Sen był niecodzienny. Zwłaszcza, że trwał bardzo krótko w porównaniu do tych nocnych, a sprawiał wrażenie filmu długometrażowego. Otworzył oczy i znalazł się w dziwnym, jasnym miejscu. Wokół nie było widać prawie niczego, poza dwoma torami strzelniczymi. On stał przy jednym z nich. Tarcza migotała słabo na horyzoncie, dystans był zdecydowanie absurdalnie zbyt ogromny jak na realne warunki. Dopiero po chwili zorientował się, że w prawej ręce trzymał już łuk. Był dziwny, miał dużo zdobień w kolorze przejrzałych liści klonu, mechanizm raczej uproszczony, jakby pierwotny. Mimo to tor wyglądał zupełnie jak ten olimpijski, oczywiście pomijając nierealną długość. 
Spojrzał na prawo, gdzie dostrzegł drugą postać. Jegomość miał błękitne, jaskrawe włosy, które wesoło podskakiwały na mocnym wietrze. Dopiero teraz Jimin poczuł go na swojej skórze, przepełnił go zapach świeży, lekki i słoneczny. Uśmiechnął się i już miał podnieść łuk do barku, gdy senny Yoongi uprzedził go, zmrużył jedno oko i skierował łuk w stronę tarczy na końcu własnego toru. Przed wystrzałem obrócił się jednak gwałtownie i z jadowitym uśmiechem na ustach wypuścił strzałę prosto w kierunku Jimina, na co ten chciał krzyknąć, ale głos uwiązł mu w gardle. 
Otworzywszy oczy poczuł intensywny dreszcz, jakby ktoś wsadził go do lodówki. Pokój stał na swoim miejscu, on leżał spokojnie we własnym łóżku. Co to było.. Chwycił telefon. Od ostatniego sms'a z Yoongim minęła godzina, jednak powiadomienie uderzało w oczy Jimina uporczywie, aż ten w końcu odczytał wiadomość.

"Bynajmniej. Za godzinę będę u Ciebie, nie ma leniuchowania na mojej warcie."

Park przełknął głośno ślinę i w panice zerwał się z łóżka. Zaraz będzie tu Yoongi, a on w najlepsze wylegiwał się w bokserkach pod pierzyną. Złapał pierwszą lepszą koszulkę, na nogi wsunął dresy i przeczesał palcami włosy, w te pędy mknąc do łazienki, na szczęście przez nikogo nie okupowanej. Po porannej toalecie przystał na moment łapiąc oddech i porywając z łóżka telefon, który wcześniej zostawił. No nie, kolejna wiadomość od Yoongiego.

"Stoję pod domem, otwórz, nie chcę Ci budzić familii."

Bez namysłu pognał do drzwi i przekręcił klucz, rozchylając bramę swego domostwa przed miętowym przybyszem.


- Jesteś niemożliwie natrętny.. - westchnął Jim z delikatnym uśmiechem i wpuścił gościa do wnętrza swojego domu. Ten z gracją pozbył się odzienia wierzchniego, jakby od razu wiedział dokładnie co gdzie jest i jak się z tym obchodzić. Musiał dużo bywać u ludzi. Eh.

- Rodzinne. Mam pomysł, tu w okolicy jest naprawdę świetny bar mleczny, zamówimy omlety i kawę, a potem gdzieś się powłóczymy. Co Ty na to, Park? - Min z cwanym uśmiechem pochwycił fotografię rodzinną z kominka, bacznie się jej przyglądając, ale najwyraźniej zupełnie fałszywie, gdyż po jakichś dwóch minutach wrócił jej dawne miejsce. 

- Jak dla mnie okej, daj mi tylko pięć minut, założę coś na siebie i możemy lecieć. - Jimin z prędkością światła wystrzelił po schodach na piętro, już po chwili przekopując zakamarki swojej szafy za czymkolwiek, co pozwoliłoby mu godnie prezentować się w towarzystwie Mina. 

Miętowy natomiast bez najmniejszego skrępowania przechadzał się jak gdyby nigdy nic po salonie Parków, chwytając i analizując każdy przedmiot, który przykuł jego uwagę. Nie wykazywał się jakąś specjalną aktywnością ruchową, ale do czasu, kiedy nie usłyszał szybkich kroków Jimina na schodach, zdążył ze swoją wścibską naturą spenetrować praktycznie całe pomieszczenie. Niby od niechcenia rzucił okiem na rudego, który obrócił się teatralnie i chwycił pod boki, bez słowa oczekując aprobaty ze strony drugiego.

- Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli pójdzie z nami jeszcze ktoś, prawda? - mruknął tylko niebieskowłosy i obrócił się w stronę korytarza, zakładając płaszcz i ubierając trampki. Jimin zasępił się, zaraz jednak podążył za nim, z wieszaka porywając kurtkę w stylu baseballowym i wciskając stopy w wygodne, sportowe buty.

- Raczej nie.. a kto to?

- Zobaczysz. Powinniście się polubić. - odparł Yoongi zdawkowo i dopiął ostatni guzik płaszcza, władczo otwierając drzwi i nie czekając na Jimina. Ten po momencie doskoczył do nich, wyjął klucz z zamka i przekręcił go od wewnętrznej strony, zostawiając dom pełnym śpiących bliskich.

Szli spokojnym tempem, Yoongi zdawał się przysypiać. Mimo to czujnie jak na siebie prowadził ich w obranym na samym początku kierunku, a po dziesięciu minutach leniwego spaceru przez niewielki park miejski, ich oczom ukazała się urokliwa z zewnątrz kawiarenka, choć jak Yoongi zapewniał - można tam było zjeść dobre śniadanie za całkiem przystępną cenę. Jim z ukosa spojrzał na szyld, który dumnie skrzypiał nad drzwiami wejściowymi, targany przez wiatr uporczywie i bez litości. Wszystko ucichło, kiedy weszli do środka.
Zapach ciepłych napojów i lekkiego jedzenia owionął głowę Parka, na co jego brzuch z cicha przypomniał o swoim istnieniu. Wystrój miejsca był raczej skromny, bezpretensjonalny - wnętrze kąpało się w białawym świetle, jednak ściany pokrywał dość ciemny, piaskowy odcień szarości, tylko gdzieniegdzie przełamany brudnym karmazynem. Miejsce sprawiało dość przyjemne pierwsze wrażenie, choć na pewno nie było ono dziełem mistrza designu. Uroku nadawała za to ciemna, drewniana podłoga, na której każdy krok brzmiał jakoś szlachetniej. Dopiero po chwili zajęli najodpowiedniejszy stolik, chwycili podłużne menu i tuż po pojawieniu się schludnie ubranego kelnera złożyli zamówienie. Lokal pachniał nieco starością.

- Nie jest tu ładnie, co? - Min prychnął znad telefonu, w który wstukiwał coś właśnie, pełen pasji.

- Nie no, nie jest źle. Całkiem mi się podoba. - odparł nieco zmieszany rudzielec, po raz kolejny omiatając wnętrze z uwagą i starając się zapamiętać wszystkie szczegóły, jakby Yoongi miał go z nich zaraz odpytać.

- Kolejna dziura dla biednych studentów. Ale cóż.. ja lubię tu przychodzić. Każdy ma takie miejsce, prawda? - miętowy zatrzymał się na moment i ciemnymi tęczówkami powiódł po twarzy Jimina, który na to spojrzenie aż znieruchomiał. W duchu modlił się, żeby jednak ta trzecia osoba już się pojawiła. Yoongi potrafił być strasznie dziwny. Oczywiście tylko momentami, to pewnie kwestia przyzwyczajenia.

- Chyba tak. Kiedy przyjdzie ten ktoś? - mruknął z odrobiną niepewności Park, opierając podbródek na pięściach i wyglądając niechętnie przez okno.

- Spóźni się, przed chwilą mi napisał. To do niego podobne, eh. Nigdy nigdzie nie był na czas. - ton głosu Mina wyraźnie stwardniał, a na jego twarzy wymalował się obraz nieco niezrozumiałych dla Jimina emocji. - Tae już taki jest, wiesz. Zjawia się i ucieka jak tylko mu się zachce, jakby reguły gry tego świata go nie obowiązywały. On ma swoje własne realia i nic na to nie poradzisz.

- Tae?

- Mh, Kim Taehyung, gwoli ścisłości. Dziękuję. - dodał jeszcze uprzejmie w stronę kelnera, który akurat przyniósł dwie zamówione przez nich kawy. Jimin również lekko skinął głową. 

- Kim on dla Ciebie jest? - kontynuował rudy, wpatrując się błyszczącymi ślepiami w rozmówcę i dmuchając przy okazji w piankę, która utworzyła się na powierzchni jego cappuccino.

- Dobry, stary znajomy. Odkąd pamiętam byliśmy razem. Dużo z nim przeżyłem, moja pierwsza miłość, pierwszy pocałunek, pierwsze.. uhm. Wszystko tak w sumie. - niejasna wypowiedź zakończyła się łykiem czarnej kawy, która najwyraźniej odrobinę poparzyła usta Yoongiego, bo zaraz oblizał je pospiesznie i odstawił filiżankę na podstawkę. - Teraz jakoś to trwa.. ale on już nie jest taki, jak kiedyś. - dodał, a w jego głosie wybrzmiała jakaś dziwna nuta czegoś na kształt goryczy.

- To znaczy jaki..? - mruknął Jim, ale zaraz urwał, gdyż do kawiarenki wparował z impetem godnym blokowego dresiarza, interesujący jegomość.

Postać na głowę miała nasunięty kaptur, nieco za duża kurtka wisiała na nim, odsłaniając bluzę ze sporym nadrukiem "FreakS" umiejscowionym centralnie na ciuchu; przeciętym przez zamek błyskawiczny. Raczej wąskie spodnie z jasnego jeansu miały celowo przedziurawione kolana, tak, że chude nogi przybysza wyzierały spomiędzy materiału. Uda pokrywała wyraźna warstwą gęsiej skórki, z której właściciel nie zdawał się jednak robić sobie zbyt wiele. Na końcach nogawek, spodnie wciśnięte były w znoszone, czarne glany, usiane gęsto przetarciami i plamami nieznanego pochodzenia. Zdecydowanie nie był to typ, z którym Park chciałby zadzierać. Po chwili chłopak potrząsnął nieco ramionami, a kaptur jednym wprawionym gestem zrzucił z głowy, pokazując Jiminowi coś, czego rudy absolutnie by się nie spodziewał - pod całą tą groźną otoczką, chowała się buźka istnego anioła. Delikatne, jasne kosmyki blond włosów opadały na jego czoło pozostając w nieładzie, który tylko dodawał uroku jego gładkiej twarzy. Co mogło odrobinę szokować, jak na standardy koreańskich norm, chłopak miał na oczach sporą warstwę brązowego cienia do powiek, nadającego oczom blondyna nieco zadziorny, zbuntowany charakter. Młodzieniec omiótł miejsce energicznym spojrzeniem i zatrzymał się na dwójce siedzącej przy stoliku obok okna. Bez chwili namysłu podszedł do nich i zasiadł na miejscu tuż obok Yoongiego, naprzeciw Jimina. Nie zaszczycił go jednak spojrzeniem, całą uwagę skupiając na miętowym. Nozdrza Jimina uderzył ostry, mdlący zapach zgaszonego papierosa.

- Hej kotku. Co to za nowa zabaweczka? Śliczny jest, jak go nazwałeś? - mruknął nagle znajdując się zdecydowanie zbyt blisko Mina, a Jimin spiął się, odnosząc niejasne wrażenie, że ten chłopak nie będzie zwiastunem niczego dobrego.

- Uh... Jimin.. poznaj Tae. - Yoongi burknął zdecydowanie mniej pozytywnie, niż jakąkolwiek wcześniejszą wypowiedź. Park rozchylił szeroko oczy.

- Taehyung.. 

- Więc już mu o mnie opowiadałeś? Ah, no tak.. każdy musi o mnie wiedzieć, nie ma Ciebie beze mnie. - zaciął się na moment, jakby ładując jakiś film na wyjątkowo ślimaczym łączu. - Nie ma mnie bez Ciebie.. - jego głos stracił na sile i natężeniu, co wreszcie zainteresowało Jimina. Po chwili jednak z typowym dla siebie cwanym uśmieszkiem porwał kawę Yoongiego, bez zastanowienia upijając kilka łyków. - No. To co dzisiaj robimy? Jakieś plany na dzień? Napijemy się? Okradniemy bank? A może trójkącik?

O nie. Ten chłopak zdecydowanie nie zapowiadał niczego dobrego.


Do przeczytania! - Gabryś      

środa, 16 marca 2016

"How to reach the target?" OS - pt.1/3

Tytuł: How to reach the target?

Paringi: Yoonmin (Min Yoongi & Park Jimin)

Opis: Oki, zupełny spontan, mimo, że nie komentujecie, a wejść jest tyle co kot napłakał, to stwierdziłem, że i tak piszę głównie dla siebie, więc co się mam przejmować. Poza tym jest to opko dedykowane i zainicjowane przez moją cudną, kochaną i jedyną muzę, dzięki kociaku <3 Mam nadzieję, że taka fluffowa, spokojna seryjka wam przypadnie do gustu.


- Strzał!

Naprężona cięciwa wysmyknęła się wyćwiczonym gestem z palców, z impetem pchnęła osadę strzały i wprawiła ją w ruch. Wyrzut trwał ułamek sekundy; krótki świst, wymierzony w czasie jakby idealnie by serce na moment stanęło, a oddech urwał się i wyczekał suchego odgłosu grotu wbijającego się w tarczę. I po wszystkim.
Ruda grzywka załopotała leniwie na wietrze, kiedy chłopak kolejny raz tego dnia wychodził na tor i mocował się z wyciąganiem strzał z tarczy oraz zbieraniem rozrzuconych po gruncie nietrafień.

- Wynik? - zaatakowało go ostre pytanie, kiedy tylko wrócił na pozycję strzelniczą.

- 7, 8, 5, 9, 7. - wyrecytował delikatnie, z wyraźnie wyczuwalną dozą pokory i ostrożności w głosie. Nie podnosił wzroku, uparcie wpatrywał się w nieistniejący punkt gdzieś w okolicy ramienia rozmówcy.
Wymowna cisza zabrała trenerowi kilka uspokajających oddechów.

- Jimin. Cholera jasna. Z takimi wynikami chcesz się wybierać na zawody? Tak chcesz nas reprezentować?! - krzyk rozerwał kilka barier powietrznych i sprawił, że niższy chłopiec podkulił lekko ramiona, widocznie zaciskając usta.

- S-starałem się.. - jęknął w odpowiedzi, czując jak łzy napływają w kąciki jego oczu. Rzadko zdarzało mu się płakać, wbrew pozorom wcale nie był "miękki", czy jakoś wyjątkowo niemęski. Wszystko zmieniało się, kiedy przychodziło do konfrontacji z trenerem. Wzbudzał skryte w Jiminie pokłady stresu, czasem wręcz paniki, chłopak czuł jak grunt usuwa się spod jego nóg i otwiera przepaść, w którą pan Min mógłby strącić go jednym oddechem.

- Najwyraźniej musisz starać się bardziej, Jimin. Z samych chęci nie pojawi Ci się puchar na szafce. - warknął agresywnie wyższy, unosząc się nieco i wyładowując napięcie strzelaniem palcami.

- Daj mu spokój.. - rozległo się ciche westchnienie, jakby ktoś od niechcenia włączył starą, urokliwie zawodzącą płytę winylową. - ..Tato.

Jimin dobrze znał ten głos. Słyszał go niemalże co dzień, towarzyszył mu przy każdym treningu. Przybysz leniwie przeczesał włosy o odcieniu pastelowej mięty, podszedł do toru o dwie pozycje oddalonego od tego, przy którym pracował Park. Bez namysłu pochwycił nieużywany w tym momencie łuk, z bijącą z każdego gestu precyzją dostawił przedmiot do prawego ramienia, naciągnął strzałę i po może dwóch sekundach wypuścił ją, a ta przecięła powietrze z zaskakująco łagodnym odgłosem. Stuknięcie o tarczę, chwila zawahania, w końcu ojciec chłopaka podniósł przed oczy miniaturową lunetkę zawieszoną na szyi i zerknął przez nią na wynik syna. Jego blade oblicze pozostało wyzbyte jakichkolwiek reakcji, czy emocji, co oznaczało, że argumentacja straciła na sile. 10 punktów.

- Skoro mówi, że się stara, to nie masz mu nic do zarzucenia. Poza tym z tego co wiem, to ani 8, ani 9 nie może być uznane za słaby wynik. - dodał na koniec i z odległości kilkunastu metrów obserwował napięcie między dwójką, skutecznie przez siebie osłabione. Stary Min odetchnął wymownie głośno, energicznym krokiem zbliżył się do pudła ze strzałami, chwycił jeden zestaw i niespodziewanie rzucił w kierunku Jimina. Zdezorientowany chłopak w ostatnim momencie złapał grzechoczący woreczek i asekuracyjnie zerknął na błękitnowłosego.

- Dalej, nie mamy całego dnia. - mruknął beznamiętnie trener, oddalając się do prowizorycznego gabinetu, gdzie zza połprzezroczystych zasłon widać było jak przygotowuje kawę.
Ruda grzywka poderwała się, kiedy Jim obrócił głowę, by choć na moment złapać kontakt z Yoongim, podziękować czy jakkolwiek się odezwać, jednak chłopak był już daleko, przeglądając zostawione przez ojca na drobnym stoliku w skrzydle technicznym, dokumenty i ulotki informacyjne na temat najnowszych konkursów w kategorii łucznictwa.
Zrezygnowany wysunął z woreczka jedną, zielonkawą strzałę z czerwonymi oznaczeniami szkoły, napiął cięciwę, strzelił. I tak drugi, trzeci raz, aż niemal podskoczył, kiedy przed czwartym wystrzałem, na swoim boku i ramieniu poczuł silne, twarde, jednak zdecydowanie za chude jak na trenera dłonie. Obróciwszy się, może nieco zbyt zrywnie, dostrzegł znajomą twarz okalaną pastelową miętą, teraz już nie tak bardzo skupioną jak przy własnym strzale, a rozluźnioną i nawet dość pogodną.

- Pierwszy błąd, musisz bardziej spiąć lewe skośne. Dużo osób o tym nie pamięta, nawet ten stary wrzód zapomina, a to na serio ważna sprawa. - mruknął młody Min nad uchem Jima, podobnie jak swój rodziciel intonując wypowiedź. W wielu aspektach, zazwyczaj detalach, które bierny obserwator mógłby z łatwością pominąć, byli jak dwie krople wody, aczkolwiek generalne różnice charakterów były przytłaczające.

- Yoongi, wiesz.. dzięki. - odparł Park z powagą wypisaną na nieco zaczerwienionym obliczu, co zainicjował z pewnością zimny wiatr wdzierający się pod zadaszenie.

- Znaczy to tylko taka podpowiedź, spoko..

- Nie, ale za wszystko. Zeżarłby mnie, gdyby nie Ty wcześniej. - westchnął Jim i nieco opuścił spojrzenie, sprawiając wrażenie zażenowanego całą sytuacją.

- Hej, skoro bezmyślnie drze mordę, to czemu by pomóc. Kiedyś się odwdzięczysz. A teraz celuj, pamiętaj co mówiłem o skośnych. - dystans pomiędzy chłopcami ponownie się zwiększył, Yoongi stanął z poważnym wyrazem twarzy kilka kroków od strzelca i uważnie przyglądał się jego postawie.

- Już. - szepnął pod nosem, bardziej do siebie niż do Jimina, a mimo to rudy jak na żołnierskie polecenie wypuścił strzałę, która w mgnieniu oka pognała w kierunku obranego wcześniej celu.

Yoongi odczekał kilka sekund od wbicia się grotu w tarczę, po czym dość energicznym jak na siebie gestem złapał lornetkę, łapczywie zaglądając przez jej szkiełko w dal. Nie trzeba było długo czekać, aż na jego ustach wykwitł szeroki uśmiech.

- 9. Pięknie. - odłożył przyrząd na jego wcześniejsze miejsce i poklepał niespecjalnie mocno ramię Parka. - Ćwicz, nie osiadaj na laurach.

- Yoongi-ah.. - jęknął speszony rudzielec, zaraz jednak klnąc w myślach na to jak bardzo zabrzmiał na stereotypową księżniczkę.

- Hu? - miętowy rzucił mu niezobowiązujące, a jednak jakoś dziwnie przyjazne spojrzenie przez ramię, wcześniej lokując dłonie w obu kieszeniach nieco za dużych spodni.

- Możemy mówić sobie "cześć"? Jak będziesz wpadał na treningi i w ogóle.. - z początku Jim nieco zawahał się i może dlatego wydało mu się, że brzmi już zupełnie jak mała dziewczynka.

- Jasne. Do jutra. - bez chwili zastanowienia odparł Min, unosząc dłoń w geście pożegnania i odchodząc bez zbędnych uprzejmości.

- No.. hej..

Jeszcze krótką chwilę odprowadzał byłego rozmówcę wzrokiem, a kiedy ten zniknął za ciemnymi drzwiami ze sklejki, złapał się na tym, że westchnął. Zaraz potrząsnął głową i marszcząc brwi chwycił strzałę, naciągnął, wycelował. Po kilku powtórzeniach wrócił stary Min z kubkiem parującej, intensywnie pachnącej kawy i momentalnie z mocno surowym wyrazem twarzy zbliżył się do Jimina. Ten po oddaniu strzału opuścił łuk i skłonił się głęboko, na co trener mruknął coś niechętnie i wziął w dłoń lornetkę, kontrolując wyniki Parka. Wyraźnie zmarszczył brwi i nos, racząc rudego pytającym spojrzeniem, zaraz też krzywiąc się brzydko i nakazując, żeby skończył tą i kolejną serię, a będzie mógł iść do domu.
Strzelanie nie zajęło mu dużo czasu, trafiał zdecydowanie lepiej niż wcześniej i sam dziwił się, że spięcie brzucha może tak kolosalnie pomóc. Po treningu starannie zebrał wszystkie strzały i odłożył łuk na przeznaczone mu miejsce. W szatni zostawił klubową kurtkę i czapkę w stylu beanie, nałożył zostawione rano odzienie i zarzucił torbę na prawe ramię, wychodząc z pogodnym, głośnym "do widzenia" na ustach. Po drodze dostrzegł jeszcze jak Yoongi w osobnym pokoju ćwiczy celność na symulatorze. Coś sprawiało, że nie mógł oderwać wzroku od jego wyćwiczonych ruchów, doskonale zgrywających się z pracą maszyny. Jego reakcja trwała zdecydowanie mniej niż pół sekundy, radził sobie niezwykle dobrze. Trudno byłoby to powiedzieć po jego aparycji, czy zachowaniu, gdyż na co dzień zdawał się raczej spokojnym, powolnym człowiekiem; wiecznie sennym i wykazującym zasadniczy brak energii na jakiekolwiek interakcje ze światem zewnętrznym. Wszystko zmieniało się, gdy w jego dłonie wpadał łuk, chłopak musiał ćwiczyć od najmłodszych lat, zwłaszcza mając takiego ojca. Ciekawe czy był starszy od Jimina.. nie wyglądał na specjalnie wyrośniętego, ale może to tylko złudzenie. Z tego co Parkowi się wydawało, byli raczej podobnego wzrostu, więc może i w podobnym wieku, kto wie. Ale na dziś dość myślenia o Yoongim, bo zacznie się robić dziwnie. Poza tym.. jutro też jest trening.

Kurde. Dzisiaj trening.
Budził zabrzęczał irytująco przy jego uchu, cucąc rozespanego chłopaka. Od niechcenia powiódł palcem po ekranie telefonu, przeciągnął się, naprężając prawie każdy mięsień jaki mógł poczuć i ziewnął, nie przesłaniając ust. Dzień był chyba jeszcze bardziej wietrzny i ponury niż poprzedni. Za oknem rozgrywał się istny armagedon z udziałem kilku drzew i linii wysokiego napięcia, tworząc jeden z tych zabawnych obrazów, pod który podłożywszy muzykę klasyczną, stałby się kopalnią śmiechu. Teraz jednak akcji towarzyszyło wyłącznie groźne pomrukiwanie i huki powodowane wichurą. Jimin przeciągnął się po raz kolejny. 
Nawet wyjście z domu było problematyczne, wiatr trzaskał niemiłosiernie, o mało co nie zrywając torby z ramienia Parka, a włosy już po chwili zamieniając w zupełny chaos. Cudem dotarł do szkoły, gdzie tuż po wejściu odetchnął z ulgą, odgradzając się ciężkimi drzwiami od szalejącego żywiołu. Już miał kierować się w stronę szatni, kiedy dobiegł jego uszu znajomy głos.

- Odwołane, Jimin. W taki wiatr nie postrzelamy, nie ma opcji, a tory zabudowane dalej są w remoncie. Masz dzień wolnego. - ciężka dłoń wylądowała na ramieniu chłopaka, który jedyne o czym myślał, to, że przebył całą tą drogę na marne, a teraz jeszcze musi wracać. 
Zaraz dane mu jednak było ożywić się, kiedy usłyszał drugi głos, tym razem dużo bardziej emocjonujący, niż ten należący do trenera, który jak zazwyczaj zniknął w swoim gabinecie.

- Cześć, rudy. Chciałeś celować w taką pogodę? Nawet ja się tego nie podejmuję.. - zaśmiał się ciężko Yoongi, podchodząc do niedoszłego rozmówcy z dłońmi w kieszeniach. Ubrany był zdecydowanie ciemniej niż dnia poprzedniego.

- Yoongi-ah, dzień dobry. W sumie wstałem z przyzwyczajenia, zazwyczaj budzę się dopiero tu na miejscu.. - zażartował Jim, co zaowocowało kolejną salwą nieco zduszonego, jednak szczerego śmiechu. 

- Pogratulować uporu. Ja tam dawno bym zrezygnował, gdyby nie tata. - miętowy jęknął zbolałym głosem i wzruszył arogancko ramionami, przymykając na moment ociężałe powieki. 

- Myślałem, że to kochasz.. 

- Jeśli się coś kocha, łatwo brzydnie i się nudzi. Jak w małżeństwie. Z biegiem czasu wszystko traci kolory i smaki, a jedyne co Ci pozostaje, to zdecydowanie za dużo wibrator i paczka chusteczek. - wywrócił oczami, a rozmowa zerwała się, ze względu na pojawienie się ojca niebieskowłosego. 

- Chodź młody, zbieramy się. Nie ma co tu siedzieć. 

- To ja też pójdę, do następnego treningu panie Min, cześć Yoongi..

- Hej, hej! Rudy! Na pewno chce Ci się znowu użerać z wiatrem? Możemy Cię podwieźć, prawda tato? 

Ojciec miętuska wyraźnie pobladł i odchrząknął znacząco, zaraz oczywiście uprzejmie przytakując synowi.

- No Jimin, mój dzieciak ma rację. Jeśli chcesz podwieziemy Cię pod dom, co Ty na to?

- A.. no.. ja.. w sensie, gdybym nie przeszkadzał..

- No jasne, że nie. - Yoongi zupełnie jak typowy, rozpuszczony synek zadecydował wcześniej i zagarnął Jimina ramieniem, zmierzając leniwie w kierunku parkingu. 

Stary Min pokręcił kilka razy głową wzdychając nad pierworodnym i porwał kluczyki z biurka w gabinecie, zamykając budynek i otwierając dwójce strzelców samochód. 
Wsiedli niewiele myśląc i od razu zajęli się intensywną dyskusją na różnorodne tematy. Jimin nie spodziewał się tylu opinii i poglądów względem tak rozległego wachlarza zagadnień ze strony towarzysza, a Yoongi okazał się również wspaniałym kompanem do rozmowy. Park odnosił nieodparte wrażenie, że wystarczyło dać temu powierzchownie cwanemu i obojętnemu na świat chłopakowi trochę prawdziwej, szczerej uwagi, a otwierał się niczym księga, dodatkowo - napisana wyjątkowo dobrym stylem. 

- To tu, czarny płot. - zaznaczył Jim, kiedy podjechali pod skromny dom Parków. Yoongi ciekawsko wyjrzał przez uchylone okno, pozwalając wiatrowi zmierzwić swoje fantazyjnie zabarwione włosy. 

- Ładnie tu. Wpadnę kiedyś. - mruknął młody Min i zerknął w kierunku Jimina, wygrzebującego się z samochodu.

- Uh.. znaczy przychodź kiedy chcesz, nie ma problemu. - odparł pospiesznie rudy i z szerokim uśmiechem przeczesał pomarańczową grzywkę. - Dziękuję panie Min!

- Nie ma sprawy, do następnego treningu. Nie wiem, czy jutro będą warunki, a bez sensu, żebyś taszczył te graty kolejny raz na marne.. Yoongi napisze Ci z rana sms'a, okey?

- Okey. - rzucił szybko miętowy, porywając odblokowany telefon z dłoni Jimina i z wprawioną szybkością wpisując własny numer, jak się po chwili okazało zapisany pod nazwą "Suga oppa ~". Park zerknął na niego z w połowie rozbawionym, w połowie pytającym wyrazem twarzy. 

- Później Ci wytłumaczę, nara! - starszy machnął ręką i uśmiechnął się wyjątkowo szeroko, ukazując niewielkie, jednak proste i śnieżnobiałe ząbki, w czarującym akompaniamencie przymrużonych powiek. 

- Hej, do widzenia! Dziękuję! - Jim pomachał wychylonemu przez okno Yoongiemu i uśmiechnął się równie szeroko, co tamten. 

Wszedł do domu w miarę cicho, odwiesił kurtkę i schował torbę do szafy, stwierdzając bezapelacyjnie, że rodzinka musi najwyraźniej jeszcze smacznie spać. Wcześniej, tuż przed przekroczeniem progu wysłał do Yoongiego sms z informacją, że to jego numer. Nie minęło kilka minut, a usłyszał przyjemny, bąbelkowy dźwięk przychodzącej wiadomości. 

"No to tak, Suga od sugar, bo jestem słodki.. A oppa chyba rozumiesz (y)" 

Uśmiechnął się do ekraniku telefonu i zabrał się za wstukiwanie odpowiedzi.

"Wszystko jasne, oppa. Nie zapomnij o mnie jutro. [*]"

...
Ba-blup.

"Nie ma opcji. A jak nie będzie treningu, to znajdziesz sobie coś do roboty?"

Przekrzywił głowę na bok i postukał kciukami w ekran, chwilkę namyślając się nad treścią wiadomości.

"Raczej tak.. albo po prostu się trochę ponudzę :v"

Ba-blup.

"Chyba Ci nie pozwolę. Co powiesz na kawę?"

...
Odpowiedź stała się dla Jimina wyjątkowo problematyczna, zwłaszcza, kiedy nie bardzo mógł się na czymkolwiek skupić, czując jak pieką go, najpewniej mocno czerwone, policzki. 

"Powiem, że chętnie. Lubię kawę~"

Ba-blup.

"I mnie (y)"

...

"Pabo."

Odłożył telefon na stół i przyłożył wierzch dłoni do twarzy, starając się zbić temperaturę jaka je zaatakowała, możliwie również ich malinową barwę, cokolwiek niewygodną dla posiadacza. Już otworzył lodówkę, by przygotować coś na kształt śniadania, a kolejny raz usłyszał bąbelek wiadomości. Z dziwnym uczuciem w brzuchu odblokował komórkę, przechodząc do odebranych wiadomości sms. 

""


Do przeczytania! - Gabryś