Pokazywanie postów oznaczonych etykietą murdery. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą murdery. Pokaż wszystkie posty

piątek, 1 stycznia 2016

"Nie przekręcaj klucza" - Vmin (OS)

Tytuł: "Nie przekręcaj klucza"

Paringi: Vmin (Kim Taehyung & Park Jimin)

Opis: Powstało pod wpływem pewnej pieśni ludowej, którą polecam przesłuchać wszystkim, którzy nie znają i się nie boją. A tutaj przedstawiam gore z angstowym zakończeniem, gwałt, prostytucja, lekomania, sceny brutalnego seksu, opisy krzywd fizycznych. Czyli wszystko, czego chcielibyście uniknąć w jednym opowiadaniu. A do tego mój ukochany 95' line. Zapraszam, łykajcie. 


Dochodził czternasty raz tego dnia.

Bolało go wszystko, najbardziej cały obszar krocza i pośladki. Czuł, jak sperma wypływa z jego przekrwionego przyrodzenia, nie chciał już tego, płakał od kilku godzin. Ale praca to praca.
Kolejne uderzenie, piekący ból wewnątrz, zdarty policzek przyciśnięty do drewnianej poręczy prowizorycznego, śmierdzącego potem i nasieniem łóżka. Ciepło, rozlewające się gorzko po jego rozciągniętym wejściu. Nie chciał wiedzieć ilu klientów mieszało się już między jego pośladkami. Starał się nie myśleć. To jedyne ratowało go przed poddaniem się kompletnie.

Obrócił go brutalnie jak szmacianą lalkę, wymierzając ostry cios w udo. Chłopiec skulił się z głośnym piskiem, wypracowanym gestem osłaniając twarz ramionami i drżąc ze strachu. Ale klient chyba się znudził. Splunął na blondyna, ostentacyjnie podnosząc się i zapinając rozporek. Odpalił papierosa, zarzucił kurtkę na ramiona i wyszedł, zatrzaskując za sobą drzwi.

Tae zakwilił. Odsłonił zapuchnięte, czerwone oczy i westchnął głęboko. Zaraz jednak skulił się ponownie, czując jak pęknięte żebro daje się we znaki. Trzęsącą się ręką sięgnął desperacko swojej szafeczki życia. Rozsunął drzwiczki i wyjął z ciemności spowijającej ich wnętrze małe opakowanie białych, podłużnych tabletek. Cudem zdołał przecisnąć jedną z nich przez aluminiową, cienką blaszkę i bez namysłu wrzucił w rozchylone, spękane usta. Przełknął gorzki ratunek, czując jak wędruje powoli przez cały jego suchy przełyk, pozostawiając nieprzyjemne posmak i świadomość. Nie liczył środków przeciwbólowych. Nie było już po co. Jedyne co ratowało go od powieszenia się, to te małe, białe anioły. Nie chciał, żeby go zostawiły.

Nie był pewien jak udało mu się zwlec z łóżka. Sperma wraz z krwią mieszały się, spływając po jego chudych, posiniaczonych udach. Chwiejnym krokiem podszedł do drzwi i przekręcił klucz. Miał chwilę, żeby złapać oddech. Lepiej się zamykać, nigdy nie wiadomo, kto wpadnie do środka i zacznie cię gwałcić.
Pochylił się z trudem, w końcu kucając i ze skrzywionym z bólu wyrazem twarzy zbierać rozrzucone po posadzce grosze. Tyle był wart. Kilka zaplutych, przetartych monet. Nie znał już swojej wartości, wszystko zależało od wyceny, od humoru alfonsa, od stanu klienta. Zdarzało się, że gdy po zaspokojeniu upomniał się o zapłatę, dostawał w twarz tak mocno, że pluł krwią kolejne kilka minut, więc przestał. Stwierdził, że gra nie jest warta świeczki. Taki los był mu pisany, był żałosną, zdeptaną kurwą. Pogrzebany za życia. A wokół tyle dłoni, tyle pięści, czekających na niego, jak na najlepszą zabawkę.

Klamka opadła z trzaskiem w dół. Napotkawszy opór, rozległo się niecierpliwe pukanie. Zadrżał z przerażenia. Przełknął głośno ślinę, podnosząc się z klęczek i przekręcając powoli klucz w zamku. Drzwi otworzyły się z impetem, stanął w nich rosły mężczyzna w średnim wieku z lekkim zarostem i nieprzyjemnym spojrzeniem. Zlustrował obraz przed sobą z wyraźnym obrzydzeniem wypisanym na twarzy.

- Ale jesteś paskudny.. mała dupodajna kurwa. - warknął popychając chude, prawie już niewładne ciało na podłogę. Chłopak uderzył boleśnie głową o drewniane panele i stęknął, zwijając się w małą kulkę.

Nie mówił nic. Nauczył się, że słowa częściej go pogrążają, niż ratują. Był gotowy na kolejne cierpienie. Jednak zamiast brutalnego rozdarcia penisem, dostał coś, czego absolutnie się nie spodziewał. Obuta, ciężka stopa wbiła się w jego plecy, rozprzestrzeniając przytłaczający, duszący ból po całym ciele. Zakrztusił się, plując śliną, spermą i krwią, zmieszanymi do półprzezroczystej, różowawej mazi. Tabletki nie pomogą, czuł, że dziś zdarzy się coś okropnego.
Krótką chwilę później wielka, twarda dłoń zacisnęła się na jego włosach, z łatwością zwlekając ciało z podłogi i zmuszając blondyna do wypuszczenia z siebie rozdzierającego jęku. Osiłek bez trudu rzucił nim na łóżko, rozpinając spodnie i wyjmując z bokserek ciemne od zarostu, pokryte siatką żył przyrodzenie. Spojrzał pogardliwie na chłopca w konwulsjach; jak cienka strużka płynęła po jego opuchniętych wargach. Pełen granatowych, żółtych i czerwonych krwiaków brzuch drżał, unosząc się i opadając w rytm nierównomiernych oddechów, blondyn dławił się co jakiś czas i pozwalał łzom oczyszczać policzki z brudu. Mężczyzna złapał go mocno za biodro, naciskając na wcześniejsze siniaki chłopca i bez zapowiedzi wbił się w niego cały, nie dając chłopcu ani chwili na oddech.

- Aaaaa... - rozległ się zbolały krzyk na jeden ton, już zbyt słaby by rozbudzić bestię w kliencie, ciągle jednak podkreślający żywotność ofiary.

Posuwał go szybko, uderzając w kruche, blade z zimna ciało z całej siły. Frustrację przelewał na siarczyste przekleństwa i paskudne obelgi adresowane do chłopaka. Wkrótce złapał jego szyję, a odnalazłszy weń punkt podparcia, zacząć pieprzyć go w zawrotnym, jeszcze bardziej niebezpiecznym tempie. Stara sperma mlaskała przy każdym uderzeniu, twarz blondyna siniała z sekundy na sekundę, z czerwieni przechodząc w bladą śliwkę. Zamknął opuchnięte już powieki i postarał się wyłączyć całkowicie, nie walczyć. Ból promieniował z nieprzeciętną siłą w skopanych plecach, zwłaszcza przy kolejnych pchnięciach klienta. Nie oddychał, nie starał się, chciał, żeby już go zostawił, może pomyśli, że jest martwy.

Ale nie pomyślał.

Minuty mijały, ciosy spadały na delikatną na co dzień, teraz natomiast zakrwawioną i opuchniętą twarz chłopca. Krzyk, cios, pchnięcie. Przekleństwa, tak dużo przekleństw.
Czuł, że mu niedobrze. Miał ochotę zwymiotować. Brak jedzenia mu to jednak uniemożliwiał, cios w brzuch wywołał więc tylko zachłyśnięcie się kwasem żołądkowym i plucie nim w brudną pościel. Mokro, zimno, boli, tak bardzo boli..

Obfite warknięcie obwieściło orgazm mężczyzny. Jeszcze chwilę sapał nad nim, roztaczając w powietrzu alkohol i nieprzyjemny zapach braku higieny. Wyszedł z niego, pchnął nogi jak najdalej od siebie i z obrzydzeniem sięgnął po papierowy ręcznik na szafce.

- Będę się musiał po tobie myć, kto wie jakie przenosisz choroby paskudna szmato. - wysyczał nienawistnie i rzucił nasiąkniętym ciepłym nasieniem papierem w rozłożonego na łóżku chłopca.

Nie zostawił pieniędzy.

Po prostu wyszedł.

Tym razem nie wstał z łóżka. Nie był w stanie. Ból pulsował nie tylko przez cały kręgosłup, ale i w poważnie obitej czaszce. Starał się złapać oddech. Bardzo siłował się ze sobą, żeby tylko dać radę wziąć kolejny wdech. Kolejny raz pozwolić krwi zatoczyć pełny obieg przez wszystkie jego członki. Tracił siłę. Z każdą chwilą obraz przed oczami tracił ostrość, a on rozpaczliwie próbował ją odzyskać.

Nie mógł uwierzyć, kiedy drzwi otworzyły się po raz kolejny.

Nie panował już nad niczym. Tracił czucie, bał się. Bał, że ten człowiek odbierze mu oddech, puls, ostatnią kroplę godności, która krąży w nim wraz z zatrutą krwią.
Ktoś wdrapał się na łóżko. Nie poczuł ciosu, nawet dotyku, nie słyszał głosu. I nie mógł być pewien, czy to przez swój stan, czy ten ktoś faktycznie nic nie robił. Brak sił na obrócenie ku przybyłemu głowy był irytujący. Po chwili jednak poczuł tą nową obecność.
Smukła, przyjemnie chłodna dłoń opadła na jego obolałą klatkę piersiową, delikatnie i jakby czule. A już prawie zapomniał jakie to uczucie. Zebrał całą silną wolę i wiedziony rozpaczliwą potrzebą zwrócił oblicze ku przybyszowi. Dostrzegł jasną, ciepłą twarz, tym piękniejszą, że przyozdobioną perlistym, słodkim uśmiechem. Łzy ponownie wypłynęły spod jego czerwonych powiek.

- Cii.. spokojnie, Taehyungie. Już dobrze. Jestem tu. - nieznajomy pogładził spocone, blade czoło chłopca i odgarnął polepioną krwią grzywkę.

- A..ale.. kim.. k-kkim Ty.. - wychrypiał blondyn, dławiąc się jednak i boleśnie odkaszlując krwiste skrzepy z płuc.

- Nie mów, to pewnie strasznie boli. Jestem Jimin, nie musisz się bać, nie zrobię Ci krzywdy.. - mruknął ten w odpowiedzi, a Tae zamknął oczy i postarał się raz jeszcze ustatkować oddech. I tak nic innego poza zaufaniem temu człowiekowi mu się nie opłacało. Niewiele było do stracenia.

- Bardzo Cię skrzywdzili, prawda? Pozwól mi.. daj. - westchnął ponownie Jimin, odrzucając niesforną, czerwonawą grzywkę i pochylając się nad zmaltretowanym ciałem chłopca.

Osadził miękkie, chłodne usta na posiniaczonym, drżącym brzuchu. Tae poczuł najdziwniejszą na świecie ulgę. Nie wiedział jak, skąd i dlaczego, ale usta Jimina były jak wybawienie. Delikatny, opiekuńczy - on nie był niebezpieczny.. A wręcz przeciwnie, chłopiec czuł, że biła od niego jakaś niezrozumiała aura, taka, w której chciałby się schronić, ukryć przed całą resztą świata, nigdy z niej nie wychodzić.

- Popatrz.. już lepiej, prawda? - cichy, przyjemny głos ponownie rozbrzmiał w uszach Taehyunga. Uniósł przed oczy dłoń.

Chwila.

Podniósł rękę. Jakim cudem, przecież jeszcze przed momentem był tak zmasakrowany, że ledwo łapał oddech!

- Jimin, jak Ty to.. - westchnął, po czym w szoku złapał się za gardło. Mógł mówić, był w stanie bezboleśnie wydać z siebie dźwięk. Popatrzył na przybysza zaszklonymi, wielkimi oczami.

- Cii. To nasza tajemnica. Teraz już będzie dobrze, Taeś. - ponownie obdarzył blond chłopca szerokim, pięknym uśmiechem, na co łzy puściły się dwoma gorącymi potokami po jego policzkach.

- J-jjim.. Jimin... - wydukał jeszcze, podnosząc się momentalnie do siadu i rzucając się cudotwórcy na szyję. Ten odpowiedział mu ciepłym śmiechem, otoczył ramionami i wtulił czule w swój tors.

- Nie płacz, nie trzeba. Kocham Cię, wiesz? Bardzo.. jesteś moim małym szczęściem.. zawsze byłeś. - mruczał cicho Jimin, gładząc drżącego Taehyunga w swoich ramionach.

- Najpiękniejszy na świecie.. taki kruchy.. taki słodki..

- Jiminie? Kim Ty właściwie jesteś..? Dlaczego mi pomagasz..

- Jestem kim jestem, przedstawiłem się przecież. A pomagam, bo Cię kocham. Najbardziej na świecie. To też już mówiłem.

- Ale Jim..-

- Ci. Po prostu powiedz, że też mnie kochasz.

- Ale ja nawet..

- Tylko to. Proszę, Tae. 

Głos uwiązł w gardle blondyna, ale zaraz postarał się uspokoić i wziąć kilka głębokich, wyciszających oddechów. Odsunął się od ciała, w które jeszcze przed chwilą był wtulony, spojrzał głęboko w ciemne oczy przed sobą. Jimin był tak piękny, nieskazitelny.. Tae nie miał pojęcia, kim był, ale czuł jakby znał go od zawsze, jakby jego ramiona już nie raz były dla niego kryjówką. Czuł jak serce domaga się jego obecności, jego ciepła, jego..

- Kocham. Kocham Cię, Jiminie.. dziękuję.. dziękuję Ci..


***

Kilku mężczyzn w czarnych garniturach wyniosło paskudnie pobite ciało z pomieszczenia. Łóżko zaskrzypiało, kiedy ustąpił zeń ciężar bezwładnego kawałka mięsa. Krew kapała cicho, kiedy przenosili zwłoki przez próg. 
Pokój zamknięto na klucz.

Nikt i tak nie chciałby już z niego korzystać. 


Do przeczytania! - Gabriel



poniedziałek, 16 listopada 2015

"Like a Butterfly" cz.6 - pl ver.

Tytuł: Like a Butterfly

Paringi: -brak-

Opis: Nieuchronnie zbliżamy się do zakończenia serii. Pozostały planowo jeszcze dwa rozdziały, całkiem możliwe, że ostatni będę musiał dodawać w częściach. Ale na to jeszcze czas, teraz przedstawiam wam najnowszy rozdział, historię Kim Seokjina. Uwaga - w mojej opinii, jest to najstraszniejszy i najbardziej odrażający rozdział ze wszystkich dotychczasowych. Autentycznie czułem mdłości pisząc ten tekst, ledwo udało mi się dokończyć. Zważcie na me słowa i przygotujcie się na mentalną wyciskarkę soku. Enjoy. 


Witam państwa!
Ha!

Jestem w wręcz nieziemskim humorze, z racji zbliżającego się punktu kulminacyjnego naszej tragicznej serii. Ekscytacja nie z tej planety, rzec by się chciało, czyż nie?
Mam nadzieję, iż podobała się państwu poprzednia historia; żal istnienia połączony z ludzką ułomnością umysłu - niezwykłe wrażenia gwarantowane.
Tym za to razem, pragnę zaprezentować państwu opowieść o małym chłopcu, niewinnym, zawiniętym w kołdrę. Chłopcu, który nieustannie ucieka i chowa się przed życiem. Szanowni czytelnicy, oto przed wami Kim Seokjin!


Słodki, niski głos rozbudził go ze snu.

- Hyung, pora wstać.. wiem, że jest wcześnie, wiem. Ale dasz radę, no.. w górę.. - twarda, chłodna dłoń delikatnie osiadła na jego ramieniu, najpierw jeszcze gładząc jego rozczochraną czuprynę.

Kookie był dla Seokjina niezwykle dobry. Każdego poranka z nie mniejszą niż zawsze cierpliwością i dużą dawką czułości, pomagał mu radzić sobie z obowiązkami, jakie płynęły z bycia członkiem BTS. Bo Jin, mimo, że najstarszy z całej ich grupy, nie był profesjonalnym tancerzem, ba - nie uważał się wcale nawet za amatora. Miał jednak szczere chęci dogonienia swoich dongsaengów w zaawansowaniu pod tym względem, więc codziennie ćwiczył tyle, na ile było go stać. A Jungkook mu w tym pomagał.

- Dzień dobry.. Już, już. - i tym razem starając ze wszystkich sił, przeciągnął się i z nieco wymuszonym, zaspanym uśmiechem wstał w chłodną przestrzeń pokoju.

Próby dłużyły mu się, musiał przyznać to przed samym sobą, ale jak bardzo nie pragnął tego zmienić, męczyło go to. Nie znaczyło to jednak, że chciał się poddawać. Musiał po prostu więcej od siebie wymagać. Z na tyle zdrowym, dojrzałym umysłem był w końcu w stanie bez większych poświęceń brnąć do obranych celów. Pomimo nierzadko stromej, grząskiej ścieżki.

- Jin, jest lepiej, dobrze dobrze! - J-hope mimo wprowadzania wielu poprawek do postaw i ruchów Seokjina był z niego widocznie zadowolony, co starszego niezawodnie podnosiło na duchu. Cały rósł, dumnie prężąc pierś i zdobywając tym samym wystarczająco dużo motywacji do kolejnych godzin próby.

Obiady były ulubioną porą dnia dla Jina. Jadł najwięcej i nikt nie kwestionował istnienia drugiego żołądka w jego organizmie. Sam zaczął w to wierzyć. Na widok kimchi uśmiech sam wpływał na jego usta, mięso to spełnienie marzeń, a nawet zwykły ryż był zawsze czymś cudownym i pysznym. Seokjin po prostu kochał jedzenie. Co zaskakujące nie napychał się do granic, a jadł mniej więcej do 70% swoich możliwości. Uwielbiał bowiem sam proceder, jedzenie jako coś przyjemnego, potem ważnego dla zdrowia, kondycji, życia, w końcu celebrowanie czasu z ludźmi, których kochał. Nie było lepszej pory dnia.
Wieczorne próby przyjemnie podsumowywały wcześniejsze uwagi i poprawki, Seokjin czuł się pewniej w krokach, które ćwiczyli. Teraz więc było już całkiem miło - zmęczony, ale zadowolony wracał do pokoju i siadał na łóżku, normalizując oddech i uspokajając tętno. 

Zmordowane ciało prosiło się o prysznic, nie wiele więc też myśląc udał się do łazienki.
Pozbył się ubrań, drepcząc niczym mała księżniczka wskoczył do kabiny prysznicowej i zaraz z baterii trysnął ciepły, kojący strumień.
Seokjin odetchnął z uśmiechem, odgarniając mokre włosy do tyłu i zamykając oczy z ukontentowanym wyrazem twarzy.

OFIARY. OD.

Wyszedł z kabiny, osuszając ręcznikiem ociekające wodą włosy. Stanąwszy przed lustrem nad umywalką, nienaturalnie zapatrzył się w swoje odbicie.
Zaciśniętą dłonią potarł mocno prawe ramię.

- Cholerne siniaki.. nie schodzą, tato.. - mruknął pod nosem, przybierając nieco naburmuszony wyraz twarzy.
Powędrował nago przez cały pokój, kończąc spacer na łóżku, które przyjęło na siebie ciężar upadającego ciała.

- Tato? - jęknął cicho z twarzą przytuloną do poduszki.
Szybkim, zamaszystym ruchem otulił się kołdrą, kuląc tuż przy ścianie.

- Idź sobie, tato. Mama wróci za chwilę. - szepnął jeszcze, zakrywając dokładnie głowę i kuląc się niczym zaszczute zwierzątko.

Wkrótce tata zniknął, Jin był znów w ich dormie, wszystko normalnie, tak jak powinno być.
Poczuł jednak niesamowite, wręcz obezwładniające, drętwe zmęczenie. Ziewając więc przeciągle położył się wygodnie, otulając nagie ciało puchową kołdrą. Przytuliwszy policzek do poduszki bez chwili zwłoki oddał się Morfeuszowi, który i tym razem postanowił nie szczędzić mu rozrywek.

Jego dawny pokój, ciemność. Otaczała go ciężka, krochmalona poszewka. Zawsze wchodził do środka, w miejsce pierzyny, zapinał wszystkie guziki. Czuł się wtedy bezpieczny.
Rozległ się głuchy trzask otwieranych drzwi.

- Seokjiin.. gdzie się schowałeś.. - niski, zachrypiały głos dołączył do kakofonii zakradających się tąpnięć.

Zadrżał, kuląc się jeszcze bardziej i starając oddychać tak cicho, by wcale nie było go słychać. To nie była zwykła zabawa w chowanego.

Przegrany, przegrywał wszystko.

- No dalej, wyjdź. Mamusia pojechała do przyjaciółki, wróci późno. - ton głosu przeobraził się w śliski szept.

Jin poczuł jak do oczy napływają mu łzy. Nie może się rozpłakać, musi być silny.

- Dostaniesz coś pysznego, jeśli się pokażesz.. tatuś przygotował deserek.

I nagle dźwięk rozrywanego materiału tuż przed twarzą, przeraźliwy pisk małego chłopca.

- Tu jesteś. - rekini uśmiech wymalowany na pokrzywionej, brzydkiej twarzy. - Wygrałem.

Seokjin obudził się w środku nocy, czując jak drobne krople opływają jego skronie i policzki. Pobiegł szybko do łazienki, wymiotując prosto do zlewu.
Łzy i pot mieszały się w jedno.
Miłość, nienawiść - jedno.

Strach.
Obrzydzenie.
Mdłości.

Wybaczał mu. Za każdym razem. W końcu był jego tatą.

Spojrzał w odbicie w lustrze.

- Jesteś nikim, Seokjin.. - wymruczał, zaraz wpadając w histeryczny śmiech i trąc intensywnie prawe ramię.

- Jesteś kukłą wypraną z człowieczeństwa.. jestem zabawką, prawda, tatusiu? - wywrzeszczał dławiąc się śmiechem.

Na zawsze mały chłopiec. Nigdy nie dorósł.
Piotruś Pan?
Nie.. on tak wybrał.

Seokjin nie dostał wyboru.

Nie mógł znieść nawrotów rzeczywistości, kiedy wszystko o czym mógł pomyśleć, to, że ma jego geny. Że jest zbudowany z tej samej materii co on. Nie był nawet w stanie nawet przywołać normalnego obrazu jego twarzy; zawsze jawiła się skrzywiona, z rozdartym uśmiechem, sącząca obrzydliwe słowa niczym jad węża. 

- Tato? Ten siniak na ramieniu nie chce zejść..


Do przeczytania! - skruszony Gabriel.



poniedziałek, 9 listopada 2015

"Like a Butterfly" cz.5 - pl ver.

Tytuł: Like a Butterfly

Paringi: Taegi (?a bit?) (Kim Taehyung & Min Yoongi)

Opis: Okej. Dawno nie było, bo musiałem odsapnąć. Jednak ta seria jest jakoś psychicznie męcząca, przynajmniej autora. A mimo to jestem, wróciłem, napisałem, dokonałem, wygrałem, co? XD W każdym razie - zapraszam serdecznie do lektury rozdziału o wyjątkowej osobie, Min Yoongim! Z największą również przyjemnością, dedykuję ten rozdział mojej kochanej dongsaeng; Rynna, to od początku miał być rozdział dla Ciebie. Kocham Cię bardzo, pamiętaj. Zawsze. Dziękuję za wszystko. 


Najserdeczniej przepraszam za zwłokę. Makijażystka niestety przedłużyła nieco moje przygotowania, to dlatego. 
Ale jeśli w końcu udało mi się tu pojawić, chciałbym pogratulować państwu wytrwania przez dotychczasowe historie oraz ich niebagatelny ciężar gatunkowy. I tym razem będę przedstawiał państwu opowieść nie mniej tragiczną, pełną kłamstwa i łez. Nie przedłużając już i tak opóźnionego wstępu, zapraszam państwa - oto Min Yoongi!

(pogwizdywania)

On nigdy nie pisał się na taniec. Obiecywali mu, że będzie rapował, a układy zostaną na najbardziej podstawowym poziomie. I co z tych przysiąg zostało? Codzienne próby od szóstej rano i druga partia po obiedzie. No i jak tu się spełniać artystycznie.
Na szczęście Min Yoongi lubił swoją bandę przygłupów za bardzo, żeby narzekać na to bezustanne tańczenie. Dogadywali się na tyle świetnie, że warte było to ofiary tego pokroju. I mimo, że nie było to spełnieniem jego najskrytszych marzeń, to jakimś cudem udawało mu się przetrwać czas wysiłku fizycznego w rytm pisanych przez siebie tekstów. Chociaż Suga zawsze uważał, że taniec jest strasznie niemęski.
Na szczęście zapisali mu to w kontrakcie niemalże pogrubioną czcionką - po próbach mógł wychodzić na miasto, robić co mu się żywnie podoba, a przy wyjątkowych sytuacjach, czasem bawić się nawet do białego rana. Menago rzeczywiście stawał na głowie, żeby zatrzymać go w zespole. Nic dziwnego - tak utalentowany, piękny, szczupły idol zdarza się raz na przesłuchania. A Sudze także zależało na tym, by być przyjętym. Od pierwszej wzmianki o BTS, poczuł się mocno związany z tą formacją, poznawszy resztę członków, wręcz kipiał z ekscytacji. Tak wewnętrznie, oczywiście.

Yoongi kochał kluby, wbrew czemu wydawać by się mogła jego niechęć do tańca. Najważniejsze jednak to, jaka tworzy się atmosfera, poza tym przyjemnie napić się też kolorowych drinków i poznać nowych ludzi. Całymi dniami na to czekał, próby taneczne stanowiły swoisty test charakteru. Szczęśliwie dla siebie, Suga nie był człowiekiem prostym do złamania, a już na pewno nie emocjonalnym czy łatwo się wzruszającym.
To byłoby śmieszne, uczucia są przecież dla dziewczyn.


- Oppaa! Photo, photo! - rozwrzeszczana dziewczynka podbiegła do niego i błyskawicznie ustawiła się do selfie. W zabawny sposób zmarszczył brwi i uniósł dwa palce w geście victorii. Po zrobieniu zdjęcia, dziewczę zaczęło piszczeć i skakać. Tak jakby ten graficzny zapis na urządzeniu był w praktyce ważniejszy niż sam jej oppa. Yoongi zaśmiał się, kiwając z politowaniem głową. 

 - Suga oppa! Jak czuje się TaeTae? - osoba, która zdawała się zachowywać jakąkolwiek ogładę, właśnie zawitała przed stanowiskiem Yoongiego. Poczuł dziwne pieczenie w nosie, a policzki nienaturalnie się ogrzały.
Taehyung. Mały, niewinny V. Teraz leżał w szpitalnym łóżku, nieludzko potraktowany przez jakiegoś pierdolonego psychopatę, który jeszcze na dodatek nie został ujęty.
Suga czuł jak coś wewnątrz niego płonie.
Miał ochotę płakać, gdy zaprowadzili ich do sali, w której stało jego łóżko. W nim on: podpięty do kroplówek i mnogości maszynerii, z rękoma dokładnie zabandażowanymi po ramiona.


Przełknął głośno ślinę, siląc się na najszczerszy, możliwy w tym momencie uśmiech. 

 - V czuje się lepiej z każdym dniem. - powiedział sztywno, kiwając lekko głową i starając się nabierać unormowane, głębokie oddechy. Fanka pokiwała głową, najwyraźniej rada z dobrych wieści, po czym przeskoczyła do kolejnego członka zespołu.
Yoongi nie mógł zrozumieć dlaczego nie mogli odwołać tego spotkania, skoro jeden z nich był w.. nieużywalnym stanie. 

 Po powrocie do dormu, wszyscy odsapnęli z ulgą.
Wszyscy poza Taehyungiem.
Z tego, co przekazała im pielęgniarka, właśnie spał.

Suga czuł, że musi się napić.

NIE. ROZRÓŻNIAJĄC.

Wpadł do pokoju, momentalnie zatrzaskując drzwi. 
Dlaczego w tym idiotycznym świecie nic nie mogło być tak jak powinno.

Stanął przed lustrem, przecierając zmęczoną, zapłakaną twarz niedelikatnym gestem.

Jaki brzydki. Jaki męski.

Tae. Szpital. Łzy samoistnie ciekły po jego zaczerwienionych policzkach. Histerycznie złapał za blond włosy, nieludzko je targając.
V nie powinien być zaatakowany.
Świat nie powinien być okrutny.

Min Yoongi nie powinien być chłopcem.

Stojąc w łazience, opłukiwał lodowatą wodą wyjątkowo mocno zmaltretowaną twarz.
Po osuszeniu, z dumnym, obojętnym obliczem, nałożył na skórę warstwę jasnego podkładu. Wyćwiczonym, posuwistym ruchem, otulił górną powiekę czernią, ostro zakańczając kreskę. Szarawy cień nadał spojrzeniu wyjątkowy charakter, delikatna biel w wewnętrznych kącikach, sprawiła ułudę głębi. Policzki prawie niedostrzegalnie zaróżowione, usta pociągnięte połyskliwym, jasno-malinowym błyszczykiem.
Skromne, niewielkie kolczyki.
Delikatny naszyjnik.

Min Yoongi dopiero teraz była sobą.

Dopiero teraz mogła spojrzeć w odbicie lustra szczerze, nie jak zakłamany tchórz. Tak bardzo bała się wszystkiego co ją otaczało. Najbardziej siebie. W tych bluzach, full capach i bokserkach pod spodniami.
Bała się ciała. Kiedy przy dotyku mężczyzny, zamiast czuć pęczniejące piersi i rumieńce, ta.. rzecz między nogami, nagle rosła; płonęła ze wstydu zawsze, kiedy siedziała z resztą grupy, przebrana za jednego z nich. Strach paraliżował jej odwagę. Dlatego przez większość życia, Min Yoongi była kłamstwem - tak dla siebie, jak dla całego świata. Była oszustwem.

Zapalniczka w dłoni roznieciła niewielki płomyk.
Stała zupełnie naga przed lustrem, płacząc na widok chudego, niekształtnego ciała. Trzymała członek z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy, druga dłoń, z niewielkim mechanizmem wewnątrz, powoli zbliżała się w tą samą stronę.

Zawyła z bólu, czując mdłości od zapachu spalonej skóry.

Jej ręce drżały, łzy spływały po wodoodpornym makijażu; czarne, spopielone włosy kruszyły się przy samym oddychaniu. Przyrodzenie pulsowało, miejscowo pokryte białawymi plamami, lub też brunatną, spaloną skorupą. Krew sączyła się wolno z rozjątrzonych ran.

Bała się nieustannie. Ale trochę otumaniła emocje.

Nierówno wykarczowane włosy schowała pod blond peruką, wprawnie zabandażowała okaleczony organ, ubrała obcisłą, czarną sukienkę. Stanik wypchany watą z poduszek tak przyjemnie wpijał się pod łopatkami.
Bez wątpienia najsłodszy ból jej życia.

Dym z papierosa sączył się powoli, leniwie.
Oczy nieustannie skrywające drobne kryształki łez, stukot jej wysokich obcasów.

W klubie, do którego zazwyczaj chodziła, mężczyźni lubili jej towarzystwo. Tak jak innych, podobnych jej. Tylko... zazwyczaj mężczyzn też.
Tym jednak razem jej trasa obrała za cel inną destynację.
Niepewnym krokiem, udając jednak opanowanie i przywdziewając cwany wyraz twarzy, wpłynęła do ciemnego pomieszczenia. Nie myśląc długo, usiadła przy barze, zamawiając kilka szotów.

Umysł przywoływał paskudne, nierzeczywiste obrazy; Tae zmasakrowany, topiący się we własnej krwi.
Krzyczał, błagał o pomoc.
A ona nie mogła nic zrobić, bo wołał Sugę.
Nie ją.

Z rozmyślań wytrącił ją niski, rozochocony tembr.

- Hej, pierwszy raz Cię tu widzę, jak masz na imię ślicznotko? - wyraźnie wstawiony osobnik uśmiechał się z nieobecnym spojrzeniem, lekko kiwając się na niestabilnym krześle. Yoongi uśmiechnęła się pobłażliwie, układając dłoń na jego gorącym, czerwonym od nadmiaru alkoholu we krwi, policzku.

- Wyobraź sobie najpiękniejsze imię dla kobiety. - mruknęła cicho, siląc się na nieco wyższy niż zazwyczaj ton.

- Tak właśnie się nazywam.

Ile czasu trzeba, żeby pojąć komediodramat swojej egzystencji?

Ile czasu potrzeba, żeby słowo stało się ciałem?

Zegar na szafce nocnej obwieszczał obserwatorom czwartą siedemnaście. Siedziała pijana w swoim pokoju, otulona w koc i drżąca z zimna - otwarte okno pozwalało brutalnie mroźnemu powietrzu wdzierać się do pomieszczenia. Ze smutnym uśmiechem przeglądała zdjęcia w telefonie; kilka selfie z uśmiechniętymi mężczyznami, niektórzy dawali jej buziaka w policzek, inni przytulali w radosnym geście.
Lubili ją.
Podobała im się.
Ta prawdziwa ona, nie jakiś oppa czy hyung.

Wstała, chwiejnym krokiem podchodząc do lustra w łazience. Nieprecyzyjnym gestem chwyciła wacik kosmetyczny, rozlewając nań tonik oraz nieumyślnie znacząc nim podłogę. Świat jest nieustannie pijany. Jej wymiotował już kolejny raz, topiąc niewinne stworzenie w odmętach żalu i rozczarowań. I znów czas cierpieć, oszukiwać, okłamywać najbliższych. Czas męki i wyważonych wypowiedzi.

Czas wrócić.


Do przeczytania! - Gabryel.




środa, 21 października 2015

"Like a Butterfly" cz.3 - pl ver.

Tytuł: Like a Butterfly

Paringi: -brak-

Opis: O ile jeszcze dajecie radę i nie boicie się zmierzyć z kolejną mroczną i przykrą historią, zapraszam serdecznie na najdłuższy jak do tej pory rozdział o... V! (Hopin' 4 Reiczel to come here eventually ;w;)


Witam ponownie, z poszanowaniem nie mniejszym niż do tej pory. Jak się państwo bawią? Dla nas jest bowiem zaszczytem, gościć tak honorowe i szanowane persony w gronie czytelników naszych opowieści. 

Bardzo miło mi państwa widzieć, mam też szczerą nadzieję, iż zobaczymy się przy następnej okazji.

Bez dłuższych wstępów więc, zapraszam - przed państwem historia wokalisty, człowieka pełnego pozytywnej energii i przyjaznego nastawienia, proszę powitać go gromkimi oklaskami, oto Kim Taehyung!


- Taehyuuungiee.. - usłyszał jak każdego poranka, tuż nad swoim uchem.

Głos zza sennej bariery brzmiał zupełnie jak mruczenie małego kotka. V bardzo lubił kotki.
Przystroił się w rozmarzony uśmiech, obrócil na drugi bok i wtulił policzek w podiszkę. Był dobrym chłopcem, nie można było na niego narzekać. Można by go zdefiniować, jak kiedyś stwierdziła jedna z Army na spotkaniu fanowskim - "radość i dobry uczynek". Tak faktycznie było, stał się swego rodzaju głupiutkim promyczkiem szczęścia dla BTS.
Jedynym problemem był sen;  wybudzenie Tae graniczyło niekiedy z cudem. Tylko ktoś tak zaprawiony w boju jak Jimin hyung, mógł dać sobie radę.

- V. - nad uchem rozbrzmiał stanowczy, groźny ton. 
Młodszy przetarł powieki i krzywiąc się brzydko, przeciągnął się leniwie. 

- Yaa.. hyuuung... jeszcze niee.. - zaintonował chłopak swoim niskim, barwnym głosem. 

Przyjemnie było go słuchać, to fakt. Sam czasem zazdrościł reszcie zespołu możliwości do słuchania jego głosu. W głowie nie brzmiał on bowiem jakoś nazbyt wyjątkowo, a na pewno nie aż tak, jak wychwalali przyjaciele.

- TaeTae.. nie mamy czasu, jak chcesz coś zjeść przed próbą, to musisz wstać. A obaj dobrze wiemy, że chcesz. - Jimin zamruczał nieco sugestywnym głosem, na co V przeszedł dreszcz. Po kilku sekundach obu chłopców mogło bez trudu usłyszeć głośne burczenie w brzuchu należącym do rudzielca. Taehyung skrzywił się i odkrył ciało spod kołdry z bardzo niepocieszonym wyrazem twarzy.

- I jeszcze raz, V skacz wyżej! - komentował choreograf, podczas popołudniowej próby. Wszyscy byli już doszczętnie zmordowani, V czuł jakby siła w zupełności opuściła mięśnie jego nóg, mokra grzywka ospale podskakiwała do rytmu. Bardzo lubił tańczyć, sprawiało mu to dużo zabawy. Ale zdecydowanie dużo bardziej lubił śpiewać, było to mniej męczące. Na próbach ćwiczyli praktycznie do upadłego, Tae po zakończeniu tych zajęć czuł się kompletnie wyprany z jakiejkolwiek energii do życia. Szedł więc spać, co nie dziwiło już nikogo; każdy członek - tak ekipy jak i samych BTS - wiedział dobrze, jak profesjonalnym śpiochem był V. W rzeczy wprawił się prawie tak doskonale jak w śpiewaniu.
No, ale prawie. 

Dzisiaj jednak, los postanowił odebrać Tae cenne godziny, które mógł przeznaczyć na sen słodki jak on sam; menago obwieścił sekcji wokalnej, na którą składał się Jimin hyung, Jungkook i właśnie V, że załatwił im ćwiczenia wokalne przez kolejne dwie godziny. Rudzielec, jeszcze sapiąc i postękując z racji dopiero co zakończonej próby tanecznej, westchnął głęboko, załamując ręce nad fantastycznymi pomysłami ich menadżera. 
Na prawdę uwielbiał spędzać czas z gronem przyjaciół, był bardzo towarzyską personą. Przy tym szczery co do odczuć względem całego swojego życia, kogo lubił, kogo nie, kariery jaką obdarował go los; mógł z lekkim sercem przyznać przed samym sobą, że absolutnie niczego nie żałował.

Gardło już bolało. Czerwone od wysiłki policzki pulsowały bezlitośnie piekąc rudego chłopca. 

- Szerzej, możesz to zrobić, otwórz jeszcze trochę bardziej. - słyszał znad siebie ostre komendy, czując jak łzy napływają mu do oczu. 

- Jeszcze.. sięgnij głębiej.. - ktoś pełnym wsparcia szeptem motywował chłopaka, by nie przestawał.
Tae już o mało co nie krztusił się własną śliną, taka kompromitacja, jeszcze na oczach nauczyciela i przyjaciół..
- TAK! - rozległ się w końcu triumfalny okrzyk profesora śpiewu. - Dotarłeś tam, jakoś dobrnąłeś, V! Sięgnąłeś tego dźwięku, udało Ci się, brawo.
Wszyscy trzej obserwatorzy zaklaskali z podziwem, a V wreszcie przełknął gęstą ślinę, łapiąc się za nadwyrężone gardło.
- Yaa.. najniższy dźwięk w moim życiu. - zachrypiał cicho, kręcąc z dumą głową, po czym wyszczerzył radośnie ząbki, szybko pakując notatki do torby.
- Do widzenia profesorze! - rzucili we trójkę, niemal w tym samym momencie, wybiegając z sali i pędząc do swoich pokoi. V nie mógł się już doczekać swojego ciepłego, miękkiego łóżka i odpoczynku po tak aktywnie sycącym dniu.
Czysty, pachnący rudzielec ułożył się wygodnie, narzucając na siebie puchową kołdrę. Uśmiechnął się na samą wizję niedalekiej przyszłości, poprawiając swoją pozycję, aż osiągnął stan idealny.
- Dobranoc, hyung. - mruknął ciągle nieco zachrypniętym głosem, nawet nie wyczekując odpowiedzi, a momentalnie zawierając powieki.

- Śpij spokojnie, Tae... - odparł Jimin, a w jego głosie wybrzmiało coś na kształt niepokoju, czy...

ROZDZIERA. SKÓRĘ.

... zmartwienia.

W końcu co noc nie mógł spać. Ale Tae wcale o tym nie wiedział.

Nie wiedział, że przez sen krzyczał imiona, krzyczał straszne rzeczy, takie, które sprawiały, że Jimin drżał jak z zimna z szeroko otwartymi oczami.
To zdecydowanie się nasilało, kiedyś zdarzało się raz na jakiś czas; V mruczał coś niewyraźnie, przekręcał się na drugi bok i spał dalej. Jednak od kilku tygodni, zdarzało się, że nawet płakał przez sen; rzewnie, skruszony, przepraszał kogoś, pełnym rozpaczy i rozżalenia głosem.
Jimin powoli nie wytrzymywał napięcia, ale też potrzeby odkrycia jaką tajemnicę nosi w sobie ten śmieszny, mały chłopiec.

Otworzył oczy, był w swoim dawnym pokoju. Bał się tego miejsca, chciał wrócić do dormu, ale nie mógł. Zewnętrzna siła pchnęła go w zawrotnym tempie przez wszystkie pokoje, przed oczami pojawiały się rozmyte twarze, pełne wyrzutów, obelg w jego kierunku. 

"Bezczelny gnojek!"
"Psychopata!"
"Zawszona bestia!"
"Skaza na honorze!"
"Brudny!"
"Niegodny!"

Chciał przycisnąć dłonie do uszu, odciąć się od tego wszystkiego. Ale podniósłszy ręce, miast białej skóry, zobaczył ciemne, prawie czarne bordo...

"MORDERCA!!" - rozdarł się skrzekliwym, paskudnym wrzaskiem głos w jego głowie.

Chciał przeczyć, nie, to nie on, to nie jego wina, to tak wyszło, przepraszam, przepraszam..

"Mordercamordercamordercamordercamordercamorderca"

Czuł ból. 
Nie wiedział, której części ciała. 
Bolało go wszystko, co mógł poczuć.

Otworzył oczy i był w kompletnej pustce, czerń wlewała mu się do nosa i rozchylonych ust. Naprzeciw niego, w odległości kilku kroków, ktoś włączył światło. Blask nakierowany był na coś, co przypominało podłużny kopiec szarych szmat. Mimowolnie podszedł bliżej - z każdym krokiem serce próbowało wyskoczyć mu przez gardło.

Wiedział.

Wiedział co zobaczy.

Nie był w stanie zawrócić.

Gdy zakończył podróż, pochylił się nad szarym zawiniątkiem, drżącą ręką odsunął wierzchnią warstwę materiału.
- TAEHYUNG! Jestem tuu! Martwy! Zabiłeś mnie, zabiłeś mnie, zabiłeś mnie, zabiłeś, zabiłeś, zabiłeeeś! - męska, wykrzywiona twarz krzyczała z wściekłością prosto w Tae, który odskoczył momentalnie, jak poparzony. Czuj odór truchła, widział wyraźnie zaropiałe, ślepe oczy. Usta, roztaczające śmiertelne choroby, pleśń pokrywająca policzki, robaki zjadające język zmarłego.
Znów spojrzał na dłonie - sine, chude, ale...co to.. 

Krzyknął, strącając z rąk stado pająków, karaluchów i larw. 
Spadały jęcząc głośno, rozsypały się wokół chłopca, próbowały znów na niego wchodzić.
W akcie desperacji zaczął uderzać w owady otwartymi dłońmi, śliska, rozlana tkanka wkrótce pokryła jego kończyny, uderzał bez litości, szybko niczym cień, zabijał jednego 
robaka po drugim.

Zabijał. Zabijał, zabijał, zabijał...

- AAAAA!! - wybudził go przeraźliwy, kobiecy krzyk.
Momentalnie odskoczył od dziewczęcia, rozglądając się w panice, próbując ustalić co się stało i gdzie jest. 
Ślepa uliczka, wokół rozrzucone kosze na śmieci, wszędzie ciemno.. noc. 
Co on robił w nocy poza dormem?
Przestraszył się tym bardziej, widząc dziewczynę; z jej klatki piersiowej broczyły niebotyczne ilości krwi, kilka, może kilkanaście precyzyjnych dziur uniemożliwiało oddychanie, dławiła się, z ust wypluwając głęboką czerwień. Oczy uciekły gdzieś do góry, widać było tylko białka. Taehyung drżąc z przerażenia stał się świadkiem odejścia kobiety; kiedy konwulsje ustały a oddech się urwał.
W oczach miał łzy.
Co.tu.się.stało.
...
Dopiero po chwili poczuł, że trzyma coś w ręku, zaciskając na przedmiocie palce do białości.
Sztywny, z szeroko otwartymi oczami, powoli opuścił wzrok.

Jak poparzony otworzył dłoń, łzy pociekły niepowstrzymywanymi kaskadami.

Nóż opadł ze stalowym brzękiem. 

Policja odnalazła dwa ciała z samego rana, jakiś bezdomny wybiegł ze swojego "miejsca zamieszkania" krzycząc na cały głos, że dwa trupy leżą pod ścianą.
W prawdzie trup był jeden, choć i drugiemu ciału życia zostało niewiele.
Wiadomości lokalne i ogólnokrajowe podały informację o koreańskim idolu popowym z cieszącej się wyjątkową sławą grupy BTS, będącym ofiarą napaści. Policja przyjęła następującą wersję wydarzeń:
1. Para lub dwójka przyjaciół - K.Taehyung oraz L.Hyoyeon udali się na nocny spacer.
2. Zbrodniarz zaatakował w ślepej uliczce.
3. Dziewczyna zamordowana.
4. Chłopak ucierpiał częściowo. W złym stanie. Odwieziony do szpitala. Pod nadzorem lekarskim.
5. Morderca uciekł z miejsca zbrodni. Pozostawiono narzędzie*, którym dokonał się czyn karalny.

*(komentarz świadka) "Narzędziem zbrodni był nóż kuchenny."


Do przeczytania! - Gabe