niedziela, 31 stycznia 2016

"Black hunger" cz.2

Tytuł: Black hunger

Paringi: Jikook (Park Jimin & Jeon Jungkook), Vmin (Kim Taehyung & Park Jimin), Hongmin (Lee Hongbin & Park Jimin), w domyśle Vhope (Kim Taehyung & Jung Hoseok)

Opis: Oki, pocisnę to szybko, bo mam tyle pomysłów na fabułę, że jeśli ich nie spiszę, to się ze mnie wyleją, a wolałbym tego uniknąć na lekcji matematyki czy historii XD łapcie kolejny rozdział, jest tak długi, że odpadam, ja nigdy nie piszę tak rozległych chapterów, ale najwyraźniej coś dzisiaj miało się zmienić. Więc nie przedłużając, proszę bardzo. [*]


- Tatuś chciałby Cię wreszcie zobaczyć, Jiminnie.

- Powiedz tatusiowi, że może się...

- Ugryź się w język, Jim. Albo ja to zrobię. Pamiętaj o kim mówisz.

- Mam go gdzieś, już i tak nic mi nie zrobi.

- Pewny jesteś? 

-...

- Radzę tylko z miłości do Ciebie, mały, lepiej rób co on każe. Inaczej może się to kiepsko skończyć.

- Nie odetnie mi dostaw, poza tym Hongbin i tak dałby radę przemycać. Co gorszego mogłoby mnie spotkać?

- Wolisz sobie nie wyobrażać, mały.

- Pierdolisz, Sanhyuk, tyle Ci powiem. Namieszali Ci w głowie tak samo jak reszcie.

- Jakoś ciągle stoję po Twojej stronie.

- I dobrze, jedyny mądry wybór.

- ... Idź do niego. 

- Nie ma opcji. Powiedz, że mam naukę, nowa szkoła czy inny shit. Nawciskaj mu cokolwiek.

- Jeśli zawiodę, naśle Raviego. Nie będzie tak miło.

- Pozdrów tego starego pierdziela, Hyukkie. Spadam. A, zapomniałbym. Towar?

- Jest, ale mniej niż zwykle.. On się naprawdę zaczyna wkurzać, Jim.

- I dobrze. 

- Nie dla Ciebie, szkrabie.

- Nie przesadzaj, dobra? Nie może mnie tknąć, póki jestem mu potrzebny. 

- A jesteś..?

-... Do widzenia, Sanhyuk. Dzięki za kolację.

- Ostrzegałem. Spodziewaj się Dzikiego.

- Dam radę. Trzymaj się.


Od kiedy Jimin chodził do ich szkoły, wszystko wydawało się jeszcze dziwniejsze niż było. Mgła zalegała na dłużej, wszędzie było zimno, mimo rozpaczliwych prób ogrzewania budynku dodatkowymi kaloryferami. Ale nikt nie łączył faktów.
No. Nikt poza Kookiem.
Był najbliżej Rudego, tylko z nim nowy chłopak rozmawiał, więc stał na uprzywilejowanej pozycji. Mimo to wiedział o nim niewiele, tylko tyle, na ile blady dał mu się poznać. Poza podstawowymi informacjami nic szczególnego; mieszkał wcześniej na południu kraju, przeniósł się przez problemy rodziców z rozwodem, mieszka u matki. Nie miał pojęcia co lubi, czym się interesuje.. kiedy tylko zaczynali tematy osobiste, Jimin momentalnie zmieniał wątek, lub po prostu urywał rozmowę i zamykał się w sobie. Był dziwny. Nawet bardzo. Zachowywał się jakby bardzo długo żył bez ludzi i teraz nie do końca wiedział jak się przy nich zachowywać. Nie był jednak gorszy - dokładnie odwrotnie. Miało się wrażenie, że Park przewyższał praktycznie każdego na każdym polu, włącznie z Jeonggukiem. Był bystry, żeby nie powiedzieć diabelnie bystry, wchłaniał wiedzę jak gąbka, bez względu na przedmiot, był dobry we wszystkich sportach. Jeon czasem poważnie zastanawiał się, czy Rudy nie jest jakimś agentem służb specjalnych i nie sprawdza, czy w ich szkole gromadzą się młodociani terroryści. Tym bardziej, że nawet podczas lekcji wychodził czasem tłumacząc się, że musi odebrać od kogoś "książki", czy "zeszyty". Tak naprawdę pewnie wymieniał informacje rządowe, Jeongguk był tego niemalże pewien.
Jimin kilka razy był w domu Kookiego. Razem odrabiali zadania, lub przygotowywali się do testów. Jednak mimo roztaczanej wokół aury uprzejmości i dobrego wychowania, Kooki zauważył kilka nurtujących go spraw; Jimin nigdy nie był głodny, odmawiał poczęstunków i herbaty czy kawy. Niby tłumaczył to specjalną dietą, ale nawet kiedy Jeon oferował mu produkty kupione w sklepie ze zdrową żywnością, Jimin akurat nie był głodny, lub był dopiero co po obiedzie. Na długich przerwach Park znikał ze szkoły, nikt nie wiedział gdzie wychodził, ale nigdy nie korzystał ze stołówki ani sklepiku. Tae podejrzewał, że przynosi własne jedzenie, ale wstydzi się je wyciągać przy wszystkich, więc je w samotności. Nayeon oczywiście przyjmowała najczarniejsze scenariusze, wmawiając wszystkim, że na pewno jest narkomanem - albo i nawet dilerem - i na długich bierze w żyłę, albo handluje z młodziakami. Reszta nie miała zdania, ale Kookie żadnej z sugerowanych opcji nie był w stanie do końca uwierzyć. Jim nie mógł być dilerem, to w ogóle wypadało z możliwości. Sam też nie brał - byłby zdecydowanie bardziej nerwowy i wyniszczony, poza tym głód narkotykowy da się wyczuć na kilometry, a w ich szkole ćpunów nie brak. Park nie wyglądał jak jeden z nich, to na pewno. Czy naprawdę był na jakiejś specjalnej diecie? Być może.. póki nie dostanie informacji z pierwszej ręki, może tylko gdybać.
Pewnie nieco dziwną obserwacją, ale bezpośrednio łączącą się z tą numer jeden, był fakt, że Jimin ani razu nie wyszedł jeszcze do łazienki. On tam po prostu nie chodził, ani u Kookiego w domu, ani w szkole. O to Jeon nie pytał, ale nurtowało go to niemal równie mocno co tajemnica odżywiania Rudego.
Pewnego jednak dnia sekrety zostały naruszone przez nikogo innego, a bardzo wścibskiego zazdrośnika w blond czuprynie.
Co prawda nie wszystko było winą Tae; Jimin zachowywał się tego dnia bardzo dziwnie. Sam to sprowokował. Od rana nie odzywał się słowem do nikogo, siedząc na uboczu, jak wyrzutek. Kiedy Jeongguk podchodził do niego, siadał obok i próbował zagadać, Jim zbywał go półsłówkami, unikał kontaktu wzrokowego, na lekcjach odznaczał się wyjątkowo zaniżoną jak na siebie aktywnością, przerwy spędzał sam. Aż nastąpił moment, w którym dzwonek wykrzyczał czas na długą przerwę. Wszyscy wybiegli z sal, starając się zająć najlepsze miejsca na stołówce, natomiast Jimin wykonał tylko jeden, wydający się być dość nieprzyjemnym, telefon, po czym wyszedł szybko ze szkoły, wymijając kotłujące się młodsze klasy niczym cień. Na nieszczęście jedynym, który zauważył uciekającego Rudego, był nie kto inny a najbardziej ciekawska persona tej szkoły, Kim Taehyung. 
Tego dnia blondyn zjadł sałatkę pierwszy, po czym stwierdził, że musi wyjść za potrzebą i uciekł od grupy, z którą dzielił stolik. Nikt szczególnie nie oponował, zwłaszcza, że Tae miewał czasem dziwne potrzeby w dziwnych momentach.
A Kim przemknął niezauważony przez korytarze, cicho niczym kot otwierając ciężkie drzwi szkoły i wyruszając na poszukiwania Park Jimina. 


- Hongbin? - mruknął bardziej zachrypniętym niż zazwyczaj głosem, pozostawiając powieki przymknięte i jedynie co moment pociągając nosem.

- Ah.. kocham, kiedy wymawiasz moje imię, braciszku. - rozległo się z wątpliwie możliwego kierunku, mianowicie z okolic dachu.

Jimin nie obrócił w tą stronę głowy, czekając w miejscu, aż jego rozmówca raczy zejść i stanąć z nim twarzą w twarz. Nagle ubrana w kilka warstw ciemnych ubrań postać jakby spłynęła przed rudowłosego, podnosząc się powoli i prostując. Ukazał tym samym do tej pory skrytą pod kapturem ciężkiej bluzy chorobliwie bladą twarz, po jednej stronie niesymetrycznie schowane za długą, czarną grzywką. Jedno, odsłonięte oko błysnęło, mierząc stojącego przed sobą młodzieńca, przybierając jasno-błękitny odcień i blednąc niemalże z każdą sekundą. Nawet źrenice mężczyzny sprawiały wrażenie bardziej szarych niż czarnych. Za długa, brunatna kurtka wątpliwego pochodzenia na piersi miała niewielkie, prostokątne wybrzuszenie, najpewniej pochodzące od rzeczy skrytej w wewnętrznej kieszeni. Jimin rozchylił zmrużone powieki, ukazując towarzyszowi całkowicie zamglone głęboką czernią spojrzenie; każde światło połyskiwało w ciemnej tafli jego tęczówek, swego czasu o odcieniu głębokiej zieleni. 

- Daj. - rzucił tylko z trudem, wyciągając ku Hongbinowi drżącą dłoń.

- Nie stęskniłeś się ani troszkę? Przytul braciszka, Jiminnie.. - wyższy rozłożył ramiona szeroko, zapraszającym gestem, łącząc to z szerokim, brzydkim uśmiechem, ukazującym jego żółtawe, zbyt duże jak na człowieka zęby; długie i ostre, chowające przy dziąsłach ślady niedawno spożywanej, bordowej substancji.

- Nie wkurwiaj mnie, nie jestem na siłach, Bin. Wiesz dobrze, że nie zadzwoniłbym sam z siebie. - warknął rudy, zadzierając wysoko brodę i mierząc rozmówcę pogardliwym spojrzeniem płynących z czarnych ślepiów. 

- Oj, brzydko się do mnie odzywasz. Jeśli chcesz jeść, bądź grzecznym chłopcem, Jimin. - odparł groźnie Hongbin i zza rozchylonej poły kurtki wyciągnął napęczniały, plastikowy worek, niewiele większy od otwartej dłoni dorosłego mężczyzny.

Jimin zauważalnie zadrżał. Nozdrza rozchyliły się zrywnie, wciągając rozchodzący się w atmosferze, słaby dla zwykłego przechodnia zapach, dla rudowłosego jednak silniejszy niż jakikolwiek inny zapach. Żółto-zęby roześmiał się głośno i ostro, potrząsając pakunkiem i sprawiając, iż jego burgundowa zawartość zachlupotała radośnie. 

- Już, już. Spokojnie. - dodał po chwili Hongbin, po czym z kieszeni po drugiej stronie kurtki wydobył niewątpliwie używaną już strzykawkę zakończoną prowizorycznie zabezpieczoną igłą. Nakłuł woreczek trzymany w dłoniach i ściskając go delikatnie i pozwalając jednej niewielkiej kropli wypłynąć na podstawiony wcześniej kciuk. 

Rudy obserwował jego poczynania nerwowo skubiąc paznokcie i drżąc już na całym ciele, przy okazji nie starając się tego jakkolwiek maskować. Był głodny. Chciał jeść. Hongbin był śmieciem, jak zawsze.
Wtedy czarnowłosy zsunął kaptur z głowy, przyłożył skropiony czerwoną cieczą palec do naprężonej szyi i przejechał nim od linii żuchwy do połowy ścięgna, resztę lubieżnie zlizując z opuszka. Cały ten czas intensywnie wpatrywał się w czarne dziury na miejscu oczu Jimina, rozszarpujące go spojrzeniem. 

- Proszę.. smacznego. - mruknął cicho, opanowanym głosem Hongbin i jeszcze lepiej zaprezentował naznaczoną rudawym odcieniem bordo skórę.

Jimin na te słowa prychnął pogardliwie, przełykając głośno ślinę i odwracając wzrok. Przez moment gryzł wargi, a za każdym razem kiedy wysuwał perłowe zęby zza kurtyny mięsistych ust, te zdawały się być nieco większe i bardziej drapieżne. Przy okazji krzywił się nieco, najwyraźniej odczuwając delikatny dyskomfort powodowany zaistniałym procesem. 
Jednak pomimo ziejącej z jego oczu pogardy ku czarnowłosemu, w pewnym momencie z zastraszającą szybkością znalazł się tuż przy nim, łapiąc w dłoń jego przydługie włosy i przytrzymując głowę odchyloną na tyle wygodnie na ile potrzebował. Drugą ręką przytrzymał jego bark nisko, pochylając się do przodu i zaciągając się zapachem przy swych ustach, na co nie zdołał powstrzymać rozanielonego uśmiechu, pełnego jednak zwierzęcego pożądania. 
Spomiędzy rozrośniętego uzębienia wysunął powoli lekko zaróżowiony język, po czym dwoma przeciągłymi muśnięciami zlizał czerwień ze skóry czarnowłosego. Ten przygryzł na gest dolną wargę, mrużąc powieki i z cicha pomrukując. Jimin natomiast zatrzymał się na chwilę, odetchnął i zadrżał, czując w kubkach smakowych słodki, metaliczny posmak. 

- Tyle Ci wystarczy.. teraz daj. - wychrypiał tuż przy uchu Hongbina, odsuwając się w końcu i wypuszczając z uścisku jego włosy. Poprawił płaszcz i wypracowanym gestem przeczesał rude kosmyki, które opadły na jego kredowo-białe czoło.

Bin rzucił mu nie do końca przyjazne spojrzenie, po czym ściskany w dłoni woreczek z impetem przycisnął do piersi Parka, sprawiając, że z dziurki po igle wytrysnęło kilka kropel i opadło na szary podkoszulek, który niższy miał na sobie. Właściciel ubrania momentalnie zacisnął wargi, otwierając szerzej oczy i łapiąc worek zaborczym gestem w obie dłonie. Wpatrywał się jednak mściwie w Hongbina, a ten na powrót narzucił na głowę czarny kaptur, uśmiechnął się krzywo, po czym odszedł kilka leniwych kroków. Po drodze obrócił się jeszcze ku Rudemu i posłał mu całusa.

- Nie masz za co dziękować, braciszku. Dla Ciebie wszystko, dzwoń kiedy tylko będziesz mnie potrzebował! - rzucił jeszcze i beztrosko pomachał Jiminowi, ściskającemu worek wypełniony ciemną krwią. 

Ten jeszcze chwilę lustrował odchodzącego, po czym pokręcił z dezaprobatą głową i westchnął cicho. Spojrzał na trzymany w dłoniach pakunek, po czym uśmiechnął się szeroko i zatopił kły w plastikowej osłonie, rozszarpując ją łapczywie i momentalnie spijając szkarłat tak szybko, że jego jabłko adama niemalże skakało. Przez zachłanność, nie mógł powstrzymać jednej czy dwóch strużek cieczy, która przecięła jego brodę, spływając niżej po szyi i wsiąkając w szarą koszulkę. Był niezwykle spragniony, bardziej niż się to ostatnio zdarzało, do ostatniej kropli wysysał zawartość woreczka, po zakończeniu biorąc głęboki oddech i oblizując pobrudzone wargi. Roześmiał się pod nosem i uniósł wysoko głowę, mrużąc powieki i napawając się trwającą chwilą. Aż do momentu, kiedy nie usłyszał swojego imienia, a panika zdjęła go bardziej niż zazwyczaj.

- Jiminnie? Jesteś tu? - jęknął niskim odcieniem swego głębokiego głosu Taehyung, wyłaniając się nagle zza winkla i niepewnie stawiając kroki w kierunku zakrwawionego chłopca.

Ten zdążył tylko cisnąć opróżnione opakowanie do kosza i jedną ręką oprzeć się o mur budynku. Scenariusz najwyraźniej się sprawdził, bo Tae momentalnie podbiegł do rudowłosego i obrócił go do siebie z troską wymalowaną na obliczu. Przesłonił usta dłonią i westchnął strachliwie.

- O mój Boże, Jimin! Co się stało!? - wykrzyczał i przeczesał troskliwie jego włosy, starając się przy okazji wydedukować, czy nie miał jakichś obrażeń głowy.

- Eh.. załatwiałem stare rozrachunki. - mruknął ten w odpowiedzi i przetarł nos wierzchem dłoni, przy okazji próbując ujść za nieco poturbowanego.

- Ale jak tak.. nie no, Chim, ja Cię muszę natychmiast do pielęgniarki zabrać, przecież Ty krwawisz.. - dodał jeszcze Kim, oglądając z zaniepokojeniem całą sylwetkę Jimina.

- Nie, nie trzeba. - zaprotestował momentalnie rudy, po czym uśmiechnął się delikatnie. - Ale dziękuję. 

Na te słowa na policzki Taehyunga napłynął subtelny rumieniec, ale blondyn postarał się zapanować nad sobą i swoimi reakcjami, po czym tylko pokręcił energicznie głową.

- To nic. Na pewno wszystko okej? 

W odpowiedzi Jimin skinął dwa razy głową i odetchnął nieco ciężej niż zwykł.

- Powiedzmy, że Ci wierzę.. no dobra. To chodź, przynajmniej Cię umyjemy. - zaśmiał się nerwowo jasnowłosy i chwycił niepewnie Jimina za lodowatą dłoń, nie zrażony jednak pociągnął go za sobą w kierunku wejścia do szkoły.

Park uśmiechał się tylko, nic nie mówiąc i nie stawiając zbyt intensywnego oporu. Obserwował Taehyunga, kiedy ten ścierał z jego koszulki bordowe plamy i przecierał nasączonym wodą papierem skrzepy na jego szyi. Blondyn nieustannie się przy tym rumienił, więc Jimin miał przynajmniej małe show za darmo, a przy okazji niemalże świadka, który w razie kłopotów wstawi się za nim. Pozwalał mu więc wyjątkowo wypełnić swoją jakże szlachetną misję, dotykać siebie i zbliżać fizycznie, co zazwyczaj było dla bezpieczeństwa ludzi, przez Jimina unikane. Teraz jednak stał zadowolony, najedzony i pełen spokoju, przyglądając się jak ten kompletnie zauroczony nim chłopiec służy lepiej niż opłacana sprzątaczka.

- No więcej się nie da zrobić. - odetchnął głęboko Tae, strzepując wodę z dłoni i przyglądając się wyczyszczonemu przez siebie materiałowi.

- I tak jest fantastycznie, Taehyung. - Jimin pokiwał głową i zlustrował poczynione przez blondyna dzieło. Wkrótce też podniósł na nieco zielone spojrzenie i z delikatnym uśmiechem wysyczał. - Dziękuję. Sam bym pewnie zostawił w połowie.

Tae jakby wrzucony do gorącej wody spłonął obfitym rumieńcem i opuścił wzrok, nie będąc w stanie wytrzymać intensywnego spojrzenia rudowłosego.

- Naprawdę, Tae. - dodał jeszcze Park, po czym zbliżył się do blondyna, otoczył jego szyję ramionami i przycisnął zimne wargi do jego policzka. - Gdyby nie Ty, miałbym niezły problem.

Po tym geście, Taehyung przestraszył się, że jego przekrwione jagody za moment wybuchną. Odetchnął głęboko, starając się ukoić galopujący rytm wybijany przez jego serce, tłukące się aktualnie po całej klatce piersiowej. Jimin prychnął cichym, promiennym śmiechem, po czym przeczesał delikatnie jasne włosy chłopca, wyminął go i wyszedł z łazienki, zostawiając Kima skołowanego i sparaliżowanego tysiącem emocji, które właśnie przestrzeliły przez jego umysł. 
Zaraz też zaczął kalkulować, czy była to już zdrada na Hoseoku, czy jeszcze nie do końca.

Przemierzając korytarz dziarskim, rozentuzjazmowanym krokiem, wpadł na najmniej pożądaną w tym momencie osobę. Kookie jednak wyminął rudowłosego, kapryśnie wzdychając i odgarniając grzywkę nieco patetycznym gestem.

- Hej, Jeongguk.. - rzucił Park, obracając się za chłopcem i wyczekując odpowiedzi. Ten zwolnił krok, w końcu zatrzymując się na środku pustego korytarza i opuszczając głowę.

- Co? - mruknął beznamiętnie, starając się nie okazywać żadnych emocji. 

- O co się na mnie gniewasz? - podjął Jimin, podchodząc do czarnowłosego, wymijając go i stając z nim twarzą w twarz. 

- Nie gniewam, po co miałbym...

- To nie jest gniewanie? - zaprezentował Jimin, przerysowując jego gest i imitując sposób w jaki Kookie prychnął, mijając go wcześniej.

- No.. skoro cały dzień zachowujesz się jakbyś miał okres, to co ja mogę.. - Kookie wywrócił oczami, spinając się nieco pod wpływem takiej ilości spojrzenia niższego.

- Miałem kiepski nastrój, każdemu się zdarza, prawda? Rzecz ludzka.. - syknął jeszcze, a w jego źrenicy błysnął nie do końca znajomy Jeonggukowi odcień.

- N-no.. chyba tak.. 

Zapadła chwilowa cisza, po czym Jimin sięgnął czarnej czupryny Guka i poczochrał ją krótko, co było kompletnie nieznanym dla wyższego gestem ze strony Rudego, nie był jednak w stanie spytać dlaczego to zrobił.

- Nie obrażaj się. Wpadnę dzisiaj, zrobimy matmę, ok? 

Jeongguk uśmiechnął się lekko pod nosem i skinął raźnie głową, na co Jim odpowiedział mu stonowanym, acz szerokim uśmiechem i jeszcze raz przeczesał jego przydługie włosy. Po tym geście po prostu wyminął go i poszedł dalej, starając się wreszcie dobrnąć do pierwotnej destynacji, jaką była szatnia. Ciągle zapominał, że płaszcz w szkole to nienaturalna sprawa. Po drodze okazało się jednak, iż drzwi od wewnętrznego wejścia były zamknięte, na szczęście od zewnątrz także można było sforsować pomieszczenie. Jimin wyszedł więc pospiesznie, chcąc zdążyć przed zakończeniem długiej przerwy wrócić do głównego budynku. Zanim jednak złapał klamkę stalowych, ciemnych drzwi, na jego ramieniu wylądowała ciężka, chuda dłoń.

Jimin zamarł. 

- Najadłeś się, odzyskałeś siły.. - rozległo się chrapliwym, bardzo kującym i nieprzyjemnym odgłosem zza pleców rudowłosego. - .. Możemy więc spokojnie porozmawiać.. Racja, pięknisiu?

Park przełknął ślinę, starając się opanować początkowo zaistniały strach i obrócił się ku trzymającemu jego ramię głosowi. Zaklął siarczyście w myślach, na co obecny roześmiał się hienim rechotem i pokiwał głową, lustrując stojącego przed sobą chłopca spod przymkniętych powiek. Jego tęczówki błyszczały srebrzystą bielą, kontrastując ostro ze smolistymi źrenicami. Krócej przystrzyżone, równie czarne co pozostali włosy, tatuaż poniżej prawego oka, pewność siebie i to przytłaczające, dzikie spojrzenie.

- Ravi..

- Tatuś tęskni, gnido. - z uśmiechem na ustach wywarczał mężczyzna, po czym wbił zaciśniętą pięść w brzuch Jimina, na co ten zakrztusił się własnym oddechem. 

Skrzywił się i zaklął w myślach po raz kolejny.

- Dobrze powiedziane. - przytaknął czarnowłosy i wymierzył Rudemu kolejny sromotny cios w splot słoneczny.


Do przeczytania! - Gabriel



3 komentarze:

  1. O mój Boże*^*
    To jest genialne! ^^
    Proszę aby następny rozdział się szybko pojawił! ^^
    Weny♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest późno, a na telefonie ciężko się pisze, ale po prostu muszę. Wspaniałe i genialne i najlepsze. Pisz szybk i weny, chodź tej Ci nie brakuje.Dziękuję. ^-^

    OdpowiedzUsuń
  3. Oezu jak mnie się to podoba! <3 Scena z Hongbinem zniszczyła wszystko <3 To było piękne *0* Ale jedno "ale" -.- Dlaczego, do jasnej cholery, Hongbin ma żółte zęby D'':< Nie godzę się na to T^T Tae taki bidulek :'D A Ravicza to po prostu uwielbiam *^* Idealny ;0; </3

    OdpowiedzUsuń