wtorek, 19 stycznia 2016

"Dabo vobis omnia me" - Vmin (OS)

Tytuł: "Dabo vobis omnia me"

Paringi: Vmin (Kim Taehyung & Park Jimin)

Opis: Ostrzegam na wstępie! Jest to opowiadanie, które ma w sobie duże ilości obfitych opisów przyrody fantastycznej, wątki demonologii i magii pierwotnej, jeśli nie lubisz tematu - nie czytaj. Poza tym zapraszam wszystkich, jest tu nieco sado-maso przy okazji stosunku, który odbywa się pomiędzy człowiekiem a demonem, generalnie jeśli potrzebne będą jakiekolwiek wyjaśnienia, jestem do dyspozycji w komentarzach i wszystko objaśnię tak jak trzeba. A teraz - zagłębcie się w świat nocy, magii i przysiąg. Witam i otwieram bramę świata, gdzie nic nie istnieje, a wszystko to zjawa.. 


Przemierzał las w nasuniętym na czoło, ciemnym kapturze bluzy. Było zdecydowanie za zimno na noszenie jej bez kurtki. Ale on chciał zmarznąć, w końcu tak mało już czuł. Chciał, żeby chłód przeszył go do kości, przeniknął, chciał go wchłonąć i nie oddawać. Zamarznąć przy świetle księżyca. Tak byłoby najpiękniej..
Wylać z siebie ostatnie tchnienie, zatrzymać się nad brzegiem jeziora i pozwolić tafli otulić siebie długimi, lodowymi mackami, pozwolić sobie jeszcze raz utonąć w ciemnej mgle nocy. Wzdłuż jego ścieżki połyskiwały zmrożone korzenie, każdy krok trzeszczał i łamał się. W powietrzu unosił się zapach cieni, wody, drzew. Słyszał delikatne, perliste dzwonienie, gdzieś w oddali, szmer przy stopach, huk zagubionej w lunatycznym amoku sowy. Martwe, wieloletnie dęby cicho pomrukiwały na przenikliwym wietrze. Nieznana, jaśniejąca w jego umyśle zduszonym, pijanym światłem siła, popychała go przed siebie, wgłąb, w gęstwinę, dalej w tajemnice i milczenie. Oddychał płytko, pławiąc się w wilgoci powietrza i jego niespotykanej, nocnej strukturze. Wiedział, że nie wróci. Czuł to głęboko, w kręgosłupie, żebrach, czaszce i piszczelach. Sople lodu kołatały w nie ciężko, przypominając mu jego własne decyzje i postanowienia. Dzisiaj. Zrobi to dziś.

Naciągnął rękawy bluzy, czując jak chłód gwałci bezwstydnie jego słabe, zdrętwiałe ciało. Księżyc towarzyszył mu wytrwale, czuwał jak starszy brat nad losem swego zagubionego rodzeństwa. Wydawało mu się, że chodzi już bardzo długo. Godziny rozpływały się w zapomnienie w mglistych myślach, odsuwały się na drugi plan świadomości, gardził nimi bez zastanowienia i ostrożności. Były mu już zbędne.
Powieki same zlepiały się ze sobą z każdym postawionym krokiem. Ciemność przybierała na gęstości, coraz łatwiej było mu rozróżnić blask od złudzenia. Szukając spokoju, starał się nie odpłynąć w ramiona sennych kochanków, a pozostać w kontakcie z otaczającym go światem. Szmery powoli cichły, już coraz rzadziej słyszał cichutkie stukanie, czy melodie spod jeziora. Może to też jego uszy kładły się spać, dlatego słyszały coraz mniej. Nie chciał zasypiać. Najpierw musi to zrobić, musi. Nie może zasnąć, wtedy wszystko pójdzie na marne. 

Wkroczył powoli na niewielką, oświetloną srebrzystą łuną polankę, wyrwę w wiekowych pniach i wilczych jagodach. Zatrzymał się i wziął głęboki oddech, wypełniając płuca zapachami i powietrzami. Zdawało mu się, że czuje absolutnie wszystko co jest w stanie; ciężki, wilgotny zapach jeziornych traw i topielców, woń liści, trujących owoców, przegniłej ściółki, czarny, zroszony gwiazdami kosmos, krew rozprutego gdzieś w gęstwinie zająca, mokrą, wilczą sierść, zapach ziemi, chcącej być niebem. 
Wyjął z kieszeni spodni drobny, poręczny scyzoryk. Wysunął ostrze, obrócił kilka razy w skostniałych palcach. Zmrużył oczy i powstrzymując się od pełnego rozkoszy uśmiechu wpełzł nożykiem pomiędzy bluzę a bladą skórę swojego nadgarstka. Powiódł brzytwą po ciele, niczym pożądliwe usta mkną przez szyję kochanka, zaborczo, rajsko, dotkliwie. Przez wnętrze dłonie spłynęło kilka burgundowych strumieni, a każdy znalazł swoje ujście w lśniącej na czubku długich paznokci kropli. Rozchylił powieki i uniósł głowę w górę, wpatrując się ze spokojnym uśmiechem w gwiazdy. Czuł szepty, ciche, delikatne szepty, które kołysały go, unosiły się wraz z wiatrem, gwiezdne szepty tych, którzy na co dzień milczą zaklęci w skały. Odsunął ostrze od przedramienia, dłonią splamioną krwistymi smugami zadarł bluzę, ukazując księżycowi biały, okraszony drobną, gęsią skórką brzuch. Przytulił nóż do skóry, naruszając jej biel powolnymi, wyważonymi ruchami. Materiał jego spodni zaczął powoli nasiąkać intensywną czerwienią.

Wtedy poczuł jak coś z lodu łapie jego nadgarstek, delikatnie i równie spokojnie. Jak taniec, z góry zaplanowany układ wydarzeń. Nie stawiał oporu, nie zadawał pytań. Wiedział, to się dzieje, teraz. On się zjawił.
Druga lodowa dłoń wpłynęła posuwistym, cienistym ruchem na jego cieknący życiem brzuch. Zamknął oczy. Rany powoli otwierały się i zamykały pod mrożącymi palcami, tak doskonale hipnotyzując i uzależniając właściciela. Czuł jego czarny oddech na karku, Niemalże mógł dostrzec jego smolisto-granatowe ślepia. Uśmiechnął się delikatnie. W tym momencie ćmie usta opadły na jego szyję, popłynęły leniwym nurtem w górę rzeki, aż do płatka ucha, zaciskając się na nim wilczymi kłami. Sapnął cicho, poruszając szybko klatką piersiową. Zaraz też jego śpiące uszko przyozdobiły drobne krople zbyt gęstego oddechu, jeziora, magii. Mokra od krwi dłoń na brzuchu przesunęła się wyżej, brudząc jego ciało rubinową przysięgą. 
"Dem animae luna..." szeptał cicho, ".. dem sanguine stagnum, dem spiraculum spitirus..", westchnął, unosząc brwi i czując jak powoli jego ciało wznosi się, serce bije nieznany, pierwotny rytm, dłonie i usta pieszczą księżycowymi ułudami, ".. dem oculos nebuli, dem somnium nox..". Rozrzucił kurtyny powiek, łapiąc oddech i nadgarstki podróżujących po jego ciele dłoni.
Był całkiem nagi, leżał na wilgotnej od rosy trawie, przed jego obliczem zawisły tylko dwie wąskie, srebrzyste tęczówki. Wpatrywał się w niego jak w ofiarę, w łup, w miłość, w niebo. Czuł, że jest wszystkim, że jest zaklęciem, pięknem, czasem. Uniósł drżącą z zimna dłoń ku jego sinej, czarnej skórze. 

"Dabo vobis.. omnia me."

Cień wpełzł się w jego wnętrze, powoli, zdecydowanie, z ust uleciało w eter przeciągłe jęknięcie. Czuł, jakby noc przeszyła go ostrzem, wypełniła go całego, każdy zakątek jego ciała był z leśnego mroku, a świadomość błądziła gdzieś pomiędzy wąskimi pniami zmrożonych drzew. Oparł zlodowaciałą dłoń o skrzącą się w blasku księżyca trawę, on wyszedł z niego, pchnął ponownie. Na to poraniony zawył jeszcze raz, tym razem głosem pełnym zwierzęcia, instynktów. Powtórzyło się to jeszcze kilka razy, wyciskając z białoskórego kolejne potoki błagalnych jęków. Wił się wraz z rytmem spokojnych pchnięć, zatapiał paznokcie w zimnej ziemi, rozdzierał powietrze cieniejącym oddechem. Granatowo-stalowe ślepia wwiercały się w niego, pożerały go, śmiały się każdym powiewem nocnego wiatru. Osunął się niżej, drżąc w spazmach pożądania, chłodu, suplikacji o czary i gwiazdy. Splótł spojrzenie ze zbliżającym się kosmosem, z figlarnym, jasnym, żółtawym księżycem. Oddał się bez reszty głębokim, wypełniającym go po czubek świadomości pchnięciom Cienistego, pozwalając ustom wyszywać najpiękniejsze melodie czarnej rozkoszy. Aż do momentu, kiedy jego ciało przyjęło kilka długich, intensywnych wybuchów księżycowego płodu, nasienia jeziora i północnych wiatrów. Wyprężył się w łuk, czując jak jego wnętrze wypełnia się stopniowo, przepełnia, pozwolił kroplom spełnienia wypłynąć i zmieszać się ze świeżą, jasną krwią. 
Czarne, dymne rogi Cienia unosiły się i opadały wraz z jego wilczym posapywaniem. 
Wyszedł z blado-skórego, uklęknął przed nim i uśmiechnął się tak, jak śmierć uśmiecha się do konającego. 

- A teraz, Kim Taehyung, zródź córkę cienia i rozpaczy, albo zgiń, na wieczność ogarnięty mrokiem, samotnością i lodem wody jeziora, błądząc pomiędzy snem a jawą, nigdy wybrany i nigdy pominięty. - wycedził cicho rogaty, przypatrując się poranionej łani.

- Jestem na Twój rozkaz, oddaję Ci ciało i wolę. Zrób ze mną co tylko chcesz.. Panie. - odezwał się zachrypniętym, ciężkim, niskim głosem, spoglądając na Cień z rozchylonymi ustami i łapiąc trzepoczący skrzydłami oddech w pulsujące bólem płuca. 

W odpowiedzi otrzymał szeroki, błyszczący żółcią i posoką uśmiech.

***

Mgła spowiła jego ciało. Blade, przymrożone, przecięte sinymi pręgami. Oddychał powoli, miarodajnie, bez słonecznego pośpiechu. Jego źrenice zlały się z tęczówkami, powoli przechodząc także w białka. Z uśmiechem oglądał powoli szarzejące niebo. Noc umykała tam, gdzie jej nikt nie znajdzie, ustępując miejsca kolejnemu wschodowi słońca, kolejnej nadziei. Gęste powietrze unosiło się, jak kotwica wyrywana z dna morskiego, kiedy statek odpływa miotany głupią, bezduszną falą. Świetlista szarość z przed wschodu otulała powoli każdy bezradny pień, każde źdźbło trawy, najdrobniejszą smugę na tafli jeziora. Jego skostniałe członki, napęczniały brzuch, rzęsy, na których skropliła swój byt mleczna mgła. 
Wpatrywali się w siebie bez pamięci. Bez woli. Bez rozumu. Nic nie było tak istotne, jak to spojrzenie, ta zaprzysiężona więź, okupiona ofiarą i dopełniona cienistym, połyskującym w poświacie księżyca aktem. 
Aż pierwsze promienie ognistego słońca przedarły się przez gęste pnie drzew, przez rosę i myśli. Chłód formował z oddechu niewielkie obłoczki, słońce przeszywało je rdzawymi promieniami. 

Córka zakwiliła wraz z pierwszym oddechem świadomości i chęci do życia. Cień uniósł ją powoli, przytulając do piersi i pochłaniając z uśmiechem jej cichy, żałosny skowyt.

Zmęczenie, ulga, światło, chłód. 

A ciało?
...
Rozpłynęło się wraz z mgłą, dostając upragnione zaklęcia, gwiazdy i czas.


Do przeczytania! - Gabriel



5 komentarzy:

  1. To było... OMG. Ciężko mi to opisać, bo nadal nie ogarniam jak można stworzyć taką perełkę. Epickość to mało powiedziane. To było piękne odczucie, po prostu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Noona ;____; nie mów mi tak, bo się zbyt miło poczuję, jejku. Dziękuję, serio.

      Gabriel

      Usuń
  2. Komentuję dopiero teraz, bo nadal nie jestem w stanie sklecić odpowiednich słów odnośnie tego ff ,_,
    Jest po prostu cudowny, niesamowity.
    Uwielbiam takie klimaty, ale ty przecież o tym dobrze wiesz q.q
    W E N Y ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. MÓWIŁAM ŻE CZUJE JAKIEGOS VMINA! I JEST! DO TEGO TAKI CUDNY PIEKNY ANDBAKDNISNDJS
    Cudo !
    Moje kochane vminowskie feelsy ohyeah XDDD
    Ja po prostu nie wiem jak to opisaç jak ty to robisz wtf ;; ♡
    Ide czytac dalej ♡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Plz, teraz się kolejny Vminowy shocik pisze ~ Ale naprawdę mi przyjemnie czytać takie rzeczy, czuję się bardzo zmotywowany do działania. Więc idę działać. Much love ❤

      Gabryś

      Usuń