wtorek, 24 listopada 2015

"Like a Butterfly" pt.8 - pl ver. (2/2)

Tytuł: Like a Butterfly

Paringi: Vhope (Kim Taehyung & Jung Hoseok), Taegi (Kim Taehyung & Min Yoongi), Vmin (Kim Taehyung & Park Jimin), SugaMon (Min Yoongi & Kim Namjoon), Jihope (Park Jimin & Jung Hoseok), Vjin (Kim Taehyung & Kim Seokjin), Jikook (Park Jimin & Jeon Jeongguk)

Opis: Po prostu musicie mi to wybaczyć.


- Hobi hyung.. Jak mnie tu znalazłeś?

- Wszyscy tu są, Tae. Nic Ci nie jest??

- Spokojnie, hyung. Już dobrze.

Wychudzona dłoń spoczęła na zaplecionych w pasie rękach. 
Hoseok bez słowa wtulił się w chłodne, jednak emanujące dziwnym spokojem ciało. Pociągnął nosem.

- Zimno tu, wejdźmy do hotelu.. - mruknął Hope, lekko pociągając V w obranym kierunku. Ku własnemu zaskoczeniu Tae stawił otwarty opór.

- Nie, ja nie mogę. Zostaję tutaj, jest tak pięknie, widzisz? - młodszy zadarł głowę ku górze, lustrując mrowie gwiazd rozświetlających satynową toń niebieskiego sklepienia ponad nimi.
Hoseok nie odpowiedział. Wziął tylko głęboki oddech, zamykając powieki. Poczuł się nieswojo, jakby nie przynależał to zaistniałej rzeczywistości.
Taehyung miał tu być sam?
Już chyba prawie w to wierzył.

Smukła dłoń spoczęła niespiesznie na ramieniu starszego. Jedyne co pojawiło się w jego głowie, to straszna wizja, że to znów przyszło. Zdjęty przerażeniem zadrżał i obrócił się walcząc z paraliżującym strachem. Odczuł jednak cudowną ulgę, a mimo to niemałe zaskoczenie, widząc za sobą rozespanego Jimina. Wyglądał zupełnie jak martwy; cienie nieładnie podkreślały siniaki i otarcia na twarzy, już i tak wyeksponowane przez brak makijażu.

- Jiminie hyung! - Tae bez zastanowienia wyrwał się z objęć Hoseoka, zaplatając ramiona na szyi nowo przybyłego. Park jedynie delikatnie go objął. - Tęskniłem, bardzo. Nikt tam nie potrafił mnie tak miło budzić. Hyung.. co się stało..

Oczy Jimina, jakby nieobecne, zaczęły wypłakiwać nagle niebotyczne pokłady łez. Nie wyglądał jednak jakby wpadł w rozpacz, czy w ogóle cokolwiek odczuwał. Niezmiennie niekonkretny wyraz twarzy, wydawał się przeszywać przestrzeń, aż po horyzont.
Nie odpowiadał. Hoseok spojrzał na Taehyunga pytającym wyrazem twarzy, na co jednak wzrok V nie dało mu żadnej odpowiedzi. Zapewnił ją jednak przenikliwy wrzask.
Hope niemal podskoczył, momentalnie chwytając ramiona chłopca i pytając co się stało, na co ten ze łzami w oczach wskazał okolice piersi Jimina.
Jasny bezrękawnik jaki miał na sobie, w okolicy serca przesiąknął intensywnie ciemny kolor. Hoseok otworzył szerzej oczy, jedynie lustrując zaistniałe zjawisko.

- Jimin, co kur..

Wkrótce bordowa plama zaczęła spływać dalej, po brzuchu pod nasiąkającym stopniowo ubraniem.
Na usta Parka wpłynął delikatny, żałosny uśmiech.

Kilka sekund później z hotelu wybiegły dwie postaci. Dało się słyszeć donośne wołanie.

- Taehyuung! To Ty?! - tembr Namjoona rozbrzmiał głośno, a po kilku chwilach lider padł dongsaengowi w ramiona, zanosząc się cichym szlochem.  - Tae, ja się tak bałem, nic nie mogłem zrobić, przepraszam, przepraszam.. - szeptał cicho, starając się hamować płacz, co kończyło się tylko stłamszonym pojękiwaniem.

Drugi, który się zjawił, stał tuż obok, obserwując scenę z zaskoczeniem, ale i jakąś ulgą wymalowaną w mimice.

- Tae.. - szepnął Yoongi, zbliżając się do przytulającej się dwójki i wplatając chudą, zimną dłoń w posklejane, bardzo zaniedbane włosy uciekiniera ze szpitala.

- Suga hyung! Hyung, ja Cię tak bardzo przepraszam.. - Tae cudem wyswobodził się z kurczowo zaciśniętych na sobie ramion i rzucił się Yoongiemu na szyję. Ten z rozczulonym uśmiechem zmrużył powieki i otulił rękoma drobne ciało młodszego.

- Krzyk nas obudził.. coś się stało? - wypalił Nam, czując się odrobinę lepiej niż do tej pory.

- Hyung.. bo Jimin.. on.. - zająknął się Hoseok, spoglądając w kierunku Parka, który zdążył odejść od nich kawałek i usiąść na jednym z ociosanych wiatrem głazów.

Lider bez słowa ruszył w tym samym kierunku, zbliżył się do młodszego, w końcu oglądając od stóp do głów jego postać. Napotkawszy na torze swego spojrzenia intensywną, ciemną plamę, zagryzł wargi i zacisnął powieki, odwracając wzrok.

- Nic nie powiesz, prawda..? - ozwał się syczącym szeptem, nadal nie patrząc w kierunku dongsaenga. Nie dostrzegł więc spokojnie poszerzonego uśmiechu na jego ustach oraz dłoni, która leniwie powędrowała w kierunku rany na klatce piersiowej.
Wkrótce, co można było wyprorokować, budynek opuściła kolejna para, ostatni z zespołu. Jeden z nich zdecydowanie bardziej energicznym krokiem zbliżył się do zgromadzenia.

- Co tu się odkurwia, ludzie, niektórzy chcą.. - Jungkook urwał agresywny atak na przyjaciół, wraz z dostrzeżeniem postaci w bieli w centrum grupy. Otworzył szeroko oczy, nie ruszając się z miejsca.
Nie odezwał się ani słowem, stojąc tak jak zamrożony, co Jin wykorzystał, momentalnie wychodząc przed maknae i obejmując czule odnalezioną zgubę.
Nikt nie wiedział co zrobić. Sytuacja nie prosperowała najlepiej, zwłaszcza po wyszeptaniu przez Tae prawdziwej historii. Teraz już każdy ronił łzy. To za dużo, za dużo jak na nich. Stali właśnie w towarzystwie mordercy, co gorsza kochali go z całego serca. Taehyung w spazmatycznych falach szlochu zaciskał skostniałe palce na ostrzu noża, który ze sobą przyniósł. Krew cicho kapała na falującą zupełnie niby oceaniczna toń, trawę.

- Boję się.. - jęknął Hoseok, drżąc i szukając w kieszeniach rozsypanych dawno, białych tabletek. Odnalazł już jedną garść, na której zamknął dłoń, ściskając niemal do białości. - Tam na górze.. mam więcej.. pójdę po nie.. Hoseok zostań z nimi..

- Kurwa mać. - skwitował Jungkook, zaplatając dłonie na karku i odchodząc od reszty wściekłymi krokami.

- Zamknij się, Jeon. Nie jesteś lepszy. - warknął Namjoon, nabierając swojej naturalnej pewności siebie. Gdy jednak spotkał się ze spojrzeniem maknae, przed oczami zabłysły mu sceny z ubikacji, jego cyniczny, paskudny uśmiech, jego histeryczny płacz i dłonie zaciśnięte na zakrwawionej koszulce Jimina. Westchnął ciężko, czując jak kąciki oczu pieką go niemiłosiernie.

- Co się dzieje z hyungami..? - mruknął smutnawo Tae, oglądając poczerwieniałe narzędzie zbrodni w palcach, tnąc je tym saym nieustannie, ale już nie poświęcając temu większej uwagi.

- Chyba wychodzi na to, że z żadnym z nas nie jest dobrze.. - wymruczał nieśmiało Jin, obserwując kolejno każdą z obecnych postaci. Wszyscy zdawali się mieć tak wielki defekt, że wręcz komiczne było ciągnięcie dalej tych brudnych, smutnych egzystencji. Co kilka chwil z różnych stron rozbrzmiewało rozżalone, ciężkie westchnienie.
Nic nie było takie ja dawniej.
Słońce zaszło i najwyraźniej nie miało zamiaru wzejść o poranku.

Hope wrócił, taszcząc ze sobą torbę pełną sterylnych, białych opakowań i butelkę wody. Bez słowa rozsiadł się na zimnej trawie, otwierając pierwsze z licznych pudełek. Przygotował maksymalną porcję błękitnych tabletek na środku dłoni, przysuwając je do ust i wkrótce zapijając wodą. Powtórzył to później jeszcze raz i jeszcze, tak do końca pudełka.. później otworzył kolejne, wysypując na dłoń pomarańczowe, tym razem, pigułki.

- Co robi Hoseok? - załkał cicho Yoongi, zasłaniając usta chudą dłonią.

- To co my wszyscy powinniśmy już dawno. - jęknął z histerycznym uśmiechem Kook, szarpiąc wściekle za własne włosy.

- Nie mów tak! - odkrzyknął rozpaczliwie Namjoon, podchodząc do młodszego i łapiąc przy szyi materiał jego koszulki. - Nie masz prawa!

- Mam pełne prawo! Mam pełne prawo chcieć ze sobą skończyć! - zaskomlał zachrypniętym głosem, przy okazji targając się z liderem.

Rozległo się jeszcze kilka krzyków, zanim wypuścili się z walecznego rozgardiaszu. Yoongi pokiwał z politowaniem głową, smutno wzdychając i klikając zapalniczką, która uwolniła z siebie maleńki, jasny płomyk.

Jimin wstał z kamienia, ściągając koszulkę przez głowę. Spojrzał troskliwie na krwawe pręgi na piersi. Biedne ciało.. biedne, brzydkie, odrażające ciało.
Całą powierzchnię zapadniętego z głodu brzucha pokrywały drobne, podłużne strupki. Tak samo prezentowały się przedramiona i uda skryte pod spodniami. Cały był zniszczony.
Drżąc od przeszywającej, mroźnej bryzy, podszedł chwiejnym krokiem do siedzącego na trawie Hoseoka. Ten zapijał właśnie kolejną porcję białych tabletek, co chwila plując wodą i dławiąc się panicznym śmiechem. Park usiadł tuż obok ze łzami w oczach i oparł policzek o trzęsące się ramię starszego. Ten głośno czkając zanosił się histerycznym, chorym chichotem, nie zwracając uwagi na otaczającą go rzeczywistość. Nie należał już do niej.

Jungkook obrócił się do nowo przybyłego. Poczuł jak jego wnętrze zajmuje się żywym ogniem. Ze skrzywioną twarzą i zmarszczonymi brwiami podszedł do siedzącej dwójki, z bezsilnym wrzaskiem zamachując się i uderzając wierzchem buta prosto w czoło Jimina. Ten padł na plecy w konwulsjach, ktoś pisnął, ktoś zaklął jak jeszcze nigdy.

- NIENAWIDZĘ CIĘ!! - wrzeszczał maknae stając nad z trudem łapiącym powietrze hyungiem. - Nienawidzę, słyszysz?! Jesteś nikim, kurwa, nikim!!! - gorące łzy ciekły po jego policzkach, spadając na krwawiące ciało Jimina.
A jednak się łączyli.
Hoseok śmiał się głośno, trzęsąc już za bardzo, żeby na dłoni utrzymała się jakakolwiek rzecz. Patrzył więc tylko na opuchniętą twarz młodszego, leżącego obok. Jiminie? Taki śmieszny.. zawsze był naszą małą kluseczką.

Namjoon upadł na kolana, chowając twarz w dłoniach. To nie działo się naprawdę, tego nie można było wymyślić. Ktoś go strasznie okłamał, albo to tylko sen. Tylko sen. Tylko sen. Sen.
Chude, drżące ramię otuliło jego skulone plecy.

- Nam.. skończmy to.. nie chcę dłużej.. - jęknął Yoongi, zanosząc się cichym płaczem. - Nie mogę na to wszystko patrzeć.. nie mogę, Nam.. to jest jakieś piekło..

Lider po kilku sekundach zamilkł, unosząc kamienną twarz. Pogładził mokry od łez policzek obejmującej go postaci, mrużąc oczy i łącząc ich usta w delikatnym, jak uderzenie skrzydeł motyla, pocałunku.

Lustrując sapiącego w konwulsjach hyunga, Jungkook upadł, jakby ktoś nagle podciął mu kolana. Sam oddychał szybko, płytko, z oczami szeroko otwartymi. Potwór. Był potworem. Pierdolony morderca, jak Tae. Złapał za włosy i zacisnął zęby tak mocno, że poczuł krew w ustach. Był skończony, przegrany. Był niczym.

Patrzył w rozgwieżdżone pola powietrznych łąk. Bolało. Pierwszy raz od bardzo dawna. Przy zderzeniu usłyszał tylko ciche chrupnięcie gdzieś w szczęce. Nie miał siły się podnieść, jedyne czemu poświęcał uwagę to niebo. Czarne, smoliste, głębokie.
Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że nie dochodzą do niego żadne dźwięki. Uśmiechnął się na myśl, że ostatnim co usłyszał, był głos jego słodkiego, ukochanego Jungkooka..

- JIIN! - Tae rozbrzmiał krzykiem przeszywającym tak jak jeszcze nigdy do tej pory.
Dopiero teraz zorientowali się, że najstarszy stał oddalony może pół kroku od przepaści. Obrócił się na dźwięk swojego imienia, lustrując całe zbiorowisko z pustym spojrzeniem.

- Nikt już nie będzie taki jak on.

Poczuł nie jakby zrobił krok w tył, raczej jakby ktoś zwinął ziemię spod jego nóg. Gdy leciał, chyba po raz pierwszy rozlał się w jego umyśle.. spokój. Uśmiechnął się, wreszcie nie musząc oglądać wyobrażenia jego paskudnej, oślizgłej twarzy.

Cichy odgłos uderzenia o skały, potem jeszcze cichszy plusk.

Milczenie przebiło duszę każdego, kto widział całą scenę. Wkrótce rozległ się tylko histeryczny szloch Namjoona.

- To kurwa nie ma sensu!! Nie ma sensu! - wrzeszczał, kuląc się i szamocząc niczym wyrzucona na ląd ryba.

Jimin powoli podniósł się do siadu. Widział, że płaczą. Namjoon wydawał się coś krzyczeć. Obserwował ich z nieobecnym wyrazem opuchniętej, zakrwawionej twarzy. Nie mógł dostrzec Jina, gdzie on się podział..
Dostrzegł ruch po swojej lewej, Hoseok wstał. Wyciągał do niego dłoń; śmiał się nieustannie, ale z jego oczu uciekały kaskady łez. Mówił coś. Jimin nie mógł wyczytać co.. chwycił poczerwieniałe palce hyunga, wstał z trudem, czując dokładnie każde połamane do tej pory żebro.
Hope ciągnął go, trzęsąc się spazmatycznie. Brnęli w stronę klifu. Przestraszył się. Poczuł niepewność, lęk przed śmiercią.

Ale Hoseok nie zwalniał kroku.

Ani się nie zatrzymał. Jimin krzyczał, ale nie słyszał własnego głosu. Zamknął oczy, starając się opanować łzy.
Głuche uderzenie także nie dotarło do jego martwych uszu.

Kookie zawył. Tak jak wyją psy czy wilki, rzęził przesiąkniętym poruszającą rozpaczą głosem.

- Jimiin!! - zdarł sobie gardło na głośnym, płaczliwym wrzasku. Chwiejnym krokiem podszedł do krawędzi urwiska, pozwalając wielkim łzom spadać prosto w mrok.

- Przepraszam Cię.. - szepnął cicho, chowając twarz w dłoniach.

Wkrótce zdjęty jakąś przejmującą słabością, stracił równowagę.

Tae podążył tuż za Jungkookiem. W drżącej dłoni ściskał ostrze, biały fartuszek przesiąkł łzami, pobrudził się błotem. Rozczochrane włosy powiewały na zimnym, nieprzyjemnym wietrze. Spojrzał na narzędzie w swoich dłoniach. Kilka łez rozmyło plamy jego własnej krwi.
"Morderca" rozbrzmiało w jego głowie. Zacisnął oczy, marszcząc czerwieniejącą twarz. Prawie nie odczuł momentu, w którym ostrze utkwiło w jego wnętrznościach. Opuścił wzrok, lustrując poczyniony ubytek.
Opanowało go straszne zmęczenie, poczuł się śpiący. Zmrużył oczy i pochylił się, chcąc opaść na kolana. Jednak nogi nie napotkały podłoża.

Namjoon ściskał Yoongiego w ramionach.

- Już po wszystkim.. - szepnął, kiedy metal zabrzęczał o skały. Suga podniósł opuchniętą od płaczu twarz, czując jak brak postaci na zalanej mrokiem murawie przyprawia go o mdłości.

- Nic już nie ma sensu Namjoon.. nic.. to koniec. - dławił się rozpaczą blondyn.

Wkrótce powrócili do hotelu.

Yoongi w plecaku odnalazł suknię i piękne buty.

Na schodach rozległ się stukot obcasów.

Namjoon czekał na nią w progu.

Ze łzami w okraszonych makijażem oczach, podała mu dłoń.

Stojąc przy urwisku, patrzyli na obryzgane krwią skały, z których ocean powoli zmywał dowody.
Lider nieistniejącej formacji spojrzał na Yoongi.

- Zatańczysz, Pani? - wyciągnął ku niej dłoń, po chwili leniwie stawiając kroki walca.

Pierwszy obrót.
W przepaść spadły małe kamyczki.

Drugi obrót.
Gwiazdy zaczęły płakać.
Trzeci obrót.

Wiatr rozwiał pomięte kosmyki traw. Cisza otuliła pozostałości porzuconej nadziei, rosa osiadła na zacienionej murawie. Wkrótce ciepłe światło poczęło rozpalać pagórki i zamieniać krople w gąszczu traw w iskrzące się kryształki. Słońce znowu wstało, jak każdego poranka.
W ciszy.


Szanowni państwo, żegnam i życzę miłego dnia. A to, byli BTS.

Do przeczytania. - Gabriel.



9 komentarzy:

  1. Nie mogę. Po prostu nie mogę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezus...Jezus Maria... Gabek dlaczego? Nie no...po prostu nie...Nie ma szans żebym coś sensownego skłoniła..Ja nie wiem... Jak to wszystko mogło się tak skończyć? Co to opowiadanie robi z człowiekiem... To powinno być zabronione ;-; Ale kocham je ;-; Było takie...wyraziste.

    OdpowiedzUsuń
  3. Obejrzałam dodatkowo Run i teraz przez Ciebie chce mi się ryczeć ._.
    Zginiesz kiedyś, dobra? </3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, idę na to. ~
      Pomijając fakt, że już i tak jestem nieprzytomny od płaczu nad "Run". (y)

      Usuń
  4. To było... przerażające ;_; Piękne i przerażające. Cudowne. Jeszcze słuchałam w międzyczasie, czytając tego ficzka, taką fest smutno piosenkę i teraz znowu ryczę, dzięki T.T
    Cudowne, genialne. Chcę więcej ;-;

    OdpowiedzUsuń
  5. To zdecydowanie najlepsze opowiadanie jakie czytałam w swoim marnym, krótkim życiu... Czuje ze nie pozbieram sie po nim przez dłuższy czas... Gratuluję ;;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O mamo. Czuję się naprawdę zaszczycony, dziękuję. To dużo znaczy. Much love ❤

      Gabriel

      Usuń
  6. Aha. Aha. Aha.
    Czekaj. Potrzebuję chwili. Albo chwil. Dużo chwil.
    Okej. Wróciłam.
    Może wyjdę na tą bez serca, ale... Nie płakałam na WSZYSTKICH rozdziałach. Tylko na 1, o Namjoonie i ostatnim... Na rozdziale 1 nie płakałam czytając go, a dzień później, wieczorem rozmyślając... Płakałam, bo zdałam sobie sprawę, że sytuacja Jimina to taka wersja hard mojej... Mój Kookie nie jest taki... No.
    Na rozdziale o Namjoonie zapłakałam na koniec... Nie wiem czemu to ostatnie zdanie mnie tak przybiło...
    A na ostatnim rozdziale?
    Bez. Przerwy. Kurna. Łzy przyjęły formę wodospadu...
    Ech. Ech. Ech. Jak widać nie potrafię napisać nic sensownego, JAPITOLE. NIE. KONIEC, NIE UMIEM NAPISAĆ TEGO KOMENTARZA, SPŁOŃ.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komentarz doskonały. Serio. Bardzo satysfakcjonujący, ale nie naciągany. Dziękuję Ci, bardzo. Ludzie jak Ty sprawiają, że jestem z siebie dumny. Kocham.

      Gabryś

      Usuń