poniedziałek, 25 kwietnia 2016

"Niedopałek (Gdy krzyża brak)" - free writing

Tytuł: Niedopałek

Podtytuł: Gdy krzyża brak 

Opis: Klasyczny drabble, równe sto słów. Miniatura depresyjna, jak widać nawet ten stan ma swoje twórcze wykręty. 


Dym wzniósł się leniwym ściegiem przez materiał klarownego, lekkiego powietrza. Niechętnie skierował opryskliwie znudzone spojrzenie ku niebu i zmarszczył brwi, głęboko myśląc na spolaryzowany temat.
- Boże mój. - jęknął, zawierając kurtyny powiek, wciągając tytoniowy oddech do płuc i bezwładnie opuszczając wiotką rękę, ściskającą  na w pół spalony papieros. 
- Boże mój... - podjął, tym głośniej, unaoczniając fatalny stan swego gardła, które zaskrzypiało z lekka i dodało rdzy jego barwie. 
- Czemuś mnie opuścił. - zaintonował, ciągnąc żałosny, zawodzący na melodię pasyjnych śpiewów ton. 
Wyrzucił niedopałek, obserwując spokojnie, jak dokonuje żywota w powietrzu i wpada bezgłośnie w odmęt chaotycznie wzburzonego nurtu ciemnej, gniewnej rzeki.
Plusk.
Amen.


Gabriel Jankowiak

środa, 20 kwietnia 2016

"Long time no see" OS

Tytuł: Long time no see


Paringi: Jinhun (Kim Jinwook & No Sulil) 



Opis: Jejku. Pomocy. Mój pierwszy fik z Up10tion, tak ich kocham, a tak długo to odwlekałem i nadal nie wiem czemu ;-; Fluffik, bardzo uroczy i bardzo spokojny. Ale mam wielką ochotę napisać coś.. Hm. Mniej delikatnego..? Much love, kochajcie to ❤




Siedział nad zeszytami chyba całą wieczność, godziny ciągnęły się jak poranna owsianka i równie topornie nie chciały skończyć. Ale to w końcu nie jego wina, że matematyka jest taka męcząca.
Siedział na piętach, przytulając klatkę piersiową do kolan, z nosem wetkniętym w zeszyt. Długopis zaznaczał niechętne, leniwe ślady, notując nieskładne działania.
Wtem przez drzwi ciepłego, jasnego pokoju wpadła do środka jeszcze jaśniejsza, uśmiechnięta od ucha do ucha postać. Na widok gościa buzia Sulila samoistnie się rozpromieniła.

- Yaa, dongsaengie! - pisnął Jinwook i doskoczył do chłopca na podłodze, otaczając jego drobniejszą posturę ramieniem. Dwójka przez krótką chwilę mocno przytulała się do siebie, aż Sul westchnął ciężko, spoglądając smutnawo na pokreślany zeszyt.

- Co to? Matematyka, tak? Hej, musisz ćwiczyć i robić dużo zadań, jeśli chcesz później być mądrym chłopcem. - starszy czule pogładził lekko odstające kosmyki włosów młodszego i uraczył go kolejnym, pełnym miłości uśmiechem. - Spróbuj dokończyć, na pewno Ci się uda Sullie. - Jin energicznie skinął głową i przyglądnął się zaspanej buzi młodszego, który z trudem podjął na powrót starania o dokończenie nieszczęsnego przykładu matematycznego. Widząc to starszy spochmurniał nieco, Zaraz jednak jego myśl przecięła jasna jak błyskawica idea. Delikatnie odgarnął kosmyki znad ucha małego Sulila, po czym szepnął bardzo, bardzo cicho.

- A jakbym Ci przyniósł.. gorąca czekoladę.. - słowa zabarwione uśmiechem spowodowały, że młodszy natychmiast ożywił się i z błyskiem w ciemnych tęczówkach spojrzał prosto w duże, ciepłe oczy hyunga.

Bez słowa skinął energicznie głową i zacisnął palce na długopisie. Starszy bardzo zadowolony z uśmiechu ukochanego dongsaenga pocałował z głośnym mlaśnięciem jego skroń, po czym poderwał się i zniknął za framugą rozchylonych drzwi.
Hyung. Zrobi mu gorącą czekoladę. Ekscytacja sięgała zenitu, spojrzał wyzywająco na zaplątane zadanie z matematyki i chwycił wygodniej długopis, podejmując wyzwanie po raz wtóry. Jinwook hyung musi być z niego dumny, kiedy przyjdzie.
Po kilkunastu minutach przez drzwi znów wszedł starszy, ostrożnie niosąc kubek wypełniony parującym, czekoladowym marzeniem, na powierzchni którego dryfowało kilka drobnych, białych pianek. Sul w pośpiechu dopisał kilka ostatnich cyfer, które ku jego zaskoczeniu pokrywały się z odpowiedzią w podręczniku. Zadowolony, dumny i szczęśliwy obrócił się do hyunga i uraczył go wielkim, kwadratowym uśmiechem.

- Hyuungie! Zobacz, obliczyłem to, wyszło mi hyung! - zerwał się nieco fajtłapowato z podłogi i podskoczył kilka razy w miejscu.
Jinwook promieniał nieukrywaną radością.

- Mój najzdolniejszy! - odstawił kubek dobroci na blad biurka młodszego i objął go, bez trudu unosząc mniejsze ciało w górę.
Przez cały pokój rozniósł się dziecięcy, radosny chichot. Wkrótce dołączył do niego również drugi i ostatecznie obaj chłopcy obracali się i łaskotali, aż zadyszka związała ich płuca na grube supły.

- Nigdy nie wątpiłem, że Ci się uda, Sullie. Jesteś moim małym dongsaengiem, musisz być naj. - uśmiechnął się Jinwook, chyba jeszcze szerzej niż do tej pory. Przycisnął usta do czoła chłopca, który zacisnął powieki i przetarł małą łapką ślad po buziaku. Starszy zaśmiał się głośno, czochrając sterczącą na wszystkie strony czuprynę malucha, po czym wyminął go powoli, wychodząc z pokoju. W progu zatrzymał się na chwilę, obrócił i popatrzył na młodszego rozkochanym wzrokiem.

- Jestem z Ciebie dumny, Sullie. Kocham Cię. - powiedział ściszonym głosem i zmrużył oczy w delikatnym uśmiechu.

- Ja też Cię kocham hyung, bardzo bardzo bardzo!
Perlisty śmiech rozniósł się w powietrzu.

***

- Hyuung! - załkał cicho młodszy, zaciskając palce na ramionach plecaka i naciągając je do granic wytrzymałości. W jego oczach migotały kryształki łez. - Ja tak nie chcę jechać, nie mogę zostać tu z Tobą??

- Masz wielki talent, Sullie. Musisz pojechać, szkoła w Seulu będzie dla Ciebie lepsza. - westchnął starszy, starając się przystroić twarz uśmiech, mimo to wyglądając raczej przygnębiająco. Zaczerwienione kąciki oczu mówiły same za siebie.

- Ale hyung, proszę.. ja chcę zostać tu, z Tobą.. przecież ja sam nie dam sobie rady, hyung. Ja nie chcę jechać! - po policzkach pociekły gorące, zrozpaczone a jednocześnie kompletnie bezradne potoki łez.

Jinwook poczuł, że jego gardło stało się miejscem przebywania ogromnego kamienia, a klatka piersiowa dziwnie bolała.

- Sullie.. proszę.. nie możesz zostać, nie płacz.. - jęknął błagalnie i nie zważając na obecność rodzin ich obu podbiegł do chłopca i złapał go w ramiona, wtulając w siebie mocno, zupełnie jak gdyby był to ostatni raz kiedy mogą być blisko.

Pociąg wydał z siebie żałosny gwizd, obwieszczający rychły odjazd. Matka Sulila położyła dłoń na jego ramieniu.

- Chodź małpko, wsiadamy. - miękki kobiecy głos odkleił ich od siebie.

Młodszy nieustannie łkał, czerwona buzia była całkiem zalana łzami. Jinwook również pozwolił kilku pojedynczym kropelkom spłynąć w dół policzków.

- Hyuu-ung! - zapowietrzył się chłopiec i zamachał rozpaczliwie krótkimi rączkami.

Starszy nie odezwał się ani słowem. Stał tylko z opuszczonym wzrokiem i czekał. Pociąg gwizdnął po raz drugi.

- Do widzenia! - rozległo się kilka ciepłych okrzyków zza postaci Jinwooka, który sącząc kolejne łzy uniósł na krótki moment wzrok. Do okna tuż ponad jego głową nos przyklejał jego mały, ukochany dongsaeng. Z bólem w sercu ofiarował mu ostatni, spokojny uśmiech przez łzy.

"Kocham Cię" niemo przeliterował, układając dłonie w kształt drobnego serduszka. Młodszy przecierając załzawione oczy przyłożył otwartą dłoń do powierzchni szyby.

- Też Cię kocham, hyung.. - szepnął prawie niesłyszalnie.

- Co mówisz, kochanie? - kobiecy głos ponownie pojawił się tuż obok myśli chłopca.

- Nic. - odpowiedział, pozostawiając mamę nieco zakłopotaną.

Usiadł ciężko na przeznaczonym do tego miejscu.
Świat za szklaną granicą rozmył się i pędził już wściekle, do przodu, dalej, coraz dalej.

Coraz dalej od domu.
Od wspomnień.

Od miłości.

***

Życie w Seulu ostatecznie nie było aż takie straszne. Sul uczył się pilnie, nie mając wiele rozrywek, których jedynym źródłem byli znajomi, a z tymi jakoś wyjątkowo nie było mu po drodze. Samotnie ciągnął kolejne lata nauki, samotnie rozwiązywał kolejne zadania, samotnie pił gorącą czekoladę. Czasem chwytał umieszczoną na szafce nocnej fotografię w prostej, kremowej ramce, na której Sul wraz z jego ukochanym hyungiem ściskają się uśmiechnięci na tle małego domku rodzinnego Jinwooka. Wzdychał i zamykał podręczniki, próbując przypomnieć sobie jak najwięcej rzecz związanych z hyungiem. Jego uśmiech, tak. Wyraźnie go widział, po tylu latach miał przed oczami zmrużone oczy, duże wargi, formujące jedną z najcudowniejszych rzeczy z dzieciństwa Sula. Potem jego głos; był , przyjemny. Kojarzył się mu ze słońcem, śpiewem ptaków. Bez problemu przywoływał jego tembr, otulał się tym wspomnieniem, trwał w nim. Wreszcie dotyk, jego dobre, duże dłonie. Czuł się przy nim tak bezpiecznie, pamiętał bezbłędnie towarzyszące mu przy hyungu uczucie. Tyle opieki ile mu dawał, ciepła i miłości.

Nie był pewien. Wcale nie był pewien, czy zostawiłby go teraz i pojechał tutaj jeszcze raz. Czemu to musiało się stać.

Rok szkolny dobiegał końca. Tak, dobiegał końca, kończył się, podsumowywał, zamykał. I to był już ostatni rok szkolny w jego życiu.
Nie był już małym chłopcem, prawie nic w nim z małego chłopca nie zostało - był wysoki, silny i chyba całkiem niezłej aparycji. Nie przywiązywał za dużo uwagi do wyglądu, szczerze mówiąc była to dla niego kwestia drugorzędna. Tym sposobem dbał tylko o kondycję ubrań, aby pozostawały czyste i schludne, nie musiały być jednak najnowszym krzykiem mody. Właściwie żadnym krzykiem nie musiały być. Ale teraz, dziwnym zrządzeniem losu, właśnie przechodził przez zatłoczony teren wielkiej galerii handlowej, w towarzystwie jedynej osoby, z którą wymieniał dziennie kilka kilogramów słów i myśli.

- Ale masz na myśli kupno czegoś konkretnego?- rzuciła niska dziewczyna krępej, ale dość zgrabnej budowy, dreptająca nerwowo przy boku przyjaciela. 

- Chcę wyglądać dobrze, Jimin. Po prostu. - wyższy wzruszył obojętnie ramionami i zerknął niepewnie w kierunku towarzyszki. Ta wywróciła oczami w charakterystyczny tylko sobie sposób i westchnęła głośno. 

- Khun. Ogar. Wiesz co on teraz lubi, jakim jest człowiekiem, jak wygląda? - jęknęła tonem wybrakowanym na polu nadziei na twierdzącą odpowiedź. Jej oczekiwania potwierdziły się, kiedy chłopak niepewnie pokręcił głową. 

- Eh.. Twój hyung może, a raczej na sto pierdolonych procent, jest zupełnie inny niż go zapamiętałeś, wiesz? A to, że napisałeś do niego list i dostałeś odpowiedź, że pojawi się na dworcu kiedy przyjedziesz, nie jest jakimś ewenementem na skalę światową. Może być tak, że będziecie musieli poznać się od zupełnych podstaw, jesteś tego świadom? 

- Tak, Jim. Jestem, myślałem już o tym dużo. Nie chcę odwlekać spotkania, chcę wrócić tam i mieć go znowu blisko. Jak..

- Jak wtedy, kiedy mieliście po kilka lat? Khun, ja rozumiem, to jest więź i w ogóle, ale nie sądzisz, że to trochę płonne nadzieje?

Zapadła przytłaczająca cisza, szumiąca napięciem w uszach pomimo wszechobecnego zgiełku. 

- Pomożesz mi kupić coś ładnego? Proszę tylko o to Jimin.

Dziewczyna ponowiła obrót tęczówek i parsknęła w dość zabawny sposób. 

- Jasne, potrzebujesz mnie tylko do zakupów. - rzuciła oburzonym tonem i wcisnęła dłonie w kieszenie spodni. - Pojedziesz sobie do swojego hyunga, zobaczysz go i wrócisz do mnie z płaczem. - odgarnęła teatralnie grzywkę i przyspieszyła nieco kroku. 

Sulil zaraz dorównał jej tempu i z uśmiechem otoczył ją ramieniem.

- Jasne. Dzięki, maluchu.

- Nie nazywaj mnie tak, dryblasie~!

***

- No.. jak wyglądam? - mruknął Khun, kiedy przywdział na siebie przygotowany przez przyjaciółkę zestaw ubrań. Niższa obróciła się do niego, zmierzyła krytycznym spojrzeniem jego stylizację, ostatecznie z wielkim oporem cmokając ustami.

- Eh.. model pierdolony. 

- Za dużo klniesz.

- A Ty za dużo jesz. Obróć się no, zaprezentuj walory. - jak na rozkaz chłopak wykonał efektowny obrób i stanął z profesjonalnej pozie. Jimin parsknęła śmiechem. - Bardziej pedalsko się nie dało. Ale dobrze jest, hyungowi się spodoba. - uniosła kciuk ku górze, na co na usta Sula wpłynął szeroki, zadowolony uśmiech.

- Chyba nieźle, prawda? Ok, w takim razie bierzemy. Koniec zakupów! - wykrzyknął uradowany i zaczął rozpinać pospiesznie koszulę, na co Jimin pisnęła krótko i z impetem zasunęła połę zasłony przebieralni. 

***

Całą drogę intensywnie rozmyślał co powie, kiedy zobaczy hyunga. Czy w ogóle go pozna? W końcu nie widzieli się tyle lat, na pewno bardzo się zmienił, zmężniał.. ciekawe czy jest od niego wyższy. Kilka godzin podróży zleciało mu odczuwalnie w może kwadrans, włączając w to drzemkę i konsumpcję drugiego śniadania, o które Jimin sama zadbała. 
Tuż przed swoją stacją poczuł jak serce bije mu zdecydowanie zbyt szybko jak na normalne warunki. Kiedy pociąg z metalicznym piskiem się zatrzymał, chwycił rączkę przepakowanej walizki, zarzucił plecak na ramię i czując jak bardzo miękkie są aktualnie jego kolana, wygrzebał się z transportowej puszki. 
Peron był raczej wyludniony, rzadko rozsiani podróżni wędrowali nieco otępiale w różnorakich kierunkach. Na pierwszy rzut oka nie było tu nikogo, kto by go mógł wyczekiwać. Jedyna osoba okupująca peronową ławkę była zupełnie nie tą, której poszukiwał; siedział na niej drobny chłopiec, na oko w wieku kilkunastu lat, o niezwykłym, prawie białym odcieniu włosów. I prawdę mówiąc nie zaskoczyłoby to Khuna wcale, bo pół życia spędził w końcu w stolicy kraju i codziennie mijał na ulicach niekiedy naprawdę osobliwe przypadki, jednak pewna cecha postawy chłopca wprawiła go w niemałe zakłopotanie - młody wpatrywał się w niego uparcie, w końcu otwierając szeroko oczy i wstając z ławki. 
Khun dopiero po chwili poznał jego błyszczące oczy i pełne usta. 

- H-hyung.. - zająknął się, wlepiając w chłopaka nie na żarty zaskoczone spojrzenie. 

- Sullie. - odparł niższy z szerokim uśmiechem na ustach i na moment przesłonił je dłonią, zapewne w geście niedowierzania. - Em.. wow? 

- To dobre słowo. - zgodził się brunet i dopiero teraz przystroił się w równie rozpromieniony, szeroki uśmiech. 

Przez moment mierzyli się tak, nie do końca wierząc w to co właśnie widzą, po czym Jinwoo nagle ze łzami w kącikach oczu przebiegł krótki dystans dzielący ich postaci, podskakując odrobinę i zarzucając ramiona na szyję młodszego. Khun przez moment stał zupełnie skołowany, po czym jednak zrzucił szybko plecak z ramion, odsuwając walizkę i obejmując wolnymi rękoma talię hyunga. 
Niesamowite. Był taki drobny, delikatny. Zupełnie nie taki, jakim go zapamiętał, nie mógł się już nim teraz opiekować, to on był w końcu mniejszy i słodszy. Sul zmarszczył brwi, przy okazji zaciskając powieki i wtulając kruche ciało w swoje silne ramiona. 

- Dongsaengie.. - zachlipał po chwili starszy i odsunął się odrobinę, przyglądając się ciekawsko twarzy chłopaka. - Jakim cudem urosłeś taki wielki, tak wyprzystojniałeś.. przecież byłeś ode mnie mniejszy. Jak ja teraz będę Cię czochrał po głowie? Huh? Pomyślałeś o tym, rosnąc taki wysoki? 

Rozbrzmiały dwa perliste, nieco zawstydzone śmiechy. 

- Wybacz hyung, myślałem, że Ty też nie próżnowałeś w rośnięciu. - brunet wydął niewinnie dolą wargę, którą starszy zaraz zaczepnie pstryknął palcem wskazującym.

- Ja się zatrzymałem na tym poziomie, na jakim mnie zostawiłeś. To się nazywa wierność, niewdzięczniku. - mruknął Jin i roześmiał się cicho, a zadarłszy głowę wyżej przeczesał powoli gęste, przydługie włosy młodszego.

- Wybacz. Już więcej nie urosnę.

- Boże, jeszcze się chciał wydłużać. - jęknął oburzony blondyn, na co ponownie ozwały się dwa odcienie szczerego śmiechu. 

Przypatrywali się sobie chyba naprawdę długo. Na szczęście o tej godzinie na planie nie figurowały żadne przyjazdy, ani odjazdy, więc mieli chwilę tylko dla siebie i swoich stęsknionych emocji.

- Pasuje Ci ten kolor, hyung. Wyglądasz.. ślicznie. - Khun uśmiechnął się szeroko, mrużąc przymilnie powieki, na co starszy przybrał nieco bardziej różowy niż do tej pory kolor.

- Przestań.. głupek. - burknął opuszczając wzrok i przykładając chłodne dłonie do zarumienionych policzków. - Nie rób mi tak.

- Wiesz, jak strasznie tęskniłem? Naprawdę ciągle o Tobie pamiętałem, przypominałem sobie wszystko na Twój temat, nie pozwalałem sobie zapomnieć jakiegokolwiek wspólnego momentu. I nie mogłem się doczekać aż znowu Cię zobaczę. 

Starszy, swoją drogą ciągle tkwiąc w objęciach swojego dongsaenga, wydał z siebie coś na kształt skrzeczącego jęknięcia i podkulił ramiona, wyraźnie zawstydzony całą sytuacją.

- Nie mów takich rzeczy.. mam wtedy takie głupie motylki w brzuchu. Lepiej opowiedz mi zaraz.. 

- Zaraz. Hyung, jeszcze jedno.

Jin cichym spojrzeniem oplótł twarz Khuna, związał supełek na nitkach ich wzroku.
Wyższy nie mógł napatrzeć się na lśniące, doskonale wykrojone oczy hyunga. Jak można być tak pięknym? Nie zapamiętał go w ten sposób, ale wraz z obecną chwilą każdy dotyk jego dłoni we wspomnieniach, wydawał mu się znacznie delikatniejszy, pełen wdzięku. Teraz on stał się mężczyzną, tym, który powinien się opiekować. Role się odwróciły. 

- Jinwoo.. - mruknął, zacieśniając jeszcze bardziej ich obecną relację i pomniejszając dystans do niezbędnego minimum. - Jesteś najsłodszym hyungiem na świecie. I dla Twojej wiadomości.. Ja nie mam zamiaru już Cię wypuszczać. Zostaniemy tak do końca świata, przykro mi. - brunet z poważnym wyrazem twarzy wzruszył ramionami, po czym pozwolił drobnemu, łobuzerskiemu uśmieszkowi wkraść się na wąskie, zaciśnięte usta. 

Na wydźwięk tych słów blondyn roześmiał się płaczliwie, wycierając w ramię mokre od łez policzki. Przesunął drobne dłonie na wyraźnie zarysowaną szczękę dongsaenga, badał jego dojrzałą twarz czułym dotykiem, wodził opuszkami po policzkach. W końcu jakoś tak zupełnie naturalnie stanął na palcach i przyciągając do siebie oblicze młodszego zmrużył powieki, osadzając miękkie, ciepłe usta na jego wargach. Pocałunek trwał kilka wdzięcznych, skromnych chwil. Khun tęsknym gestem przeczesał burzę białych kosmyków hyunga, przy tym bezwarunkowo przejmując kontrolę nad rytmem zbliżenia. Z tej racji tuż po chwili odsunął się od niego na niewielką odległość i z rozczulonym uśmiechem oglądnął swoje małe szczęście, z rumieńcem na policzkach czeszące troskliwie jego ciemne włosy.

- Kochać kogoś całe życie? To nie trochę głupie? 

- Może. Mam to gdzieś, Sullie, wierz mi. Za długo kazałeś za sobą tęsknić. Mam teraz prawo kochać Cię tak mocno i długo jak tylko mi się wymarzy. 

- Hyung..

- Cicho. Nie dyskutuj ze starszym, szczeniaku. 


Do przeczytania! - Gabryś



poniedziałek, 18 kwietnia 2016

"Black hunger" cz.9

Tytuł: Black hunger

Paringi: Jikook ( Park Jimin & Jeon Jungkook), Levi (Jung Taekwoon & Kim Wonsik), Navi a bit (Cha Hakyeon & Kim Wonsik), Jingyeom (Park Jinyoung & Kim Yugyeom)

Opis: Pisałem jak zaczarowany aż nie zasnąłem, potem po trzech godzinach snu pierwsze co zrobiłem, to usiadłem do pisania XD Kocham swoją wenę. Poza tym rozdział jest super, tylko nie betowany, za błędy wybaczcie. Fabuła się rozwija, akcja akcja akcja. C'mon. 


Matka Jungkooka nie dostawała wiadomości od dwóch dni. Dopiero wtedy młody zorientował się, że coś jest nie tak i pomyślał o stuprocentowo płaczącej krwią ze smutku i stresu rodzicielce. Znaleźli się w niewielkiej mieścinie, tuż u zbocza potężnego pasma górskiego, całkiem możliwe, że połączonego z jęzorem lodowcowym. Miasteczko przecinały liczne wstążeczki czystych, błękitnawych strumyków, gdzieniegdzie łączących się w niewielkie rzeki, lub wręcz przeciwnie - rozdrabniając w kolejne, tym mniejsze odnogi. W tym miejscu prawdopodobnie znajdowała się knajpa prowadzona przez lokalną grupę Silnych, na których pomoc rdza i czerń liczyli z całych sił.
Mgła delikatnymi smugami spowijała ulice; osiadła nisko, tuż przy ich powierzchni i trwała może kilkanaście centymetrów w górę. Brodzili w płytkim, mlecznym powietrzu, zbliżając się do wyludnionego o nieludzko wczesnej godzinie centrum miasta. Nie trudno było odnaleźć się w tym miejscu, kilka przecznic, nieskomplikowana zabudowa, może trzy mosty nad rzekami lodowcowymi. Zimno jednak dawało się dwójce wędrowców mocno we znaki. To jest - jednemu z nich.

- Chim.. zatrzymajmy się gdzieś, zaraz odpadną mi wszystkie palce. - jęknął Kook zdesperowanym, błagalnym głosem i uniósł przed oczy sine dłonie pełne znamion po spękaniu.

Wampir z troską w spojrzeniu zatrzymał się i zawrócił kilka kroków w kierunku chłopca. Dotknął niepewnie jego częściowo podniszczonej skóry, ze smutkiem nie czując ukochanego, parzącego ciepła, a niemal zrównany z własnym chłodem odcień temperatury.

- Cholera.. o tej godzinie nic nie będzie otwarte, musielibyśmy zapukać do jakiegoś domu. Albo hotelu. - mruknął Jim, zatrzymując wzrok na fioletowych płytkach paznokci chłopca i ze zmrużonymi powiekami przytulając opuszki palców chłopca do swoich lodowatych ust.

- Spokojnie. Coś zrobimy. Narazie spróbuj je schować i rozgrzewać. Możesz zostać tutaj, jeśli nie masz już siły, ja pójdę i poszukam kogoś, kto już nie śpi. - westchnął Rudy z niepocieszonym wyrazem twarzy usadził chłopca na jednej z miejskich ławek, z ramion zrzucając swój wieczny, szary płaszcz i dokładnie okrywając drżącego Jungkooka.
Nim zniknął z prędkością dźwięku w kolejnej uliczce, złożył pocałunek króla lodu na czole czarnowłosego.

Jeonowi czas dłużył się bezlitośnie. Każda sekunda trwała dla niego minutę, każda minuta - kolejną godzinę wyczekiwania na przenikliwym, wilgotnym mrozie na jakiekolwiek pozytywne wieści.

W pewnym momencie przeszedł go jednak zupełnie inny niż do tej pory dreszcz. Poza czarnym mrozem i samotnością poczuł przejmujący strach.
Zimny oddech miarowo oplatał jego świadomość, wyżerał tkanki, paraliżował każdą chęć wykonania najdrobniejszego ruchu. Dlaczego..
Dlaczego Jimin zostawił go samego.

- Długo musiałem czekać, aż sobie pójdzie.. - szepnął mężczyzna nad karkiem Kooka, muskając zimnymi wargami jego delikatną skórę. - Ale teraz jesteśmy już sami, przyjacielu.

***

Hakyeon nie należał do cierpliwych osób. Nigdy nie wykazywał predyspozycji do wyczekiwania, dawał otoczeniu do zrozumienia, że jego limit nie jest rozbudowaną skalą. Powtarzał, perswadował, obwieszczał wszem i wobec. I wszyscy powinni to już dobrze wiedzieć, do kurwy nędzy.
Paznokcie wybijały chaotyczny rytm na ciemnej poręczy tronu. Sala nie była jednak tak cicha i wyludniona jak zazwyczaj. Uwagę starał się rozproszyć rozgrywającą się przed stopniami schodów sceną.

- Aghh! - chrapliwy krzyk wydobył się z gardła krótko ostrzyżonego chłopca, który wił się półnagi pod ciałem drugiego, również czarnowłosego osobnika.

Kruk brutalnym gestem złapał gardło młodszego, zmusił go do wyprężenia się mocno i zadarcia zroszonej potem twarzy ku górze. Uderzał biodrami szybko, bezwzględnie, zadając wraz ze stosunkiem mnóstwo bólu. Zaczerwieniona twarz Raviego opływała we łzy, młodszy dusił się, kaszlał i łkał żałośnie. Leo natomiast nie zaprzestawał głębokich, silnych pchnięć, rytmicznie, z impetem wrzynając się przyrodzeniem w ciasne, mocno podrażnione wejście chłopca.
Z ust Kruka wydobywały się agresywne pomruki, ciche, lecz dźwięczne. Pełne dzikiej satysfakcji, pożądliwości, lubieżnie stymulujące erotycznie calutkie otoczenie. Ravi natomiast jęczał; głośno, bezwstydnie, jakby od tego zależało jego życie. Stosunek był długi, wyczerpujący, sadystyczny.

Hekyeon przyglądał się aktowi pozornie bez szczególnego zainteresowania, duża wypustka na materiale otulającym jego krocze mówiła jednak coś zupełnie innego.
Wkrótce stosunek zakończył się obfitym szczytowaniem obu uczestników, sądząc po żółtawych śladach na posadzce - nie pierwszym. Z zaczerwienionego, pulsującego przyrodzenia Dzikiego sączyły się rozrzedzone krople krwi.
Cha z niezadowolonym wyrazem twarzy wstał szybko z tronu, wymijając sapiących nad sobą mężczyzn i zbliżając się do przeszklonej, jasnej klatki, w której znajdowała się maleńka, skulona postać.

Skóra Hongbina była w koszmarnym stanie, suche płaty odchodziły od ciała ogromnymi strzępami, od dawna całkiem czarne oczy wypłakiwały niebotyczne pokłady łez, które w pełnym świetle i pod wpływem temperatury parowały jeszcze zanim zdążyły skapnąć z podbródka. Ojciec chłopca zacmokał z cicha i metalowym, nieco przerdzewiałym pokrętłem zwiększył natężenie promieni, padających na ofiarę, co poskutkowało niosącym się przez całą salę, rozdzierającym wrzaskiem. Z ciała wampira zaczęły wydobywać się wąskie strugi czegoś na kształt dymu, czy pary. Hakyeon bez jednej emocji przyglądał się torturom, po czym najwyraźniej znudzony akcją wrócił na tron.

- Hyuk się nie sprawdza. Tropi ich, ale nie potrafi przejąć inicjatywy. - warknął w końcu, kiedy Ravi wraz ze swym kochankiem wstali, przywdziewając wcześniej zrzucone ubrania. - Leo. - rzucił ostro, na co wyższy z dwójki wyprostował się szybko. - Wracasz do gry. Nie chce mi się czekać. Jimin ma tu być. Teraz. - ostatnie słowo, niemal już wykrzyczane w objawie furii i utraconej kontroli. Kruk skinął głową, przyciągnął Dzikiego do siebie i pożegnał go gorącym, lubieżnym pocałunkiem.
Może sekundę później nie było go już w sali tronowej.

- Ravi. - mruknął jeszcze ojciec, spoglądając na drżącego jeszcze po przebytych doznaniach chłopaka. - Przyprowadzisz starego Kima. Dostawa się przedłuża, muszę sobie z nim chwilkę porozmawiać.

- Tak jest, tato. Czy.. - podjął jeszcze, znacząco spoglądając na wyraźny zarys twardego przyrodzenia na spodniach swojego władcy, ten jednak po ułamku sekundy spędzonym na analizowaniu jego myśli uśmiechnął się delikatnie, wręcz pobłażliwie i spojrzał pełnym swoistej litości wzrokiem na syna.

- Nie, skarbie. Leć, nie trzeba.

Młodszy skinął ze zrozumieniem głową i po chwili zniknął z pola widzenia Hakyeona.
W sali tronowej pozostał w ten sposób tylko Cha, jego niecierpliwość i zduszone, cierpiętnicze jęki sączące się w rytm oddechu z nawy wschodniej.
***

- Cholera Hyuk! Przestraszyłeś go?! Od zwykłego peek-a-boo się nie mdleje!! - wywrzeszczał drobny, rudy furiat, kopiąc z impetem lampę uliczną i sprawiając, że charakterystycznie się odgięła. 

- Nie moja wina! Słabe ma nerwy, chłopak.. - jęknął jeszcze czarnowłosy i potarł kark mimo słów, jakie wypowiadał, konkretnie zakłopotany zaistniałą sytuacją. 

- Kurwa.. nie odzywaj się już. - niższy machnął energicznie ręką i wyminął skołowanego Sanhyuka, który posłusznie niczym wytresowany pies ustąpił mu miejsca. - Pomyślał, że to Kruk i zareagował bezwarunkowo.. - westchnął jeszcze kucając przy twarzy Jungkooka, ułożonej na wilgotnym drewnie ławki. 

Na krótki moment czas zwolnił, Jimin powoli sięgnął spokojnej, delikatnej twarzy, odgarnął mokry kosmyk z czoła, pogładził zmarznięty policzek, wierzchem dłoni sprawdził oddech. Trzeba było go natychmiast ogrzać w jakimś przyjaznym dla Słabych miejscu. Co w teorii wykluczało ich pierwotną destynację, ale Park miał względem tutejszych Silnych dobre przeczucia. A to zdarzało się raczej rzadko. 

- Wiesz, gdzie jest ten.. bar, restauracja, cokolwiek co tutejsi prowadzą? - warknął w końcu Rudy, wstając z półobrocie i mierząc Hyuka morderczym spojrzeniem.

- Tiaa, mijałem po drodze. To zaraz tutaj, bierz go. Powinni się tam już kręcić. - dodał jeszcze czarnowłosy i ruchem głowy wskazał kierunek, w którym zaraz mieli się udać.

Jimin bez trudu przerzucił sobie wiotkie ciało Kooka przez ramię i pognał za Hanem, zaraz zatrzymując się przed niepozornym budynkiem, jakich w tym miasteczku było wiele. Brat zapukał do rzeźbionych, starych, nieco rozklekotanych drzwi. Dłuższą chwilę nikt nie odpowiadał. Park nieustannie mierzył puls chłopcu, którego niósł, z troską przeczesując jego zlepione od wszechobecnej wilgoci włosy i niecierpliwie wzdychając w trakcie trwania kolejnych długich sekund oczekiwania.
Jednakże doczekali się odpowiedzi, po kilkukrotnych próbach dobicia się do drzwi i łącznie może trzech minutach próby cierpliwości. Wrota zaskrzypiały niepokojąco, klucz przeskoczył w starym zamku i wkrótce granice niezwiązanych ze sobą światów się zatarły. W drzwiach stanął wysoki, przystojny, ale raczej bardzo młody mężczyzna. Nieskazitelna cera niemal lśniła w nikłym świetle wschodzącego dnia, wyraz twarzy jegomościa pozostał raczej chłodny, jednak spokojny i może nieco zroszony potrzebą odpowiedzi na kilka pytań.

- Em.. Witam. - rzucił w końcu miodowym tembrem, mimo zapraszającego tonu nie rozchylając jednak drzwi ani milimetr szerzej i podejrzliwie mierząc wzrokiem nieprzytomnego chłopca na ramieniu Jimina. Zaraz jednak splótł spojrzenie z Hyukiem, potem Rudym. 

- Potrzebujemy pomocy. - ciszę przerwał delikatny, odrobinę przemęczony głos Parka, który nieznacznie poprawił sposób przytrzymania Kooka. 

Gęsta mgła wpłynęła pomiędzy postaci. Słychać było tylko ciche, skonsternowane oddechy, wysoki chłopak przez moment wyraźnie skupił się na Sanhyuku, jak Jimin wywnioskował, najpewniej czytając pobieżnie jego myśli, czego młody i niewprawiony wampir mógł jeszcze nie odczuć. 

- Wejdźcie. - mruknął w końcu gospodarz i przepuścił trójkę przybyszów przez próg wgłąb ponurego, zaciemnionego pomieszczenia. 

Sala wyglądała na typowy bar, kilka stolików, kasa, za którą na półce lśniły lokalne alkohole, wszystko utrzymane w surowym, nieco staroświeckim wystroju. W powietrzu unosił się intensywny zapach kurzu i osobliwych perfum. Gdzieś w oddali majaczyła woń cynamonu.

- Chodźcie za mną. - wysoki wybawca najwyraźniej czuł się już znacznie wygodniej, będąc na swoim terenie, co poskutkowało tym, że jego głos brzmiał zupełnie inaczej niż na początku: stał się bardziej klarowny, nieco głośniejszy i wyższy. 

Przeszli przez kilka korytarzy i dwie pary drzwi, aż znaleźli się w mieszkalnej części lokalu. Tutaj wystrój był nieco mniej ekstrawagancki, jaśniejszy, mimo wszystko utrzymany w stonowanej kolorystyce. Miało się wrażenie, że mgła wdzierała się tutaj nawet przez szczeliny w oknach, zalegała przy posadzce, przesycała wilgocią. Gospodarz zatrzymał się przed konkretnymi drzwiami, wyciągnął z czarnej bluzy, którą miał narzuconą na ramiona, niewielki kluczyk, którym rozszczelnił przejście do kolejnego pokoju. W środku nie było pusto.
Tuż po otworzeniu drzwi, wędrowcom ukazały się trzy postaci: jedną z nich był drobny brunet w krótkich, wystrzępionych włosach, który okupował dolne łóżko piętrowej konstrukcji i w dłoniach obracał coś, czego nie można było zidentyfikować na pierwszy rzut oka. Drugim w pokoju był jeszcze drobniejszy, a raczej po prostu bardzo chudy chłopiec o dłuższych włosach w odcieniu spranego karmelu. Miał bystre, czujne spojrzenie. Trzeci mężczyzna siedział pod ścianą naprzeciwko łóżka, nie był imponującej postury, jednak top, jaki miał na sobie eksponował dobrze zbudowane, silne ramiona. Jasne, niemal białe włosy trwały w niezmąconym spokoju, aż do momentu, w którym drzwi się rozchyliły, a grzywka zafalowała wraz z szybko zwróconą w kierunku nowo przybyłych głową. 

- Mamy gości. - rzucił przewodnik zagubionej trójki, na co uwaga wszystkich w pokoju szybko zwróciła się ku otwartym drzwiom. Ich oczy lśniły przenikliwymi, jaskrawymi odcieniami. Fuksja, neonowa zieleń, pomarańcz. Błyskały zupełnie jak reklamy na wielkich bilbordach. 

- Yugyeom, zdurniałeś do reszty? - mruknął białowłosy, siedzący na podłodze mężczyzna i sięgnął pasa, gdzie przy biodrach kołysała mu się kabura. Szybkim, wprawionym ruchem wyjął i odbezpieczył pistolet, celując prosto w czoło Hyuka, który pytająco zmarszczył brwi.

- To nasi, debilu. No, prawie. - westchnął wspomniany Yugyeom i zerknął porozumiewawczo na rudowłosego, oraz jego mało poręczny bagaż. 

- Co to znaczy prawie? Kogo Ty wpuszczasz do domu, co? 

- Z jakiego miotu jesteście? - mruknął beznamiętnie Jimin, po czym wyminął osłupiałego agresora, który opuścił broń i wpatrywał się w jego poczynania jak spetryfikowany.

Park natomiast przeszedł pół pokoju, a dotarłszy do łóżka zerknął z suplikacją wymalowaną na twarzy na chłopca, który do tej pory na nim siedział. Ten jak na rozkaz zeskoczył z gracją z mebla i ustąpił miejsca ciału Kooka, które zaraz po tym jak zniknął wcześniejszy użytkownik, wylądowało ciężko na twardym materacu. Wszystkie pary oczu skupiły się właśnie na Rudym, który układał z troską nieprzytomnego chłopca, a kilka sekund później stał już wyprostowany przodem do zgromadzenia. 

- Potrzebuję dla niego jedzenia. Dla Słabych. - mruknął Jimin, na co stojący pod oknem chłopak w karmelowych włosach z cichym westchnieniem oderwał łopatki od ściany i ruszył w kierunku baru, za nic mając karcące spojrzenia stojącego w progu blondyna, który mimo pozornie wyjaśnionej sytuacji nadal zaciskał palce na spluwie. 

- Kurwa mać. Skąd oni się tu w ogóle wzięli, co? - rzucił w końcu w kierunku Yugyeoma, który wzruszył ramionami i przeczesał swoje ciemne włosy, w poświacie dnia ukazujące delikatnie, a może wręcz tajemniczo bordowy odcień. 

- Przyszli, z daleka, trzy dni wędrówki. Knypek i młody to Silni, truchło to człowiek. Najwyraźniej w jakiejś relacji z knypkiem. Tyle wiem, nie chciałem szperać młodemu w zwojach, bo bym go jeszcze połaskotał nie tam gdzie trzeba. - Yugyeom ponownie wzruszył ramionami i sprawdzając kondycję swoich paznokci przeszedł wgłąb pokoju, gdzie krótko ostrzyżony brunet obserwował jak Jimin siedzący na łóżku delikatnie gładził powoli nabierający żywych kolorów policzek Jeona. 

- Pytałem z jakiego miotu jesteście. - mruknął w końcu Jim, nieobecny wzrok kierując na bezimiennego bruneta, potem na wyższego, który dołączył do niego i zarzucił ramię na jego barki.

- Jaehwan. - odparł cicho niższy, wtulając się nieznacznie w tors Yugyeoma, nie spuszczając jednak z dwójki na łóżku wzroku.

- Ha.. - Jimin prychnął z nieukrywaną goryczą w głosie i zacisnął na chwilę wargi, jakby nie mogąc czegoś przeboleć. 

Przez rozchylone okno zaczynało wpadać coraz więcej jasnego, szpitalnego niemalże światłą, w takim jednak natężeniu, które nie przeszkadzało jeszcze w funkcjonowaniu.

- A wy? - burknął Yeom, wplatając palce w krótkie włosy towarzysza, które zaraz dość czule jak na przeciętną relację przeczesał.

Jimin uniósł na rozmówcę zbolały wzrok, po czym ze smutnym uśmiechem rozchylił usta.

- Hakyeon. - odparł, na co źrenice obecnych w pokoju rozszerzyły się momentalnie, a na ich twarze wpłynęła duża dawka ekscytacji połączonej z zaciekawieniem i swoistym szokiem.

- O stary.. słyszałem.. czekaj. Ty jesteś Jimin? 

Rudy skinął oszczędnie głową.

- Rany.. czekaj, zawołam resztę. Musisz nam wszystko opowiedzieć. 

***

- Mark, jaja na kółkach, mamy tu dzieci CHA HAKYEONA!

- Pierdolisz? Serio? 

- Chodź, Jimin będzie wszystko opowiadał.

- Ten Jimin? Rudy, tak? Z opowieści wydawał się wyższy.. hm. Dobra, już lecę!


Do przeczytania! - Gabrych <3



czwartek, 14 kwietnia 2016

"How to reach the target?" OS - 3/3 (ending?)

Tytuł: How to reach the target

Paringi: Taegimin (Kim Taehyung & Min Yoongi & Park Jimin)

Opis: Z tym zakończeniem było więcej kłopotu, niż z jakimkolwiek wcześniejszym opowiadaniem. Ja nie wiem co się dzieje, nie wiem czy dobrze robię, jeśli myśleliście o czymś innym, chętnie poczytam jak wyobrażaliście sobie, że potoczą się losy miętuska, rudego i fała. 


Jimin się Taehyunga najzwyczajniej bał.

To było do przewidzenia; jeszcze tego dnia wdał się w bójkę z jakimiś typami spod ciemnej gwiazdy, dostał po uszach od właściciela sklepu, obok którego przechodzili, a Tae jakoś tak z niczego stwierdził, że fantastycznie będzie nabazgrać coś na wystawie jaskrawo-czerwonym sprayem, ostatecznie złapała go policja, a Yoongi wraz z rudowłosym musieli ratować jego wielce podatny na kłopoty tyłek. Czym był ten dzieciak.
No, nie miał prawa tak o nim mówić, dowiedział się bowiem, iż Taehyung jest - o dziwo - z tego samego rocznika co Park. Najmniejszy z trójki kompletnie nie pojmował osoby blondyna. Był dziki, głupawy, porywczy.. zupełnie nie pasował do osoby Yoongiego. Myśli zaprzątała mu ciekawość ich historii, co musiało stać się w tych kompletnie odmiennych osobach i ich życiach, że aktualnie byli ze sobą tak bezkrytycznie, absurdalnie blisko.

- ChimChim! - rozległo się nagle nad uchem rudego, które padło ofiarą zwierzęciu w ludzkiej skórze, zwanemu Taehyung. - Jesteś tak samo nudny, jak Yoongi, wiesz? Po co ja w ogóle z wami łażę..

- Nikt Cię nie zatrzymuje. - mruknął Jim kąśliwie, unikając karcącego spojrzenia Yoongiego, czuł bowiem, jak wypala w nim ogromną dziurę.

- I tylko dlatego wciąż tu jestem. Można Ci chociaż pograć na nerwach.. - swoim niskim głosem Tae uformował coś na kształt warknięcia z uśmiechem na ustach, ni z tego ni z owego zaciskając pięści na materiale kurtki rudego i w pół kroku ciągnąc go w tył, tak, że ten ze zdezorientowanym stęknięciem wpadł prosto w szerokie, silne ramiona rówieśnika. - Jesteś słodki, kiedy się tak złościsz, Jiminie.

Park nie rozumiał sytuacji, nie wiedział co począć i jak się z tego wyrwać. Poczuł tylko ciepłe wargi, które w najmniej oczekiwanym momencie przylgnęły do jego odsłoniętej szyi. Tae bez trudu przytrzymał chłopca w stalowym uścisku, aż do momentu, w którym na jego skórze wykwitł zaczerwieniony, od środka niemalże siny ślad. Dopiero wtedy blondyn z zawadiackim uśmiechem wypuścił mniejszego z ramion, a ten bez chwili namysłu złapał się za szyję, jakby właśnie co najmniej został ugryziony przez toksycznego zombie. Min wyraźnie skołowany stał tylko z nieobecnym wyrazem twarzy, obserwując całe zajście raczej zaciekawiony niż oburzony. W przeciwieństwie do rudowłosego.

- C-.. co?! Coś Ty właśnie odwalił, co?? - pisnął gotujący się od wewnątrz Jimin, po czym rzucił oskarżycielskie spojrzenie miętusowi. - A Ty? Nie masz zamiaru nic z tym zrobić?!

Tae stał niewzruszenie i tylko zanosił się zduszonym śmiechem. Leniwie przestąpił kilka razy z nogi na nogę, doczłapując tym samym do Yoongiego, którego otoczył ramieniem, przyciskając do siebie jego drobnej postury ciało. Niższy nie okazywał wyraźnych sprzeciwów.

- Ejj.. ChimChim.. Ty mała, ruda kuleczko.. Sporo się jeszcze musisz nauczyć. O Yoongim, o mnie, o sobie. - westchnął blondyn, jak gdyby nigdy nic nachylając się bliżej hyunga i z niezakłóconą pewnością siebie rozchylone usta składając na jego delikatnych wargach.

Jimin zadrżał.

Tae był absolutnie bezwstydny, pogłębił pocałunek momentalnie, zaborczo przyciskał do siebie hyunga, spijając bliskość niczym przegłodzony wampir. Do pewnego momentu Min pozostawał wobec tego całkowicie obojętny, ze zmrużonymi powiekami grzecznie wyczekując kolejnych ruchów młodszego. Aż w końcu stała się rzecz, której Jimin ani nie przewidział, ani jak się okazało, wcale nie chciał. Starszy powoli, jakby od niechcenia, uniósł ramiona, otaczając nimi szyję blond dzieciaka, który na gest zareagował nad wyraz ochoczo. Traktując interakcję niczym oficjalną zgodę, czy może raczej zaproszenie, chwycił go mocno w talii, a Jimin mógłby przysiąc, że usłyszał ze strony Yoongiego coś na kształt zduszonego stęknięcia. Pocałunek trwał, wlekł się, dwójka smakowała się już długo, z każdą jednak chwilą wręcz pogłębiając doznanie z tym większą pasją i zaangażowaniem.
A Park stał. Patrzył na scenę, jedną dłonią ciągle trzymając zmaltretowaną szyję, przyglądał się i wcale nie wierzył w to co widział.
No bo Yoongi z chłopcem.. Okej, może nawet gdzieś tam na to liczył. Ale dlaczego, na bogów, czemu pozwalał Tae dotykać swoich bioder, gryźć wargi, które na pewno były słodkie i delikatne. Park zmarszczył brwi, nie odszedł jednak, wytrwale czekając aż zakończy się intymna chwila dwójki przed jego oczami.
Doczekał się ostatecznie, chociaż nietęgi wyraz jego twarzy sugerował, że był zdecydowanie niezadowolony z tego jak długo musiał wyczekiwać.
Tae odsunął się od hyunga, z zaskakującą czułością gładząc jego policzek i uśmiechając się subtelnie pod nosem. Na widok Jimina najwyraźniej nieco się zdziwił.

- O.. Zostałeś? - jęknął nie starając się nawet o opanowany ton i wyciszając rozbuchane emocje. Porozumiewawczo zerknął na Yoongiego, który z rumieńcem na bladych policzkach wpatrywał się intensywnie w czubki własnych butów, nieskory do jakichkolwiek interakcji.

- Ano, jak widać. - odparł Park cicho, acz stanowczo i odchrząknął, chcąc najpewniej dodać sobie odwagi. Stanąwszy wyprężony niczym struna przed Taehyungiem, który nabrał już typowego dla siebie cwaniactwa.
Yoongi stał w miejscu, cichy jak zawsze, ale tym razem uciszony.

- Więc mam rozumieć, że chcesz się nauczyć? O nas? - mruknął Taehyung zmniejszając dystans między sobą a Rudym. Przyglądał mu się uważnie z góry, starając się bystrym okiem wyłapać każdą emocję, jaka przemknęła przez Jiminowe oblicze.

Długa cisza trwała nieprzerwanie, zakłócana tylko trzema spokojnymi, podejrzliwymi oddechami.

*

- Chodźmy do mnie. - wybrzmiał miękko miętowy tembr, zlewając się z szumem wiatru, który przybrał nieco na intensywności.

*

Zsunął z bioder materiał spodni, przdz krótką chwilę mocując się z przeciśnięciem stóp przez nogawki. Nieco niepewnym gestem pozbył się również bielizny, całkiem nagi stając przed dwoma parami oczu.
Tae uniósł kąciki ust i wyciągnął otwartą, zapraszającą dłoń w kierunku rudowłosego.
Jimin wciąż nieco nieufnie zbliżył się doń, pozwalając, by ręka blondyna oplotła jego bok, bez namysłu przyciągając ciało niższego do siebie. Blondyn począł przyglądać się posturze chłopca już z całkiem bliska, całkiem zatopił się w pełnym pasji analizowaniu ciała rudego, wodząc smukłymi dłońmi po powierzchni skóry niczym podczas badania nieznanej sobie do tej pory mapy.
Yoongi natomiast, mniej pewny siebie niż kiedykolwiek, odważył się w końcu podnieść na Jimina wzrok i złączyć ich spojrzenia w momencie niepewności. Starszy wstał jednak z uda blondyna, przylegając do boku rudego i zaplatając chude kończyny na jego ramieniu.
Jimin czuł, że dotyk Tae powoli zaczyna palić, spojrzenie Mina peszy i zawstydza. Wkrótce uderzyło w niego gorąco, kumulujące się w podbrzuszu pod postacią intensywnego trzepotu motylich skrzydeł.

- Piękny jesteś, Jiminnie. - mruknął w końcu Kim, zerkając od dołu na oblicze rudego, który bezzwłocznie odwrócił głowę, czując jak jego policzki stają się ciepłe od nagłego napływu krwi.
Yoongi uśmiechnął się pod nosem, opierając czoło o skroń Parka i na krótką chwilę mrużąc senne powieki.

- Jesteś, to prawda. - dodał szeptem i musnął rozchylonymi wargami delikatną skórę na przełomie policzka oraz ucha chłopca.

Rudy drżał, nie czuł się już na siłach, aby to jakkolwiek powstrzymywać. Zwłaszcza, że Yoongi całował jego ucho, szyję, obojczyki. Zwłaszcza, że Taehyung wodził opuszkami po napiętych mięśniach ud, po biodrach. pośladkach. Wkrótce delikatna dłoń zaczęła zaciskać się na ciele najmniejszego, zapuszczone paznokcie wbijały się w skórę, zostawiały zaognione, wąskie pręgi na ślad swojej bytności. Na szyi czuł oddech miętowego, jego gorący język, drobne, ostre zęby, nadgryzające nienaruszoną do tej pory taflę skóry Jimina.
Obie dłonie Rudego znalazły już sobie miejsce; jedną przytrzymywał przy sobie głowę Yoongiego, wplatając palce w jego błękitne włosy i zaciskając je na nich w przypływach skumulowanych emocji.
Drugą dłonią wodził po zaskakująco drobnym ramieniu Tae, co jakiś czas pieszczotliwie zahaczahąc palcami o jego obojczyki, trącając płatek ucha.
Nagi, bezbronny, w objęciach dwójki kochanków, drżący z zimna i gorąca.
Dłonie pieszczące jego ciało, usta błądzące przez nadwrażliwą skórę, języki doprowadzające go na granice świadomości i racjonalnego myślenia. Trzy serca, wybijające głośny, chaotyczny rytm.

***

Rozwleczony jęk rozniósł się po pokoju, przyprawiając Taehyunga o dreszcze ekscytacji.

- Cholera.. - wysapał ciężko Jimin, wiercąc się pod wpływem zaciśniętych na pośladkach dłoni i przyrodzenia energicznie rozpychającego jego wejście. Zagryzł mocno dolną wargę i wziął kilka szybkich oddechów przez nos. Wkrótce jednak Yoongi zawinął biodrami, domagając się utraconej uwagi i ocierając się pulsującym penisem o policzek rudego.

- C-chim.. - jęknął błagalnie, na co młodszy chwycił jego członka bez chwili zwłoki, najpierw przez moment sunąc zaciśniętą dłonią po całej jego długości, następnie oplatając go opuchniętymi, gorącymi wargami i zasysając się na miękkiej główce.
Słonawy posmak wypełnił wkrótce wnętrze jego ust, spłynął w dół gardła, a Park zakaszlał cicho, ze łzami w kącikach oczu znacząc na przyrodzeniu miętowego niekonkretne wzory mokrym językiem. Kilka drobnych kropel spłynęło jeszcze po nim, a Min głośno wypuścił z płuc wstrzymywane powietrze. Czule przeczesał rude kosmyki grzywki Jimina i jeszcze przez chwilę postarał się ukoić rozszalałe tętno. Tae natomiast wznowił pchnięcia w spazmatycznie szybkim tempie, na co Park odpowiadał salwami zachrypniętych, siłowych pojękiwań i westchnień.

- Tae.. o boże.. - zapowietrzył się w końcu i obficie rozlał się na prześcieradło, przykurczając mięśnie brzucha i podkulając ramiona. Na wyższego zadziałało to niemal jak rozkaz, uderzył miednicą o pośladki chłopca jeszcze kilka razy, wchodząc w niego po same jądra i ostatecznie szczytując obficie w ciasnym, gorącym wnętrzu Parka.
Obaj zacisnęli powieki, a Jim rozchylił je dopiero w momencie, kiedy poczuł spływające po wnętrzu ud ciepło. Z tą chwilą oddał się obezwładniającemu zmęczeniu, opadł częściowo na pościel, częściowo na tors błękitnowłosego. Ten momentalnie objął go na wysokości łopatek i jął z wielką delikatnością gładzić wcześniej zadrapaną przez siebie skórę.
Tae pochylony do przodu starał się uspokoić oddech, w końcu zerkając na obejmującą się dwójkę i kładąc się tuż obok nich, przy okazji ramieniem otaczając talię Jimina.
Trzy, splatające się, gorące oddechy.
Jimin już po chwili smacznie spał, dzięki czemu tętno zwolniło i jedynym śladem wcześniejszych wydarzeń był permanentny rumieniec na jego policzkach oraz ciało pokryte bordowymi pręgami oraz licznymi siniakami. Tae uniósł jeden kącik ust.

- Mały, słodki Jiminnie. - mruknął z uśmiechem paznokciami znacząc ledwo wyczuwalne przez śpiącego tory na skórze jego pleców.

- Wreszcie nasz. - dodał cicho Yoongi, łapiąc kontakt wzrokowy z młodszym. 

Uśmiechnęli się szeroko, przyciskając swoje usta i darząc się kilkoma czułymi, najczulszymi gestami.

*

- Strzał!

Cięciwa wysmyknęła się z wprawionych palców, strzała pomknęła ze świstem przez powietrze, grot tępo utkwił w samym centrum tarczy. 

- Doskonale, Jimin. - trener poklepał z uznaniem ramię chłopaka, przez lornetkę podziwiając wynik rudowłosego. - Kolejna dziesiątka. Niedługo całkiem przestaniesz pudłować. 

Z radosnym, wdzięcznym wyrazem twarzy chłopak skłonił się przed trenerem, a ten wkrótce zniknął w gabinecie. niosąc ze sobą do połowy zapełniony zimną, czarną kawą kubek. 
W tym samym momencie drzwi głównego wejścia rozchyliły się, wpuszczając na teren drobną sylwetkę chłopca o miętowo-niebieskich włosach. Jimin poczuł przyjemne mrowienie w podbrzuszu. Chłopak na widok rudego przystroił się w oszczędny, ale szczery uśmiech. Podszedłszy do strzelca odsunął łuk od jego ciała, zajmując jego miejsce i przywierając w szczelnym uścisku do młodszego. Usta Yoongiego leniwie musnęły płatek ucha towarzysza. 

- Tae wpadnie nam dzisiaj pokibicować. - mruknął, na co Jimin bez słowa skinął głową i przybrał zadowolony wyraz twarzy. - Może się do niego wreszcie przekonasz.. - dodał cicho i zaczepnie uszczypnął bok rudego, na co ten wzdrygnął się i pokręcił z politowaniem głową, dostawiając łuk do ramienia i celując w kierunku tarczy na końcu toru.

- Lewe skośne. - krzyknął jeszcze miętowy, znikając za drzwiami.


THE END(?)
Do przeczytania! - Gabiś



poniedziałek, 11 kwietnia 2016

"Strawberry business" - RP (feat. Nemi) pt.5

Tytuł: Strawberry buisness


Paringi: Jihope (Park Jimin & Jung Hoseok)

Opis: Noo.. trochę tu tego nie było. Wiem. Ale ku mej wielkiej radości pewna cudowna osoba się upomniała, co zaowocowało tym, że wreszcie się wziąłem, zbetowałem i jest. I łapcie. I mniam. <3

Przychodząc tu nigdy bym nie pomyślał, że potoczy się i zajdzie to tak daleko. Hoseok był perfekcyjny w tym co robił. Wiedział czego chcę i wyraźnie dominował, a to mi się podobało - władczy, zdecydowany aktyw. Samymi pieszczotami sprawiał mi wiele przyjemności, stanowczo zbyt wiele. A moje krocze informowało go teraz o tym nazbyt wyraźnie. Ach, niech on przestanie się mną już tak bawić i przejdzie do konkretów. Przez tą głupią grę już całkowicie nie panowałem nad reakcjami mojego ciała.Oddychałem szybciej i niespokojnie poruszałem biodrami będąc nie na żarty nakręconym. Dłońmi przejechałem po jego umięśnionych ramionach ściskając palce tuż nad zgięciem łokcia. Miałem ochotę wprost mu powiedzieć, żeby mnie wreszcie przeleciał. Ale jeszcze zbyt trzeźwo myślałem by tak powiedzieć do tego perfekcyjnego mężczyzny, mającego nade mną obecnie podwójną władzę.
*
Gierki gierkami, ale sam nie miałem już ochoty czekać ani chwili dłużej. Sięgnąłem tylnej kieszeni spodni, wysuwając zeń prezerwatywę i szybkim, zdecydowanym szarpnięciem rozrywając ją zębami. Wolną dłonią w tym czasie intensywnie masowałem przez spodnie swoje nabrzmiałe, stopniowo coraz twardsze przyrodzenie. W końcu rozsunąłem rozporek, ruchem głowy polecając mu, żeby ściągnął bieliznę. Wkrótce obsunąłem własne ciuchy, ukazując już zaróżowionego, pulsującego członka. Pochyliłem się nad Truskawkiem, oparłem lewe ramię tuż przy jego głowie, po czym spoglądając w kierunku własnego krocza, sprawnie nasunąłem nań zabezpieczenie. Potarłem kilka razy o naprężoną męskość dłonią, złapałem i delikatnie musnąłem nią pełne, kształtne pośladki młodego. Dopiero teraz znów się uśmiechnąłem. Seks miał się dziać, nigdy nie rozumiałem tych wszystkich stereotypowych gejów, użalających się, płaczliwych; pedałkowatej budowy, którzy stawiali na pierwszym miejscu uczucia i romantyzm. Na pewno nie byłem jednym z nich, klubowe życie było tętniące, podniecające; nie delikatne i przewrażliwione. Z uśmiechem przycisnąłem ciepłe przyrodzenie do wejścia Jimina. Przygryzłem wargę, czując jak przeuroczo się zacisnął, za chwilę napierając tym mocniej. Park w końcu rozluźnił mięśnie i wpuścił mnie, a ja z przyjemnym oporem wpełznąłem w jego wnętrze. Syknąłem z przyjemności, czując jak spiął się cały zagryzając tak cholernie seksownie swoje obfite, pełne wargi. Wygiął się w łuk, tylko lepiej eksponując przede mną swoje świetnie wyrzeźbione mięśnie. Uśmiechnąłem się ponętnie i subtelnie zawinąłem biodrami. *

Okazałem nieco posłuszeństwa i zsunąłem z niejaką ulgą swoje bokserki. Kiedy jest się tak podnieconym one tylko wszystko utrudniają. Z uwagą spędziłem każdy najdrobniejszy ruch mężczyzny, który w końcu przeszedł do konkretów. Mówią że w życiu trzeba próbować nowych życzy,  to teraz się dowiem jak to jest  uprawiać seks z szefem. Jednak kiedy ma się szalejące we krwi promile i dziurę w pamięci jest zupełnie inaczej. Wziąłem głębszy oddech i powędrowałem dłońmi na jego ramiona, gdyż tak było wygodniej. Odpowiedziałem uśmiechem na ten jego i przymknąłem oczy, gdy już we mnie wszedł. Rozluźniłem się nieco, ale i tak nie dość wystarczająco. Przygryzłem wargę dość mocno i przejechałem paznokciami po jego łopatkach. Pierwsze chwile zawsze są mniej przyjemne. Napiąłem nieco mięśnie brzucha czując że zaczyna się poruszać, by w końcu rozluźnić się i móc wraz z nim czerpać z tego aktu jak najwięcej przyjemności. Wydałem z siebie pomruk zadowolenia, aby wiedział że to co robi spotyka się z moją pełną aprobatą i wypchnąłem biodra do przodu tak, aby obu nam było nieco wygodniej. 

*
- Mm.. rzadko trafiam na tak seksownych współpracowników, wiesz? - mruknąłem cicho, nie rozwlekając jakoś nadmiernie mej wypowiedzi, a nadając jej zawadiacki wydźwięk. Zerknąłem w dół i poruszyłem się nieznacznie. Zacisnął odrobinę mięśnie, uśmiechnąłem się. Ponowiłem pchnięcia, w końcu rozkręciwszy się nieco i nadając naszemu stosunkowi właściwego tempa. Cicho posapując mrużyłem powieki, wisząc nad burzą czerwonych, rozczochranych już nieco kosmyków.
Rumienił się, cholera. Poczułem bardzo przyjemne łaskotanie w podbrzuszu, członek pulsował w jego wnętrzu, równo ocierając się o napięte mięśnie. Raz po raz wyrwało mi się stęknięcie, kiedy zahaczał palcami o moje sutki, albo dokonywał innych drobnych pieszczot w tym duchu. Diabeł tkwi w szczegółach.
Zatapiałem się w nim głęboko, w całości, uderzając, w bardziej namiętnym niż zawrotnym tempie, biodrami o jego ciało. Po kilku minutach wiercenia się w tej pozycji i posapywania w swoje usta, wyszedłem z niego z uśmiechem, objąłem nisko w talii i pokierowałem tak, by się podniósł. Sam rozsiadłem się wygodnie na czarnej jak smoła sofie, sadzając go sobie na biodrach okrakiem i czekając, aż sam zacznie mnie zadowalać. Chwilkę zajęło mu trafienie, jednak po kilku sekundach już tkwił nadziany na moje przyrodzenie. Przymknąłem oczy z rozanielonym uśmiechem.

*
- Domyślam się. - odparłem zniżając głos do seksownego tonu. Łapałem z nim co jakiś czas dłuższy kontakt wzrokowy i widziałem jak w jego oczach odbija się satysfakcja i porządnie. W końcu one są zwierciadłem duszy i w nich wyczyta się naprawdę sporo, a przynajmniej się tak mówi. Oblizałem suche wargi, przygryzając ponownie dolną, tak jak robiłem to prawie zawsze. Nie mogłem odmówić sobie ofiarowania mu subtelnych pieszczot, takich jak pocałunki tuż nad obojczykami gdy nachylił się bardziej, widzenie opuszkami palców po całym jego perfekcyjnym ciele i wiele innych. Na udany seks składa się wiele pozornie mało znaczących rzeczy. A ja o tym miałem sporą wiedzę, którą mogłem teraz bez przeszkód wykorzystać. W pewnej chwili Hoseok znów mnie zaskoczył, zmienił tak niespodziewanie pozycję, a ja musiałem dostosować się do jego zachcianki. Nie miałem zamiaru nie wykorzystać nadarzającej się okazji, zacisnąłem palce na jego ramionach unosząc się i opadając stopniowo coraz szybciej. A moje usta wędrowały po jego szyi w górę, przemknąłem nimi po linii jego szczęki, by w końcu spotkać się z jego wargami, których tak bardzo chciałem posmakować. Choć on unikał tego dość długo, w końcu dopiąłem swego.
*
Zaśmiałem się pod nosem słysząc jego odpowiedź. Poprawiłem naszą pozycję na nieco wygodniejszą, oraz złapałem go z niemałą przyjemnością za umięśnione, acz smukłe biodra. Dawno nie czułem się tak dobrze, nie trzeba mi było wiele, jednak coś w tym truskawkowym młodziaku nie dawało mi spokoju. Teraz już zdałem sobie sprawę, że tym czymś był widok jego nagiego ciała biorącego głęboko w swoje wnętrze moje przyrodzenie. Uśmiechnąłem się pożądliwie, sam poruszając niecierpliwie biodrami, w podziwie zapatrując się w piękny łuk jego wyćwiczonego ciała. Miał wprawę, to jasne.
Wkrótce jednak niespodziewanie zmienił moje plany, nachylając się i łapiąc w pułapkę moje wargi. Nie chciałem pocałunków, były zbędne przy czystym seksie. Wraz z tym, tworzyła się między dwojgiem ludzi jakaś niepisana więź, co nieco mnie.. niepokoiło. Jednak tym razem nie umiałem go odsunąć. Słodki posmak czekolady i owoców, mieszał się z jego śliną, ciepły język ocierał się o wnętrze moich ust. Ssał wargi, delikatnie zaciskał na nich swoje zęby. A ja to odwzajemniałem, spokojnie wchodząc i wychodząc z jego wnętrza. Zaplotłem ramiona na jego talii, przyciągając go mocno do siebie i mrużąc powieki. Stworzyłem w tym momencie niepowtarzalny, intymny moment, zupełnie jakbyśmy byli parą kochanków. A przecież nie tak to miało wyglądać. Zmarszczyłem brwi, korzystając z momentu, w którym miał zamknięte oczy. Przyspieszyłem też pchnięcia, starając się nieco bardziej go nakręcić, a tym samym oderwać od swoich ust. Niech jęczy z przyjemności, niech wije się i przeżywa jebane uniesienie. 
Sięgnąłem jego krocza, zaczynając go niewinnie stymulować. Wkrótce złapał rytm uderzeń, nadziewając się z wymalowaną na twarzy przyjemnością. Co jak co, ale wyglądał po prostu pięknie.
*
Skoro miał być to tylko jeden raz, jeden "numerek" ktoś mógłby pomyśleć po co był ten pocałunek. Niektórzy ludzie są tak skonstruowani, że częściej pamiętają z kim się całowali, niż z kim uprawiali seks. Tym bardziej, gdy mogą mieć na pęczki kochanków na jedną noc. A ja nie chciałem popadać w zapomnienie. Lubiłem żyć w przeświadczeniu iż ktoś mnie zapamięta.
Stąd też ten nietypowy kolor włosów.
Ten pocałunek miał właśnie sprawdzić że Jung mnie zapamięta, może nawet o wiele lepiej niż sam by tego chciał. Teraz to nie był już sam seks, ale było to jak wstęp do romansu. Zaskoczyło mnie nieco, że nie odsunął się od moich ust, choć tak uporczywie bronił się przed tym. Co więcej całował z pasją i namiętnością tak jakby podświadomie mu tego brakowało. Czerpałem wielką satysfakcję zdając sobie z tego sprawę. Dlatego też mój pocałunek zawarł w sobie dodatkową dozę pieszczot i doznań. Wplatałem palce w jego włosy i pociągałem za nie lekko, jednocześnie ani na moment nie przerywając zdecydowanych ruchów. Jeszcze bardziej spodobało mi się kiedy przesunął mnie do siebie. Wiedziałem, że jest samotny, nawet jeśli uważał inaczej, zbyt dobrze znam takich ludzi i umiem to wyczuć. Gdy już pocałunek dobiegł końca, a on ponownie skupił się na reszcie czułem rosnące uniesienie. Zaplotłem swoje palce opierając dłonie na jego karku, a głowę odchyliłem do tyłu w momencie w którym z ust wyrwało mi się niekontrolowane westchnięcie. Muszę przyznać, że tak dobrze jeszcze z nikim mi nie było. A wiedziałem, że za chwilę będzie jeszcze przyjemniej.
*
Westchnąłem, nabierając głęboki wdech w płuca. Wygiąłem się nieco w delikatny łuk, naprężając każdy możliwy mięsień. Przy okazji obserwując go bacznie, w końcu tylko w połączeniu z jego boskim ciałem, stosunek dawał mi tyle wrażeń.
- Oh.. mm. - zamruczałem cicho, czując zbliżające się spełnienie. Pogładziłem z jakąś niespotykaną wcześniej czułością całą długość boku czerwonowłosego, w pewnym momencie zagryzając do siności dolną wargę i sprawnie zsuwając go z siebie, co ułatwił, najwidoczniej widząc na co się zanosi. Momentalnie też ukląkł przed moim różowym członkiem, z mlaśnięciem ściągają zeń zużytą prezerwatywę. Nie musiałem wydawać poleceń, przymknąłem tylko oczy, rozkoszując się jego doświadczonymi, dokładnymi ruchami. Poczułem ciepłe, mokre usta oplatające główkę przyrodzenia, po chwili działające też na dalszej długości.
- Mh.. tak.. - wydukałem tylko, mimowolnie wykonując drobne ruchy biodrami, tym samym pieprząc jego usta z wyraźnie okazywaną przyjemnością. Wkrótce też poszerzyłem uśmiech, z pomocą własnej dłoni szybko poruszającej się na nabrzmiałej męskości, dochodząc wprost na Truskawkę. Białawe krople pokryły jego policzek, wargi, spłynęły po szyi i zrosiły obojczyki. Zamknął oczy, nieco się krzywiąc. Mimo to wyglądał urokliwie. Oddychałem szybko, więc teraz miałem chwilę na opanowanie emocji. Westchnąłem głęboko, podchodząc powoli do biurka i wyciągając kilka chusteczek jednorazowych. Znowu nie rozumiałem swoich potrzeb.
Gdy znalazłem się na powrót przy Jiminie, ten stał już i starał się zetrzeć nasienie palcami. Zbliżyłem się momentalnie, ocierając chusteczką jego uroczą, poczerwieniałą buzię. W pełnym skupieniu usunąłem wszystko, niedbale rzucając brudne chustki na stolik. Odwróciłem wzrok w jego stronę, uśmiechając się delikatnie. Ułożyłem dłoń na jego nagim boku, przyciągając go ku sobie zdecydowanym gestem. Przeczesałem moje ulubione, truskawkowe włosy, w zamyśleniu się im przyglądając. Wkrótce jednak powróciłem do wlepiania spojrzenia w jego czekoladowe oczy. Zmrużyłem powieki, sam nie wiedząc kiedy, lądując z wargami przeplecionymi z jego słodkimi, opuchniętymi od wcześniejszego pocałunku, ustami.
*
Jego czulszy dotyk był niespodziewany ale dawał przyjemność, zerknąłem na niego i widząc jak przygryza wargę uznałem że wygląda jeszcze seksowniej. Kiedy mnie uniósł, a ja klęknąłem przed nim wydawać by się mogło że rozumiemy się bez słów. A może właśnie tak było? Wiedziałem jak dokończyć by było mu ze mną niemal jak w raju. Moje usta oferowały mu jeszcze więcej, a błogość wymalowana na jego twarzy dawała mi pewność, że spisuję się idealnie. Dowód dostałem po zaledwie chwili. Moja twarz, a zresztą nie tylko ona zostały "ozdobione" bardzo obficie. Pomimo tego uśmiechnąłem się szeroko. Mężczyzna wstał bez słowa, a ja powoli podnosiłem się z kolan. Moim oczom ukazał się obraz który przyprawi o ból głowy sprzątaczki, a mnie za to satysfakcjonował. Zacząłem ścierać dłońmi nasienie starszego kiedy ten znikąd pojawił się przede mną i dokończył czynność za mnie. Czyli odszedł tylko po to by przynieść chusteczki, zadziwił mnie tym gestem. To nie było w stylu osób chcących przeżyć tylko jedną upojną noc. Tu wkradło się coś więcej, co spowodowało wykwit kolejnego z licznych rumieńców malujących się dziś na moich policzkach. Sposób w jaki on na mnie po tym spojrzał był nie do opisania słowami, to trzeba przeżyć, by wiedzieć jak jest w jednej chwili być dla kogoś jedynym na całym świecie, choć nie łączy was pozornie nic. Potem potoczyło się wszystko samo. Kolejny pocałunek, gorący, namiętny i tak spontaniczny. W którym obaj walczyliśmy o dominację, by w końcu i tak on ją przejął muskając moje wargi, przygryzając je i drażniąc swoim językiem mój. Jego ciepły oddech mieszający się z moim, silne dłonie będące tak zdecydowane w działaniu. Nadal był władcą sytuacji i nadal trzymał mnie w garści, ale teraz kierował się czymś więcej niż czystym pożądaniem. A mi tylko to schlebiało i z zadowoleniem zamruczałem mu w usta oddając każdy z kolejnych pocałunków.
*
- Hm. Co my z tym zrobimy? - westchnąłem nieco zatroskany, mimo wszystko trzymając go w ramionach i przyciskając mocno do swego ciągle jeszcze rozgrzanego ciała.
- Bo ja na przykład chciałbym dostawać taki seks codziennie. - wymruczałem, w sumie niewiele myśląc o tym jakie głupoty mówiłem. Nie wypiłem tyle, żeby bredzić. Pijany uczuciem? Może było to bliższe mojemu stanowi.
Władczy, potężny szef szefów, teraz pomimo dominacji fizycznej, korzy się przed swoim współpracownikiem, kierowany niezrozumiałym dla siebie instynktem. Załamany swoim głupim zachowaniem pochyliłem się bliżej, muskając rozchylonymi wargami skórę jego szyi i delikatnie przesuwając dłonią po napiętym torsie. Wkrótce moje palce natrafiły na słodką, ciemną wypustkę, którą złapałem, pocierając i uciskając nierytmicznie. Z opuszkami przy sutku, językiem już na linii szczęki, wkrótce dobrnąłem do płatka jego ucha. Spokojnie musnąłem je językiem, wreszcie łapiąc miękki fragment w zęby i delikatnie ssąc. Dokładnie wycałowałem całe to miejsce, aż przyjemnie dla oka zlało się z kolorem włosów. Znów odsunąłem się, spoglądając na niego z politowaniem. Młody, piękny, bogaty.. co jeszcze? Co było w Park Jiminie, że najbardziej oziębły biznesmen tej półkuli poczuł ciepło? Westchnąłem, wtulając umięśnione ciało w siebie i chowając twarz w jego szyi. Bez słowa. Nie chciałem już nic mówić. Czułem się na to zbyt.. mały.
*
Objąłem go w pasie kiedy mnie tak przytulał i z uwagą słuchałem tego co mówi. Co zrobimy...?
- Naprawdę byś chciał?  A nie znudziłbyś się za szybko? 
Mogła być to w sumie tylko jego kolejna zachcianka. Jeśli naprawdę tak sądzi to nawet po kilku dniach powie to samo. Moje myśli przerwał kolejną porcją czułości. Wargi teraz tak delikatnie sunące o mojej skórze i dotyk przez który zapominało się o całym świecie. Pomimo tamtych myśli miałem wrażenie, że z tego może wyjść coś więcej. Może poważny pan prezes w końcu otworzył się na coś nad czym nie zapanuje z łatwością i nie będzie tego do końca w stanie wyjaśnić? Kolejne muśnięcia spowodowały że przez moje ciało przeszedł dreszcz. Taki bardzo, ale to bardzo przyjemny. A to dlatego że moje uszy były bardzo wrażliwe i tak reagowałem na to co robił. Kiedy po tym na mnie spojrzał próbowałem odczytać szczerość jego intencji, miast tego zostałem zamknięty w silnych ramionach. Musnąłem ustami jego głowę i pogładziłem go po plecach.
Mogła być to w sumie tylko jego kolejna zachcianka. Jeśli naprawdę tak sądzi to nawet po kilku dniach powie to samo. Moje myśli przerwał kolejną porcją czułości. Wargi teraz tak delikatnie sunące o mojej skórze i dotyk przez który zapominało się o całym świecie. Pomimo tamtych myśli miałem wrażenie, że z tego może wyjść coś więcej. Może poważny pan prezes w końcu otworzył się na coś nad czym nie zapanuje z łatwością i nie będzie tego do końca w stanie wyjaśnić? Kolejne muśnięcia spowodowały że przez moje ciało przeszedł dreszcz. Taki bardzo, ale to bardzo przyjemny. A to dlatego że moje uszy były bardzo wrażliwe i tak reagowałem na to co robił. Kiedy po tym na mnie spojrzał próbowałem odczytać szczerość jego intencji, miast tego zostałem zamknięty w silnych ramionach. Musnąłem ustami jego głowę i pogładziłem go po plecach.
- Czas pokaże, tylko musisz być cierpliwy. - Mruknąłem chcąc aby faktycznie to lodowe serce zaczęło nieco topnieć. Jeśli tak będzie dostanie ode mnie wszystko czego zapragnie, a co ja będę mógł mu oferować.



*
- Nie bądźmy parą. - odezwałem się po kilku długich minutach stania w swoich objęciach. Odsunął się, spoglądając na mnie pytająco, co było całkiem uzasadnione. Przygryzłem wargę.
 - Bo się zrobi nudno jak w małżeństwie. - wywróciłem oczami, opierając brodę o jego bark i wzdychając ciężko. W końcu nie chciałem być zmuszonym się kimś zajmować, bez względu na ochotę i trzymać jakiejś tak wierności, czy innej cholery.. a mimo to, w ogromnej sprzeczności z tym co wyznawałem, coś zbyt silnie pchało mnie w objęcia tego czerwonowłosego, inteligentnego chłopaka. W sumie jest bystry, czemu miałby nie pojąć o co mi chodzi.. a może nawet udałoby się znaleźć jakiś kompromis, może sam uważał związki za głupotę. W końcu chciałem tylko, żeby był kimś, kogo przelecę i pocałuję więcej niż jeden raz..

Do przeczytania! - Gabryś