czwartek, 7 maja 2015

"Wcale nie anonimowi" rozdział 1 - pl ver.

Tytuł: "Wcale nie anonimowi"

Paringi: Zayn Malik & Harry Styles (Zarry Stalik)

Opis: Codzienne życie Zayna ma się całkiem dobrze i bezpretensjonalnie. Spotkania grupy jego przyjaciół pod przykrywką regularnej resocjalizacji AA, są pozytywnym oderwaniem od rzeczywistości. Wszystko przewraca się do góry nogami, kiedy od władz miasta dostają oficjalne pismo, powiadamiające ich o tym, że zostaje im przydzielony, uczęszczający do poprawczaka, niejaki Styles...


Duszny wieczór wczesnego lata wypełniał jego płuca, kiedy stawiał kolejne kroki na nieznanej drodze, prowadzącej go już na prawdę długo. Brzoskwiniowe niebo, mimo potencjału do stworzenia pięknego widoku, zostało brutalnie zasłonięte przez tłum burych obłoków, zapowiadających nieuniknione opady. Ale Zayn był już dużym chłopcem i nie bał się burz.
Spacerował już dobre dwie godziny, odrywając swój kawałek od patchworku rzeczywistości, dając tym samym upust sobie, jak i prawdopodobnie każdemu innemu. Był zmęczony tym ciągłym.. byciem.
Przetarł krople potu ze skroni, wyciągnął paczkę papierosów i zanurzył jeden z nich w ustach. Po chwili atmosfera zagęściła się dymem tytoniowym, a Malik, nie zwalniając kroku, kontynuował przyglądanie się burzowym chmurom i podświadome zabawy w pogodynkę. Nie zwracał nawet uwagi na dzwoniący milionowy raz telefon w tylnej kieszeni swoich spodni. Zdał sobie tylko sprawę z tego, że w sumie powinien był go wyłączyć, co równałoby się mniejszemu poziomowi ogólnego roztargnienia. 

Wróci i tak. Przecież wszyscy doskonale wiedzą, że Zayn wróci, nigdy nie przeszło mu przez myśl, żeby tak na prawdę to rzucać. Najzwyczajniej potrzebował chwili sam na sam ze sobą, chwili bez świata, myślenia i konsekwencji. 

Na horyzoncie, gdzie zagęszczenie chmur sięgnęło głębokiego odcienia navi, niespodziewanie błysnął jasny, lekko różowawy, drzewiasty zygzak. Malik zwolnił kroku, w pewnym momencie całkiem wytracając prędkość. Zaciągnął się mocno papierosem, po czym wyrzucił go pod nogi. Kolejny błysk - tym razem tuż po nim dało się słyszeć barytonowy pomruk grzmotu.
Brunet przeczesał palcami grzywkę, później chwytając, w chwilowym zamyśleniu, szczękę i drapiąc tygodniowy zarost.
Po trzecim wyładowaniu elektrycznym Malik żwawo, lecz z godnością zawrócił.

Przybiegł do domu caluteńki mokry, czego od pewnego momentu nawet nie starał się powstrzymywać. Niebo wypłakiwało hektolitry wody, wiatr duł niespokojnie, a grzmoty paraliżowały wszelkich obserwatorów. Zayn cudem wsunął ociekające klucze do zamka w drzwiach i chwaląc Trony i Zwierzchności, zamknął się w ciepłym mieszkaniu, pozostawiając szalejące żywioły za bezpieczną barierą.
Otrząsnął się niczym każdy przeciętny kundel jego pokroju, co i tak za wiele nie dało, a było raczej odruchem. Powoli ściągając mokre, zimne ubrania, czuł jak pierwsze impulsy ciepła otulają jego przeziębioną skórę. W końcu pozbywszy się każdej części odzieży, która stała się ofiarą ulewy, kompletnie nagi Malik wpadł do kuchni, momentalnie nastawiając herbatę. 

Oby się nie rozchorował.

W szafce znalazł marne resztki czegokolwiek, co herbatą nazwać by można, wrzucił je go kubka i poczekał, az woda w czajniku zawrze.
Z parującym naczyniem usiadł na spranej sofie, będącej jego jedyną, wytrwałą towarzyszką życiową i zapatrzył się przez okno, na siejące zamęt oberwanie chmury.
Z czystej ciekawości wyjął telefon, na którym siedział i pozwalając herbacie ostygnąć, pobieżnie przeglądnął spis ostatnich kilkunastu połączeń, których nie odebrał.
Co było absolutnie jasne, prawie wszystkie należały do Liama, sporo od Lou i Nialla. Tym to się nudzi w życiu. Dlaczego nie można zrozumieć po drugim odrzuconym połączeniu, że dana osoba nie chce lub nie ma czasu rozmawiać. 

Zayn mimo najszczerszych starań nie potrafił czasem pojąć zachowania swoich znajomych. Żył z przytłaczającym wrażeniem, że żaden z nich nie był do niego podobny, że to on był inny od całej reszty.
Oczywiście to nie zmieniało faktu, że byli jego przyjaciółmi i na prawdę ich lubił. Musiał po prostu zachowywać odpowiedni dystans, bo wprowadzenie któregokolwiek w głębszą sferę swojego życia, mogłoby skutkować katastrofą jednej i drugiej strony.
I nawet lubił te ich spotkania. Wiedział, że to tylko przykrywka i tak na prawdę do niczego nie prowadzą.. w sumie nie był nawet alkoholikiem. Po prostu lubił słuchać jak opowiadają historie życia, śmieją się razem, w końcu i tak idąc na piwo. Gdyby nie jego zawyżone oczekiwania względem rzeczywistości, pewnie mógłby ich nazwać prawdziwymi przyjaciółmi.

Liam był policjantem. Tak, takim zdemoralizowanym stróżem prawa. Uchodził za dużego tatusia całej reszty, bardzo starał się o dobry image grupy. Pierwszy jednak zaczynał melanże i ostatni je kończył. Gdyby wyłączyć alkohol z jego życia, chłopak byłby ideałem na męża - troskliwy, konsekwentny, po prostu dobry. Tak.. Liam Payne był dobry. Z nim Zayn rozumiał się chyba najlepiej. Pewnie dlatego, że policjant był już dojrzałym mężczyzną, patrzącym na świat z rozsądnego punktu widzenia. Miał otwarty umysł, potrafił słuchać i zawsze starał się rozumieć. Malik mógł na nim polegać w poważniejszych sytuacjach, oczywiście o ile tamten nie był akurat zajęty potężną libacją alkoholową z przypadkowo poznanymi ludźmi.

Louis.
Louis był mocno specyficzną personą. Nie to, żeby nie był dojrzały, bo na swój pokrętny sposób zdawał się racjonalizować swoje zachowanie. Był po prostu nieprzeciętnie nadpobudliwy. Impulsywność przekraczała granice zdrowego rozsądku zwłaszcza po niebotycznych dawkach procentów jaki potrafił sobie zaaplikować, jednak nie potrzebował tego by być po prostu kłębkiem nerwów. Pracował w chińskiej restauracji, co nie było spełnieniem jego największych marzeń. Owszem, lubił gotować, jednak prawdziwą pasję skrywał przed większością znajomych. Natomiast w grupie wszyscy doskonale o niej wiedzieli - football był całym jego życiem. Do pracy przychodził z torbą wypchaną korkami i strojem, żeby zaraz po skończeniu zmiany błyskawicznie znaleźć się na boisku, ćwicząc niekiedy do późnej nocy. Prawdziwy człowiek z pasją, nigdy się nie poddawał i był wyjątkowo zawzięty w dążeniu do celu. Nie był specjalnie ufnym typem, jednak stanowił dobrego kompana na długie wieczory, do oglądania meczy i konkursów na zjedzenie największej ilości ostrych skrzydełek z KFC. Jak to pomiędzy kibicami bywa, skłonny był do rzucania mięsem i używania pięści do rozwiązania konfliktu. Całe jego życie było przesiąknięte głębokim wkurwem, co nie przeszkadzało mu jednak śmiać się z garstką przyjaciół i być generalnie szczęśliwym.

Niall nie mógłby zostać dookreślony lepszym przymiotnikiem, jak po prostu Niall. Jego charakter przypominał rozentuzjazmowanego szczeniaka przed zaaportowaniem gumowego patyczka.Był definicją pełni szczęścia i beztroski życiowej. Człowiek ufny, ale także taki, który stara się jak najlepiej pielęgnować zaufanie otrzymane od innych. Trywialność charakteru czasem mu w tym nieco przeszkadzała, lecz i z tego potrafił w magiczny sposób wybrnąć. Z ciekawostek na jego temat można by tylko wspomnieć, że urodził się na ziemiach Irlandii, co tłumaczyłoby jego urokliwą słabość do dobrych trunków. Na szczęście lub nie, był to człowiek, którego twarz Malik widział praktycznie calutkie swoje życie. Brakowało tylko, żeby wprowadził się do jego domu i budził pod jedną kołdrą. 
Nie, nie to, że był jakoś specjalnie irytujący, raczej.. niezrozumiały. Niepojęty w swojej wiecznej radości, co zawsze wytrącało Zayna z równowagi. Pracowali w jednym warsztacie samochodowym, piastując posadę wyższych asystentów, czy jak woleli się zwać - półmechaników. 
Malik nie narzekał na pracę. W ogóle nie był typem, który specjalnie lubuje się w skarżeniu na niedogodności, więc mimo sporadycznych zastrzeżeń do spółki prowadzonej przez jego szefa, nigdy nie powiedział na niego złego słowa. Jak łatwo się domyślić, stawka nie stanowiła gwarancji majątku, jednak wystarczała mu w zupełności na godne egzystowanie na obrzeżach Londynu i dwie paczki papierosów tygodniowo.

Herbata ostygła do przystępnej temperatury i kiedy brunet sięgał już napoju, telefon w jego kieszeni zaczął znowu uparcie wibrować. Niechętnie wysunął go i zerknął bez zainteresowania na ekran. Gdyby nie fakt, iż połączenie wychodziło od Liama, prawdopodobnie odrzuciłby je bez namysłu, wbrew temu, co faktycznie uczynił.


- Halo?

- Zayn! - rozległo się w aparacie, tak, że brunet zaklął w myślach i pożałował swoich bębenków. - Wreszcie odebrałeś, o Boże.. gdzie jesteś?

- W domu.. coś nie tak? 

- Zastanawiałem się tylko, czy zdążyłeś przed burzą.. rozpadało się niemiłosiernie.

- Taak, wiem doskonale. - mruknął Malik, przeczesując jeszcze wilgotne, czarne kosmyki.

Ze strony Liama dało się usłyszeć rozwleczone westchnienie.

- Nawet nie licz na to, że będę przychodził do Ciebie z rosołkiem, kiedy zalegniesz w łóżku w towarzystwie zasmarkanych chusteczek i wirusów. - skwitował asertywnie blondyn, ponownie cicho wzdychając.

- I tak będziesz, lubisz to.

Z obu stron rozległo się krótkie, ciepłe i szczere prychnięcie; śmiechowa zygota.

- A co ze spotkaniem? - podjął z powrotem brunet.

- Po tym jak uciekłeś? Siedzieliśmy może 15 minut i na tym się skończyło. Poza tym pogoda trochę rozpędziła plany.

Zapadła kilkusekundowa cisza.

- To kiedy kończymy? - milczenie przerwał znów Malik, unosząc kącik ust, mimo, że Liam nie mógł tego wynotować. Mógłby za to przysiąc, że po drugiej stronie aparatu wykwitł podobny uśmiech.

- Myślę, że nic nie stoi na przeszkodzie, żeby jeszcze...

Payne urwał, a w tle Zayn usłyszał dzwonek do drzwi.

- Zaczekaj chwilę.

- Mhm..

Trzask odkładanego na stolik telefonu i po chwili odgłosy rozmowy, jak zza ściany, co wyjątkowo utrudniało wyłapanie konkretów. Trwała ona jednak wyjątkowo krótko i po minucie policjant znów złapał telefon.

- Listonosz, przyniósł jakieś pismo od urzędasów.. - mruknął Li beznamiętnym głosem.

- Spal to lepiej, zaraz będziesz musiał wołać egzorcystę żeby wypędził z domu złe duchy.

Obaj ryknęli prześmiewczym rechotem.

- Jutro sprawdzę, na pewno nic ważnego.

- Ha, obudzisz się na ulicy, a Twój dom zniknie w niewyjaśnionych okolicznościach, bo niewinny ktoś doniósł, że pijesz w godzinach pracy... - głos Zayna nabrał wyjątkowo ironicznego wybrzmienia.

- Malik.. obiecuję Ci, że kiedyś z przyjemnością wyrwę Ci jaja.

- Czekam na to nieustannie.

- Ciota!

- Hipokryta!

- Żmija!

- Menel!

- Muszę lecieć. - mruknął Li, wyraźnie grzebiąc w kuchennym sprzęcie.

- Trzymaj się bro. Do kiedyś tam.

- Pewnie zobaczymy się za tydzień. Oby pogoda była choć trochę lepsza.

- Oby. Do rychłego, nara!

 Sygnał zakończonego połączenia, Malik jeszcze dwie czy trzy sekundy trzymał aparat przy uchu. Odetchnął odrobinę głębiej, odłożył go na stół i sięgnął do herbaty, która zdążyła już wystygnąć.
Swoją drogą ciekawe czego chce urząd miejski od tak przykładnego obywatela jak Payne. W końcu gdyby porównać go do pozostałych członków ich "paczki", był zupełnie jak anioł.. Zayn zanurzył usta w chłodnej, gorzkiej herbacie.

Włosy już prawie wyschły, a burza ustąpiła, przechodząc wdzięczną metamorfozę w subtelną mżawkę. Malik mimowolnie opuścił wzrok na własne uda.
Nagie uda.
No tak... chyba czas się ubrać.
Odstawił kubek tuż obok telefonu, udając się leniwym krokiem ku sypialni, potem bez przywiązywania do tego większej uwagi nałożył rozciągnięte dresy i spraną koszulkę z Misfit. Dobrze charakteryzowała jego momenty przesiadywania bez celu w mieszkaniu.. były sprane.

Bezmyślnie zasunął rolety w oknach, już po chwili rzucając się desperacko na prawie zaścielone łóżko. Jego pokój był taki pusty.. Jakby w ogóle nie miał wspomnień. Tak jak kuchnia, salon, łazienka. Wszystko było jasne i nieudekorowane, nie, żeby nawet czasem o tym nie myślał, po prostu kiedy cokolwiek przychodziło mu do głowy, akurat nie miał czasu na zrealizowanie tego planu, natomiast leżąc bezczynnie nie potrafił nastawić się odpowiednio kreatywnie do otaczającej do rzeczywistości. Dlatego życie Malika pozostawało blade i skurczone w praniu. Jakby ktoś wyjął z pralki szary T-shirt i nie wyprasował go przed założeniem.

Wieczorem, przeskakując po kanałach, Zayn próbował w najmniejszym stopniu uaktywnić swoje produktywne zaplecze, jednak jak na złość, wszystkie chęci sprowadziły się do jedzenia wczorajszej pizzy i wypalania trzeciego papierosa. Jego mózg uparcie trzymał się ubzduranego lenistwa, nawet jeśli tliły się w nim iskierki chęci do zmian. Naciskając uparcie guziki na pilocie, w końcu trafił na wiadomości z Londynu. Rozsiadł się wygodniej, nadgryzając kolejny kawałek swojej gumowej pepperoni.

Bezbarwny głos reporterki podawał suche informacje: "Złapano Harrego S. - uciekiniera z zakładu poprawczego, oskarżonego już wcześniej o pobicia, spożywanie alkoholu jako osoba nieletnia oraz alkoholizowanie rówieśników, jak również handel lekkimi narkotykami. S. jest skazany na kolejne cztery lata pod opieką kuratora. Matka, Anne S. odmówiła udzielenia nam komentarza."

- Taka ładna buźka, a taki niegrzeczny... - mruknął pod nosem Malik, wgryzając się ponownie w swoją pizzę i z politowaniem kręcąc głową.


Zanim zasnął, z policzkiem zlepionym z pizzą i papierosem w ustach, który w końcu wypadł i zgasił się na koszulce Misfit wypalając w niej efektywną dziurkę, zdążył jeszcze przełączyć kanał na giełdę papierów wartościowych, czego jak ostatecznie się okazało, nie zdołał udźwignąć.

A rano obudził go zapach trzydniowego sosu pomidorowego.

Tak, to było życie. Jego sprane, zaspane życie o zapachu dymu tytoniowego i pizzy o poranku.


~
Do przeczytania! - Gabriel.




2 komentarze:

  1. Zaciekawiło mnie to strasznie i z niecierpliwością będę czekała na więcej *o*

    http://looking-for-paradise-lost.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo zainteresowaniem, nie zawiodę, mimo, że z czasem na pisanie jest na prawdę słabo ^ - ^ I'll be a good boy~


      Gabe

      Usuń