poniedziałek, 9 listopada 2015

"Like a Butterfly" cz.5 - pl ver.

Tytuł: Like a Butterfly

Paringi: Taegi (?a bit?) (Kim Taehyung & Min Yoongi)

Opis: Okej. Dawno nie było, bo musiałem odsapnąć. Jednak ta seria jest jakoś psychicznie męcząca, przynajmniej autora. A mimo to jestem, wróciłem, napisałem, dokonałem, wygrałem, co? XD W każdym razie - zapraszam serdecznie do lektury rozdziału o wyjątkowej osobie, Min Yoongim! Z największą również przyjemnością, dedykuję ten rozdział mojej kochanej dongsaeng; Rynna, to od początku miał być rozdział dla Ciebie. Kocham Cię bardzo, pamiętaj. Zawsze. Dziękuję za wszystko. 


Najserdeczniej przepraszam za zwłokę. Makijażystka niestety przedłużyła nieco moje przygotowania, to dlatego. 
Ale jeśli w końcu udało mi się tu pojawić, chciałbym pogratulować państwu wytrwania przez dotychczasowe historie oraz ich niebagatelny ciężar gatunkowy. I tym razem będę przedstawiał państwu opowieść nie mniej tragiczną, pełną kłamstwa i łez. Nie przedłużając już i tak opóźnionego wstępu, zapraszam państwa - oto Min Yoongi!

(pogwizdywania)

On nigdy nie pisał się na taniec. Obiecywali mu, że będzie rapował, a układy zostaną na najbardziej podstawowym poziomie. I co z tych przysiąg zostało? Codzienne próby od szóstej rano i druga partia po obiedzie. No i jak tu się spełniać artystycznie.
Na szczęście Min Yoongi lubił swoją bandę przygłupów za bardzo, żeby narzekać na to bezustanne tańczenie. Dogadywali się na tyle świetnie, że warte było to ofiary tego pokroju. I mimo, że nie było to spełnieniem jego najskrytszych marzeń, to jakimś cudem udawało mu się przetrwać czas wysiłku fizycznego w rytm pisanych przez siebie tekstów. Chociaż Suga zawsze uważał, że taniec jest strasznie niemęski.
Na szczęście zapisali mu to w kontrakcie niemalże pogrubioną czcionką - po próbach mógł wychodzić na miasto, robić co mu się żywnie podoba, a przy wyjątkowych sytuacjach, czasem bawić się nawet do białego rana. Menago rzeczywiście stawał na głowie, żeby zatrzymać go w zespole. Nic dziwnego - tak utalentowany, piękny, szczupły idol zdarza się raz na przesłuchania. A Sudze także zależało na tym, by być przyjętym. Od pierwszej wzmianki o BTS, poczuł się mocno związany z tą formacją, poznawszy resztę członków, wręcz kipiał z ekscytacji. Tak wewnętrznie, oczywiście.

Yoongi kochał kluby, wbrew czemu wydawać by się mogła jego niechęć do tańca. Najważniejsze jednak to, jaka tworzy się atmosfera, poza tym przyjemnie napić się też kolorowych drinków i poznać nowych ludzi. Całymi dniami na to czekał, próby taneczne stanowiły swoisty test charakteru. Szczęśliwie dla siebie, Suga nie był człowiekiem prostym do złamania, a już na pewno nie emocjonalnym czy łatwo się wzruszającym.
To byłoby śmieszne, uczucia są przecież dla dziewczyn.


- Oppaa! Photo, photo! - rozwrzeszczana dziewczynka podbiegła do niego i błyskawicznie ustawiła się do selfie. W zabawny sposób zmarszczył brwi i uniósł dwa palce w geście victorii. Po zrobieniu zdjęcia, dziewczę zaczęło piszczeć i skakać. Tak jakby ten graficzny zapis na urządzeniu był w praktyce ważniejszy niż sam jej oppa. Yoongi zaśmiał się, kiwając z politowaniem głową. 

 - Suga oppa! Jak czuje się TaeTae? - osoba, która zdawała się zachowywać jakąkolwiek ogładę, właśnie zawitała przed stanowiskiem Yoongiego. Poczuł dziwne pieczenie w nosie, a policzki nienaturalnie się ogrzały.
Taehyung. Mały, niewinny V. Teraz leżał w szpitalnym łóżku, nieludzko potraktowany przez jakiegoś pierdolonego psychopatę, który jeszcze na dodatek nie został ujęty.
Suga czuł jak coś wewnątrz niego płonie.
Miał ochotę płakać, gdy zaprowadzili ich do sali, w której stało jego łóżko. W nim on: podpięty do kroplówek i mnogości maszynerii, z rękoma dokładnie zabandażowanymi po ramiona.


Przełknął głośno ślinę, siląc się na najszczerszy, możliwy w tym momencie uśmiech. 

 - V czuje się lepiej z każdym dniem. - powiedział sztywno, kiwając lekko głową i starając się nabierać unormowane, głębokie oddechy. Fanka pokiwała głową, najwyraźniej rada z dobrych wieści, po czym przeskoczyła do kolejnego członka zespołu.
Yoongi nie mógł zrozumieć dlaczego nie mogli odwołać tego spotkania, skoro jeden z nich był w.. nieużywalnym stanie. 

 Po powrocie do dormu, wszyscy odsapnęli z ulgą.
Wszyscy poza Taehyungiem.
Z tego, co przekazała im pielęgniarka, właśnie spał.

Suga czuł, że musi się napić.

NIE. ROZRÓŻNIAJĄC.

Wpadł do pokoju, momentalnie zatrzaskując drzwi. 
Dlaczego w tym idiotycznym świecie nic nie mogło być tak jak powinno.

Stanął przed lustrem, przecierając zmęczoną, zapłakaną twarz niedelikatnym gestem.

Jaki brzydki. Jaki męski.

Tae. Szpital. Łzy samoistnie ciekły po jego zaczerwienionych policzkach. Histerycznie złapał za blond włosy, nieludzko je targając.
V nie powinien być zaatakowany.
Świat nie powinien być okrutny.

Min Yoongi nie powinien być chłopcem.

Stojąc w łazience, opłukiwał lodowatą wodą wyjątkowo mocno zmaltretowaną twarz.
Po osuszeniu, z dumnym, obojętnym obliczem, nałożył na skórę warstwę jasnego podkładu. Wyćwiczonym, posuwistym ruchem, otulił górną powiekę czernią, ostro zakańczając kreskę. Szarawy cień nadał spojrzeniu wyjątkowy charakter, delikatna biel w wewnętrznych kącikach, sprawiła ułudę głębi. Policzki prawie niedostrzegalnie zaróżowione, usta pociągnięte połyskliwym, jasno-malinowym błyszczykiem.
Skromne, niewielkie kolczyki.
Delikatny naszyjnik.

Min Yoongi dopiero teraz była sobą.

Dopiero teraz mogła spojrzeć w odbicie lustra szczerze, nie jak zakłamany tchórz. Tak bardzo bała się wszystkiego co ją otaczało. Najbardziej siebie. W tych bluzach, full capach i bokserkach pod spodniami.
Bała się ciała. Kiedy przy dotyku mężczyzny, zamiast czuć pęczniejące piersi i rumieńce, ta.. rzecz między nogami, nagle rosła; płonęła ze wstydu zawsze, kiedy siedziała z resztą grupy, przebrana za jednego z nich. Strach paraliżował jej odwagę. Dlatego przez większość życia, Min Yoongi była kłamstwem - tak dla siebie, jak dla całego świata. Była oszustwem.

Zapalniczka w dłoni roznieciła niewielki płomyk.
Stała zupełnie naga przed lustrem, płacząc na widok chudego, niekształtnego ciała. Trzymała członek z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy, druga dłoń, z niewielkim mechanizmem wewnątrz, powoli zbliżała się w tą samą stronę.

Zawyła z bólu, czując mdłości od zapachu spalonej skóry.

Jej ręce drżały, łzy spływały po wodoodpornym makijażu; czarne, spopielone włosy kruszyły się przy samym oddychaniu. Przyrodzenie pulsowało, miejscowo pokryte białawymi plamami, lub też brunatną, spaloną skorupą. Krew sączyła się wolno z rozjątrzonych ran.

Bała się nieustannie. Ale trochę otumaniła emocje.

Nierówno wykarczowane włosy schowała pod blond peruką, wprawnie zabandażowała okaleczony organ, ubrała obcisłą, czarną sukienkę. Stanik wypchany watą z poduszek tak przyjemnie wpijał się pod łopatkami.
Bez wątpienia najsłodszy ból jej życia.

Dym z papierosa sączył się powoli, leniwie.
Oczy nieustannie skrywające drobne kryształki łez, stukot jej wysokich obcasów.

W klubie, do którego zazwyczaj chodziła, mężczyźni lubili jej towarzystwo. Tak jak innych, podobnych jej. Tylko... zazwyczaj mężczyzn też.
Tym jednak razem jej trasa obrała za cel inną destynację.
Niepewnym krokiem, udając jednak opanowanie i przywdziewając cwany wyraz twarzy, wpłynęła do ciemnego pomieszczenia. Nie myśląc długo, usiadła przy barze, zamawiając kilka szotów.

Umysł przywoływał paskudne, nierzeczywiste obrazy; Tae zmasakrowany, topiący się we własnej krwi.
Krzyczał, błagał o pomoc.
A ona nie mogła nic zrobić, bo wołał Sugę.
Nie ją.

Z rozmyślań wytrącił ją niski, rozochocony tembr.

- Hej, pierwszy raz Cię tu widzę, jak masz na imię ślicznotko? - wyraźnie wstawiony osobnik uśmiechał się z nieobecnym spojrzeniem, lekko kiwając się na niestabilnym krześle. Yoongi uśmiechnęła się pobłażliwie, układając dłoń na jego gorącym, czerwonym od nadmiaru alkoholu we krwi, policzku.

- Wyobraź sobie najpiękniejsze imię dla kobiety. - mruknęła cicho, siląc się na nieco wyższy niż zazwyczaj ton.

- Tak właśnie się nazywam.

Ile czasu trzeba, żeby pojąć komediodramat swojej egzystencji?

Ile czasu potrzeba, żeby słowo stało się ciałem?

Zegar na szafce nocnej obwieszczał obserwatorom czwartą siedemnaście. Siedziała pijana w swoim pokoju, otulona w koc i drżąca z zimna - otwarte okno pozwalało brutalnie mroźnemu powietrzu wdzierać się do pomieszczenia. Ze smutnym uśmiechem przeglądała zdjęcia w telefonie; kilka selfie z uśmiechniętymi mężczyznami, niektórzy dawali jej buziaka w policzek, inni przytulali w radosnym geście.
Lubili ją.
Podobała im się.
Ta prawdziwa ona, nie jakiś oppa czy hyung.

Wstała, chwiejnym krokiem podchodząc do lustra w łazience. Nieprecyzyjnym gestem chwyciła wacik kosmetyczny, rozlewając nań tonik oraz nieumyślnie znacząc nim podłogę. Świat jest nieustannie pijany. Jej wymiotował już kolejny raz, topiąc niewinne stworzenie w odmętach żalu i rozczarowań. I znów czas cierpieć, oszukiwać, okłamywać najbliższych. Czas męki i wyważonych wypowiedzi.

Czas wrócić.


Do przeczytania! - Gabryel.




2 komentarze:

  1. Chciałam napisać jakiś inteligentny i konstruktywny komentarz, ale po przeczytaniu tego stać mnie tylko na... Nic, tak po prawdzie, hah. To było jednocześnie mega przykre, ale też śliczne? Nie wiem, płaczę tak czy siak :')

    OdpowiedzUsuń
  2. Cooooo
    COOOO
    Znowu ryczę :")
    Nigdy się nie spodziewałam, że ktoś poruszy taki temat, tym bardziej w fiku... Naprawdę się wzruszyłam. Boże. Problem Sugi mnie złamał. No po prostu złamał. Brak akceptacji swojej płci, to jedna z najgorszych przypadłości, jakie można sobie wyobrazić. To jest tak niewyobrażalne cierpienie... Mój biedny Cukierek.
    Płakam, ale idę czytać dalej ;v;

    OdpowiedzUsuń