niedziela, 18 października 2015

"Like a Butterfly" cz.1 - pl ver.

Tytuł: "Like a Butterfly"

Paringi: Jikook

Opis: Nie opiszę w pełni tego fika. Sam jeszcze nie wiem jak dokładnie to wyjdzie, więc wiem tyle samo co wy. No ok, trochę więcej, ale nie ważne. Ważne są czyny odważne. Więc bierzcie się raz dwa do czytania pierwszej części tego opowiadania, która opisywać będzie historię Park Jimina. 


O, witam. Ekhm, państwo wybaczą, nie byłem przygotowany na tak wczesną konfrontację, pozwólcie mi chociaż dopiąć marynarkę, uh... Dobrze. Gotowe.
Więc zapraszam państwa serdecznie, na długą, pełną tajemnic podróż. Gotowi na moc przeżyć? Na wybuchy uczuć? W takim razie nie zbłądzili państwo. Z dumą i radością będę relacjonował dziś państwu dzieje koreańskiego zespołu popowego BTS.

Młodzi chłopcy pełni energii, momentalnie wpadli w gusta zaprawionym słuchaczom k-popu, co nie dziwi, a wręcz cieszy. Byli to bowiem wyjątkowo sympatyczni młodzieńcy, charyzmatyczni, a przy tym dobrani wyjątkowo różnorodnie względem charakterów, co od samego debutu podkreślili. Nie było więc dziwne, że na samym początku kariery w świecie muzycznym otrzymali od swych słuchaczów ogrom pozytywnych wibracji i mnóstwo miłości. Byli całkiem dobrze rokującym zespołem.
Tym bardziej zszokowały, ale też głęboko zasmuciły nas ostatnie wydarzenia.

Ale zacznijmy od początku, czyż nie? Przedstawiam państwu - drugi najmłodszy członek zespołu, wokalista a także świetny tancerz, Park Jimin:



Chłopak obudził się, targając rozespanym gestem włosy, jakby przez sen zastanawiał się czy wygląda tak dobrze jak zawsze. W końcu był najbardziej uroczym a przy tym najseksowniejszym członkiem zespołu. Nie dziwiło więc nikogo, że tak dbał o wygląd, był zobowiązany lśnić najjaśniej w każdym momencie. Nawet gdy nikt go nie widział. Tak dla pewności. I wprawy.
Zsunął się z piętrowego łóżka i przeciągnął się leniwie. Pora się zbierać, już prawie szósta rano. Próba zaczyna się za kilka minut.
Obrócił się przodem do swojego wiernego druha, jakby nie patrzeć - najlepszego przyjaciela, który spał na niższym łóżku. Byli w pokoju tylko we dwóch, więc tylko jego musiał co dzień budzić. Jeden Taehyung był jednak za trzech innych. 
Postąpił krok w kierunku śpiącego i zlustrował go z politowaniem przekrzywiając głowę na bok. Co za słodki dzieciak. Uśmiechnął się mimowolnie, zbierając całą swoją brutalność, by potrząsnąć przyjacielem i wyrwać go ze snu, ale zamarł w pół gestu, przyglądając się blondynowi ze zmarszczonymi brwiami.

- N-nn... nie... nie.. - mruczał ten, przesuwając się przez sen, to na jeden bok, to na drugi i coraz bardziej się szamocząc. - D-dlaczego.. nie.. nie chcę.. j-ja.. ja... moja... w-wina... 

- Hej, Tae, chłopie.. - Jimin potrząsnął ramieniem blondyna, który momentalnie się wybudził, rozglądając wokół.

- Ya, hyung, co się stało? - jęknął przecierając zalepione powieki. - Która godzina?

- Za dziesięć szósta. W-.. wszystko okej? - zapytał jeszcze niepewnym głosem, wpatrując się zmartwionym wzrokiem w świeżo rozbudzonego chłopca. 

- Jasne, czemu pytasz?

- Nie, no tak tylko.. coś tam jęczałeś przez sen. 

- Yaa, nie przejmuj się. - blondyn machnął ręką, po czym rozpromienił się i już z szerokim uśmiechem wstał, ruszając do szafy i zmieniając koszulkę, w której spał na luźny top i szorty. 
Jimin również przebrał się odpowiednio, wyciągając z lodówki dwie małe porcje ryżu, które zaraz spożyli razem z Taehyungiem. Potem, jak codziennie, udali się na próbę do sali tanecznej. 
Na miejscu był już Hoseok, rozciągający mięśnie przed rozpoczęciem. Na widok dwójki przyjaciół uśmiechnął się szeroko.

- O, ranne ptaszki! Wyspani? - zaintonował wesoło, przybijając obu chłopcom piątki i wracając do ćwiczeń. Jimin dołączył do niego, natomiast V usiadł na podłodze po turecku, opierając głowę na ręce i próbując przymknąć oczy jeszcze na kilka chwil. 
Uniemożliwił mu to nagle przybyły, obwieszczający swoją obecność donośnym ryknięciem.

- BANGTAAN! ANYEONGHASEYO! - Rap Monster jak zawsze ze swoim duchem większym niż cała reszta zebrana naraz, wparował na salę.

- Annyeong! - odparli już obecni, poza Tae, który najwyraźniej nie miał zamiaru ujawniać, że tak naprawdę nie śpi. 
Oczywiście Namjoon zaraz zauważył próżnującego i chwytając go pod ręce postawił go na równe nogi. Ten najpierw z oburzonym okrzykiem na ustach, po chwili roześmiał się perliście i objął RapMona, ściskając go w solidnym, przyjacielskim przytulasie. 
Kolejno przybyli również Suga, jak zawsze bujając się w rytm swojego wewnętrznego swagu oraz Jin z Jungkookiem. Jimin na widok maknae jak zawsze dostał palpitacji serca.

- Yaa, Junggukiee! - momentalnie podbiegł do dongsaenga i objął go, na co ten - jak zawsze - skrzywił się brzydko i westchnął głęboko, poklepując hyunga po plecach.

- Mh, dzień dobry. - młodszy burknął, kiwając skromnie głową, po czym przywitał się kolejno ze wszystkimi hyungami.
Było coś w Kookiem, coś takiego, co sprawiało, że Jiminowi wydawało się, że mógłby latać. Cudowny, przepiękny chłopiec, niby wyższy od niego, ale i tak trzeba było mu oddać, że ostatnio przyhamował z rośnięciem, co pozwoliło starszemu odrobinę nadgonić zaległości. Na chwilę obecną dzieliły ich może dwa centymetry. Jeszcze kiedyś go przerośnie.
Okej. Co do tego nie było wątpliwości, Jimin był Kookiem całkowicie zaczarowany. Nie był sobą, kiedy młodszy pojawiał się gdziekolwiek bliżej, za każdym razem czuł wyjątkowo przyjemne dreszcze. Niby młody ciągle na niego narzekał, że zbytnio się klei, ale tak okazywał miłość, stuprocentowo. Nie było opcji, żeby nie kochać Park Jimina, chalo. Przecież był ideałem. 

Skoro mowa o ideałach, Jimin rozciągając się dokładnie, obserwował w lustrze własne odbicie. Spędzanie czasu na oglądaniu siebie samego zajmowało mu wyjątkowo rozległą część dnia. Jednak był bardzo zadowolony z efektu do jakiego dobrnął. Przecież miał najlepszą rzeźbę z całego zespołu, tyle milionów dziewczyn kochało jego ciało. Fakt, jakiś czas temu był może odrobinę masywniejszy, jednak teraz w pełni akceptował całego siebie. 

Pół dnia spędzone na intensywnych próbach wizualnych i dźwiękowych, obiad, jeszcze trzy godziny prób i dzień miał za sobą. Pozostawał wtedy czas na ich prywatne sprawy. Jimin dziewięćdziesiąt procent z tego czasu poświęcał na badanie i oglądanie swojego ciała. Uśmiechał się promiennie do lustra, jedna strona, druga, bok i od tyłu, skręt pleców, potem napinanie rąk, nóg. Był perfekcyjny, widać przecież..

PĘKNIĘCIE. LUSTRA.

Dobre dwie minuty intensywnie przyglądał się swojemu odbiciu. Do momentu, w którym poczuł jak do oczu napływają mu łzy. Opadł na kolana, schował twarz w dłoniach, trzęsąc się obficie, zupełnie jakby wpadł w konwulsje. Po chwili wydał z siebie rozdzierający jęk, zachrypnięty, dławiąc się przy okazji ogromem łez spływającym po jego policzkach.
Czerwony i zapuchnięty przetarł twarz całą długością przedramienia. Pociągnął nosem i odetchnął głęboko, drżąc bez przerwy.
Nie był żadnym ideałem. Był najgorszym, najgrubszym i najbardziej żałosnym członkiem zespołu. Gdy tylko to pomyślał, napadła go kolejna fala rozpaczliwego, histerycznego płaczu. Zagryzł skórę ręki, bojąc się, że ktoś jeszcze przyjdzie i zacznie wypytywać co się stało, wolał być więc najciszej jak był w stanie. Nie były to jednak najbardziej sukcesywne próby. 

Nic mu nie wychodziło, nawet durne uciszenie własnej mordy. Nienawidził się! Nienawidził siebie z całego serca, tego jak wyglądał, tego, że wszyscy z niego żartowali, tego, że Jungkook go odrzucał.. Oczywiście, że go nie chciał, to było jasne. I nie, Jimin nie czuł przy nim motylków w brzuchu. Czuł pierdolone kamienie przewalające się przez całe jego ciało, w każdym koniuszku palca czuł przejmujący żal i smutek związany z tym, że im bardziej się starał, tym mniej atencji maknae otrzymywał. Był po prostu porażką.

Biorąc głębokie wdechy jeden za drugim,  udało mu się ponownie stanąć na nogach. Trzasł się jak z zimna, patrzył w lustro z odrazą i żalem. Był paskudny. 
Z oczy nieustannie wylewał potoki łez, tego nijak nie umiał powstrzymać. Cały dzień ukrywania przed światem tej niesamowitej nienawiści do własnej osoby, tak gruba maska, spowijająca jego twarz. Nie umiał wytrzymać, codziennie wpadał w podobną histerię, tym jednak razem poczuł jakby jakaś nadprzyrodzona mroczna siła zaciskała mu pętlę na gardle. 

Nieprzytomnym krokiem dowlókł się do łazienki. Trzymał tam wiele na pozór nieprzydatnych rzeczy.. tym za to razem sięgnął po skrywaną na samym dnie ostatniej szuflady żyletkę. W kompletnej rozsypce sam nie był do końca świadom co robi. Łzy samoistnie kapały z jego podbródka. 

Nienawidzi siebie.. nienawidzi siebie... nienawidzi siebie... 

Przycisnął ostrze do lewego przedramienia, sunąc powolnym, pełnym rozpaczy ruchem. Zagryzł wargę do siności, byle nie jęknąć z bólu. Wkrótce rana otworzyła się lekko i zaczerwieniła, pozwalając bordowej cieczy wypłynąć ze środka. 
Powtórzył to. Tuż obok. 

Nie chciał patrzeć na siebie w odbiciu lustra. Chciał, by to znienawidzone ciało cierpiało jak najbardziej. 

Wanna napełniła się po brzegi zimną wodą.

Głuchy, wolny odgłos kroków niósł się po poloju. 
Po rękach, udach i brzuchu ciekły szlarłatne strumienie. Trochę kręciło mu się w głowie, na szczęście ból fizyczny zagłuszył nieco emocje, jakie nim targały. Szedł otępiale w kierunku łazienki, w jednej dłoni trzymając zapalnicznę, w drugiej pogniecione kartki. 

Trząsł się. Z zimna, bólu i smutku. Woda, w której siedział, mimo, że krystaliczna na początku, teraz pobrudziła się krwią uciekającą z ciała tancerza. Chłopak siedział w bezruchu. Poza niekontrolowanymi konwulsjami. 

Chwycił pierwszą z góry kartkę. Rozłoży ją, unosząc wysoko.

- Junggukie.. zbyt długo zgrywam się i działam jak śmieszny dzieciak.. - odczytał na głos, zaraz popadając w histeryczny szloch i podpalając trzymany list. Popiół opadł lotnie na powierzchnię wody. 

- M-może bycie Golden Maknae jest stresujące.. ale dla mnie i tak zawsze byłeś wart więcej.. - zaciął się, zagryzając wargi i powstrzymując falę płaczu jaka nim targnęła - niż jakieś tam złoto. 
Zakończywszy odczytywanie pierwszego wersu kolejnej kartki ją również podpalił, bezgłośnie patrząc jak kończy swój żywot. Jego oczy prawie wypłakały już wszystkie pokłady łez.

- Wy-ybacz moje zachowanie.. - przeczytał głośno, zaraz poddając się rozżalonemu jękowi i spazmom w szlochu. 

Papier, ogień, popiół, krwawa woda.

- Ale n-nie wiem kim jestem, kiedy nie ma Cię.. blisko..

Klik, ogień, popiół.

- K-kocham Cię..

Potok łez, krew, woda; taka zimna, taka bolesna. Klik, ogień, popiół, łzy. 

Schował twarz w dłoniach, poddając się i płacząc głośno i rozdzierająco. 

Za dużo, jak na jednego człowieka. 

- Nienawidzę siebie.. nienawidzę.. - wysyczał przez zaciśnięte zęby, ciągnąc mokre włosy i starając zagryźć szloch. 

Zimna woda.

Klik.



Do przeczytania! - Gabriel. 





"Like a Butterfly" - zapowiedź./"Like a Butterfly" - preview.

Woah, patrzcie jak ciężko dla was pracuję! Wszystko jest już w związku z nowym opowiadaniem zaplanowane. Proszę więc przywitać się z "Like a Butterfly" - hard gore/angstem, który na 100% zniszczy wam życia C:


Czy czułeś się kiedyś w pełni spełnionym?
Że robiłeś i robisz wszystko jak trzeba, nie obwiniasz się o nic, bo nie masz ku temu powodów.
Jesteś dobry.
Żyjesz spokojnie swoje kryształowe życie, nie musisz martwić się o jutro, a ludzie, za których odpowiadasz, są zadowoleni i pełni pozytywnej energii.
...
Aż wreszcie lustro pęka z hukiem, oślepia Cię i sprawia, że stajesz się głuchy. Upadasz na kolana i dotykasz boleśnie poranionej twarzy; palcami starasz się odnaleźć oczy, na których miejscu są teraz jednak tylko dwa wgłębienia wypełnione ciepłą cieczą. Łzy spływają po twej twarzy wraz z krwią.

Hej, Ślepcu! Zawiodłeś.


Do przeczytania! - Gabryś.




***

Woah, look how hard I'm trying here for y'all guys! There is already the whole thing with the brand new fanfic planned, so please welcome the preview of "Like a Butterfly" - hard gore/angst fanfic which will 100% destroy your lives. Enjoy C:


Have you ever felt like your completed human being?
Like everything you've done and still do is perfectly right, there's literally nothing to feel anxious about.
You're a good man.
Living your crystal life peacefully, you don't need to worry about tomorrow. And the people who you're responsible of are filled with positive attitude and smile.
...
And then the mirrors break with painful noise, make you blind and deaf. You fall on your knees, touching suffering face; trying your best to find eyes with your fingers but all you get are two hollows full of warm liquid. Tears fall along with the blood down your cheeks.

Hey, Blind One! You've failed.


Till the next time! - Gabe.



1000 wyświetleń! - 1000 views!

Wowowow, dzień dobry!

Jak tam u was? Bo u mnie świetnie, pierwsze większe osiągnięcie na karku, a mianowicie 1000 wejść na bloga, yay! Oczywiście nie jest to mój największy cel, w prawdzie to dopiero rozpoczęcie tego, jaką drogę obrałem, więc nie ma opcji, że spocznę na laurach, spokojnie. Jednakowoż, z racji wartości całego zajścia, z nieukrywaną przyjemnością ogłaszam, że możecie spodziewać się specjalnego rozdziałowca, a jako, że największą popularnością na tą chwilę cieszy się one-shot "Mgła" z Jinem i Junkookiem z BTS w rolach głównych, nowy fanfik będzie bazował na postaciach z tego zespołu.
Już wkrótce nowy rozdział, więc bądźcie na bieżąco!

Dziękuję wam bardzo za dotychczasowe zainteresowanie, obiecuję pracować tylko więcej i dawać wam tyle radości z mojej pisaniny, ile tylko jestem w stanie. A, że sam czerpię z tego wielką radość, chyba mamy tu układ idealny, ha. Kocham was i jestem nikim bez waszej atencji i wszystkiego co mi dajecie. Jesteście najlepsi, hwaiting ~!


Do przeczytania! - pełen radości Gabriel.




***

Wow wow good day, hello!

How is life, bunnies? Cause mine goes pretty amazing, we've just reached 1000 views on my blog, yay! Obviously that's not the biggest goal I have, in fact that's only the beginning of what I attempted to do, so you don't have to be worried of me drowning in complacency, easy. However, considering how valuable is this accomplishment, you can expect some special chaptered fanfic, what I announce with pleasure and joy. Given the quantity of views in case of each post, I'm glad to say you've liked one-shot "Mgła" ("The fog"), with main characters of Jin and Jungkook from BTS, the best, so no doubt special one announced today will combine characters from this band. Also I'll do something even more extraterrestrial - I'll translate whole thing into english, yay!
Soon the first chapter will be here, so stay tuned!

Thank you all so much for your interest so far, I promise to work only harder and give you as much pleasure as I can. Also good thing I enjoy it myself, so we're in somehow privileged affair, hah! I love you the most and am nobody if not because of your deference, as well as all the other things you give me. You're absolutely the best, fighting!


Till the next time! - hella joyful Gabriel.





sobota, 17 października 2015

"I wont mind" - RP (feat. RinYoo) pt.4

Title: "I won't mind"

Pairings: Yoonkook (Suga & JungKook), Jihope (J-hope & Jimin)

Summary: No spotykamy i łączymy się ponownie w czwartej części. Mam nadzieję, że seria wam odpowiada, bo sprawia nam (a przynajmniej mi) straasznie dużo frajdy i prawie cały materiał mam na to gotowy, więc tylko czekać na regularne uploady. Kocham was i jak zawsze czekam na komentarze C: Peace out


JK:
Ścisnąłem pięści tak mocno, że paznokcie zostawiły półksiężycowate ślady w mojej skórze. - No... - zawałem się - Pytam, czy ktoś ci się podoba, hyung. - wyrzuciłem z siebie szybko, spuszczając głowę, aby nie mógł zauważyć rumieńca, który nagle zakwitł na mojej twarzy. Nie wiedziałem dlaczego, ale pytanie go o coś takiego sprawiało,
że czułem się trochę niekomfortowo.
Ale... Musiałem się dowiedzieć.
Zresztą - ja zwierzam się jemu, on zwierza się mnie.
Tak to działa, prawda?

Y:
- Heh.. naprawdę? No cóż jest wiele osób, które są całkiem w moim typie.. - zamruczałem starając się zgrywać jak najdłużej, poza tym fakt, że Kookie tak chciał dowiedzieć się, czy ktoś mi się podoba przyjemnie łechtał moje ego. Jego zazdrosne spojrzenie miało w sobie coś co przyprawiało mnie o mrowienie w podbrzuszu. Mógł przez przypadek pomyśleć, że z niego kpię, ale po prostu nie potrafiłem powstrzymać uśmiechu.

JK:

-Hyuuuuung- zajęczałem poirytowany; najwidoczniej Yoongi,
zazwyczaj rozważny i spokojny, akurat teraz postanowił się ze mną droczyć.
- Przecież wiesz o co mi chodzi - rzuciłem mu spojrzenie,
które miałem nadzieję wyrażało moją irytację
- Masz kogoś, kogo... Lubisz? - wymamrotałem.

Y:
- Hm. Ciebie lubię bardz dongsaeng. - wzruszyłem ramionami, schylając się po mały kamyk wśród drobnego piasku, po czym zamachnąłem się i rzuciłem nim daleko w oceaniczną pianę.
- Chyba nawet zacząłem zazdrościć Jiminowi. - dodałem z cicha, odwracając się spowrotem i lekko uśmiechając w kierunku chłopaka.

JK:

Gapiłem się na niego z otwartymi ustami przez dobre pięć minut.
A przynajmniej tak mi się wydawało; w rzeczywistości było to pewnie tylko kilkanaście sekund. Kiedy mój mózg przetworzył wreszcie otrzymaną informację,
poczułem jak moja twarz płonie.
Co?
- C-co? - nadal wpatrywałem się w niego z niedowierzaniem.

Y:
- Mówią, że miłość jest ślepa, a nie głucha. - prychnąłem pod nosem, z uśmiechem rzucając kolejny kamień najdalej jak potrafię w kierunku horyzontu.
- No ale.. chyba byłbym ułomny, gdyby ktoś taki jak Ty nie przypadł mi do gustu, huh? - wzruszyłem ramionami, specjalnie nie odwracając się do chłopaka, żeby tylko nie zauważył tego jak się stresuję. Miał widzieć plecy - definicję mnie, pełen spokój i obojętność, których zachowanie sprawiało mi ostatnio tak duży problem.

JK:

-Nie byłbyś ułomny... - wyrwało mi się.
Zacisnąłem wargi w ciasną linię, spuszczając głowę. Naciągnąłem rękawy bluzy tak, aby móc skryć w nich moje palce. Nie wiedziałem, co mogę powiedzieć, dlatego wpatrywałem się w milczeniu w moje mokre, pokryte ziarenkami piasku buty. W końcu, nie mogąc wytrzymać już tej niezręcznej ciszy, jaka zapanowała, zrobiłem krok w stronę chłopaka, chwytając go za rękę, którą właśnie zamierzał cisnąć w wodę kolejnego bogu winnego kamyka znalezionego w piachu. Delikatnie obróciłem go w swoją stronę,
tak, aby móc spojrzeć mu w oczy. Bałem się, i to strasznie,
ale w końcu i tak musiałoby dojść do jakiejś konfrontacji.
Może i lepiej zrobić to od razu, a nie odkładać na później
i naiwnie wierzyć, że uda się jej uniknąć. Musiałem się dowiedzieć,
czy Yoongi mówi na poważnie, czy tylko sobie ze mnie żartuje.
Nie wiem, co byłoby gorsze.

Y:
Kiedy mnie obracał, jakoś cały stres uleciał. Tak jakby wszystko się rozmyło, sam nie wiem czemu, nagle czując jego dotyk po prostu się uspokoiłem, a wszystko, o czym mogłem pomyśleć definiowało urocze motto "będzie dobrze". Spojrzałem na chłopca z dołu, jak zazwyczaj z resztą, nie mogąc powstrzymać zwyczajnego, lekkiego uśmiechu.
Powinienem był pewnie coś powiedzieć, ale wydawało mi się, że u Kookiego nie jest wykluczone czytanie w myślach, a w końcu spróbować można. Więc tylko stałem, przytrzymując drugą ręką tę, którą chwycił mnie Jung.
Bo na prawdę wcale nie musiał mnie puszczać, zdecydowanie nie.

JK:

Pomimo zdenerwowania, widok jego uśmiechu sprawił,
że i moje usta wygięły się lekko. Jednak już po chwili na powrót spoważniałem,
opuszczając dłoń, która pomimo wszystko pozostała zaciśnięta na ręce Yoongiego.
- Hyung... Nie umiem czytać w myślach - odezwałem się cicho, nadal patrząc mu w oczy i mając nadzieję, że wreszcie jakoś zareaguje. Oczywiście nie chciałem na niego naciskać, ale pomimo wszystko... To było coś ważnego, i nie mogłem się tak po protu poddać.

Y:
- Liczyłem na to, huh.. - wywróciłem oczami, mimo wszystko lekko się uśmiechając. Spojrzałem jednak ponownie na Kookiego, widząc jego poważny wyraz twarzy strąciłem uśmiech z ust.
- Huh, więc.. to chyba nic tak dużego. - wzruszyłem ramionami, starając się ani nie rumienić, ani nie trząść. Yoongi, jesteś starszy, zachowuj się. - Po prostu Cię lubię. Jesteś śliczny, miły i pełen talentów. Bardzo okrawając opis. - domruczałem.
- Dlatego tak wkurzył mnie Jimin.. - rzuciłem gniewne spojrzenie w bok.

JK:

"Nic dużego"...?
Nie wiedziałem, czy mam czuć ulgę czy wręcz przeciwnie.
Niby ułatwiało to sprawę, bo nie musiałem się martwić, że Yoongi usycha przeze mnie z nieodwzajemnionej miłości, ale z drugiej strony... Miło mieć kogoś, kto Cię lubi tak bardziej - choć tu akurat mogłem tylko zgadywać, bo nigdy wcześniej mi się to nie przytrafiło.
Ale chwila...
"Śliczny"?
- Nie jestem śliczny - wymamrotałem urażonym tonem, z automatu.
Nie lubiłem, gdy mnie tak nazywano.
Czułem się wtedy jeszcze młodszy i głupszy niż w rzeczywistości byłem.
Choć musiałem przyznać, że w ustach hyunga nie brzmiało to źle.
Wręcz przeciwnie - z przerażeniem stwierdziłem,
że nawet mi się podoba, gdy mnie tak nazywa.
Poczułem jak moje policzki nabierają koloru
z niebezpiecznie szybkim tempem i intensywnością.

Cholera



Do przeczytania! - Gabe.





piątek, 16 października 2015

"Jedyny kochanek Park Jimina" pt.3/3

Title:"Jedyny kochanek Park Jimina"

Pairings: Jikook (Park Jimin & Jeon Jungguk)

Summary: O ja nie wierzę. Naprawdę udało mi się coś zakończyć. Omg. Rynna przepraszam z góry; wiem, że wszystko mi wybaczysz, ale muszę teraz pokutować przez pół roku, bo i tak wyszedł zajebany angst. Przekleństwa + sceny pod wpływem alkoholu (całkiem możliwe, że także innych używek) 


Energicznym ruchem otworzył drzwi, rozległ się cichy jęk, po chwili torba z łomotem opadła na podłogę.
Niechlujnie zrzucił z siebie buty, po drodze pozostawiając też szary płaszcz. Bezwładnie opadł na ich mało nowoczesną sofę, wygodną jednak na tyle, że walory estetyczne nie grały roli.
Był na prawdę wykończony. Harował bez wytchnienia ostatnie tygodnie, specjalnie nie dając sobie myśleć o głupotach. Rozproszenie bowiem pojawiało się ilekroć najmniejszy szczegół przypominał mu o październikowym zdarzeniu. Oczywiście mógł udawać przed znajomymi, kolegami z klasy, nawet przed Jiminem. Ale zostając sam ze sobą, po prostu nie umiał odpędzić od siebie uporczywie przypominających o swojej egzystencji obrazów.
Oddech, spojrzenie, jęk.

-Kookie...

Głos brzmiał prawie jak realny. Chłopak uśmiechnął się delikatnie.
Sam nie wiedział kiedy, ale jego dłoń jakoś tak dziwnie wpełzła pod materiał koszulki, niewinnie zataczając powolne kręgi na własnej skórze.

-Kookie. Co Ty odpierdalasz?

Zmarszczył brwi i otworzył oczy. Przed nim stał całkiem rzeczywisty Park, z krwi i kości, zdecydowanie nie mara senna. 
Młodszy zerwał się z sofy, jakby ktoś nagle rozgrzał ją do czerwoności. 

- Jimin-ah, co Ty tu, co tak wcześnie, co...

- Dobra cicho, czekaj. Czy Ty właśnie..

- Nie! Ja tylko..

Park roześmiał się gardłowo, klepiąc współlokatora po chuderlawym ramieniu. 

- Spokojnie, to całkiem normalne. Dlatego tak do Ciebie nie pasuje.

Wkrótce chuderlawe ramię przywaliło autorowi słów całkiem celny cios w żołądek. Jimin krztusząc się śmiechem złapał za obolałe mięśnie i poczerwieniał na twarzy. 


- Wychodzę do klubu maleńka! - zaintonował śpiewnie, obracając się kilka razy i kończąc pokaz bardzo efekciarską pozą. 
Wyglądał bajecznke, przecież każdy to widział. Cudownie opinające, czarne dżinsy z przetarciami na udach, mocno wycięta koszulka na ramiączkach. Te nogi, te ręce, ten uśmiech. Nic dziwnego, że popadł w takie samouwielbienie na przestrzeni lat, prawdziwym wyczynem byłoby w posiadaniu takich kształtów pozostać skromnym. 
- Mhm. - Kookie nawet nie spróbował obejrzeć się na swojego boskiego współlokatora, w myślach zdzierając sobie gardło. Co on mu zrobił, no nie.

- No hej, nawet nie spojrzysz?

- Jimin, jestem zajęty..

- Eh, czasem mam wrażenie, że jednak jesteś starszy niż ja. Tak o pięćdziesiąt lat.

Nie, nie da się sprowokować. Zachował milczenie, tylko głębiej nachylając się nad książkami.

- Pf. Dobra, nie to nie. Żałuj. - Park prychnął niczym urażona księżniczka, po czym założył szybko buty sportowe, narzucił na barki basebollówkę i wsunął na idealnie zalakierowane włosy fullcap dumnie obwieszczający obserwatorom "Sassy queen". - Wrócę późno.

- Jasne. Pa.


Drzwi otworzyły się z hukiem, pozwalając dwóm postaciom wpaść przez nie chaotycznie.
Kookie momentalnie rozbudził się, siadając z pełną przytomnością umysłu na skraju łóżka. 
Histeryczny śmiech niósł się po całym mieszkaniu, przerywany tylko jakimś niezrozumiałym bełkotem i zaplutą czkawką. 

- Ciszh-hh.. bo ob-buudziszz Ku..kuku.. hihihi!

Młody momentalnie rozpoznał ten głos. Mimo, że mocno zniekształcony ilościami przelanych procentów i rozbrzmiewający za ścianą, zbyt dobrze zapisał go w pamięci. Wyszedł pewnym krokiem do salonu, w którym nagle zaległa grobowa cisza. Wkrótce poczerwieniał prawie jak jego włosy.
Jimin, w wyjątkowo obsceniczny sposób obejmując jakiegoś chudego blondynka, raczył go zdecydowanie zbyt obfitą porcją swojej śliny. 

- Jimin.. - jedyne co był w stanie wypowiedzieć, jednak okazało się to wystarczającym czynnikiem rozpraszającym. 
Wspomniany odlepił się od klubowego chłopaczka, nadal jednak trzymając go  ramieniem w pasie. Uścisk zamknął szczególnie silnie. Jeon wiedział, że Park nie ma ochoty sobie odpuszczać.

- O Kukuruku, roz-hik-mafiaaliszmy.. o Topie wu-uaszńe...  

- Tak, niewątpliwie. - czerwonowłosy ledwo powstrzymywał drżenie głosu. Podszedł do dwójki na środku salonu i spokojnie złapał Jimina za przedramię. - Może powinieneś odstawić kolegę do domu a sam iść spać..

- Nje ma taakiego-o numeru! 

- Jimin, proszę Cię..

- Cisza! Nje ce tego suchać.! - Park wyrwał rękę z objęć współlokatora, łapiąc blond chudzielca za pośladek i zagarniając go w objęcia. - Bęźemy sie rrrucha-ać!

Jeon poczerwieniał. Mimo, że doskonale wiedział jaki jest, bolało go jak nic innego, obserwowanie Jimina w takim stanie. Kiedy mówił wszystko tak bez jakichkolwiek ogródek, bez pohamowania. 

- Chodź. Pójdziesz spać. - Kookie nieugięcie napierał na pijaną dwójkę, szamoczącą się w uściskach pełnych nieokiełznanych gestów.

- Nieeee... nienawiidzę Ciee.. co robissz.. pu-uszśzćz mje gnnojku... - Jimin ciągle chciał stawiać opór, alkohol jednak znacznie osłabił jego reakcję. 

- Idź do domu. On musi przystopować. - czerwonowłosy mruknął do blondnka, subtelnie wypychając go przez próg. 

- Lecz się, chora szmatko. - zapiszczało farbowane pisklątko, również wysoko oprocentowanym głosem.

Kookie westchnął ciężko, w końcu jednak pozbywając się natręta, zamykając drzwi kopniakiem i odcinając ich od reszty świata. Po raz kolejny.

- Zosztaaf mje.. nje dot-tyygaj.. - Jimin, słaniając się niemiłosiernie, dotarł, podtrzymywany przez swojego dongsaenga, do łazienki. 

- Nie ma takiego numeru. 


Obudził się gdzieś w samym środku nocy, zlany potem i z paskudnie gęstą śliną. Wody, potrzebował wody. Podsunął się do siadu, rozglądając wokół i masując pulsujące skronie.
Przesadził, to jasne. Poza tym nie miał zielonego pojęcia jak trafił do własnego łóżka, nawet do mieszkania.. film urwał mu się kiedy z klubu wytargał go jakiś dzieciak, pierdolił głupoty, coś tam od niego chciał..
Potrząsnął głową. Woda. 
Automatycznie sięgnął w stronę szafki nocnej, zaraz jednak napotykając na nieznaną przeszkodę. Szybko cofnął rękę, przyglądając się słabo oświetlonej sylwetce.

- K-kookie...?

Młodszy rozchylił spokojnie powieki, przecierając je wierzchem dłoni.

- Uh, żyjesz, to dobrze.. która godzina? - Jeon momentalnie wymacał telefon w kieszeni, aktywując nieprzyjemnie jaskrawy ekran. 

- Co.. co się działo.. - głos Jimina zadrżał odrobinę, od razu przykuwając uwagę dongsaenga.

- Nic nie pamiętasz? Huh, przyszedłeś tu z jakąś blondyną, szarpałeś mnie, wyzywałeś, potem udało mi się odesłać to dziecko do domu. Umyłem Cię, przebrałem, a potem zasnąłeś. Koniec bajki. - młody wyrecytował wszystko prawie na jednym wydechu, nie racząc hyunga spojrzeniem.

Zapadła cisza. Park nie miał pojęcia co odpowiedzieć. Spodziewał się, że ciasteczkowy mógł mu pomóc się ogarnąć, nie pierwszy raz się tak zdarzało, ale to co stało się tej nocy było zdecydowanym przegięciem. 

- Przepraszam, Jungguk.

Pierwszy raz odkąd się poznali zwrócił się do chłopca po imieniu. Nie wiedział czemu sumienie wyżerało w nim wielką, czarną dziurę; widząc prawie niezauważalnie drżące dłonie ciastkowego anioła, miał ochotę złapać je we własne i pocałować. Nie znał wcześniej takich potrzeb, uwalniały się z bardzo odległych głębin jego podświadomości kiedy zostawał sam na sam z Jeonem. I nigdy nie tłumaczył sobie dlaczego. 
Młodszy podniósł wzrok, przyozdabiając usta w wykrzywiony smutkiem uśmiech.

- Hej, Park nie przeprasza.. Przecież jesteś we wszystkim najlepszy.

Jimin poczuł jakby kamień utknął mu gdzieś w gardle. To tylko słowa, tylko plątanina dźwięków, a mimo to z tych jednych ust brzmiały jak ostateczny wyrok. Zająknął się, chcąc coś odpowiedzieć, zaraz jednak, może ciągle przez wpływ alkoholu, może przez faktyczne emocje zaczął drżeć. Zupełnie jak z zimna.

- Jestem... najgorszy, Kookie. Nie umiem być dla Ciebie dobry, a Ty dla mnie.. Ty robisz tyle rzeczy.. zawsze, nie pytasz o nic, tak po prostu.. ja.. ja.. - Min o mało co nie zachłysnął się własnymi słowami, a może raczej ich wybrzmieniem i świadomością we własnym umyśle. Niemożliwe, czy to naprawdę wypłynęło z pomiędzy jego warg?

Kookie zamarł. Czuł jak tętno nagle skoczyło do biegu, zerwało się jak koń smagany batem. Zamknął oczy, starając się oczyścić myśli z nadmiaru emocji i wyciszyć buchający puls. 

- Nie musisz być dla mnie dobry. - uśmiechnął się ponownie, z jakąś taką litością i żalem gładząc jego zmierzwione włosy i przywracając je do jako takiego ładu. - Przecież nie jesteśmy parą. Robię to dobrowolnie, Ty tylko musisz mnie znosić...

- Nie mów tak! Przestań, jesteś najlepszym co mi się do tej pory przytrafiło! Nie masz prawa się dyskredytować, ja wiem co czuję! - starszy zachrypniętym głosem zawalczył o coś, czego w życiu by nie podejrzewał.

- Wiesz? Naprawdę?

- M-mhm.. 

Powoli skinął głową. 
Wpatrywali się w siebie bez chwili wytchnienia. 
Jimin ostrożnie uniósł dłoń, Kookie zmrużył powieki czując delikatny dotyk na swoim policzku.

~

- Uh.. na pewno..? Śmierdzę alkoholem i ...

- Cicho. I tak za długo na Ciebie czekałem. 



THE END. 

*omg pierwsza zakończona rzecz C': płakłem. Jak się podobało? Więcej takich krótkich, ale podzielonych na części historii? Lemme know in the comments below. Luv ya!

Do przeczytania! - Gabrych.