piątek, 11 marca 2016

"Black hunger" cz.8

Tytuł: Black hunger

Paringi: Nbin (Cha Hakyeon & Lee Hongbin), Levi (Jung Taekwoon & Kim Wonsik)

Opis: Kolejny rozdział, którego pisanie przyniosło mi niesamowitą satysfakcję i przyjemność. Mimo wszystko upominam się o zainteresowanie, z racji tego, iż nie mam zamiaru produkować się na taką skalę dla kilkudziesięciu wejść dziennie i dwóch komentarzy. Mi też się coś należy, nie tylko wam.


Przydługie paznokcie stukały powoli, ale z wyraźną frustracją w poręcz rzeźbionego krzesła. 
Dźwięk sucho roznosił się po długiej sali, spękane ściany przyjmowały na siebie fale, sprawiając wrażenie nieco zmęczonych i cierpkich. Tynk sypał się przy najmniejszym zatrzęsieniu, słabe, białe światło przeciskało się przez skrupulatnie pozatykane ciemnymi płachtami okiennice; tylko kilka pojedynczych strug wpadało migotliwie i zabarwiało w świetliste plamy gładką posadzkę pomieszczenia. Kolumny wspierały rozległy strop, stały potężnie i niezachwianie niczym ciemne, groźne skały, przeryte w najbardziej fantazyjne z możliwych wzory. 
Z sali głównej rozchodziły się dwie boczne nawy, zgodnie z kierunkami geograficznymi, na wschód i zachód. Po stronie wschodniej, w potężnej wnęce znajdowały się przeszklone pojemniki, mogące z łatwością pomieścić kilkoro ludzi. Obecnie tylko w jednym paliło się nikłe światło, a schowana w niem postać kuliła się w cieniu, usilnie starając się zasłonić twarz. Po chwilowej obserwacji, można było wynotować, iż w pomieszczeniu znajdowała się wyłącznie miska z wodą, kilka poszarpanych koców i pół, jak również paskudnie przeżarte rudo-brunatnym odcieniem koryto po przeciwnej stronie. Widok budził swego rodzaju odrazę, jednak nie przykuwał specjalnie spojrzenia, w przeciwieństwie do późniejszych pokoików, we wnętrzu których malowały się znacznie ciekawsze obrazy: jedna z szyb była chaotycznie zamazana rdzawą, czy bordową cieczą, przysychającą już gdzieniegdzie na czarny niemal odcień, w innych można było odnaleźć kałuże o wielu niezachęcających odcieniach i zapewne woniach. Słowem - widok był koszmarny i przyprawiał o zimne poty, jednak Hakyeon czuł się tu nad wyraz komfortowo. 
Nawa zachodnia skrywała w sobie kilkoro drzwi, każde zamknięte na pancerny, pokaźnych rozmiarów zamek. Po pierwszym spojrzeniu na jeden z nich przechodziła jakakolwiek ciekawość czy ochota sforsowania tych potworów. Jedynym co mówiło cokolwiek na temat tajemniczych wrót była strużka prawie czarnej cieczy powoli sącząca się zza jednego z progów. Poza tymi elementami sala była kompletnie pusta. 
Posadzka była stosunkowo zadbana, płytki lśniły jadowicie, układając się w skomplikowane mozaiki, tylko gdzieniegdzie beton pyliście wyzierał przez wybrakowane puzzle. Kurz wychodził na światło dzienne tylko w wąskich wodospadach bielistych promieni rozświetlających pomieszczenie. Mimo generalnego zacienienia, nie było to miejsce szczególnie mroczne. Owszem brakowało mu oświetlenia, jednak dziwnie chłodna, niebieskawa poświata biła z niezidentyfikowanych źródeł, sprawiając, iż wnętrze robiło się całkiem widne. 
Obcas wtórował paznokciom w wybijaniu leniwego, upartego rytmu, który bez skonkretyzowanego algorytmu co jakiś czas zwalniał, przyspieszał, lub załamywał się w pół taktu i przybierał zupełnie odmienną niż do tej pory formę. Ślepia czerwonowłosego błyszczały złowieszczo, pochłaniając każdy obraz malujący się przed nimi. W którymś niejasnym momencie ich właściciel znalazł się przy zamieszkałym pokoju za szybą, na co postać wewnątrz skuliła się chyba jeszcze bardziej, przesuwając pod ścianę do granic możliwości. Hakyeon z dziecięcą fascynacją zastukał krótko w przezroczystą barierę, a szklany dźwięk rozniósł się echem po wyludnionej hali. Przez chwilę obie strony trwały w bezruchu i bezdechu, Cha przyglądał się małej, żywej kropeczce, z nosem przyklejonym do szyby, czekając na jakąkolwiek reakcję. Jedyne co się jednak stało, najwyraźniej nie do końca zadowoliło oprawcę. W którymś momencie przed czarne od brudu stopy stworzonka wypłynęło kilka strug żółtawej, odrobinę przeszłej rudym odcieniem przerzedzonej krwi, cieczy. Hakyeon skrzywił się nieznacznie i powrócił na swoje wcześniejsze miejsce, wzdychając po drodze z wielkim znudzeniem. Zaraz jednak ogromne, półokrągłe drzwi sali rozszczelniły się z jękliwym trzaskiem, wpuszczając do pustego pomieszczenia dwa nowe tętna; jedno wolniejsze od drugiego. Hakyeon przystroił się w szeroki, niczym niezahamowany uśmiech, ukazujący jego błyszczące, długie kły o kremowym odcieniu. 
Nowo przybyli nie wyglądali na specjalnie kooperatywną parę - jeden z nich o dłuższych, falowanych włosach, rosły i wyższy od kompana, prowadził go z nieznacznym trudem. Drugi bowiem usilnie starał się w jakikolwiek sposób wyrwać się z uwięzi i zniknąć z miejsca, w którym przyszło mu egzystować. Pomijając już sam stan prowadzonego, który był w istocie dosyć przerażający; jedna z dwu rąk odstawała w dziwnym, nienaturalnym odchyleniu, każdy krok jaki stawiał, wybrzmiewał w akompaniamencie serii przeszywających chrupnięć, zapuchnięte oczy niemal wcale nie ukazywały gałek. W przeciwieństwie do filmowej delikatności, tym razem ofiara nie odznaczała się drobną strużką krwi sączącą się dwuznacznie z kącika ust w dół podbródka i szyi. Usta w jednym miejscu miały półcentymetrową wyrwę, z której nieustannie wypływały spore pokłady parującej, ciemnej krwi. Włosy częściowo mokre od potu, częściowo od deszczu, dodatkowo zlepione sokami organizmu i splątane jak po kilkuletnim odwyku od wody i mydła. Cała sala w momencie wypełniła się mdlącym, kwaśnym zapachem świeżej krwi. 
Cha rozsiadł się tylko wygodniej, nie racząc przybyłych żadnym uprzejmym gestem, a wyłącznie czekając, aż posłaniec przeciągnie zmasakrowanego pobratymca przez całą długość pokaźnej "sali tronowej". Posadzka odbijała wyraziście stukot podeszwy i posuwiste kroki niższego z dwójki przybyłych.
Neutralny obserwator męki wziął w płuca syczący, głośny wdech i roześmiał się nisko, raczej łagodnie, a jednak z niecodziennie fałszywym wydźwiękiem.

- Hongbin, Hongbin... no i jak Ty wyglądasz, chłopcze, hm? - pokręcił z politowaniem głową, wstał ze swego rzeźbionego tronu i zbliżył się niespiesznie do pobitego, normalnie pewnie nieco trudnego do zidentyfikowania osobnika, dla wampira jednak nie stanowiło to najmniejszego problemu. Silni się czuli.

- Still better than you, fucker... - wysyczał nieco niewyraźnie poszkodowany, w grymasie bólu wykrzywiając usta w jadowity uśmiech i plwając gęstą śliną zabarwioną na jasną czerwień gdzieś w bok.

W tym momencie dało się wyczuć spięcie w postawie trzeciej persony, a w sekundę później znikąd spadł na brzuch pobitego silny, precyzyjny cios. Wampir zgiął się w pół, kaszląc spazmatycznie i wypuszczając z ust lepką strugę ciemnych od krwi płynów. Posadzka przybrała odcień karmazynu.

- Spokojnie, Leo. Nie tak nerwowo. Chciałbym z nim jeszcze troszkę porozmawiać, mój mały synek marnotrawny wrócił i muszę dla niego ubić jagnię. - czerwonowłosy wyglądał na wyjątkowo ukontentowanego całą sytuacją i tak jak poprzednio w niewyłapywalnie krótkim momencie znalazł się przy przeszklonym pudełeczku. Jego zawartość zaskomlała niemo, rzucając się w nienaturalnych konwulsjach po brudnej, najwyraźniej śliskiej podłodze. 

Akcja parła do przodu w zastraszająco szybkim tempie. Szklane drzwi rozszczelniły się zrywnie, Hakyeon wparował do środka bez chwili namysłu, złapał płaszczącą się karykaturę człowieka i przydusił do ściany, po chwili z donośnym zgrzytem przekręcając jego głowę daleko za granice możliwości.
Zeskoczył z podwyższonej na pół metra platformy, na której osadzone były klatki. Ścierwo włóczył za sobą zupełnie jak nic nie znaczący worek na śmieci, zostawiał za sobą cuchnącą woń zakrzepniętej i świeżej krwi, fekaliów i długo nie mytej skóry. Rzucił truchło przed nogi Lee, który mimo beznadziejnego stanu w jakim się znajdował, nie czekając na pozwolenie rzucił się na kolana, zatapiając kły w ramieniu ciała. Po chwili spędzonej w tej pozycji agresywnie wyszarpał zużyty fragment mięsa, w następnej kolejności wpijając się w okolice łopatek. Kilka razy zmieniał lokację, aż z ciała został niepełny korpus z poszatkowanymi fragmentami, topiący się we własnej posoce. Okolice żeber i ramion bieliły się odsłoniętymi kośćmi, mięśnie bezwładnie zwisały oderwane od swych pierwotnych lokalizacji, całe ciało, mimo pokrywającego je brudu i krwi, wyraźnie zbielało, nabierając nienaturalnie szybko odcienia wpadającego w fiolet. 

- Najedzone dziecko? No, to teraz doprowadź się do porządku. - Hakyeon machnął trywialnie dłonią, zawracając powoli niczym papież w kierunku swojego ukochanego miejsca spoczęcia. - A Ty Kruk możesz wyjść. Ravi jest Twój, nagroda za Lee Ci się należy. 

Bez cienia emocji na doskonałym obliczu, Leo oddalił się w kierunku jednego z zaryglowanych pokojów w nawie zachodniej, pozostawiając w sali tylko zakrwawionego trupa, Hongbina i ojca. Lee zajęło kilka dłużących się w nieskończoność chwil powrócenie do stanu używalności, ale wraz z odżywieniem organizmu, opuchlizna jęła stosunkowo szybko tracić objętość, złamaną rękę z głuchym mlaśnięciem nastawił, tylko odrobinę marszcząc czoło. Wziął bardzo głęboki oddech, wypychając zapadnięte żebra i nadając im pierwotny kształt, czemu ponownie zawtórowała seria kilku cichych chrupnięć. Siniaki i otarcia na oczach wchłonęły się w zdrową tkankę i już po kilku minutach przed Hakyeonem stanął Lee Hongbin w całej swej okazałości, prężąc się i szczerząc niczym seryjny morderca. Przechodząc w stronę tronu kopnął leżące na swej drodze zwłoki, z odrazą odsuwając je w mniej wadzące miejsce. 

- Tatusiu.. nawet nie wiesz jak za Tobą tęskniłem.. - przymilił się Bin, przyklękając przed Hakyeonem, który mierząc syna z góry uśmiechnął się jadowicie, sycząc zajadle i kręcąc z cynicznym niedowierzaniem głową. 

- Oj, Lee.. nagrabisz sobie kiedyś, nie żartuję. - warknął Cha, po czym pochylając się do przodu złapał Hongbina za kołnierz i przyciągnął do siebie, stymulując w taki sposób, by siadł okrakiem na jego kolanach. - Co to za pouchwalanie się z Parkiem, hm? Nie masz lepszych kolegów? Co, myślałeś, że nie wiem ile dla niego kradniesz? A to nasze zbiory, Binnie.. 

- Wiem, oczywiście. Chciałbym jednak zaznaczyć, że sam przyczyniam się do ich obecności w naszych magazynach. - szepnął odrobinę niepewnie rozmówca czerwonowłosego i wyprężył się przymilnie, podkulając ramiona i subtelnie wijąc miednicą. 

- I z tego co wiem dostajesz swój regularny przydział, prawda króliczku? - Cha przekrzywił zabawnie głowę, wbijając paznokcie w biodra towarzysza. - No chyba, że oddajesz ze swego, ale w to wątpię, mała żmijo. 

Zapadła dzwoniąca, chłodna cisza, odbijająca się od ścian rozszczepionym na kilkanaście dróg wstydem i niepokojem. Lee jak gdyby badał niepewny grunt, wyczekiwał, sprawdzał, czy ma liczyć ze strony potencjalnego przeciwnika na jakikolwiek kolejny ruch. Nie był uprzywilejowany na tyle, żeby pozwolić sobie w tym momencie albo na arogancję posuniętą na tyle daleko by potwierdzić przypuszczenia ojca, a kłamstwo byłoby zwykłą głupotą, kiedy ma się do czynienia z dwutorowymi rozmowami - tą, która wykorzystuje mowę, oraz przebiegającą bezpośrednio pomiędzy wampirzymi umysłami.

- Więc mam rację, kradniesz i to jeszcze nie ze swojego. Eh, Lee. Brzydko. Bardzo brzydko. - czerwonowłosy zacmokał z niezadowoleniem, po czym westchnął zrezygnowany. - I co ja mam teraz z Tobą zrobić, hm? Przecież dalej będziesz mu pomagał, zawsze miałeś obsesję na punkcie tego małego pokurwia.. 

- Jak my wszyscy, gwoli ścisłości. Tatuś wypruwa sobie flaki, żeby tylko dostać go w swoje.. łapki. - wymruczał z teatralną niewinnością w głosie, po czym pieszczotliwie przesunął wierzchem palców po ramionach rąk zaciskających się na jego biodrach. - Z resztą nie tylko sobie, wnętrzności innych równie dobrze się wypruwa..

- Masz asa w rękawie, kochany, też jestem tego świadom. Wiem, że możesz mi teraz wyjawić gdzie udał się Jimin, wiem też, że jesteś świadom braku poważnego zagrożenia związanego z milczeniem. Dlatego jeszcze nie wpierdoliłem Cię w brudne dyby, albo nie podwiesiłem w jednej z klatek. Ale uwierz mi na słowo, Binnie.. - tu zbliżył się do ucha swego rozmówcy i owionął je chłodnym jak północny wiatr oddechem - Nic nie dorówna temu jak zostaniesz wynagrodzony, jeśli zdecydujesz się go dla mnie zdradzić. 

Ostatnie słowa wybrzmiały godnie, podtrzymywane syczącym przez komnatę echem i przebiły się przez ciszę kilkoma nieregularnymi powtórzeniami. Zdradzić, zdradzić, zdradzić, adzić, dzić, ić..

- Dobrze, wiem, że to nie jest decyzja na już. Musisz nad tym trochę pomyśleć, przekalkulować, jasne.. - Cha wyraźnie miał coś jeszcze na myśli, jednak w słowo wkroczył mu jego milczący towarzysz.

- Nie trzeba. Wiem doskonale co zrobię. 

Powieki Hakyeona rozchyliły się nieco szerzej, a przy tym wpłynął na jego usta wyraźnie zaintrygowany uśmiech.

- Doprawdy? W takim razie..

- Nic a nic Ci nie powiem, spierdolino. Takie życie, nie? Powód banalnie prosty, kocham go najbardziej na świecie i jedyny cel mojego istnienia, to dbanie, żeby Park Jimin był cały, zdrowy i bezpieczny. A Ty sprawiasz zagrożenie. Nie dostaniesz go i już, słyszysz? Zawsze Ci ucieknie, zawsze będzie dalej i szybciej, bo Ty nieubłaganie słabniesz, a on rośnie w siłę. - Hongbin dumnie zakończył swoją wypowiedź, w ostatecznej konkluzji nie żałując ani jednego wypowiedzianego słowa. 

Cisza rozlała się jak ciepła posoka pomiędzy dwoma Silnymi. Lee jak umiał najlepiej odgradzał się od bombardujących go myśli Hakyeona, który starał się włamać do jego umysłu i wydobyć informacje siłą, po Cha nie było widać ani krzty wysiłku, czy emocjonalnej reakcji na wypowiedziane przez Bina słowa.

Po kilku, może kilkunastu minutach na twarzy Hakyeona pojawił się jeden, jedyny przebłysk jakiegokolwiek konkretnego wyrazu - czerwonowłosy skrzywił się lekko, z większą odrazą niż złością. Hongbin zaśmiał się w duchu z siebie samego i losu jaki go czeka.

Uderzył boleśnie w ścianę, momentalnie upadając na kolana i sapiąc głośno. Klatka była dość intensywnie naświetlona, wystarczyła chwila, aby zbielały mu źrenice, a skóra nabrała różowawego, alergicznego odcienia. Czuł się fatalnie, a już kilkanaście sekund później zaczął się intensywny, duszący kaszel. Powietrze się przerzedziło, krew zwolniła obieg. 

- Jesteś głupi, Lee. Ale mam wrażenie, że już to od kogoś usłyszałeś. Nie dostajesz drugiej szansy, żebyśmy się dobrze zrozumieli. Wyjdziesz, kiedy przyjdzie mi na to ochota, nie masz szansy na wykupienie, choćbyś w największym głodzie tępił sobie kły na ścianie i jęczał jak mała dziwka gdzie jest teraz Park. Po prostu przegrałeś, Bin. A teraz musisz zasmakować swojej porażki. - dodał na koniec, po czym zamknął przezroczyste drzwi, odchodząc bez pardonu i nie obracając się do ofiary ani na moment. 

Hongbin spróbował rozszarpać więzy założone na swoich nadgarstkach i kostkach, jednak sznury, jakich używali w pałacu nie były do zniszczenia nawet dla Silnego. Był w dupie. Całkowicie i doszczętnie. A podłoga lśniła od przyschniętej, brunatnej krwi. 


Czerń i rdza bez chwili na oddech brnęli przez niesprzyjające warunki pogodowe przez kolejne polany, zatrzymywali się w kolejnych lasach, szukali kolejnych schronów. 
Podążał ciągle niecałe dziesięć kroków za nimi. Niewidzialny i niesłyszalny. A może tylko ślepy i głuchy..


Do przeczytania! - Gabriel



piątek, 4 marca 2016

"Black hunger" cz.7

Tytuł: Black hunger

Paringi: SugaMon (Min Yoongi & Kim Namjoon), Jikook (Park Jimin & Jeon Jeongguk), Navi (Cha Hakyeon & Kim Wonsik)

Opis: Pisałem ten rozdział jak zaczarowany, dopiero po skończeniu spojrzałem na zegar i była 2:14. Regret nothing, wreszcie wróciła wena, mam dużo pomysłów i coś czuję, że pociągnę jeszcze trochę ten ficzek, mimo, iż miałem skończyć maksymalnie na 10 rozdziałach. Spodziewajcie się niespodziewanego, albo i nie. Zobaczymy jak wyjdzie, a na tą chwilę zapraszam serdecznie do konsumpcji rozdziału numer siedem. Enjoy ~



- Nie chciał? Ojejku.. - westchnął teatralnie mężczyzna, zasiadając na wysokim, rzeźbionym krześle z ciemnego, sosnowego drwa, lustrując z góry swego pokornie skłonionego rozmówcę. 

- Znaczy to nie tak, starałem się, gadałem z nim, ale on się uparł i.. - nie zdążył skończyć zdania, kiedy postać, z którą przed momentem wymieniał zdania, wyparowała jakby, pozostawiając po sobie wyłącznie kruczoczarną wiązkę rozgałęzionego w mnogości kierunków dymu. 

Dało się słyszeć głośno przełkniętą ślinę. 

Tuż po tym, niczym obuch, spadł na kark podwładnego ciężki, powalający na ziemię cios, który sprawił, że poszkodowany wylądował na kolanach, kuląc się, prawdopodobnie ze strachu jeszcze bardziej niż z fizycznego bólu.

- Nie chciałem tego robić, kochany. Ale tak się uparłeś.. - jęknął Hakyeon, stając jak kat nad płaszczącym się, czarnowłosym gońcem, który skomlał właśnie żałośnie o odrobinę litości. 

Ojciec podniósł nogę, osadzając ją na barku drugiego wampira i popychając go w taki sposób, by uderzył twarzą o zimną posadzkę. Docisnął ciężki but do karku czarnowłosego, tym samym sprawiając, iż ten zaniósł się zduszonym, spazmatycznym kaszlem i wyraźnie posiniał na twarzy.

- Chcę go, rozumiesz pokrako? Ma tu wrócić, ściągniecie go, choćby oznaczało to przeszukiwanie wszystkich zakamarków tego i każdego innego świata. Nie chcę żadnego z was tak mocno, jak tego małego skurwiela.. Przyprowadź go. Bez Parka nie masz po co się tu pokazywać. - dodał na sam koniec i splunął grubiańsko we włosy przygwożdżonego do ziemi mężczyzny. Ten poruszył się nieznacznie, najpewniej na znak, iż przyjął informacje i polecenia do wiadomości.

Cha niechętnie odpuścił, zostawiając w spokoju podduszonego chłopaka, który zaraz przeczołgał się w bezpieczniejszą, bardziej odległą część pomieszczenia, chaotycznie łapiąc naruszone gardło. Wzrokiem przypominającym skrzywdzone, małe zwierzątko, obserwował przemieszczającego się bez celu ojca. Najwyraźniej intensywnie nad czymś rozmyślał, mimowolnie skubiąc dolną wargę do krwi.

- A Hongbin? Ten szmaciarz też powinien poczuć, że jego łańcuch ma ograniczenie. - warknął w końcu, zarzucając krwisto-czerwoną grzywką, przy okazji odsłaniając lśniącą bielą bliznę pod lewym okiem. 

- Lee nie będzie problemem.. przyprowadzić go? - wychrypiał pokornie skulony w ciemności czarnowłosy, masując obolałą szyję.

- Nie będzie takiej potrzeby. Leo już z nim porozmawiał. - Hakyeon uniósł delikatnie prawy kącik ust, lustrując pobieżnie drobną, skrzywdzoną postać synka.

- A-ale.. 

Na to karmazynowo-włosy roześmiał się histerycznie, po czym z politowaniem pokręcił głową. Zbliżył się w kilku krokach do rozmówcy, kucnął tuż przed jego na pozór niewzruszonym obliczem, po czym przeczesał czule czarne kosmyki jego krótkich włosów. Osadziwszy dłoń na policzku chłopca, pochylił się ku niemu nieznacznie i zimnymi wargami musnął skórę jego czoła. W odpowiedzi wampir westchnął z przerażenia, zaciskając powieki i starając się opanować nieznaczne drżenie ciała.

- Mój mały, słodki Raviś da radę przyprowadzić dla mnie niegrzecznego Jimina, prawda? Nie zawiedziesz tatusia?

- N-n.. nie. Nie zawiodę.. tato. - odparł młodszy i wyraźnie spiął wszystkie mięśnie, walecznie spoglądając przed siebie.

- Grzeczny chłopiec. - czerwonowłosy uśmiechnął się jadowicie i mrużąc powieki przytulił policzek do skroni młodszego, przy okazji wpatrując się w nicość i snując zwycięskie wizje upragnionego złapania tej małej, rudej...


Jimin zerwał się do siadu, niedelikatnie potrząsając zaspanym Kookiem.

- Hej, Jeon, rusz się. Wstawaj, nie mamy czasu. Trzeba się zbierać. - miauczał nad chłopcem, który po prawdzie ledwo rozróżniał wypowiadane przez rozmówcę słowa. 

Czarnowłosy przetarł zlepione powieki, powoli zaczynając kontaktować z otaczającym go światem.

- J-jimin..? Czy my wczoraj naprawdę..

- Kook, zamknij się, musimy działać. - warknął stanowczo rudowłosy, przeczesując w pośpiechu grzywkę i dopinając zamek spodni na swoich biodrach. - Nie ma czasu, już i tak zbyt długo tu jesteśmy.

- Ale jak to.. to nie mieliśmy tutaj zostać? Nie taki był plan? Przeczekać tu najgorsze i wyjść, kiedy  będzie po wszystkim..? - Jeongguk dopiero w tym momencie zaczął uświadamiać sobie co oznaczają słowa i gesty Parka. Spojrzał zdezorientowany i z pełnym rozczarowaniem wypisanym na twarzy, w kierunku składającego ich prowizoryczną pościel Rudego. Wydawało się jednak, że ten skrzętnie chce uniknąć jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego.

- Nie. Nie wiedziałeś jaki jest plan, tylko wydawało Ci się, że wszystko pójdzie tak, jak sobie zamarzysz. Ale nie żyjemy w grze, Jeongguk, moja rodzina nie jest ani normalna, ani zdrowa. Hakyeon będzie starał się mnie dorwać gdziekolwiek się nie ukryję, więc muszę włożyć w to trochę pracy, zanim znajdę miejsce, gdzie mogę zostać na dłużej. A właśnie ktoś mnie tego miejsca pozbył. - czarnowłosy już dawno nie wysłuchał tak rozległej i sycącej wypowiedzi ze strony Silnego, więc zamilkł w konsternacji, oczekując cicho na dalszy rozwój wydarzeń. Na całe szczęście do pokoju po kilkunastu sekundach wkroczył Błękitny.

- Przygotowuję śniadanie dla siebie, chciałbyś coś zjeść? - spytał dość grzecznym tonem, mimo wszystko jednak, dokładnie tak jak dzień wcześniej, wyzbytym zbędnych uprzejmości i raczej oschłym.

- Chyba nie, nie mam apetytu.. - westchnął Czarny i już miał zabrać się za pomoc Jiminowi w porządkowaniu miejsca snu, gdy ten stanowczo złapał jego nadgarstek, wpatrując się intensywnie w oczy wyższego.

- Zjedz coś. - mruknął raczej w formie rozkazu, a nie sugestii. - Musisz odbudować siły. Inaczej będzie im prościej nas złapać. 

Kook bez słowa postarał się uwolnić rękę z uścisku Rudego, po czym opuścił pokój w towarzystwie Yoongiego, zmierzając w kierunku kuchni. Nie była ona pokaźnych rozmiarów, raczej skromna, jednak niebanalnie zaopatrzona. Choć mimo świadomości z kim dzieli dom Błękitny, Kookie poczuł się nieco niezręcznie, gdy po otworzeniu lodówki zobaczył jedną z półek pełną plastikowych torebek wielkości dwu dłoni, wypełnionych ciemną, prawie fioletową od zimnych świateł, cieczą. Poczuł bardzo nieprzyjemny dreszcz w okolicy karku, zamknął bez namysłu lodówkę i usiadł przy solidnym stole na środku pokoju, starając się uspokoić myśli. Zaraz też, przed jego opartymi o blat ramionami, wylądował kubek wypełniony parującą, rdzawą cieczą. Zapach egzotycznej herbaty rozniósł się po całym pomieszczeniu szybciej niż by się mogło zdawać. Yoongi obserwował Jeona z pewnej odległości, zajadając się czymś, co wyglądało bardziej zdrowo niż smacznie.

- Nic nie zjesz? - zagaił w końcu, przeżuwając intensywnie twardy fragment posiłku.

- Mówiłem, nie mam ochoty.. - westchnął chłopak, chwytając naczynie z parującą herbatą w obie dłonie i nieco ogrzewając się, pomimo tego, że w domu wcale nie było zimno. 

- To normalne, że nie chcesz jeść, kiedy się denerwujesz. Żołądek się kurczy i człowiek nie może nic w siebie wmusić. Tak się często zdarza. - Yoongi pokiwał ze zrozumieniem głową, jednakowo wydając się jakby nieobecnym w tej rozmowie. Zupełnie jakby tylko obserwował ją z innego punktu widzenia, a głos podkładał mu ktoś inny. Kookie westchnął ciężej niż do tej pory. 

- Nie mam pojęcia co się dzieje. Myślałem, że już mi wszystko wyjaśnił, że teraz nie mamy tajemnic i wiem, co planuje w danym momencie. Ale okazuje się, że to wszystko gówno prawda. - warknął młodszy, biorąc łyka gorącego wywaru. W przypływie frustracji nawet nie zwrócił szczególnej uwagi na to, że poparzył usta.

- Uh.. z nimi tak jest. Wierz mi, nie będzie inaczej. Do dziś często nie mam pojęcia co Namjoon robi, co ustala, jak żyje.. - błękitnowłosy wzruszył trywializująco ramionami, po czym wziął kolejnego gryza podejrzanego śniadania. - Wszystko zależy od podejścia. Ja swoje zmieniłem już bardzo dawno temu.

- I wytrzymujesz tak?

- Mhm. Wcale mi to już nie przeszkadza, nauczyłem się żyć w ciągłej niewiedzy. Po prostu jestem w stanie powiedzieć sobie, że nie potrzebuję wiedzieć tego, czy tamtego, jeśli Nam nie uzna za słuszne podzielenie się tym ze mną. Nic prostszego. Zaufanie. - rzucił jeszcze z lekkim uśmiechem, nie zaprzestając konsumpcji.

- Ale jak dajesz radę ufać..

- Wampirowi? Huh.. czasem wydaje mi się, że są tego warci bardziej, niż ludzie. 

Na krótką chwilę zapadła wypełniająca dystans między dwójką cisza. Kookie w milczeniu popijał ciepłą herbatę, rozmyślając o czymś intensywnie, a Yoongi zaniechał obserwowania chłopca, zbliżył się do średnich wymiarów okna i ją przyglądać się rozległemu, górskiemu krajobrazowi, jaki rozciągał się od jednego boku ramy, do drugiego. Co kilka chwil przez gęste chmury przebijały się ciepłe promienie słońca, zapalając szczyty i tworząc figlarne refleksy na poszarpanych skałach stromych osuwisk. Jeongguk nie wynotował, kiedy do pomieszczenia wszedł Biały.
Dopiero dźwięk rozszczelnionej lodówki sprawił, że omal nie podskoczył na krześle. Namjoon najwyraźniej nie bardzo tym zaskoczeniem wzruszony, bez skrępowania wyjął dwie szkarłatne torebki, w permanentnym milczeniu opuszczając kuchnię i wracając do pokoju, w którym czarnowłosy pozostawił Jimina. 

- Nie jedzą absolutnie nic innego? - szepnął Kook ciekawsko, odszukując spojrzeniem chudą sylwetkę Yoongiego.

- Nam czasem pije kawę. Ale powtarza, że to tylko z grzeczności, bo chce towarzyszyć mi. Poza tym wiem, że woda im nie przeszkadza. Ale jeśli chodzi o pożywienie, to w grę wchodzi tylko sanguis. - Min ponownie wzruszył ramionami, upijając łyk własnej herbaty.

- Trochę to musi być nudne, nie sądzisz? - Jeon zmarszczył brwi.

- A niech sobie jest, mi tam ich nie szkoda. - Błękitny roześmiał się szczerze, na co na usta Kookiego wpłynął delikatny uśmiech.

Uświadomił sobie, że dawno nie słyszał szczerego śmiechu.

Zaraz do kuchni wparował w widocznym pośpiechu rudowłosy chłopak. Otarł przedramieniem zabarwione czerwienią usta, po czym skinął stanowczo na Jeongguka.

- Musimy iść. Zbieraj się.

- Do widzenia, Yoongi. 

- Trzymajcie się obaj. Do zobaczenia kiedyś. 

Po drodze przez skąpany w półmroku korytarz natknęli się jeszcze na białowłosego.

- Nie idźcie na południe. Poza tym standardowo, może uda wam się gdzieś zagrzać przed zmierzchem, przy odrobinie szczęścia powinniście nawet trafić do mojego dobrego znajomego. - mruknął cicho, po czym złapał kark Jimina, przyciągając go ku sobie i z zaciśniętymi powiekami przyciskając własne do jego czoła. - Kocham Cię, bracie, pamiętaj. Dbaj o Jeongguka, nie spuszczaj go z oczu.

- Nie będę. Też Cię kocham. Dziękuję za wszystko, do zobaczenia Nam.

- Do widzenia. Nie martw się Jeonggukie! - wykrzyknął za nimi, kiedy już przeszli próg i oddalili się kilka kroków od domku. - Wszystko jakoś się ułoży!


Do przeczytania! - Gabs



wtorek, 1 marca 2016

"On" - non ff poetry -

Tytuł: On

Nota: znalezione na ostatniej stronie szkicownika, zapomniane

Gatunek: wiersz wolny



On był nią 

Teraz nikt o to nie dba

I nikt nie wie

Ale całe życie miał możliwości

Noszenia spódnic 

I butów na obcasach

Wymagali od niego, że gdy dorośnie

pomaluje usta i zostanie matką.

Mówią, że on był nią. 

Nikt nie dba, a dbają wszyscy.

On był nią 

I nigdy nią nie był. 



G.J.

poniedziałek, 22 lutego 2016

"Wyzwanie 1" - non ff poetry -

Tytuł: Wyzwanie 1

Nota: moje pierwsze dzieło napisane dlatego, żeby udowodnić sobie i komuś, że potrafię. Coś podobnego.

Typ: wiersz wolny



Stąpa, przez przypadek.

Tak jakoś zupełnie bezinteresownie

Stawia kroki.

Ostrożne, uważne, senne.

I grzęzną nogi w smole,

Brudzą się stopy,

Bo idzie bez zobowiązań.

Podpala każdy poprzedni krok,

Rozrywa winorośl,

A potem się topi;

Wiatr szumi jak szumiał.



G.J.

Bez tytułu 4 - non ff poetry -

Tytuł: brak

Nota: brak

Typ: wiersz wolny, biały



Kości

Plamy w oczach

Ręka zmęczona lenistwem

Brednie kredowe

Pylica

Ścisk gardła

Mądra wycinka lasów

Marność nad marnościami

I pustka

I klęska

I zawiść

I wiedza przede wszystkim



G.J.