piątek, 27 listopada 2015

"Strawberry Buisness" - RP (feat. Nemi) pt.4

Title: "Strawberry buisness"

Pairings: Jihope ( Park Jimin & Jung Hoseok)


Summary: W porządalku, jestem, żyję, LaB nie zabił mnie do końca ;w; Przy okazji chciałbym z radością zapowiedzieć zbliżającą się nową serię, cały aż się trzęsę na myśl jak świetne to będzie, ale na chwilę obecną żadnych spoilerów, czekam grzecznie razem z wami. A teraz kolejna porcja super seksownego, coraz odważniejszego Jihope'a, kochajcie się ~~

(XD)


Fakt, że po prostu stałem w miejscu, dopóki chłopak z obsługi nie wyszedł, był cokolwiek nieadekwatny do poprzedniej sytuacji. A i wtedy dopiero za namową Hoseoka usiadłem.  Opadłem więc na kanapę obok niego i przez wcześniejszą obecność kelnera, a szczególnie jego spojrzenie, znów się skrępowałem. Poprawiłem włosy i sięgnąłem po jedną z truskawek maczając ją w czekoladzie.
- Dlatego rozważ powrót. Widać że sprawia Ci to radość.  - mój uśmiech teraz był nieco bardziej wysublimowany. Kończąc zdobienie owocka polewą przysunąłem go do ust i ugryzłem kawałek. Słodkie smaki zmieszały się w moich ustach tworząc pyszną kompozycję, zjadłem resztę owocu i oblizałem palec z czekolady, która kapryśnie po nim spłonęła. Przymrużyłem oczy delektując się smakiem i mruknąłem z zadowolenia całkowicie przypadkiem, nawet nie zdając sobie sprawy z tego że tak robię. Taka mała przyjemność a tak cieszy. 


*


- Smakuje? - wyszczerzyłem arsenał równych, białych zębów, bacznie obserwując poczynania Jimina. Nie, żebym był prawie stuprocentowo pewien, że robił to specjalnie; oblizując palce i nieznacznie, acz słyszalnie mrucząc, ze mną tuż obok. Powtórzyłem proceder zainicjowany przez czerwonowłosego, sam będąc zmuszonym do oblizania z palców kapiącej czekolady. Eh, taki kaprys. Przełknąłem słodycz, z zadowoleniem wypisanym na twarzy, usadzając się nieco wygodniej i chwytając kolejną truskawkę smukłymi palcami.
- Radość sprawia mi także negocjowanie porozumień między-firmowych, czytanie dokumentacji salda przychodów mojej korporacji i oglądanie oddanych swym zadaniom sekretarek. - uśmiechnąłem się sugestywnie, starając nieco zaigrać z emocjami mojego uroczego współpracownika. 


*


Pokiwałem głową w odpowiedzi na jego pytanie i sięgnąłem ponownie do półmiska tym razem po zjedzeniu oblizując kąciki ust z kocim uśmiechem na ustach. Ach, a ten znowu o firmie... ale chwila, sekretarki? Przyjrzałem mu się przez chwilę nie okazując żadnych emocji na twarzy.
- No tak ty masz sekretarki. - wywróciłem oczyma, zastanawiając się jak w takim razie wygląda jego biuro, że ot tak ogląda sobie kobiety przy pracy. Westchnąłem zamyślony, a kolejny z owoców trafił do moich ust. Natomiast czekolada miała tym razem nieco inne plany i spływała mi w leniwym tempie z kącika w dół na podbródek. Co zaskakujące Hoseok chyba właśnie śledził ją wzrokiem.

*


- Też będziesz miał. - wzruszyłem nieco arogancko ramionami. 
Po kilku dłużących się sekundach świdrowania wzrokiem tej jednej cholernej kropelki czekolady, miałem dość czekania. Skręciłem się nieco w kierunku swojego rozmówcy i przysunąłem, podkreślając pewnymi gestami zdecydowaną wyższość i swego rodzaju dominację. Uśmiechnąłem się niewinnie, jedną ręką opierając nisko o jego udo, przy okazji wreszcie czując pod palcami wcześniej wyobrażane od dłuższej chwili mięśnie, drugą natomiast sięgając ku twarzy młodego.
- Pozwolisz. - mruknąłem unosząc beztrosko brwi i wierzchem palca wskazującego ocierając ciekłą słodycz. Jak przyjmiesz ten gest, tancerzyku?

*



Zerknąłem na jego dłoń na moim udzie, ale sam dotyk spowodował, że znów zrobiło mi się goręcej. Kiedy jego dłoń była przy mojej twarzy zarumieniłem się po raz drugi dzisiejszego dnia. Delikatnym lecz pewnym ruchem pokierował swój palec tuż przy moich wargach, a korzystając z tego, że nie cofnął od razu dłoni odpowiedziałem czymś równie wykraczającym poza savoir vivre spotkania biznesowego. Mianowicie wziąłem jego palec do ust zlizując z niego to co otarł z mojej twarzy.
- Nie może się zmarnować. - zamruczałem patrząc w jego ciemne oczy, co było już dość perwersyjne. 


*


Wysoce zaintrygowany uniosłem jedną brew. Mimowolnie oblizałem dolną wargę, obserwując jak obejmował ustami mój palec. Odważniej niż przypuszczałem, no no..
- Istotnie, byłoby szkoda. - zamruczałem w odpowiedzi, nawet nie drgnąwszy, jednak nieco zaciskając palce na udzie Jimina. Co jak co, ale manipulowanie miałem w małym palcu. Odsunąłem się więc jak gdyby nigdy nic, chwytając truskawkę i mocząc ją obficie w czekoladowym sosie. Gdy znalazła się tuż przy mych rozchylonych ustach specjalnie pozwoliłem nadmiarowi czekolady skapnąć poniżej dolnej wargi, sam zaraz wgryzając się powoli w owoc. Wzrok Parka, tak skupiony na mnie, sprawiał mi niemałą satysfakcję, to prawda.  


*


Czułem że mu się podobało co zrobiłem i to dosłownie. Palce zacisnął dość mocno na moim udzie.
Czyli Cię pociągam co? Dobrze mieć pewność... kij z tym, złamiemy najwyżej parę zasad, ale w końcu nie raz wdawałem się w gierki tylko jednorazowo. Może to też będzie bez zobowiązań? Uśmiechnąłem się niewinnie i przysunąłem nieco bliżej niego czekając, aż przełknie owoc. Widząc ruch jabłka adama nachyliłem się nad jego twarzą i zlizałem kropelkę czekolady z jego brody.
- Tego też by było szkoda. - stwierdziłem intonując głos na naiwnie uroczy.
Panie Jung co Pan na to? To też się Panu spodoba?


*


Ponownie zlustrowałem go swoim nieco zblazowanym, aczkolwiek usatysfakcjonowanym spojrzeniem. Stawiał wszystko na jedną kartę, ryzykował skubaniec. Mógłbym teraz na przykład zrujnować jego życie.. miałem w garści wszystko co robił, każdy najmniejszy gest należał do mnie. Sycąc tym swe imperatorskie żądze, skupiłem się jednak na tym, co mogłem jeszcze dzisiaj otrzymać. A zapowiadało się naprawdę ciekawie.
- Doprawdy? - zaintonowałem melodyjnie, lecz nisko i zaraz wcale się nie odsuwając, a bez przerwy mierząc z Parkiem spojrzeniem, sięgając ku tacy. Tym razem nie po owoc. Zanurzyłem opuszki dwóch palców w czekoladzie, po czym przysunąłem je blisko ust Jimina, nawet nic słownie nie sugerując. Był pojętnym chłopcem i wyglądało na to, że dobrze wie co robi. Postanowiłem więc trochę pooglądać. Uśmiech wpłynął szerokim łukiem na moje wargi.


*


- Mhm. - mruknąłem znajdując się milimetry od jego twarzy. Wiedziałem że igram z ogniem i mogę się sparzyć. Ale gra była warta świeczki. Kto nie ryzykuje, przecież nie zyska.
Ująłem jego dłoń w moją kiedy tylko przysunął palce pod moje wargi. To teraz trochę się zabawię. Najpierw musnąłem ustami ich opuszki i kusząco oblizałem wargi następnie przesunąłem językiem po całej ich długości by następnie je nim opleść i włożyć oba do ust obniżając je dokładnie i językiem drażniąc je w sposób pobudzający wyobraźnię. Kiedy skończyłem uwolniłem jego dłoń z uścisku i uśmiechnąłem się szelmowsko, mrużąc przy tym oczy.


*


- Cóż, panie Park.. - zamruczałem wyjątkowo ponętnie, nawet w nieco obfitszy sposób niż zamierzałem.
- Przewiduję owocną współpracę. - skwitowałem jeszcze, po czym sięgnąłem, przed momentem tak przyjemnie potraktowaną, dłonią ku owocom. Truskawka, czekolada, muśnięcie językiem. Jednak nie wsunąłem jej w usta, a przynajmniej nie własne. Najpierw jakby znudzonym gestem naznaczyłem kilkoma ciepłymi kroplami delikatnie odsłonięty fragment szyi czerwonowłosego, zaraz później owoc podając mu do ust. Sam, w trakcie gdy ten zajął się konsumpcją, nachyliłem się głębiej, wymuszając by nieco odchylił głowę. Przesunąłem lepkimi od słodyczy wargami po skórze Jimina, wreszcie pozbywając się słodkich kropel powolnymi, przeciąganymi liźnięciami. Przy okazji kilkakrotnie, w już chyba lubieżny sposób, ssąc jego niespotykanie delikatną jak na mężczyznę skórę. 


*


Jego pomruki brzmiały cudownie. A to co powiedział sprawiło mi ogromną satysfakcję. Ach i ta aluzja do owoców. Perfekcjonista z niego. Zjadłem, co podsunął mi pod usta i przymknąłem oczy przechylając głowę w bok. Czułem jego wargi, które były miękkie, a zdecydowane w tym co robiły. Kiedy zaczął ssać moją skórę wydałem z siebie coś jakby westchnięcie rozkoszy. A to wszystko przez to że moja szyja jest nadzwyczaj wrażliwa. Położyłem mu jedną dłoń na ramieniu i starałem się nie ponawiać westchnień, co było niestety bardzo trudne. W połączeniu z moja wrażliwością w tych okolicach i jego doskonale sprecyzowanymi poczynaniami przez mój kręgosłup przeszedł intensywny dreszcz. Taki zwiastujący tylko więcej przyjemności. 


*


Miałem nieodpartą ochotę sprawdzić pewną kwestię, co oczywiście zaraz urzeczywistniłem; wcale nie mocno, a raczej pieszczotliwie złapałem zębami kawałek jego skóry, delikatnie go przy okazji oblizując. Dźwięk, jaki z siebie wydał, rozwiał moje wszelkie wątpliwości. Pchnąłem go powoli tak, by ułożył się na plecach. Pierwej jednak zlustrowałem zniesmaczony jego odzienie.
- Yh.. zdejmij to.. - prychnąłem, zaraz jednak uśmiechając się szeroko. Nie będę go rozbierał, e-e, to on miał się przede mną negliżować. Kolejna forma detalicznego zaspokajania potrzeb. Na widok opalonego, umięśnionego ciała wydałem z siebie głośny, intensywny pomruk.


*

Nie mogłem powstrzymać cichego jęku gdy tylko poczułem jego zęby na swojej skórze. Było to dość krępujące i zawstydzało, czego skutkiem oczywiście były rumieńce. Ale o wiele intensywniejsze od tych wcześniej. Moja twarz wręcz płonęła. Rozpinając do końca koszulę niby przypadkiem trąciłem kolanem jego krocze... skoro jestem na dole mogę go przynajmniej ponakręcać.
- Z resztą mi pomóż, Hyung.. - złapałem go za krawat i pociągnąłem bliżej ponownie ocierając się o niego. Czekałem przy tym czy jednak nie pokusi się o zdjęcie ze mnie reszty ubrań. W końcu brzuch prezentował się na tyle dobrze, że może sam zechce odkrywać resztę mojego ciała. 

*

- Skoro nalegasz. - wzruszyłem ramionami nic sobie nie robiąc z takiego obrotu sytuacji. Poza tym.. mogłem sobie pozwolić na jeden wyjątek, a co mi tam. Widok przed oczami był aż nazbyt wynagradzający. Piękny, świetnie wyrzeźbiony brzuch, delikatnie falująca pod wpływem oddychania klatka piersiowa, wyraźne mięśnie. Szybkim, nieco zniecierpliwionym ruchem zsunąłem koszulę z ramion młodego. Wtem przypomniałem sobie o pewnej broni jaką dysponowałem. Zaraz moje palce zanurzyły się w czekoladzie, po chwili zawisając nad torsem i brzuchem Jimina, na który obficie spadały słodkie krople. Resztę pokazowo przed nim oblizałem, po czym przylgnąłem do jego skóry, wyprawiając z nią podobne rzeczy co wcześniej z szyją. Wodziłem językiem po kształtnych mięśniach, zlizując przy okazji czekoladowe plamki. Czystą dłonią także postanowiłem nieco podrażnić swój łup, skupiając się na delikatnym trącaniu opuszkami jego twardych sutków. Gdy mokre pocałunki znalazły się przy linii jego spodni, poczułem jak zawija pode mną biodrami. Cóż za uroczy chłopiec, nie wierzę. 

*

Naprawdę ekscytujące było to co robił. Dotyk jego ust i dłoni działał na mnie niesamowicie intensywnie. A muszę nadmienić, że żaden z nas nie był pijany i wszystko działo się zupełnie świadomie. Mój oddech przyśpieszył nieco kiedy muskał moje podbrzusze. Swoje dłonie położyłem na jego ramionach i zacisnąłem palce na delikatnym materiale koszuli. Mógłby też już się jej pozbyć,  z chęcią i ja bym go pooglądał. Poruszyłem biodrami i zamruczałem niskim tonem, po czym złapałem go za krawat przyciągając wyżej by móc sprawnie pozbyć się irytującego ubrania.
- Nie masz chyba nic przeciwko? - szepnąłem uwodzicielskim tonem głosu i zdjąłem mu krawat, a zaraz po tym powoli odpinałem guziki by następnie zsunąć koszulę i rzuć ją na podłogę. Kiedy już mogłem zobaczyć jego tors na moich ustach wykwitł uśmiech satysfakcji. Młody, bogaty i baardzo seksowny. Oblizałem usta i musnąłem nimi jego podbródek. Byłem cholernie ciekaw jak smakują jego wargi.

*

Bez słowa skierowałem wzrok na własne ciało, naśladując swoje truskawkowe cudo. W głowie nazywałem go "swoim" od początku, co bardzo mu przecież pasowało. Uśmiechnąłem się skromnie, łapiąc z nim wzrokowy kontakt. Nie do końca grzecznymi ruchami zahaczałem o szlufki jego spodni, przy okazji wodząc paznokciami po jego boku. Zbliżył się wyjątkowo odważnie. Podobało mi się obserwowanie rosnącej w nim pasji, tego jak ledwo się powstrzymywał, jak chciał więcej. 
Uniosłem z uśmiechem brew, nie dając mu tej satysfakcji i pochylając się znów nad jego ciałem. Oblizałem dokładnie skórę tuż przy linii spodni, sprawnie odpinając jego rozporek i łapiąc w zęby ostatnią warstwę materiału dzielącą mnie od jego nieco nabrzmiałej i emanującej ciepłem męskości. Oblizałem z lubieżnym pomrukiem wargi. Uniosłem wzrok na Jimina, posyłając mu sztucznie niewinne spojrzenie. 
Sięgnąłem palcem w połowie już opróżnionej miseczki z czekoladą, ponownie zdobiąc nią ciało swojej truskawki. Mruknąłem zadowolony, napawając się widokiem zarumienionego, cicho posapującego Parka pobrudzonego słodką, lepką mazią.Uśmiechnąłem się sam do siebie.
Nie było nic dziwnego w wizji przeruchania go na lewą stronę.. prawda? 


Do przeczytania! - Gabuch.


wtorek, 24 listopada 2015

"Like a Butterfly" pt.8 - pl ver. (2/2)

Tytuł: Like a Butterfly

Paringi: Vhope (Kim Taehyung & Jung Hoseok), Taegi (Kim Taehyung & Min Yoongi), Vmin (Kim Taehyung & Park Jimin), SugaMon (Min Yoongi & Kim Namjoon), Jihope (Park Jimin & Jung Hoseok), Vjin (Kim Taehyung & Kim Seokjin), Jikook (Park Jimin & Jeon Jeongguk)

Opis: Po prostu musicie mi to wybaczyć.


- Hobi hyung.. Jak mnie tu znalazłeś?

- Wszyscy tu są, Tae. Nic Ci nie jest??

- Spokojnie, hyung. Już dobrze.

Wychudzona dłoń spoczęła na zaplecionych w pasie rękach. 
Hoseok bez słowa wtulił się w chłodne, jednak emanujące dziwnym spokojem ciało. Pociągnął nosem.

- Zimno tu, wejdźmy do hotelu.. - mruknął Hope, lekko pociągając V w obranym kierunku. Ku własnemu zaskoczeniu Tae stawił otwarty opór.

- Nie, ja nie mogę. Zostaję tutaj, jest tak pięknie, widzisz? - młodszy zadarł głowę ku górze, lustrując mrowie gwiazd rozświetlających satynową toń niebieskiego sklepienia ponad nimi.
Hoseok nie odpowiedział. Wziął tylko głęboki oddech, zamykając powieki. Poczuł się nieswojo, jakby nie przynależał to zaistniałej rzeczywistości.
Taehyung miał tu być sam?
Już chyba prawie w to wierzył.

Smukła dłoń spoczęła niespiesznie na ramieniu starszego. Jedyne co pojawiło się w jego głowie, to straszna wizja, że to znów przyszło. Zdjęty przerażeniem zadrżał i obrócił się walcząc z paraliżującym strachem. Odczuł jednak cudowną ulgę, a mimo to niemałe zaskoczenie, widząc za sobą rozespanego Jimina. Wyglądał zupełnie jak martwy; cienie nieładnie podkreślały siniaki i otarcia na twarzy, już i tak wyeksponowane przez brak makijażu.

- Jiminie hyung! - Tae bez zastanowienia wyrwał się z objęć Hoseoka, zaplatając ramiona na szyi nowo przybyłego. Park jedynie delikatnie go objął. - Tęskniłem, bardzo. Nikt tam nie potrafił mnie tak miło budzić. Hyung.. co się stało..

Oczy Jimina, jakby nieobecne, zaczęły wypłakiwać nagle niebotyczne pokłady łez. Nie wyglądał jednak jakby wpadł w rozpacz, czy w ogóle cokolwiek odczuwał. Niezmiennie niekonkretny wyraz twarzy, wydawał się przeszywać przestrzeń, aż po horyzont.
Nie odpowiadał. Hoseok spojrzał na Taehyunga pytającym wyrazem twarzy, na co jednak wzrok V nie dało mu żadnej odpowiedzi. Zapewnił ją jednak przenikliwy wrzask.
Hope niemal podskoczył, momentalnie chwytając ramiona chłopca i pytając co się stało, na co ten ze łzami w oczach wskazał okolice piersi Jimina.
Jasny bezrękawnik jaki miał na sobie, w okolicy serca przesiąknął intensywnie ciemny kolor. Hoseok otworzył szerzej oczy, jedynie lustrując zaistniałe zjawisko.

- Jimin, co kur..

Wkrótce bordowa plama zaczęła spływać dalej, po brzuchu pod nasiąkającym stopniowo ubraniem.
Na usta Parka wpłynął delikatny, żałosny uśmiech.

Kilka sekund później z hotelu wybiegły dwie postaci. Dało się słyszeć donośne wołanie.

- Taehyuung! To Ty?! - tembr Namjoona rozbrzmiał głośno, a po kilku chwilach lider padł dongsaengowi w ramiona, zanosząc się cichym szlochem.  - Tae, ja się tak bałem, nic nie mogłem zrobić, przepraszam, przepraszam.. - szeptał cicho, starając się hamować płacz, co kończyło się tylko stłamszonym pojękiwaniem.

Drugi, który się zjawił, stał tuż obok, obserwując scenę z zaskoczeniem, ale i jakąś ulgą wymalowaną w mimice.

- Tae.. - szepnął Yoongi, zbliżając się do przytulającej się dwójki i wplatając chudą, zimną dłoń w posklejane, bardzo zaniedbane włosy uciekiniera ze szpitala.

- Suga hyung! Hyung, ja Cię tak bardzo przepraszam.. - Tae cudem wyswobodził się z kurczowo zaciśniętych na sobie ramion i rzucił się Yoongiemu na szyję. Ten z rozczulonym uśmiechem zmrużył powieki i otulił rękoma drobne ciało młodszego.

- Krzyk nas obudził.. coś się stało? - wypalił Nam, czując się odrobinę lepiej niż do tej pory.

- Hyung.. bo Jimin.. on.. - zająknął się Hoseok, spoglądając w kierunku Parka, który zdążył odejść od nich kawałek i usiąść na jednym z ociosanych wiatrem głazów.

Lider bez słowa ruszył w tym samym kierunku, zbliżył się do młodszego, w końcu oglądając od stóp do głów jego postać. Napotkawszy na torze swego spojrzenia intensywną, ciemną plamę, zagryzł wargi i zacisnął powieki, odwracając wzrok.

- Nic nie powiesz, prawda..? - ozwał się syczącym szeptem, nadal nie patrząc w kierunku dongsaenga. Nie dostrzegł więc spokojnie poszerzonego uśmiechu na jego ustach oraz dłoni, która leniwie powędrowała w kierunku rany na klatce piersiowej.
Wkrótce, co można było wyprorokować, budynek opuściła kolejna para, ostatni z zespołu. Jeden z nich zdecydowanie bardziej energicznym krokiem zbliżył się do zgromadzenia.

- Co tu się odkurwia, ludzie, niektórzy chcą.. - Jungkook urwał agresywny atak na przyjaciół, wraz z dostrzeżeniem postaci w bieli w centrum grupy. Otworzył szeroko oczy, nie ruszając się z miejsca.
Nie odezwał się ani słowem, stojąc tak jak zamrożony, co Jin wykorzystał, momentalnie wychodząc przed maknae i obejmując czule odnalezioną zgubę.
Nikt nie wiedział co zrobić. Sytuacja nie prosperowała najlepiej, zwłaszcza po wyszeptaniu przez Tae prawdziwej historii. Teraz już każdy ronił łzy. To za dużo, za dużo jak na nich. Stali właśnie w towarzystwie mordercy, co gorsza kochali go z całego serca. Taehyung w spazmatycznych falach szlochu zaciskał skostniałe palce na ostrzu noża, który ze sobą przyniósł. Krew cicho kapała na falującą zupełnie niby oceaniczna toń, trawę.

- Boję się.. - jęknął Hoseok, drżąc i szukając w kieszeniach rozsypanych dawno, białych tabletek. Odnalazł już jedną garść, na której zamknął dłoń, ściskając niemal do białości. - Tam na górze.. mam więcej.. pójdę po nie.. Hoseok zostań z nimi..

- Kurwa mać. - skwitował Jungkook, zaplatając dłonie na karku i odchodząc od reszty wściekłymi krokami.

- Zamknij się, Jeon. Nie jesteś lepszy. - warknął Namjoon, nabierając swojej naturalnej pewności siebie. Gdy jednak spotkał się ze spojrzeniem maknae, przed oczami zabłysły mu sceny z ubikacji, jego cyniczny, paskudny uśmiech, jego histeryczny płacz i dłonie zaciśnięte na zakrwawionej koszulce Jimina. Westchnął ciężko, czując jak kąciki oczu pieką go niemiłosiernie.

- Co się dzieje z hyungami..? - mruknął smutnawo Tae, oglądając poczerwieniałe narzędzie zbrodni w palcach, tnąc je tym saym nieustannie, ale już nie poświęcając temu większej uwagi.

- Chyba wychodzi na to, że z żadnym z nas nie jest dobrze.. - wymruczał nieśmiało Jin, obserwując kolejno każdą z obecnych postaci. Wszyscy zdawali się mieć tak wielki defekt, że wręcz komiczne było ciągnięcie dalej tych brudnych, smutnych egzystencji. Co kilka chwil z różnych stron rozbrzmiewało rozżalone, ciężkie westchnienie.
Nic nie było takie ja dawniej.
Słońce zaszło i najwyraźniej nie miało zamiaru wzejść o poranku.

Hope wrócił, taszcząc ze sobą torbę pełną sterylnych, białych opakowań i butelkę wody. Bez słowa rozsiadł się na zimnej trawie, otwierając pierwsze z licznych pudełek. Przygotował maksymalną porcję błękitnych tabletek na środku dłoni, przysuwając je do ust i wkrótce zapijając wodą. Powtórzył to później jeszcze raz i jeszcze, tak do końca pudełka.. później otworzył kolejne, wysypując na dłoń pomarańczowe, tym razem, pigułki.

- Co robi Hoseok? - załkał cicho Yoongi, zasłaniając usta chudą dłonią.

- To co my wszyscy powinniśmy już dawno. - jęknął z histerycznym uśmiechem Kook, szarpiąc wściekle za własne włosy.

- Nie mów tak! - odkrzyknął rozpaczliwie Namjoon, podchodząc do młodszego i łapiąc przy szyi materiał jego koszulki. - Nie masz prawa!

- Mam pełne prawo! Mam pełne prawo chcieć ze sobą skończyć! - zaskomlał zachrypniętym głosem, przy okazji targając się z liderem.

Rozległo się jeszcze kilka krzyków, zanim wypuścili się z walecznego rozgardiaszu. Yoongi pokiwał z politowaniem głową, smutno wzdychając i klikając zapalniczką, która uwolniła z siebie maleńki, jasny płomyk.

Jimin wstał z kamienia, ściągając koszulkę przez głowę. Spojrzał troskliwie na krwawe pręgi na piersi. Biedne ciało.. biedne, brzydkie, odrażające ciało.
Całą powierzchnię zapadniętego z głodu brzucha pokrywały drobne, podłużne strupki. Tak samo prezentowały się przedramiona i uda skryte pod spodniami. Cały był zniszczony.
Drżąc od przeszywającej, mroźnej bryzy, podszedł chwiejnym krokiem do siedzącego na trawie Hoseoka. Ten zapijał właśnie kolejną porcję białych tabletek, co chwila plując wodą i dławiąc się panicznym śmiechem. Park usiadł tuż obok ze łzami w oczach i oparł policzek o trzęsące się ramię starszego. Ten głośno czkając zanosił się histerycznym, chorym chichotem, nie zwracając uwagi na otaczającą go rzeczywistość. Nie należał już do niej.

Jungkook obrócił się do nowo przybyłego. Poczuł jak jego wnętrze zajmuje się żywym ogniem. Ze skrzywioną twarzą i zmarszczonymi brwiami podszedł do siedzącej dwójki, z bezsilnym wrzaskiem zamachując się i uderzając wierzchem buta prosto w czoło Jimina. Ten padł na plecy w konwulsjach, ktoś pisnął, ktoś zaklął jak jeszcze nigdy.

- NIENAWIDZĘ CIĘ!! - wrzeszczał maknae stając nad z trudem łapiącym powietrze hyungiem. - Nienawidzę, słyszysz?! Jesteś nikim, kurwa, nikim!!! - gorące łzy ciekły po jego policzkach, spadając na krwawiące ciało Jimina.
A jednak się łączyli.
Hoseok śmiał się głośno, trzęsąc już za bardzo, żeby na dłoni utrzymała się jakakolwiek rzecz. Patrzył więc tylko na opuchniętą twarz młodszego, leżącego obok. Jiminie? Taki śmieszny.. zawsze był naszą małą kluseczką.

Namjoon upadł na kolana, chowając twarz w dłoniach. To nie działo się naprawdę, tego nie można było wymyślić. Ktoś go strasznie okłamał, albo to tylko sen. Tylko sen. Tylko sen. Sen.
Chude, drżące ramię otuliło jego skulone plecy.

- Nam.. skończmy to.. nie chcę dłużej.. - jęknął Yoongi, zanosząc się cichym płaczem. - Nie mogę na to wszystko patrzeć.. nie mogę, Nam.. to jest jakieś piekło..

Lider po kilku sekundach zamilkł, unosząc kamienną twarz. Pogładził mokry od łez policzek obejmującej go postaci, mrużąc oczy i łącząc ich usta w delikatnym, jak uderzenie skrzydeł motyla, pocałunku.

Lustrując sapiącego w konwulsjach hyunga, Jungkook upadł, jakby ktoś nagle podciął mu kolana. Sam oddychał szybko, płytko, z oczami szeroko otwartymi. Potwór. Był potworem. Pierdolony morderca, jak Tae. Złapał za włosy i zacisnął zęby tak mocno, że poczuł krew w ustach. Był skończony, przegrany. Był niczym.

Patrzył w rozgwieżdżone pola powietrznych łąk. Bolało. Pierwszy raz od bardzo dawna. Przy zderzeniu usłyszał tylko ciche chrupnięcie gdzieś w szczęce. Nie miał siły się podnieść, jedyne czemu poświęcał uwagę to niebo. Czarne, smoliste, głębokie.
Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że nie dochodzą do niego żadne dźwięki. Uśmiechnął się na myśl, że ostatnim co usłyszał, był głos jego słodkiego, ukochanego Jungkooka..

- JIIN! - Tae rozbrzmiał krzykiem przeszywającym tak jak jeszcze nigdy do tej pory.
Dopiero teraz zorientowali się, że najstarszy stał oddalony może pół kroku od przepaści. Obrócił się na dźwięk swojego imienia, lustrując całe zbiorowisko z pustym spojrzeniem.

- Nikt już nie będzie taki jak on.

Poczuł nie jakby zrobił krok w tył, raczej jakby ktoś zwinął ziemię spod jego nóg. Gdy leciał, chyba po raz pierwszy rozlał się w jego umyśle.. spokój. Uśmiechnął się, wreszcie nie musząc oglądać wyobrażenia jego paskudnej, oślizgłej twarzy.

Cichy odgłos uderzenia o skały, potem jeszcze cichszy plusk.

Milczenie przebiło duszę każdego, kto widział całą scenę. Wkrótce rozległ się tylko histeryczny szloch Namjoona.

- To kurwa nie ma sensu!! Nie ma sensu! - wrzeszczał, kuląc się i szamocząc niczym wyrzucona na ląd ryba.

Jimin powoli podniósł się do siadu. Widział, że płaczą. Namjoon wydawał się coś krzyczeć. Obserwował ich z nieobecnym wyrazem opuchniętej, zakrwawionej twarzy. Nie mógł dostrzec Jina, gdzie on się podział..
Dostrzegł ruch po swojej lewej, Hoseok wstał. Wyciągał do niego dłoń; śmiał się nieustannie, ale z jego oczu uciekały kaskady łez. Mówił coś. Jimin nie mógł wyczytać co.. chwycił poczerwieniałe palce hyunga, wstał z trudem, czując dokładnie każde połamane do tej pory żebro.
Hope ciągnął go, trzęsąc się spazmatycznie. Brnęli w stronę klifu. Przestraszył się. Poczuł niepewność, lęk przed śmiercią.

Ale Hoseok nie zwalniał kroku.

Ani się nie zatrzymał. Jimin krzyczał, ale nie słyszał własnego głosu. Zamknął oczy, starając się opanować łzy.
Głuche uderzenie także nie dotarło do jego martwych uszu.

Kookie zawył. Tak jak wyją psy czy wilki, rzęził przesiąkniętym poruszającą rozpaczą głosem.

- Jimiin!! - zdarł sobie gardło na głośnym, płaczliwym wrzasku. Chwiejnym krokiem podszedł do krawędzi urwiska, pozwalając wielkim łzom spadać prosto w mrok.

- Przepraszam Cię.. - szepnął cicho, chowając twarz w dłoniach.

Wkrótce zdjęty jakąś przejmującą słabością, stracił równowagę.

Tae podążył tuż za Jungkookiem. W drżącej dłoni ściskał ostrze, biały fartuszek przesiąkł łzami, pobrudził się błotem. Rozczochrane włosy powiewały na zimnym, nieprzyjemnym wietrze. Spojrzał na narzędzie w swoich dłoniach. Kilka łez rozmyło plamy jego własnej krwi.
"Morderca" rozbrzmiało w jego głowie. Zacisnął oczy, marszcząc czerwieniejącą twarz. Prawie nie odczuł momentu, w którym ostrze utkwiło w jego wnętrznościach. Opuścił wzrok, lustrując poczyniony ubytek.
Opanowało go straszne zmęczenie, poczuł się śpiący. Zmrużył oczy i pochylił się, chcąc opaść na kolana. Jednak nogi nie napotkały podłoża.

Namjoon ściskał Yoongiego w ramionach.

- Już po wszystkim.. - szepnął, kiedy metal zabrzęczał o skały. Suga podniósł opuchniętą od płaczu twarz, czując jak brak postaci na zalanej mrokiem murawie przyprawia go o mdłości.

- Nic już nie ma sensu Namjoon.. nic.. to koniec. - dławił się rozpaczą blondyn.

Wkrótce powrócili do hotelu.

Yoongi w plecaku odnalazł suknię i piękne buty.

Na schodach rozległ się stukot obcasów.

Namjoon czekał na nią w progu.

Ze łzami w okraszonych makijażem oczach, podała mu dłoń.

Stojąc przy urwisku, patrzyli na obryzgane krwią skały, z których ocean powoli zmywał dowody.
Lider nieistniejącej formacji spojrzał na Yoongi.

- Zatańczysz, Pani? - wyciągnął ku niej dłoń, po chwili leniwie stawiając kroki walca.

Pierwszy obrót.
W przepaść spadły małe kamyczki.

Drugi obrót.
Gwiazdy zaczęły płakać.
Trzeci obrót.

Wiatr rozwiał pomięte kosmyki traw. Cisza otuliła pozostałości porzuconej nadziei, rosa osiadła na zacienionej murawie. Wkrótce ciepłe światło poczęło rozpalać pagórki i zamieniać krople w gąszczu traw w iskrzące się kryształki. Słońce znowu wstało, jak każdego poranka.
W ciszy.


Szanowni państwo, żegnam i życzę miłego dnia. A to, byli BTS.

Do przeczytania. - Gabriel.



poniedziałek, 23 listopada 2015

"Like a Butterfly" cz.8 - pl ver. (1/2)


Tytuł: Like a Butterfly

Paringi: - tiny bit - Taegi (Kim Taehyung & Min Yoongi)/Jikook (Park Jimin & Jeon Jungkook)/SugaMon (Min Yoongi & Kim Namjoon)/Vhope (Kim Taehyung & Jung Hoseok)

Opis: No to jesteśmy. Początek końca nastąpił, teraz nic już nie zatrzyma tej machiny. Polały się łzy me czyste, rzęsiste, ale nic nie poradzę ani ja, ani wy. Koniec to koniec. I choć kocham tą serię z całego serca i jestem z niej dumny jak nigdy do tej pory, to nie będzie jak kontynuować, to po prostu musi się skończyć i tyle. I tak będzie. Ale jeszcze nie teraz. Przywitajcie pierwszą część apokalipsy św. Jimina.
...
(PRZEPRASZAM, NIE MOGŁEM SIĘ POWSTRZYMAĆ)


Dzień zapowiadał się na pozór idealnie; krople chłodnej rosy drżały na wietrze, klif roztaczał widok na spokojnie falujący ocean, horyzont wytyczał ostrą granicę między głębią i marzeniami. Absolutny brak drzew, tylko bujne połacie trawy, w które ktoś zmyślnie wplótł wiekowe, lśniące głazy. Zacienione rozpadliny, płonące wzgórza, cichy, nieśmiały dźwięk fal rozbijających się o ostre skały, wyrzynające się z wody niczym kolce berberysu. I ponad tym wszystkim spokój emanujący z każdego źdźbła, jak gęsta powłoka otulający to miejsce. Rozwiązanie problemów, tak proste i piękne, że niemal nierealne. 

Daleko od tego miejsca, w dymiącym, sapiącym, zmęczonym mieście, stał potężny budynek; zabezpieczony alarmami i wart grube sumy. Poranne promienie słońca delikatnymi smagnięciami rozbudziły każdy pokój znajdujący się w budowli, stopniowo cucąc młodych niewolników marzeń z koszmarnej śpiączki. Godzina szósta, wybrzmiała kilkoma alarmami, które spadły na świadomość chłopców niczym gilotyna na pulsującą strachem szyję.
Poranek nie oznaczał już niczego dobrego. 

Próba upłynęła w ponurej aurze: głównym powodem był brak radosnego ducha, który co dzień rozświetlał każdy umysł. Tym razem Namjoon stał na tyłach, podkrążone oczy odznaczały się wyjątkowo wyraźnie, blada twarz nienaturalnie rysowała jego wizerunek. Niemal zauważalne były głęboko wyżęte tory nocnych kaskad łez, jakie przelał lider. Bezsens, makabra.. na pierwszy rzut oka wydawał się nieobecny, a określić jego spojrzenie jako przygaszone, byłoby karygodnym niedopowiedzeniem; wzrok jakim owiewał tych nieszczęsnych, którzy się nasunęli, był zwyczajnie martwy. 

Dalej stał Jin. Można było dostrzec delikatne drżenie jego przykurczonych palców. Zapewne znów nękały go koszmary senne, o których nikt nie wiedział - które znał tylko on, i które zadawały cierpienie tylko jego duszy. Niepokój w źrenicach drżał wraz z dłońmi, nieco przygarbiona postawa sugerowała jak wielka presja ciążyła na jego ramionach. W jego głowie pomrukiwał już zachrypnięty, oślizgły głos; mówił o wszystkim, o czym Seokjin chciał zapomnieć, co przyprawiało go o mdłości. Mówił, że nie ma już sensu. Od dawna. 
Tuż przy Jinie stał Suga.. jakby rozdarty; niepewny. Bójki z brutalną myślą zajmowały całą jego uwagę jawnie nadając mu roztargniony charakter. Nerwowo stukał piętą w gładkie panele podłogowe, mącąc spojrzeniem ironiczny porządek w sali tanecznej. Jego strach przybrał formę niebanalną, odgradzającą się od innych, żebrzącą o brak atencji. Tylko co kilka minut łapał kontakt wzrokowy z Namjoonem, który jakoś tak wyjątkowo smutno na niego patrzył.. jakby wcale nie patrzył, a czytał - ciężką, zniszczoną księgę; dramat filozoficzny.
Przed nimi stała sekcja taneczna, rozciągając się dokładnie i zachowując najlepiej, w granicach ich umiejętności, imitujące skupienie pozory. Hoseok z wyzbytym zakłopotania spojrzeniem, Jungkook zacięty, ukrywający ból związany z rozgrzewaniem obitych, nieraz ranionych mięśni: kastetami, pałkami, scyzorykami. Jimin z większym niż codziennie makijażem, tuszujący siniaki i opuchnięte fragmenty ciała. Zastraszony, drżąc i zaciskając usta. Wszyscy nieco naznaczeni odczuciem dyskomfortu swoją obecnością.
Najmniej jednak Hoseok, raz po raz nawet przystrajający się w delikatny, trywialny uśmiech. Świadomość napełnionej szafki nad zlewem, wprawiała go w cokolwiek pozytywny nastrój. Zupełnie jak wizja wykorzystania tej zawartości; tym razem nie miał zamiaru się poddać, musiał dać radę. I to najszybciej jak się da. 
Jeon obserwował z poważnym obliczem swoją postać rysującą się w lustrzanym odbiciu. Krzywiąc się i spinając, starał się rozruszać obolałe mięśnie, rozetrzeć krwiaki, zerwać ciągłość strupów. Nie było miejsca na okazywanie słabości, musiał wyglądać tak jak zawsze. Jak zawsze trudzić się, męczyć i ćwiczyć do utraty tchu. Miał na imię Jeongguk. Nie miał prawa się poddać.
Co innego gościło wewnątrz Jimina. Park poddał się już dawno, pozwolił rozpaczy przeniknąć jego ducha i zgasić bestialskim mrozem płomień nadziei. Trwał w pseudo- egzystencji; udawał życie, wewnętrznie wyszywając kolejny dzień trupiej walki o ułudy. Stał przed lustrem, rozciągał ręce, ledwo utrzymywał w sobie łzy. Nie czuł już bólu fizycznego, dawno się uodpornił, nie potrafił już ronić męczeńskich kropel. Jedyne co wypływało spod jego powiek, to nadmiar, zgromadzony kiedyś, kiedy jeszcze smutek miał sens, a krew biła w jego żyłach, domagając się zmian. Teraz jednak stracił nadzieję, smutek, łzy, krew. Nie zostało mu nic, poza jedną, jedyną potrzebą: godnym uznał zrównanie ciała z duchem.
Życia z jego brakiem.
Fałszu z prawdą. 

Obiad zwykle wesoły i rozgadany, minął w niemalże grobowej ciszy; jedzenie ledwo tknięte przez większość, zdawało się bardziej truć niż pomagać. Dlatego tuż po przerwie menadżer zatrzymał ich razem, obwieszczając wiadomość.

- Widzę, że coś was złapała jesienna chandra, więc postanowiliśmy, że dziś zamiast popołudniowej próby, pojedziemy na wycieczkę. Rozluźnicie się, zostaniemy w hotelu, mają basen i spa, musicie się trochę.. zrelaksować, chłopcy.

Więc pojechali.
Czy wbrew swojej woli, czy nie, musieli pojechać - innego wyjścia nie było, skoro menago już zadecydował.
Jimin nie wziął nic poza jednym bezrękawnikiem. W kieszeni spodni miał jednak niewielki, ostry kawałeczek metalu.
Jungkook zawiedziony niemożnością wyładowania nadmiaru energii, zabrał w dużej torbie ręcznik, sportowe ciuchy i dwa izotoniki, zapewniony przez menadżera, że hotel gwarantuje dostęp do siłowni.
Hoseok miał największy bagaż. Poza ubraniami, walizka była bowiem po brzegi wypełniona walcowymi opakowaniami antydepresantów, których zapas udało mu się ostatnio odnowić.
Yoongi w swoim plecaku zmieścił sukienkę wieczorową, kosmetyczkę pełną specyfików do makijażu, parę pięknych, drogich szpilek i długą perukę. Na koniec wrzucił jeszcze zapalniczkę, sam nie wiedząc czemu.
Namjoon i Jin spakowali się razem, w jednym, dużym plecaku mieszcząc najpotrzebniejsze ubrania. Jin ukrył tam jeszcze kilka energetyków, które - jak miał nadzieję - zapewniłyby mu brak snu.
Hotel od klifu oddalony był zaledwie kilkaset metrów, krótki spacer mógł zaprowadzić ku niezwykłemu widokowi bez większego wysiłku. Wysiedli z samochodu, wszyscy instynktownie kierując się w stronę urwiska. Nie było ogrodzone, jedynie tuż przy drodze ktoś zamieścił groteskowy znak, ostrzegający turystów przed niebezpieczeństwem. Śmieszne.
Stali w niemal równym rzędzie, lustrując z pasją gładką toń oceanu.

- Jest piękny. - wypalił Hoseok, szukając potwierdzenia w spojrzeniu któregokolwiek z przyjaciół. Nikt jednak nie odwrócił ku niemu głowy, jedynie Namjoon, który stał tuż przy jego boku, nieżywo skinął na "tak", mrużąc zmęczone powieki.

- Bezsensu.- warknął Kook, kopiąc z impetem kamień, który wyznaczając w powietrzu łagodny łuk, wpadł prosto w ziejące zimnym wiatrem urwisko.
Jimin obejrzał się za nim przygaszonym spojrzeniem, kiedy maknae wracał szybkim krokiem do samochodu.

- Racja. - mruknął przywdziewając maskę delikatnego uśmiechu i połykając ciepłą łzę.

Czas w hotelu był wyzuty z jakichkolwiek pozytywnych emocji. Ledwo znajdowały się nawet te negatywne, pomiędzy przyjaciółmi zapanowała niemalże absolutna nicość. Każdy zajął się własnym bytem - niebytem i odgrodził się mentalnym ostrokołem od reszty. Pozornie nie było możliwości ich znów skleić, a jednak spoiwem stała się najmniej spodziewana przez wszystkich informacja, podana w telewizji, radiu oraz drżącej wypowiedzi menadżera.

- T-tt.. Taehyung.. ee... zniknął. Ze szpitala.

Dało się słyszeć płaczliwe westchnienie Yoongiego. Jungkook zaklął siarczyście, Jimin z Namjoonem schowali twarze w dłoniach. Wszyscy nie mogli uwierzyć w to co się działo. Taehyung zniknął.
Uciekł?
Niemożliwe, był za słaby, nie mógłby zajść daleko... więc co się stało?
W każdej głowie pojawiał się inny scenariusz, a co jeden, to mniej realny od poprzedniego.
Reszta wieczoru zleciała w nerwowej atmosferze, połowa zespołu chodziła bez celu, połowa siedziała, nieznacznie łkając lub starając się ochłonąć. Menadżer wykonywał tysiące telefonów, organizując ekipy policji, detektywów, oddziały poszukiwawcze; cały staff miotał się jak smagany ognistymi językami. Nikt nie był spokojny, wszyscy zadręczali się własnymi problemami, łączeni płaszczem troski o Tae.
Ten dzieciak zawsze miał strasznie niemądre pomysły.

Usilnie starali się zasnąć. Każdy osobno, mimo, że razem. Jungkook dzieląc pokój z Hoseokiem, Jimin z Jinem, Namjoon i Yoongi. Wszyscy rozbici, smutni i złamani. Beznadziejni. 
Porządek zerwała jedna osoba. Min wstał, niepewnie stawiając kroki w kierunku łóżka lidera. Uniósł kołdrę, wsuwając zmęczone, obolałe członki na miejsce obok i momentalnie wtulając się w chude ciało Kima.

- Yoongi..? Myślałem, że już spałaś.

- Nie mogę. Martwię się o Tae.

- Mnie to mówisz..? Nie wiem czy przeżyję, jeśli się nie znajdzie..

Któryś cicho pociągnął nosem.

- Musi się znaleźć. Słońce znika w nocy i wstaje z nadejściem poranka, Taehyung wróci. - mruknął Yoongi, poprawiając swoje ułożenie i opierając czoło o kark Namjoona. - Musi.

Nie mógł spać, to jasne. Jak zawsze leżał z szeroko otwartymi oczami i lustrował mało absorbujący sufit. Tknięty niewytłumaczalnym przeczuciem, zapragnął odetchnąć pełną piersią, więc wstał, podszedł do okna, otworzył je i usiadł na parapecie, mrużąc powieki pod wpływem przyjemnego powiewu.
Mrok otulał wybujałą łąkę przy hotelu, topił w czerni morze i zaokrąglał krawędzie skał. Hoseok obserwował to wszystko, przyglądał się jak zawsze uważnie.
W tym jednak momencie zamarł.
Zastygł jak rażona białym światłem sarna.
Przez gąszcz wysokich źdźbeł brnęła postać. Biały fartuszek zawiązywany na plecach lśnił odbijając wyraźnie światło księżyca. W rytm kroków połyskiwała też jeszcze jedna rzecz; przedmiot, który postać trzymała. Ale to nie miało znaczenia.

- Tae.. - załkał Hoseok, zaraz zeskakując z parapetu i wybiegając z hotelu. Rozpoczął szaleńczą pogoń przez morze traw, w końcu dobywając postaci, zaplatając ramiona wokół jej pasa i ściskając mocno.

- Taehyung.


(T.B.C.) Do przeczytania! - Gabu



środa, 18 listopada 2015

"Like a Butterfly" cz.7 - pl ver.

Tytuł: Like a Butterfly

Paringi: -brak-

Opis: Przedostatni rozdział. Chyba umieram z ekscytacji. Serio, wreszcie zakańczam coś tak dla mnie ważnego i pięknego i jsbdvkdfgd ;-; Będę płakał po hiszpańsku. No ale.. cieszę się, że skończyłem i przygotowałem to wcześniej, bo nie miałbym czasu teraz nad tym siedzieć.. #obowiązki :'c
W każdym razie bardzo serdecznie zapraszam do przeczytania ostatniego rozdziału z jednym członkiem zespołu na pierwszym planie. Kim Namjoon, bunnies!



WINNEGO.

Bycie liderem nie jest zawsze tak pełne przywilejów, na jakie by wyglądało. A Namjoon, jak nikt, był tego potwierdzeniem.
Nie zawsze było różowo, nie wszystkie poranki przynosiły energię do życia i uśmiech. Starał się, co prawda, jak mógł najlepiej, natomiast życie nie było bajką i nic czasem nie można na to poradzić.
Mimo to budził się z wielką chęcią do poprawy. Był liderem, duchem zespołu, nie ma miejsca na brak siły. On miał ich trzymać w ryzach, był klejem, nie pozwalającym formacji rozejść się w różne strony.
Nie były to trywialne zadania, zwłaszcza dla Mona, który jak każdy wiedział, był zagorzałym indywidualistą i nie przepadał za rutyną. Wiedział jednak, że dla dobra zespołu, jest w stanie zawierzyć każdą walczącą cząstkę siebie.
To było najważniejsze. 

Nie narzekał na los, jaki go spotkał. Zawsze był wdzięczny temu, kto pełnił nad nim opiekę - dzięki tak wielkiemu szczęściu udało mu się zajść daleko, mieć na karku kilka nagród, podszkolić umiejętności i spełniać marzenia. Czy miał w ogóle prawo uznać cokolwiek za warte narzekania? 

Codziennie wstawał, zwlekał się ciężko z łóżka, przezwyciężał bezsilność. Jasne, że mu się nie chciało, przecież nie był tancerzem. A mimo to cholernie się starał, tak by nie musieć czuć niezadowolenia i wyrzutów. Z resztą zespół jako taki tego wymagał, nie mógł zaniżać poziomu tak drastycznie, jak do tej pory. 

Wizja całodziennej próby nie była definicją jego idealnego dnia.. wszystko zmieniało się jednak, kiedy wchodził do sali tanecznej - widział ich roześmiane twarze, to jak się wygłupiają, gonią, broją jak małe dzieciuchy. Nie potrafił nie uśmiechnąć się na ten obraz. Kochał ich zbyt mocno, by nie dawać codziennie stu procent.
Choćby tylko dla ich szczęścia.
Popołudniowe próby zlatywały mu na ćwiczeniu solowych wykonów, lub tylko składu sekcji rapu. Nawet nie czuł, gdy zegar wybijał pełne trzy godziny od posiłku. Dzień był odhaczony.
Bez zastanowienia narzucał na ramiona płaszcz i wyruszał w codzienną podróż do jednego z droższych klubów Seulu. Kochał takie życie; luz, muzyka, alkohol, kobiety.. czego chcieć więcej?
Czasem dawał kameralne występy, czasem po prostu dobrze się bawił otoczony nieznajomymi. Tam nikt go nie rozpoznawał, był tylko kolejnym młodym facetem szukającym rozrywek.

Dziewczyny nieustannie tańczyły; biodra płynnie zataczały kręgi, pierś falowała w rytm nieskomplikowanego beatu. Kręciły się wokół niego, kokietowały, chichotały zagłuszane głośną muzyką. Zamykał wtedy oczy i nie myślał o niczym. Uśmiech sam wpływał na jego usta, a on sam sprawiał wrażenie człowieka kompletnie wyzbytego problemów.
Wracał wieczorami lub nocą, nigdy zbyt pijany, nigdy trzeźwy. Jego życie było piękne. Nieidealne w doskonałych proporcjach. 

Aż do momentu, w którym coś zaczęło się psuć.

Wszystko zapoczątkował Hoseok.
Namjoon jak co dzień chciał tuż po próbie opuścić BigHit, jednak zapomniawszy portfela był zmuszony zawrócić do pokoju. Ku własnemu zdziwieniu, w pomieszczeniu nie było po nim śladu. Wkrótce przywołał w pamięci moment, w którym rozmawiał z Jinem o jego koszmarach. Najwyraźniej portfel jakimś cudem wypadł mu gdzieś w jego pokoju. Czym prędzej pognał na drugie piętro, wpadając do wyludnionego pomieszczenia. No tak, Jungkook wyszedł na miasto. Jak zazwyczaj. A ostatnio coraz częściej.
Jednak gdzie był Jin? Dziwna sytuacja zatrzymała go na moment dłużej niż zazwyczaj. Mógłby przysiąc, że hyung zawsze siedział po próbach w pokoju. Z resztą.. J-hope też, a jego nieobecność także była niepodwarzalnie widocznaa.
Niepewnym tonem zapytał głośno, czy ktokolwiek tam był. W odpowiedzi otrzymał niecodzienny odgłos, dobiegający zdecydowanie z łazienki. Zaniepokojony, powolnym krokiem dotarł do progu kolejnego pomieszczenia. Wtedy dźwięk wybrzmiał ponownie; odrażający, nieprzyjemny, zupełnie jak gdyby ktoś próbował zwymiotować. Wtedy coś przyciągnęło jego uwagę. Ruch nisko, po prawej stronie.

Zamarł jak skuty lodem.

Hoseok już nigdy nie był tym samym Hoseokiem.

Następny w kolejności był Tae.
Sytuacja z nim w roli głównej w ogóle nie trzymała się całości. Tak absurdalna, tak komiksowa, że RapMon prawie nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Czuł przytłaczające poczucie winy, okazywało się, nie upilnował ani J-hope'a ani V. Obaj cierpieli, obu stała się straszna krzywda. A cała odpowiedzialność spadała przecież na.. lidera.

Winny.

Koszmary Jina nie ustępowały, prawie codziennie potrzebował rozmów. Nigdy nie wyjawiał żadnych konkretów, opisywał tylko fakt, że bał się i działa mu się krzywda. Namjoon czuł się wobec tego bezsilny. Nie miał nawet pomysłu jak mógłby mu pomóc.
Zawodził ponownie.

Nie było to nic dziwnego, że Jungkook walczył z Jiminem. Oni zawsze to robili. No, w sumie to tylko maknae, Park wręcz przeciwnie. Wszyscy z tego żartowali, brali za przyjacielskie przekomarzania. Tak samo było w przypadku lidera. Jednak wkrótce prawda brutalnie zerwała zasłony z przed jego oczu.
Pewnego popołudnia, dwa dni po wypadku Tae, RapMon zamiast udać się zwyczajowo do klubu, postanowił lepiej przyłożyć się do ćwiczeń i został, deklarując, że zamknie za sobą salę.
Tym czasem nie było mu pisane dopracować ruchów, gdyż po opuszczeniu przez wszystkich pomieszczenia, zza ściany, w okolicach ubikacji, dało się słyszeć kilka tępych huknięć. Niby nie musiałoby go to obchodzić, gdyby do tych dźwięków nie dołączył szloch. Bez zastanowienia pognał w kierunku łazienek, ostatecznie jednak powstrzymując się i jedynie ostrożnie uchylając drzwi. Jak się okazało uczynił możliwie najlepiej, bo gdyby wtedy wbił bez ostrzeżenia, przelatująca postać odbiła by się z impetem od rozpędzonych drzwi. Musiał bardzo się powstrzymać, by nie krzyknąć. 
Z bliska bez trudu rozpoznał tembr szlochającego. 

- Co kurwo?! Boże.. hah.. jesteś taki żałosny.. - kolejny głos rozbrzmiał, kryjąc jednak postać w niewidocznym dla lidera miejscu. Obserwator zadrżał, w agresywnym i bestialskim głosie rozpoznając..

- Jeongguk... - zapłakał rozpaczliwie leżący, w odpowiedzi przyjmując na udo sfrustrowane kopnięcie.

- Nie wymawiaj mojego imienia, szmato. Nie chcę Cię słuchać. - warknął agresor, ponawiając kopnięcie.

Leżący kaszlnął jękliwie, dławiąc się łzami. 

Namjoon czuł jak jego dłonie się trzęsą. To nie mogło dziać się naprawdę. Po chwili postać atakująca zbliżyła się do skopanego na podłodze. Ten chlipiąc cicho nieustannie powtarzał dwa niewyraźne, niezrozumiałe słowa. 

- Posłuchaj, hyung. Jesteś skończony. Beznadziejny. - szepnął młodszy jadowicie - Dziwisz się, że Cię nie chcę? 

- K-kookie... - mruknął z trudem poobijany chłopak, krztusząc się krwią napływającą do ust. 

Namjoon miał łzy w oczach.

- Nie. 

- K-...

- Kazałem Ci, do chuja pana, nie wymawiać mojego imienia, pierdolona pokrako!

Wrzask na pewno nie był już kontrolowany, rozbrzmiał echem po ścianach korytarza. 

- K.. k-k.. ko.. koc-chham Cię... 

Cios.
Przekleństwo.
Cios.
Łzy.
Czyje?
...
Cios. Chrupot żeber, krew bryzgająca z ust.
Łzy. Jeszcze więcej łez.

Namjoon płakał. Pierwszy raz od bardzo dawna. 

Wrócił jak trup do swego pokoju. Dopiero przed drzwiami zauważył na noszonej przez siebie, jasnej koszulce kroplę czerwonej żywotności. Łzy płynęły po jego policzkach bez żadnych prób ich powstrzymywania. 
Tuż przed progiem zatrzymał się, biorąc głęboki wdech i pustym wzrokiem lustrując klamkę. Czy cały świat nie był taki jak mu się wydawało? Czy nie był szczery mimo, że był? Czy nieświadomie okłamywał się przez cały ten czas..?

Rozchyliwszy drzwi, stanął w gęstym dymie. Z nieustannie łzawiącymi oczyma odgonił chmurę sprzed twarzy. Jego obolałym oczom ukazała się chuda sylwetka. Płomień lizał jej włosy, skórę. 

- Suga..

Nie podnosząc wzroku, postać zbliżyła się do lidera rozwleczonym, koślawym krokiem. 

- Przepraszam. - szepnął jeszcze Namjoon, zamykając go w ramionach i drżąc już całkiem wyraźnie.

- Jestem.. taka brzydka, prawda..? Paskudna, wypalona..

Namjoon wlepiał wzrok w pokrytą sadzą podłogę, z trudem łapiąc oddechy. Po kilkunastu sekundach milczenia, wtulił w siebie wyniszczone ciało z tym większą intensywnością.

- Jesteś najpiękniejsza.



Do przeczytania! - Gabriel.