Tytuł: "Nie przekręcaj klucza"
Paringi: Vmin (Kim Taehyung & Park Jimin)
Opis: Powstało pod wpływem pewnej pieśni ludowej, którą polecam przesłuchać wszystkim, którzy nie znają i się nie boją. A tutaj przedstawiam gore z angstowym zakończeniem, gwałt, prostytucja, lekomania, sceny brutalnego seksu, opisy krzywd fizycznych. Czyli wszystko, czego chcielibyście uniknąć w jednym opowiadaniu. A do tego mój ukochany 95' line. Zapraszam, łykajcie.
Dochodził czternasty raz tego dnia.
Bolało go wszystko, najbardziej cały obszar krocza i pośladki. Czuł, jak sperma wypływa z jego przekrwionego przyrodzenia, nie chciał już tego, płakał od kilku godzin. Ale praca to praca.
Kolejne uderzenie, piekący ból wewnątrz, zdarty policzek przyciśnięty do drewnianej poręczy prowizorycznego, śmierdzącego potem i nasieniem łóżka. Ciepło, rozlewające się gorzko po jego rozciągniętym wejściu. Nie chciał wiedzieć ilu klientów mieszało się już między jego pośladkami. Starał się nie myśleć. To jedyne ratowało go przed poddaniem się kompletnie.
Obrócił go brutalnie jak szmacianą lalkę, wymierzając ostry cios w udo. Chłopiec skulił się z głośnym piskiem, wypracowanym gestem osłaniając twarz ramionami i drżąc ze strachu. Ale klient chyba się znudził. Splunął na blondyna, ostentacyjnie podnosząc się i zapinając rozporek. Odpalił papierosa, zarzucił kurtkę na ramiona i wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi.
Tae zakwilił. Odsłonił zapuchnięte, czerwone oczy i westchnął głęboko. Zaraz jednak skulił się ponownie, czując jak pęknięte żebro daje się we znaki. Trzęsącą się ręką sięgnął desperacko swojej szafeczki życia. Rozsunął drzwiczki i wyjął z ciemności spowijającej ich wnętrze małe opakowanie białych, podłużnych tabletek. Cudem zdołał przecisnąć jedną z nich przez aluminiową, cienką blaszkę i bez namysłu wrzucił w rozchylone, spękane usta. Przełknął gorzki ratunek, czując jak wędruje powoli przez cały jego suchy przełyk, pozostawiając nieprzyjemne posmak i świadomość. Nie liczył środków przeciwbólowych. Nie było już po co. Jedyne co ratowało go od powieszenia się, to te małe, białe anioły. Nie chciał, żeby go zostawiły.
Nie był pewien jak udało mu się zwlec z łóżka. Sperma wraz z krwią mieszały się, spływając po jego chudych, posiniaczonych udach. Chwiejnym krokiem podszedł do drzwi i przekręcił klucz. Miał chwilę, żeby złapać oddech. Lepiej się zamykać, nigdy nie wiadomo, kto wpadnie do środka i zacznie cię gwałcić.
Pochylił się z trudem, w końcu kucając i ze skrzywionym z bólu wyrazem twarzy zbierać rozrzucone po posadzce grosze. Tyle był wart. Kilka zaplutych, przetartych monet. Nie znał już swojej wartości, wszystko zależało od wyceny, od humoru alfonsa, od stanu klienta. Zdarzało się, że gdy po zaspokojeniu upomniał się o zapłatę, dostawał w twarz tak mocno, że pluł krwią kolejne kilka minut, więc przestał. Stwierdził, że gra nie jest warta świeczki. Taki los był mu pisany, był żałosną, zdeptaną kurwą. Pogrzebany za życia. A wokół tyle dłoni, tyle pięści, czekających na niego, jak na najlepszą zabawkę.
Klamka opadła z trzaskiem w dół. Napotkawszy opór, rozległo się niecierpliwe pukanie. Zadrżał z przerażenia. Przełknął głośno ślinę, podnosząc się z klęczek i przekręcając powoli klucz w zamku. Drzwi otworzyły się z impetem, stanął w nich rosły mężczyzna w średnim wieku z lekkim zarostem i nieprzyjemnym spojrzeniem. Zlustrował obraz przed sobą z wyraźnym obrzydzeniem wypisanym na twarzy.
- Ale jesteś paskudny.. mała dupodajna kurwa. - warknął popychając chude, prawie już niewładne ciało na podłogę. Chłopak uderzył boleśnie głową o drewniane panele i stęknął, zwijając się w małą kulkę.
Nie mówił nic. Nauczył się, że słowa częściej go pogrążają, niż ratują. Był gotowy na kolejne cierpienie. Jednak zamiast brutalnego rozdarcia penisem, dostał coś, czego absolutnie się nie spodziewał. Obuta, ciężka stopa wbiła się w jego plecy, rozprzestrzeniając przytłaczający, duszący ból po całym ciele. Zakrztusił się, plując śliną, spermą i krwią, zmieszanymi do półprzezroczystej, różowawej mazi. Tabletki nie pomogą, czuł, że dziś zdarzy się coś okropnego.
Krótką chwilę później wielka, twarda dłoń zacisnęła się na jego włosach, z łatwością zwlekając ciało z podłogi i zmuszając blondyna do wypuszczenia z siebie rozdzierającego jęku. Osiłek bez trudu rzucił nim na łóżko, rozpinając spodnie i wyjmując z bokserek ciemne od zarostu, pokryte siatką żył przyrodzenie. Spojrzał pogardliwie na chłopca w konwulsjach; jak cienka strużka płynęła po jego opuchniętych wargach. Pełen granatowych, żółtych i czerwonych krwiaków brzuch drżał, unosząc się i opadając w rytm nierównomiernych oddechów, blondyn dławił się co jakiś czas i pozwalał łzom oczyszczać policzki z brudu. Mężczyzna złapał go mocno za biodro, naciskając na wcześniejsze siniaki chłopca i bez zapowiedzi wbił się w niego cały, nie dając chłopcu ani chwili na oddech.
- Aaaaa... - rozległ się zbolały krzyk na jeden ton, już zbyt słaby by rozbudzić bestię w kliencie, ciągle jednak podkreślający żywotność ofiary.
Posuwał go szybko, uderzając w kruche, blade z zimna ciało z całej siły. Frustrację przelewał na siarczyste przekleństwa i paskudne obelgi adresowane do chłopaka. Wkrótce złapał jego szyję, a odnalazłszy weń punkt podparcia, zacząć pieprzyć go w zawrotnym, jeszcze bardziej niebezpiecznym tempie. Stara sperma mlaskała przy każdym uderzeniu, twarz blondyna siniała z sekundy na sekundę, z czerwieni przechodząc w bladą śliwkę. Zamknął opuchnięte już powieki i postarał się wyłączyć całkowicie, nie walczyć. Ból promieniował z nieprzeciętną siłą w skopanych plecach, zwłaszcza przy kolejnych pchnięciach klienta. Nie oddychał, nie starał się, chciał, żeby już go zostawił, może pomyśli, że jest martwy.
Ale nie pomyślał.
Minuty mijały, ciosy spadały na delikatną na co dzień, teraz natomiast zakrwawioną i opuchniętą twarz chłopca. Krzyk, cios, pchnięcie. Przekleństwa, tak dużo przekleństw.
Czuł, że mu niedobrze. Miał ochotę zwymiotować. Brak jedzenia mu to jednak uniemożliwiał, cios w brzuch wywołał więc tylko zachłyśnięcie się kwasem żołądkowym i plucie nim w brudną pościel. Mokro, zimno, boli, tak bardzo boli..
Obfite warknięcie obwieściło orgazm mężczyzny. Jeszcze chwilę sapał nad nim, roztaczając w powietrzu alkohol i nieprzyjemny zapach braku higieny. Wyszedł z niego, pchnął nogi jak najdalej od siebie i z obrzydzeniem sięgnął po papierowy ręcznik na szafce.
- Będę się musiał po tobie myć, kto wie jakie przenosisz choroby paskudna szmato. - wysyczał nienawistnie i rzucił nasiąkniętym ciepłym nasieniem papierem w rozłożonego na łóżku chłopca.
Nie zostawił pieniędzy.
Po prostu wyszedł.
Tym razem nie wstał z łóżka. Nie był w stanie. Ból pulsował nie tylko przez cały kręgosłup, ale i w poważnie obitej czaszce. Starał się złapać oddech. Bardzo siłował się ze sobą, żeby tylko dać radę wziąć kolejny wdech. Kolejny raz pozwolić krwi zatoczyć pełny obieg przez wszystkie jego członki. Tracił siłę. Z każdą chwilą obraz przed oczami tracił ostrość, a on rozpaczliwie próbował ją odzyskać.
Nie mógł uwierzyć, kiedy drzwi otworzyły się po raz kolejny.
Nie panował już nad niczym. Tracił czucie, bał się. Bał, że ten człowiek odbierze mu oddech, puls, ostatnią kroplę godności, która krąży w nim wraz z zatrutą krwią.
Ktoś wdrapał się na łóżko. Nie poczuł ciosu, nawet dotyku, nie słyszał głosu. I nie mógł być pewien, czy to przez swój stan, czy ten ktoś faktycznie nic nie robił. Brak sił na obrócenie ku przybyłemu głowy był irytujący. Po chwili jednak poczuł tą nową obecność.
Smukła, przyjemnie chłodna dłoń opadła na jego obolałą klatkę piersiową, delikatnie i jakby czule. A już prawie zapomniał jakie to uczucie. Zebrał całą silną wolę i wiedziony rozpaczliwą potrzebą zwrócił oblicze ku przybyszowi. Dostrzegł jasną, ciepłą twarz, tym piękniejszą, że przyozdobioną perlistym, słodkim uśmiechem. Łzy ponownie wypłynęły spod jego czerwonych powiek.
- Cii.. spokojnie, Taehyungie. Już dobrze. Jestem tu. - nieznajomy pogładził spocone, blade czoło chłopca i odgarnął polepioną krwią grzywkę.
- A..ale.. kim.. k-kkim Ty.. - wychrypiał blondyn, dławiąc się jednak i boleśnie odkaszlując krwiste skrzepy z płuc.
- Nie mów, to pewnie strasznie boli. Jestem Jimin, nie musisz się bać, nie zrobię Ci krzywdy.. - mruknął ten w odpowiedzi, a Tae zamknął oczy i postarał się raz jeszcze ustatkować oddech. I tak nic innego poza zaufaniem temu człowiekowi mu się nie opłacało. Niewiele było do stracenia.
- Bardzo Cię skrzywdzili, prawda? Pozwól mi.. daj. - westchnął ponownie Jimin, odrzucając niesforną, czerwonawą grzywkę i pochylając się nad zmaltretowanym ciałem chłopca.
Osadził miękkie, chłodne usta na posiniaczonym, drżącym brzuchu. Tae poczuł najdziwniejszą na świecie ulgę. Nie wiedział jak, skąd i dlaczego, ale usta Jimina były jak wybawienie. Delikatny, opiekuńczy - on nie był niebezpieczny.. A wręcz przeciwnie, chłopiec czuł, że biła od niego jakaś niezrozumiała aura, taka, w której chciałby się schronić, ukryć przed całą resztą świata, nigdy z niej nie wychodzić.
- Popatrz.. już lepiej, prawda? - cichy, przyjemny głos ponownie rozbrzmiał w uszach Taehyunga. Uniósł przed oczy dłoń.
Chwila.
Podniósł rękę. Jakim cudem, przecież jeszcze przed momentem był tak zmasakrowany, że ledwo łapał oddech!
- Jimin, jak Ty to.. - westchnął, po czym w szoku złapał się za gardło. Mógł mówić, był w stanie bezboleśnie wydać z siebie dźwięk. Popatrzył na przybysza zaszklonymi, wielkimi oczami.
- Cii. To nasza tajemnica. Teraz już będzie dobrze, Taeś. - ponownie obdarzył blond chłopca szerokim, pięknym uśmiechem, na co łzy puściły się dwoma gorącymi potokami po jego policzkach.
- J-jjim.. Jimin... - wydukał jeszcze, podnosząc się momentalnie do siadu i rzucając się cudotwórcy na szyję. Ten odpowiedział mu ciepłym śmiechem, otoczył ramionami i wtulił czule w swój tors.
- Nie płacz, nie trzeba. Kocham Cię, wiesz? Bardzo.. jesteś moim małym szczęściem.. zawsze byłeś. - mruczał cicho Jimin, gładząc drżącego Taehyunga w swoich ramionach.
- Najpiękniejszy na świecie.. taki kruchy.. taki słodki..
- Jiminie? Kim Ty właściwie jesteś..? Dlaczego mi pomagasz..
- Jestem kim jestem, przedstawiłem się przecież. A pomagam, bo Cię kocham. Najbardziej na świecie. To też już mówiłem.
- Ale Jim..-
- Ci. Po prostu powiedz, że też mnie kochasz.
- Ale ja nawet..
- Tylko to. Proszę, Tae.
Głos uwiązł w gardle blondyna, ale zaraz postarał się uspokoić i wziąć kilka głębokich, wyciszających oddechów. Odsunął się od ciała, w które jeszcze przed chwilą był wtulony, spojrzał głęboko w ciemne oczy przed sobą. Jimin był tak piękny, nieskazitelny.. Tae nie miał pojęcia, kim był, ale czuł jakby znał go od zawsze, jakby jego ramiona już nie raz były dla niego kryjówką. Czuł jak serce domaga się jego obecności, jego ciepła, jego..
- Kocham. Kocham Cię, Jiminie.. dziękuję.. dziękuję Ci..
***
Kilku mężczyzn w czarnych garniturach wyniosło paskudnie pobite ciało z pomieszczenia. Łóżko zaskrzypiało, kiedy ustąpił zeń ciężar bezwładnego kawałka mięsa. Krew kapała cicho, kiedy przenosili zwłoki przez próg.
Pokój zamknięto na klucz.
Nikt i tak nie chciałby już z niego korzystać.