poniedziałek, 4 kwietnia 2016

"Over again" OS

Tytuł: Over again

Paringi: Vhope (Kim Taehyung & Jung Hoseok), TaeJae (Kim Taehyung & Kim Minjae)

Opis: ... Hm. Nawet nie wiem jak to opisać. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek coś równie romantycznie rzygowego wypłynie spod moich palców, a tu proszę.. wystarczyło trochę posłuchać Homme i K.will'a XDD Fluff. Fluff. Proszę. Niech mnie ktoś zabije. Albo w sumie koment wystarczy <3 Love y'all 


Nie zawsze było kolorowo. To niezaprzeczalny fakt. Ale.. czy w ogóle kiedykolwiek obywa się bez problemów i starć?
Taehyung był zły i uważał, że tak. To po prostu Hoseok był beznadziejny, wszystkiemu, co było między nimi konfliktowe, winny był on. Wiecznie wyszczerzony, z tymi rozczochranymi włosami, szczęściem w oczach..
Nie. Moment. Hoseok to ten zły, a Tae jest obrażony i nie będzie zachwycał się nad jego pięknem, co to, to nie. Już zbyt często dawał mu kolejne szanse i wybaczał tą głupotę, tym razem koniec. Poza tym.. już nie łączy ich tyle, co kiedyś.
Pamięta jeszcze czasy sprzed debiutu, jak kochali się po treningach, jak wszystko było ekscytujące, nowe.. po prostu romantyczne. A teraz? Czym ma być numerek w kiblu przyrównany do tych motyli w brzuchu, do poznawania się kawałek po kawałku, do uczenia się uczuć. Nie, to jest bezsensu, Taehyung wie o tym doskonale i dlatego będzie się obrażał choćby i do końca świata. Ma  w nosie, czy Hobi.. znaczy się Hoseok to zauważy, czy nie, czy będzie mu może przykro.. Nic z tych rzeczy.
Tae będzie twardy jak skała i oziębły.
Poza tym miał Minjae. To było bardzo przydatne w przypadku kłótni z Hoseokiem, bo nikt z zespołu nie wzbudzał takiej zazdrości Junga, co dongsaeng TaeTae. A w końcu właśnie o to chodziło.
Minmin był przeuroczym, ślicznym i do tego wdzięcznym jak mało kto stworzeniem, Taehyung go uwielbiał. Bardzo chciał też się w nim zakochać. Śmiesznie, prawda? Ale to byłoby jeszcze wygodniejsze niż przyjaźń, mogliby być tak blisko jak im się zachce, a Hoseok tylko zieleniałby z zazdrości gdzieś w cieniu ich miłości.
Tylko tu pojawiał się zazwyczaj najbardziej niemiły problem - nie można kogoś od tak pokochać. Czasem pomimo najszczerszych starań, wychodzi z tego niewiele więcej co nic. Zostawało więc udawać jak najbliższą relację, kiedy w pobliżu pojawiał się Hobi. Hoseok. Cholera.
Udawanie bywa męczące. Zwłaszcza, gdy chcesz też udawać przed samym sobą. To jest chyba najbardziej frustrujące, a jednak z drugiej strony palące przekonanie o tym, że ta droga jest rozsądna, sprawia, że człowiek kompletnie traci grunt spod nóg.
Eh.. Za dużo myślisz, TaeTae. Hoseok to kretyn, doskonale o tym wiesz i dlatego jedynym mądrym wyjściem będzie dać sobie z nim spokój. Obraza. Chłód.
O kurcze, jak on ślicznie wygląda w tej czapeczce.. Nie. Stop.

Tae musiał mocno trzymać się na wodzy. Zawsze byli z Hobim blisko, nie mieli sekretów, nie było kłótni, która nie mogłaby być rozwiązana. Znali się na wylot i mimo, że mogłoby się to wydać nudne, Tae lubił to, że ma Hobiego. Znaczy się - miał, oczywiście.
Oparł się o ścianę, do której dostawione było jego łóżko i westchnął przeciągle, zupełnie jak na planie filmowym do taniej dramy, w ręku ściskając telefon. Wyświetlacz migotał jaskrawym odcieniem komunikatora, a konkretnie rzecz biorąc - nowo otwartej wiadomości od Hoseoka, który pytał, czy Tae miałby czas porozmawiać.
Wargi Kima były już zgryzione do granic możliwości, młody wydawał się całkowicie, a do tego beznadziejnie rozdarty.
Bardzo irytował go fakt, iż wystarczyło jedno słowo od Hoseoka, nawet wysłane przez głupi chat, a wszystko, co Tae starannie i z uporem godnym kaligrafa usypiał i zabudowywał grubym murem, nagle eksplodowało i rwało się - soczyste i pełne uczuć - prosto do Junga. Musiał niezwykle ze sobą walczyć, by nie odpisać serduszka i nie pobiec do pokoju hyunga, by rzucić mu się w ramiona i powiedzieć, że już się wcale o nic nie gniewa, że to już minęło i jest tak jak zawsze. Kolorowo.
Zablokował ekran telefonu, poderwał się z rozrzuconej pościeli i w mgnieniu oka przebrał się w wyjściowe, przyciągające oko ciuchy. Na uszy i usta naciągnął swoją ulubioną maseczkę, raz tylko poprawił makijaż i wyruszył w drogę. Przed wyjściem ze studia BigHit, zahaczył jeszcze o pokój, w którym stacjonował J-hope, pokazując się w progu niczym zjawa.

- Wychodzę hyung, niestety, nie mam czasu. - rzucił kompletnie bez polotu, głosem wypranym z jakiegokolwiek kolorytu, po czym zostawiwszy Hoseoka i nieco rozchylonymi ustami, udał się na spotkanie z Minjae.
Chłopak czekał już na niego pod budynkiem wytwórni, za kierownicą swojego pięknego, lśniącego auta. Tae był o nie trochę zazdrosny, ale z drugiej strony cieszył się, bo znał jego właściciela i mógł sobie nim bezkarnie jeździć.
Tuż po otwarciu drzwi pasażera przywitał go przyjemny zapach dobrego jedzenia. Oblizał z zadowoleniem wargi i wsiadł, niewiele myśląc, po drodze składając przelotny całus na policzku dongsaenga.

- Jedźmy nad rzekę, zjemy na starym moście. Mam dość tego miasta. - odezwał się nagle Tae, piorunując spojrzeniem sygnalizację świetlną, która akurat zatrzymała dwójkę na długich, bezsensownych światłach.

- Coś się stało, hyung? Znowu jakąś akcja z Hobim hyungiem? - młody jak zawsze zgadywał bez najmniejszego problemu co, jak i dlaczego czuł Tae. Zupełnie jakby miał w sobie skryty jakiś specjalny mechanizm sczytujący emocje Taehyunga jak informacje elektroniczne.

- Powiedzmy. Ale chyba ostatnia. - starszy przeciągnął się ostentacyjnie, na koniec osadzając wzrok na własnych paznokciach i ich nienagannym stanie.

- Zrywacie? Po tylu latach? Nie uwierzę.. Hope by na to nie poszedł.

Mały cwaniak, skąd on go tak doskonale zna..

- Teoretycznie.. Hoseok jeszcze nic nie wie. Na razie to ja zadecydowałem. - szepnął chłopak, nieco mniej pewnym siebie niż poprzednio głosem, po czym przeczesał grzywkę smukłymi palcami, nadając jej nieco bardziej pożądany kształt.

- Hyung.. Ty wiesz, co bym teraz powiedział. Dlatego nie powiem, musi Ci wystarczyć ta świadomość. Decyzja należy do waszej dwójki, a nie do połowy drużyny. - na ostatnie słowa Tae zarechotał prześmiewczo, ostatecznie jednak to, co mówił młody stanowiło największą prawdę, z dotychczasowych wypowiedzi.

Na nieszczęście Taehyunga, niedługo po dotarciu w wyznaczone miejsce i ledwo rozpakowaniu kupionego przez Minjae jedzenia, menago smsem poinformował V o tym, że chce widzieć ich wszystkich do pół godziny w budynku BigHitu i lepiej dla nich, żeby się nie spóźnili.
Tae ostatnio nabrał dziwnego nawyku wzdychania do ekranu telefonu.

Minjae był naprawdę cudowny, gdy tylko usłyszał od Tae o ich nagłej, nieprzyjemnej zmianie planów, zapakował jego porcję jedzenia w oddzielną torbę i zawiózł towar wraz z właścicielem tuż pod drzwi tego życiowego utrapienia, jakim był BigHit.

- Wybacz.. strasznie głupio to wyszło. - mruknął zakłopotany wokal, typowym dla siebie gestem strzępiąc włosy tuż nad karkiem.

- Zapakowałem Ci jedzenie, przynajmniej się nie zmarnuje. No i widzimy się za niedługo, trzeba to odrobić. - Min z promiennym, swoją drogą naprawdę pięknym uśmiechem, skinął energicznie głową i chyba nieco bardziej zacisnął dłonie na kierownicy.

W tym momencie stała się kolejna niespodziewana przez Tae rzecz; że studia z niemałym impetem wyszedł nikt inny, a Hoseok - najpewniej posłany po V i z tego powodu wyraźnie rozdrażniony.
Kim skierował na niego wzrok płynący z szeroko otwartych oczu, od razu obmyślając w jaki sposób by mu tym razem dopiec. I wtedy zerknął na delikatną, chyba subtelnie zarumienioną buźkę Minjae, który uparcie wpatrywał się w licznik.
Czy on się krępował..? Jejku..

Głowa Tae momentalnie wysnuła najbardziej niecny ze scenariuszy, więc nie czekając na przemyślenie tego naprędce skleconego planu, wziął głęboki, ośmielający wdech.

- Ya. - rzucił odważnie, a tuż przed tym jak młodszy Kim obrócił ku niemu głowę, dźwignął się nieco, zbliżając do dongsaenga na niewielki dystans.

A potem w odpowiednim momencie przytrzymał dłonią jego policzek, płynnym gestem składając na jego ustach słodki, nieco figlarny pocałunek. Młodszy był wyraźnie zbyt zaskoczony by jakkolwiek zareagować, więc zastygł tylko z dłonią odrobinę uniesioną ponad kierownicę.
Tae nie myślał. Wybrał moment, zamknął oczy i zatrzymał akcję serca, tak, jakby miało to sprawić, że ta chwila będzie tylko słodkim, wygodnym złudzeniem.
Wychodząc z samochodu szepnął ciche "dziękuję", dwie sekundy później patrząc jak pojazd niechętnie wlecze się do przodu, pozostawiając dwóch członków BTS na pastwę uczuć.

Hoseok kipiał. Czerwone policzki zdecydowanie nie stanowiły wyrazu zakłopotania; frustracja wylewała się z jego ust przy każdym oddechu.
Zignorowanie tego zajścia i zwyczajne odejście, udając, że tak naprawdę wcale go to nie obeszło, byłoby bardzo w stylu Hoseoka. I już, już miał to zrealizować, kiedy zupełnie niezrozumiały bodziec tchnął go do postąpienia raczej nietypowo. Chwilę później stał już blisko Tae, zaciskając palce na jego ramieniu, z kpiącym uśmiechem wymalowanym na ustach.

- Dobrze się bawisz? - warknął nie porzucając uśmiechu ani na moment i trując Kima jego jadem. - Ciągnie do młodszych, serio? I co, jeszcze chcesz go dominować, tak? Kogo Ty starasz się oszukać, bardziej mnie, czy siebie? - pokiwał energicznie głową, zaraz prychając pogardliwie i z permanentnie cwanym, nieco gorzkim już uśmiechem wchodząc do budynku wytwórni, nawet nie oglądając się za pozostawionym na pastwę wszechogarniającego skołowania Taehyungiem.
Miał rację, cholera. Doskonale wiedział, że Hoseok miał rację i mówił prawdę, ale zrobiłby to taj czy siak. Czemu? Żeby oszukać siebie? Nie.. on już nawet nie chciał się oszukiwać, on dobrze wiedział co czuje. Chciał spróbować to jakoś humanitarnie.. uśpić. Tylko czy to w ogóle było możliwe?

Kolejne tygodnie mijały. Humor ściągał Tae na prawie samo dno egzystowania, ograniczał się do pojawiania się na posiłkach i próbach; w międzyczasie siedział sam w pokoju, nawet już z nikim za bardzo nie pisząc. Bał się odezwać do Minjae po tym co zaszło w aucie - wydawało mu się, że w jakiś zawiły sposób go tym zranił. Nie miał jednak siły myśleć o krzywdzie innych, kiedy sam ledwo panował nad własnymi emocjami. Hoseok oficjalnie, bez najmniejszego skrępowania go unikał i był w tym bardzo ekstrawertyczny. Po prostu miał go dość, a Tae nie mógł z tym nic zrobić. Poza tym w końcu dostał, co chciał i nie wypadało teraz nagle upaść na kolana ze łzami w oczach, prosząc o wybaczenie i kolejną szansę. A już wyjątkowo nie po tym, jak na oczach faceta, z którym ani w praktyce ani w teorii nie zerwał, pocałował innego. Sytuacja wydawała się zbyt tandetna i idiotyczna nawet jak na serial o niskim budżecie, a Tae bardzo chciał już zrezygnować z odkrywania w nim głównej roli.
Z zamyślenia wyrwało go głośne pukanie do drzwi. Nieco zaskoczony jakąkolwiek wizytą powoli stoczył się z łóżka, w końcu leniwym krokiem dobywając klamki i naciskając ją z niewielkim trudem.
W tym większe zaskoczenie wprawił go fakt, iż stanąwszy w progu, nie spotkał nikogo. Na korytarzu panowała całkowita pustka, tylko powietrze pachniało w specyficzny, trochę jakby znajomy Taehyungowi sposób, a mimo to jakoś niekonkretnie.
Ze zmarszczonymi brwiami opuścił wzrok, napotykając małą, złożoną kilka razy karteczkę. Po otwarciu drobnej tajemnicy, jego oczom ukazały się dwa, ale zdecydowanie starannie zapisane słowa - "sala nagrań".

Ktoś go wkręca?
Co to ma niby być? Z nikim się nie umawiał, nawet nie podejrzewał kim mogła być ta anonimowa persona. Oczywiście od razu bardzo zechciał, by okazał się nią Hoseok, ale jego brak atencji ostatnimi czasy dawał się Tae mocno odczuć. Tym sposobem wykluczył Hobiego na starcie, wahając się przez chwilę odnośnie rozpoczynania tej "gry" z nieznajomym. Ostatecznie wywrócił oczami, wcisnął kartkę do kieszeni bluzy po czym trzaskając za sobą drzwiami ruszył w kierunku nie innym, a sali nagrań.
Po dotarciu na ustalone miejsce spotkał się ze zgaszonym światłem, co nieco wytrąciło go z równowagi. Prawie cały budynek był permanentnie jasny i tylko specjalnie wyłączano światło w danym pomieszczeniu. W takim razie to nie była żadna pomyłka, czy głupi żart. Tae odetchnął głębiej i stuknął opuszkami o włącznik.
W sali był zaburzony porządek, nic nie stało na swoim miejscu, ktoś poprzesuwał mikrofony, zmienił kolejność krzeseł, a wszystko tak, by te przedmioty zaprowadziły Tae niczym ścieżka we wschodnie skrzydło sali, gdzie w samym rogu pokoju, na podłodze, znajdowała się kolejna kartka - tym razem znacznie większa, skrywająca wewnątrz jakiś przedmiot.

Wiadomość okazała się listą. Były na niej wynotowane rzeczy, jakie Tae ma ze sobą wziąć, a przedmiot - biletem autobusowym. Dodatkowo, tuż pod nim, znajdowała się maleńka, zabawkowa figurka czerwonego, dziecinnego rowerka.

- Park rowerowy..? - jęknął na głos pod nosem, marszcząc brwi i ściskając bilet w palcach. Co to za gra, ktoś najzwyczajniej się z nim bawi. Zerknął na ekran telefonu. Było już dość późno jak na takie wyjścia, do tego park rowerowy znajdował się dobre kilkanaście minut komunikacją miejską od ich dormu. Nie podobało mu się to ani trochę, ale skoro już zaczął, to głupio byłoby się teraz wycofywać.
Tym sposobem kwadrans później wysiadał już na przystanku, z którego najbliżej było do parku opisanego tajemniczo przez anonima. Temperatura nie była już tak niska jak kilka dni wcześniej, więc cała atmosfera zdawała się niemal tak przyjemna, jak w letnie wakacje. Zmrok zdążył już zalegnąć na całym mieście, sprawiając, że cienie zaroiły się wszędzie, przewyższając ilość ludzi na ulicach. Park był już prawie opustoszały, tylko co jakiś czas goszcząc przelotnie wieczornego rowerzystę.
Tae dotarł do głównej bramy parku, napotykając tuż po jej przekroczeniu na lśniącą słabym, przymglonym blaskiem świecę. Wiedziony ciekawością przebył całą trasę oznaczoną błędnymi światełkami, czując się zupełnie jakby brał udział w jakiejś zalatującej kiczem randce w ciemno. W dosłowne ciemno.
W pewnym miejscu świetliste ślady urwały się, dalej otwierając tylko drogę na rozległą polanę na wzgórzu, przez dzień okupowaną przez mnogość rozkrzyczanych rodzin, teraz jednak - zupełnie wyludnioną i jakby uroczo zalaną półmrokiem. Dlatego zauważył tylko zarys drobnej postaci na południowym zboczu pagórka. Z dużą dozą niepewności, jednak wiedziony parzącą już niemal ciekawością przeszedł trasę prowadząca do siedzącego na trawie człowieka, dopiero z odległości kilku kroków rozpoznając w nim..

- Hoseok? - mruknął nieco bardziej emocjonalnie niż by chciał, jednak starszy tylko pospieszył go gestem, nakłaniając by usiadł obok niego.

Tae ostrożnie przysiadł na wilgotnej, ale całkiem przyjemnie ciepłej trawie, kątem oka mierząc hyunga podejrzliwie. Ten po chwili uraczył go spokojnym, niezmąconym spojrzeniem, opadając na plecy i z delikatnym, rozmarzonym uśmiechem wskazując wyciągniętą dłonią w górę. Tae zadarł głowę, lustrując niebo z rozchylonymi wargami.
Hoseok musiał to chyba dokładnie zaplanować, bo noc prawie iskrzyła się od zagęszczenia gwiazd, młodszy nie namyślając się długo podążył za hyungiem, również przyklejając łopatki do gruntu.

- Myślę czasem.. - zaczął odrobinę zachrypniętym tembrem starszy, ciągle wpatrując się w widok rozciągający się nad nimi. - Że wystarczy wyciągnąć rękę.. - tu sięgnął przed siebie, otwartą dłonią przesłaniając gwiazdy. - I trochę się postarać.. a można je złapać i schować w garści. - zacisnął pięść, przyciskając dwie, złączone ze sobą dłonie do klatki piersiowej.

Taehyung bez słowa obserwował jego poczynania, ostatecznie zaciskając nieco usta i kojąc oddech głębokimi wdechami. Wkrótce zdecydował się zagrać.

- Pokaż. - mruknął cicho i obrócił twarz w kierunku towarzysza, lustrując jak reaguje na jego próbę interakcji.

- Nie, uciekną. - burknął mocniej zaciskając dłonie i kątem oka patrząc na młodszego.

- Będę ostrożny, obiecuję.. - jęknął Tae wywracając oczami i sięgając niepewnie w kierunku hyunga.

Tuż po dotknięciu chłodnej, delikatnej skóry jego dłoni, poczuł dziwny ucisk w okolicy klatki piersiowej. Jego skóra. Jego dłonie. Znał je tak dobrze, były tak przyjemne. Czemu tak zawzięcie chciał się ich wyprzeć..?

- Delikatnie. - szepnął jeszcze Hoseok, przysuwając się bezpretensjonalnie do młodszego i zbliżając klatkę powstałą z jego chudych dłoni, następnie podstawiając ją pod nos chłopca.

Tae przypatrywał się wnętrzu dłoni przez kilkanaście, czy może kilkadziesiąt sekund, po czym z nieco smutnawym, chociaż może raczej zamyślonym wyrazem twarzy odsunął od siebie ręce hyunga.

- Nic nie ma.. - westchnął po chwili i pusty wzrok zawiesił na nieboskłonie.

- Uh.. faktycznie.. - odparł Hoseok, ze smutnym wyrazem twarzy wpatrując się w swoje otwarte dłonie.

Nagle starszy wstał, a raczej lekko się dźwignął, przechodząc w stronę Tae. Zawisnął nad nim bez słowa, a spojrzenia obu chłopców momentalnie, niemo się splotły. Długa, wyczerpująca, ale dość komfortowa cisza wypełniła przestrzeń między nimi, skąpała ich w mroku, zacieśniła wcześniej zachwianą relację. W kilka minut czerpali przyjemność z przebywania razem pełnymi garściami, a na twarzy starszego wykwitł szeroki, rozbrajający uśmiech.

- Znalazłem.. one nie zniknęły, wysypały się tylko. - dodał spokojnie, drżącą z ekscytacji dłoń zbliżając najpierw do policzka Tae, potem kierując swe palce bardzo ostrożnie w okolice oka chłopca.
Kim pełen spokoju i cierpliwości trwał w bezruchu, czując jak Hobi subtelnym gestem przeciera kącik jego przymrużonej powieki.

Intymność, cisza, dotyk.
Gwiazdy.
Lśniące z ekscytacji, czarne oczy Tae.
Spokojny, cichy oddech.
Dwa oddechy.

Uśmiech.

Muskał bezpretensjonalnie jego słodkie usta, dotykał ukochanej skóry, drżał z przepełniającej go radości, podekscytowania. Tego chciał. Przecież tego chciał od zawsze, to nigdy nie zniknęło, nie odeszło. Chciał to przyćmić, wyciszyć, ale Hope był prawdziwie jego jedyną nadzieją.

Splatając wargi z miłością swojego życia, przypomniał sobie pocałunek z Minjae. Pełen frustracji, niepewności, zakłopotania, pytań. Teraz dostawał tylko odpowiedzi. Wiedział wszystko, czego potrzebował; Hoseok go wysycał.
Opadli obok siebie, ramie przy ramieniu, ciągle uparcie wpatrując się w noc.

- Tae.. - szepnął cicho Hobi, zerkając w kierunku ich splecionych dłoni, potem na twarz młodszego.
Po kilku dłużących się sekundach namysłu, wziął głęboki wdech.

- Zakochajmy się w sobie.. jeszcze raz.

Głośne bicie serca, wypieki. Te śmieszne ćmy, szamoczące się w brzuchu i przyprawiające go o słodkie dreszcze ekscytacji.

Spojrzał na delikatny uśmiech Hoseoka, na jego przymrużone oczy, na tyle uczucia, jakie chował w źrenicach.
Skinął nieznacznie głową i odrobinę mocniej zacisnął palce na dłoni. Najukochańszej dłoni na tym świecie.

Wracając, Tae poczuł wibracje w kieszeni bluzy. Wciągnął telefon i otworzył konwersację, z której przybyło powiadomienie.

Minjae💕: Hyung kocham Cię, ale jak brata, wiesz.. no i mam dziewczynę. Zapomnijmy o tym w aucie, dobrze?

Uśmiech, zmrużone powieki, słodki dotyk dłoni na skórze.

Zapomnijmy.


Do przeczytania! - Gabryś


czwartek, 31 marca 2016

"Christian boys" OS - 1/2

Tytuł: Christian boys

Paringi: Vmin (Kim Taehyung & Park Jimin)

Opis: No dobra, napisałem shota, tylko musi być w dwóch częściach, bo długie gówno. Przyznam szczerze, inspiracja z życia, siedziałem w kościele na mszy i nie mogłem oderwać wzroku od ministranta XD Przy czym momentalnie wpadłem na ten pomysł i już nie mogłem się na niczym skupić, co poskutkowało tym, że tuż po powrocie usiadłem i napisałem. A, że Vmin mi do tej historii pasował jak nic innego, więc jest Vmin.
Enjoy <3


Klekot starych, trzęsących się przy każdym kroku obcasów niósł się echem przez długą pustą nawę główną. Za wcześnie, żeby były tu tłumy, jeszcze dobre pół godziny do rozpoczęcia, a nasza miejscowość nie jest jakaś metropolią. Mimo to dużo Chrześcijan przychodzi na niedzielne msze, zawsze jestem pod wrażeniem ich liczebności. No, zwłaszcza, że co tydzień mam na nich oko.
Nie, nie jestem księdzem. Chętnie splunąłbym na tą profesję. Dziwne to i nienaturalne odmawiać sobie współżycia z innym człowiekiem, tylko po to, żeby mieszkać z innymi skołowanymi, niewyżytymi pingwinami i rozbierać ikony wzrokiem. To tak jakby seks był czymś złym. A w końcu wszyscy to robią; normalni ludzie potrzebują go nawet czysto genetycznie - kwestia natury, tacy jesteśmy. Co w takim razie powoduje ich skrzywienie toru myślenia i funkcjonowania? Przyznam szczerze, pojęcia nie mam i wiedzieć nie chcę.

Boże błogosław stosunkom płciowym.
I tym psychopatom bez erotycznego polotu też, niech przynajmniej nie myślą o tym, co tracą. Ja bym po prostu z tego nie zrezygnował, sorki Boże. Z drugiej strony jesteśmy na Twoje podobieństwo, więc pewnie wiesz o czym mówię i doskonale mnie rozumiesz.

I wychodzi na to, że Bóg to perwert.
Jak żyć panie premierze.

Kiedy zakumplowałem się z wiarą? Nie bardzo dawno temu, ale powiedziałbym, że już sprawiedliwie długo odwiedzam Dom Boży  - regularnie rzecz jasna, jestem oddanym, grzecznym chrześcijańskim chłopcem. I mam zamiar być. Uh, moment, tylko w żyłę, zanim msza się zacznie..
Z kieszeni odrobinę skrzypiącej, czarnej, skórzanej kurtki wyciągnąłem drewniany różaniec. Wiąże się z nim naprawdę fajna historia, ojciec mojego dziadka zrobił go dla zakonnicy, w której się zakochał. Ostatecznie pani pingwinowa wystąpiła z zakonu i zrobiła mu mojego dziadka i jego dwie siostry.
...
Dobra, zmyśliłem to. Różaniec nie ma więcej niż kilka miesięcy, pewnie zrobiły go małe, chińskie rączki, a kupiłem go w dewocjonaliach przy domu parafialnym. Koniec historii.

Okej, tak naprawdę nie byłem może fanatycznym wnuczkiem, który na widok księdza klęka - choć zależy jak by na to spojrzeć - a każdej skamielinie w berecie ustępuje miejsca na ławce.
Suczo, byłem tu pierwszy i chcę się modlić, get of the way.

Byłem Chrześcijaństwem bardziej zafascynowany, niż w nie zapatrzony. Ostatnio stało się moją pasją, kontakt z Bogiem w pojmowaniu Biblii i nauki Kościoła był, dla mnie przynajmniej, cholernie, cholernie ciekawy, a jeśli jeszcze gwarantował takie bonusy po śmierci, tym bardziej mogłem mu poświęcić nawet pół swojego, raczej marnego z resztą, życia. Bóg chyba mniej gniewa się teraz, że piję, palę, wyłudzam pieniądze i czasem mam siusiaka w... no dobra. Pewnie zgorszyłbym całą parafię i jeszcze by zostało. Ale szczerość też jest ważna, a przynajmniej nie kłamię tak?

Więc siedzę sobie w Przybytku Ducha Świętego, patrzę na stare Włoszki, Niemki i Polki, które przychodzą tu niemal tak często jak ja, kilkoro Koreańczyków na tyłach: jakaś pseudo-nowoczesna rodzinka z dwójką ulizanych dzieci, starszy pan, który zawsze przynosił ze sobą kraciasty parasol - nawet w słoneczne, urokliwe dni - grupa, wyglądająca bardziej na spotkanie Koła Gospodyń Domowych, niż wyznanie wiary, może dwójka czy trójka młodych, gdzieś w moim wieku - pewnie studenciki z dobrych domów. No cóż, jestem zdecydowanym ewenementem, ale nie powiem - dobrze mi z tym. Pierwszy bez winy niech rzuci na mnie kamień, szmaty.

Kapłan posuwistym krokiem wypłynął z zakrystii, rozglądając się kontrolnie po zgromadzeniu. Kiedy natknął się na mnie wzrokiem, jak niemal zawsze posłałem mu kanciasty, szeroki uśmiech, mrużąc powieki i z lekka unosząc ściskany w dłoniach różaniec. Ksiądz wywrócił oczami z lekkim uśmiechem i zabrał się za szykowanie Pisma Świętego do dzisiejszej ofiary. Lubił mnie, na sto pro. Tylko jest księdzem i mu nie wolno, jasne. Ksiądz Hoseok zawsze był super, chociaż dzieciaki - i ja - wołamy na niego ks. Hobi. Tak jest bardziej uroczo, no błagam! Poza tym to do niego pasuje. Zawsze czuć od niego takie.. dobre wibracje. Nie opuszcza go uśmiech, jest zawsze szczerze radosny. Fascynuje mnie jego bezpretensjonalnie pozytywne podejście do życia, mogę śmiało powiedzieć, że tym mnie wygrał. I dalej wygrywa.
Ale mydełko to by mu mogło spaść, sutanna zdecydowanie za bardzo maskuje jego nienaganny tyłek. A, no tak, przepraszam Boże. Nie tu, wiem. Tak mi się wyrwało, no. Nie można ciągle udawać, wiesz przecież.

W naszej parafii brakowało służby do mszy. Nawet małe dziewczyny nie chciały iść na pseudo ministrantów. Dlatego zawsze wszystko szykowali kapłani - Hobi hyung i Yoongi hyung. Ksiądz Min był zupełnym przeciwieństwem Hoseoka; raczej chłodny, zdawało się - ponad resztę. Chociaż nie bywał uszczypliwy czy wredny. Po prostu miał mniejszy kontakt z ludźmi. Ale przecież nie każdy musi mieć - był za to nieoceniony w kwestii kazań. Wysłuchiwać jego nauk mógłbym dzień i noc, zawsze słowa dobierał nad wyraz trafnie. Zupełnie jakby pisał utwór, do którego tylko podłożyć dobry beat, a wyszedłby kawał głębokiego artyzmu. No ale był księdzem. Im chyba nawet płyt nie wolno wydawać. Głupie kapłaństwo.
..
A, kuźwa. Przepraszam Boże.

Dwie minuty przed rozpoczęciem ks. Hobi znów wyszedł z zakrystii, tym razem bardziej wyskakując i z uśmiechem stanął na mównicy, przysuwając do siebie główkę mikrofonu. Zadowolenie wręcz od niego emanowało, z niecierpliwością czekałem aż zdradzi parafianom jej źródło.

- Kochani, do naszego miasta wprowadziła się ostatnio nowa rodzina, z Seulu, proszę was serdecznie o ciepłe przyjęcie państwa Park do naszej wspólnoty. Chciałbym też ogłosić, że w związku z tym powiększeniem się naszej Chrystusowej Rodziny, zyskaliśmy również ręce do pracy.. - tu przystanął i z nieco szerszym uśmiechem przeczesał przydługie, zadbane włosy. - Jimin, syn państwa Park, będzie naszym pierwszym ministrantem. Yay! - uniósł kciuki do góry w przedziwnym, nieco topornym podskoku, co jednak wywołało kilka wesołych chrumknięć wśród zgromadzonych.

Przyjąłem info. Nowi ludzie, kilka twarzy do nauczenia, nic trudnego. No i wreszcie jak porządny kościół, będzie tu stacjonował chociaż jeden ministrant. Niby nic, a całkiem to satysfakcjonujące. Wkrótce więc rozległ się przyjemny, brzęczący odgłos dzwonków, wszyscy powstali, a przed księżmi wkroczył na ołtarz... Jimin.

Shit.on.my.nipples.

Panie Boże, jaja sobie robisz? Tak jak w przypadku księdza Hobiego sutanna mnie nieco kusi, tak w tym przypadku albę z tego cuda bym zdarł i się nie zastanawiał. Twarz, jakby go ktoś namalował, niech mnie, gdzie takie rosną? Chcę do Seulu! Chociaż już nie muszę, w końcu kawałek Seulu przyjechał do mnie.
Dopiero po jakichś dwóch minutach zorientowałem się, że nie ciągnę zaintonowanej przez księży pieśni, a wyłącznie wpatruję się w spokojne, skupione oblicze młodego Parka. Cholera by to. Jak ja się mam niby skupić, co? Panie Boże, wolne żarty, to jest zwykła prowokacja. Tak się bawić nie będę.
Przytrzymałem jakoś do pierwszego czytania, co okazało się być kolejną Bożą próbą, bo do ambony podreptał nie kto inny, a nasz rudy, mały kur.. ok. Już. Przepraszam. No ale to nieludzkie, jeszcze nawet na mnie nie patrzył, noo..
Z dużą dozą pokory i wyraźnym szacunkiem pochylił się nad Pismem i zabrał głos. 

Naj.słodszy.głos.na.tej.planecie.cholera.

Ksiądz Yoongi bacznie obserwował jak miętolę wargi i obgryzam paznokcie cały podenerwowany i skupiony w znacznie mniejszym stopniu niż zazwyczaj. Zgromił mnie spojrzeniem, na co ja postanowiłem mieć kompletnie wyje.. Przepraszam. Stała przede mną cholerna perfekcja, czytała mi Słowo Boga, oddychała sobie tak słodko.. Dobra, chyba się zakochałem. Nie moja wina. Zawsze bylem kochliwy, zwłaszcza jeśli rozchodzi się o dobre dupy.
Tylko jak tu się do niego zbliżyć, no nie.. msza to raczej słaby moment. Ale potem, tak, zostanę po ofierze i zagadam, musowo. Taehyung, jesteś mistrzem, dasz radę. Jimin będzie mój i koniec, ta słodycz wymaga zakosztowania.

***

- Idźcie w pokoju Chrystusa.

- Bogu niech będą dzięki!

Zmarszczyłem brwi, klękając na wygodnej poduszeczce i na krótką chwilę przytulając do siebie powieki. W ciemności nagle ogarnął mnie spokój i cisza. Poczułem tą wspaniałą obecność, żadne konkretne słowa czy zapachy, nawet bez czyjegokolwiek dotyku czy odgłosu. Tylko ciemność. I świadomość, że ktoś jest obok. Dlatego lubiłem Boga - po prostu był.
Rozwarłem powieki, ponownie ścierając się z natłokiem bodźców ze świata zewnętrznego. Księża właśnie opuszczali w skupieniu ołtarz, kościół prawie całkowicie opustoszał. Byłem tylko ja.
I Jimin.

Krótką chwilę przeglądałem się jego wprawionym gestom, jak porządkował ołtarz, gasił świece, przenosił Pismo Święte. W głowie musiał mieć dokładny plan działania. No, TaeTae. Teraz albo nigdy.

- Witamy we wspólnocie. - uśmiechnąłem się nad wyraz szeroko i ciepło, czego Park najwyraźniej się jednak nie spodziewał i niemalże podskoczył na wydźwięk mojego głosu, wzmocniony tym bardziej przez echo pustej świątyni.

- Oh.. dzięki. - odparł z przesłodzonym uśmiechem, po czym opuścił wzrok i odłożył Biblię na specjalnie przeznaczone dlań miejsce. Nie odezwał się jednak ani jednym więcej słowem, uh. Co za toporny dzieciak.

- Na stałe? - podjąłem ponownie, nie dając za wygraną i niby od niechcenia przechadzając się przed ołtarzem.

- Mam nadzieję. - mruknął z cicha mój rozmówca, wyrównując krzesła i przyklękając pospiesznie przed Najświętszym Sakramentem. - Do Seulu wracać nie chcę, nic mi się tam nie podoba. Za głośno, za brudno i w ogóle.. zbyt wszystko. - kontynuował, kiedy wykonał znak krzyża i wstał z klęczek. 

- Zatęsknisz, zobaczysz. Są tu na pewno jakieś uroki, ale Seul to lepsze miejsce dla młodego człowieka. - odparłem kiwając głową, zaraz jednak zmarszczyłem brwi.

Dość tej gatki-szmatki. Dajcie mi ten tyłek, no błagam.

- Może tak, może nie. W sumie, to ksiądz Jung mnie przedstawił, ale.. - tu podreptał do mnie i z lekkim uśmiechem, w akompaniamencie drobnych różyczek rumieńców podał mi dłoń. Maleńką, uroczą, śliczną łapkę. Jejkuuu! - Park Jimin. 

- Kim Taehyung. - oddałem mu równie wyszukany uśmiech, po czym z dużą dozą ostrożności uścisnąłem jego dłoń. W dotyku była jeszcze delikatniejsza i gładsza niż mogło się wydawać. Jak tu go ignorować, Panie Boże, no.. 

- Ile masz lat? Nie wyglądasz na wiele starszego.. - mruknął Jim, przekrzywiając nieco głowę i świdrując mnie ciekawskim spojrzeniem.

- 20, tak się składa. 

- Uh.. ja 18. 

- Więc jeszcze liceum?

- Niestety. - warknął, zaraz jednak chichocząc, jakby chciał, żeby uznane to było za niewinny żart. - Znaczy trzeba przenosić dokumenty i to wszystko.. dużo roboty. A akurat jedyne co lubiłem w Seulu, to swoją starą szkołę.. - przygasł nieco, wyraźnie ściągając pełne usta w niemal prostą, wąską linię. 

- Nie znam chyba człowieka, który tęskniłby za szkołą.

- Więc jestem wyjątkowy. - wzruszył ramionami i z lekkim uśmiechem zniknął w zakrystii. 

Z głupa ruszyłem za nim, w końcu nie powiedział "to cześć" albo "do kiedyś", tylko po prostu uciekł. Więc rozmowa się nie zakończyła. Dobrze myślę? 
Stanąłem w progu, obserwując jak obrócony do mnie plecami podwija białą, nienagannie czyściutką i wyprasowaną albę ku górze. Rąbek koszulki spod materiału zahaczył się o niego, co poskutkowało tym, że wkrótce plecy Jimina odsłoniły się w całej swej okazałości. Nie było wątpliwości co do faktu, iż ćwiczył. Mięśnie wyraźnie zarysowane, naprawdę dobra postura, a do tego, na samym końcu, te dwa, jędrne, kształtne pośladki.
Nadal jestem w kościele, jejku. No ale to, co się przede mną rysowało, było nie do przezwyciężenia. Boże, daj wytrwać..
Tuż po zdjęciu alby naciągnął koszulkę tak, by znów poprawnie zakrywała jego plecki, założył bluzę, a białą szatę starannie złożył i schował w szafeczce. 

- No, no, dobrze, że nasi księża to nie pedofile. - zaśmiałem się krótko, na co najwyraźniej nie tego oczekujący Park obrócił się do mnie z szeroko otwartymi oczami. Cóż, podryw czas zacząć.

- O-oh.. nie wiedziałem, że tu stoisz. - prawie jęknął, a ja ledwo trzymałem się w sobie. 

- Wiem, że nie ładnie tak podglądać, ale skoro jest co.. - wzruszyłem lekko ramionami ponownie obnażając przed Jimem szereg białych kłów, na co zdecydowanie skołowany Park zamrugał kilkakrotnie, jakby nie wierzył w to co słyszy.

- T-taehyung.. - zaczął podenerwowany, zaraz jednak rezygnując i podejmując wypowiedź po raz drugi. - Panie Kim, prosiłbym o wyjście z zakrystii. To nie miejsce dla wiernych. 

- Panie Kim? - powtórzyłem, po czym roześmiałem się, chyba jednak nieco zbyt głośno jak na miejsce, w którym przebywałem. Pragnienie wynaturza człowieka, zdecydowanie. 

- Tak. I naprawdę proszę o zachowanie szacunku w kościele. - rzucił jeszcze, najwyraźniej mocno starając się sprawić wrażenie pewnego siebie i nieugiętego. 

- Szacunku, powiadasz? Do Boga, hę? Szacunku do Boga mogliby się ode mnie uczyć wszyscy, którzy się tu pokazują. - mruknąłem obojętnie, zbliżając się kilka spokojnych kroków do Parka. Ten natomiast, zachowawczo się oddalił. Spryciula, no no. 

- Panie K-.. ja naprawdę.. - jęknął jeszcze, po czym zerwał myśl, czując za plecami chłodną, twardą ścianę. Przełknął ślinę. 

- Czego się boisz, Jimin? Mnie? Bezsensu.. ja tylko chciałem spytać, czy mógłbym wstąpić do Służby Liturgicznej.. - uniosłem prawy kącik ust, nieugięcie brnąc do przodu, w kierunku przygwożdżonego do ściany chłopca.
Żeby tylko jeden z księżulków tu teraz nie wparował. Hobi może by się jeszcze nawet dołączył, ale z Yoongim mogłoby być słabo..

- P-proszę.. się.. o-odsunąć..- wystękał, nie wiedząc chyba za bardzo co począć i odgradzając się ode mnie otwartymi dłońmi. Taki słodki, o nie. 

- Na pewno? - szepnąłem tylko, a znalazłszy się wystarczająco blisko chwyciłem nadgarstki chłopaka, z impetem przycisnąłem je do ściany powyżej głowy młodszego i zredukowałem dystans między nami do zera.

Przyznam szczerze - dawno nie pobudził mnie tak zwyczajny buziak. No dobra. Może nie taki zwyczajny.
Wpiłem się w jego rozchylone usta bez zaproszenia, układając wolną dłoń na talii chłopaka. Ten sapnął przez nos w pełnym zaskoczeniu, po czym zacisnął powieki i zmarszczył uroczo brwi. I jak tu nie chcieć go schrupać. Czułem na ustach jego pełne, miękkie wargi, drżące nieporadnie pod wpływem mojego dotyku, lekko ściśnięte, lecz ciągle wyjątkowo słodkie i delikatne. Co moment wzdychał, jakby chciał podkreślić swoje oburzenie całą sytuacją, ja jednak nie ustępowałem; sam przymknąłem powieki, delektując się smakiem jego usteczek, które po chwili - co wynotowałem z niemałą satysfakcją - jakby z lekka się rozluźniły. No, to starczy tego, na dobry początek. Z szerokim uśmiechem wypuściłem jego nadgarstki i odsunąłem się o krok. Mina Parka była absolutnie bezcenna. 

- T-ty... Ty.. - jąkał się, prawie kipiąc z oburzenia i frustracji swoją aktualną niemocą. - To jest niedopuszczalne! J-ja.. ja to powiem księżom i..

- O, chętnie. Tylko powiedz Hobiemu, Min może być mniej chętny do trójkąta. - westchnąłem niepocieszony, zaraz na widok jego wyrazu twarzy ponownie przystrajając się w szeroki uśmiech.

- Jesteś chory, Taehyung. Jeszcze raz mnie tak potraktujesz i naprawdę.. - warknął, a ja przekrzywiłem lekko głowę.

- Naprawdę? Czyli to już będzie tak na serio? Jeju, szybko się angażujesz.. - wywróciłem oczami, nie mogąc powstrzymać przebłysku cwanego uśmieszku.

- Jesteś jak jak.. demon! - pisnął na granicy wytrzymałości, a ja ułożyłem palec wskazujący na zaciśniętych wargach.

- Hmm.. tak mnie chyba jeszcze nikt nie nazywał.. - pokiwałem w sztucznym zamyśleniu głową. 

Jimin tylko chwycił torbę, zarzucił ją na ramię i z cichym fuknięciem wyszedł z zakrystii. Bez słowa minął mnie, przed ołtarzem zatrzymując się i z pasją odmawiając po cichu jakąś modlitwę. Oparłem się łopatkami o ścianę, jakby od niechcenia mu się przyglądając. Był jak anioł, jeszcze na kolanach, ze złożonymi łapkami, jakby zaraz miały mu wyrosnąć skrzydełka. Nawet taka wizja mnie w jego przypadku jarała, sorki Boże.
Kiedy skończył i powoli wstał, zabrałem od razu głos.

- No ale przyznaj, że Ci się podobało. - miauknąłem doganiając go szybko i bez zastanowienia przyklękając przed ołtarzem.

- Taehyung..

- Wystarczy Tae. 

- Tae. - warknął i odchrząknął nieznacznie. - Moja reakcja nie ma znaczenia. Po prostu daj mi spokój, okej? Mam w tym tygodniu rekolekcje, chcę się skupić. Takie akcje mi nie pomogą. Koniec tematu. - zakończył dobitnie, po czym wyszedł ze świątyni, mocząc palce w wodzie święconej i czyniąc znak krzyża. 

- Rekolekcje? - podjąłem temat naśladując jego gesty i wychodząc tuż za nim, zupełnie jakbym był głupią faneczką, a on młodzieżowym idolem.

- Tak, są ogłoszenia. Poczytaj sobie, zamiast wypytywać świeżaka. 

- Jaki uszczypliwy, ChimChim, bo Cię bozia w dupę kopnie. - pogroziłem mu palcem, na co chłopak ponownie wykrzywił się brzydko, wywracając oczami.

- ChimChim..? Z resztą nie ważne.. Żegnam. Do nie widzenia. - odparł zarzucając w pośpiechu grzywką i opuszczając teren kościelny. 

Przez chwilę odprowadzałem go wzrokiem, aż do momentu, kiedy zniknął za grubym murem, skręcając w jedną z bocznych uliczek. Uśmiechnąłem się szeroko, kręcąc z niedowierzaniem głową. Ten tyłek miał charakterek, to się nie zdarza zbyt często!
Posuwistym, leniwym krokiem dobrnąłem to tablicy ogłoszeń tuż przy bramie kościelnej i odszukałem wzrokiem jedyną informację o jakichkolwiek rekolekcjach. Miejscowość niedaleko, trzy dni, cena nie najgorsza.. no cóż. 

Bezwiednie obróciłem się za dawno nieobecnym rudzielcem, po czym z uśmiechem wsunąłem papieros w wargi.

- No to widzimy się na rekolekcjach, panie Park. - puściłem wraz z dymem na wiatr, wychodząc z Dobytku Pańskiego i kierując się do parszywej części naszej słodkiej mieścinki. 

Błogosław Jiminowi, Panie Boże. 

Ale niech szlag trafi moje miejsce na tym świecie.

Splunąłem z pogardą, przechodząc przez wyrwę w siatce na podwórko. Mój własny przedsionek piekła.


Do przeczytania! - Gabriel


poniedziałek, 21 marca 2016

"How to reach the target" OS - 2/3

Tytuł: How to reach the target?

Paringi: Yoonmin (Min Yoongi & Park Jimin), Taegi (Kim Taehyung & Min Yoongi)

Opis: Proszę bardzo, have fun z kolejnym rozdziałem naszego łukowego faficzka. Zaczyna się robić ciekawej, trochę się wszystko pokomplikuje, bo inaczej to nie byłbym ja, ha. No i oczywiście dedyk jest, więc Reiczel noona - wiedz jak bardzo Cię kocham, Tae jednak się pojawił <3 Enjoy


Tym razem to nie budzik wyrwał Jimina ze snu. Wiatr tłukł się jakby wszystkie diabły zaczęły nagle dmuchać w świat, zupełnie dla zabawy przewracając drzewa i niszcząc owoce ludzkiej pracy. Westchnął z dezaprobatą na widok, jaki malował się za oknem, przypominając sobie dzień poprzedni. Bez porównania gorzej. Zerknął na telefon, który pokazywał, że do jego codziennej pobudki była jeszcze niecała godzina. Opadł zrezygnowany na poduszkę.
Na początku nawet nie łudził się, że uda mu się zasnąć, a jednak Morfeusz przybył z większą skutecznością, niż zazwyczaj. Niestety Park nie pamiętał o tym, by budzik wyłączyć, więc po niespełna godzinie został ponownie wyrwany ze snu - tym razem nieprzyjemnym natrętnym dźwiękiem. Przeklął pod nosem, złapał telefon i chaotycznie postukał w ekran, starając się włączyć cokolwiek, co uciszyłoby nieznośny alarm. Oczy wydawały się sklejone jeszcze bardziej, niż godzinę temu. Ludzki organizm to jednak dziwna sprawa.
Obraz za oknem nie wskazywał na to, żeby trening miał się odbyć, wiatr najwyraźniej nie miał zamiaru zniknąć. Dlatego Jimin tuż po tym, jak to stwierdził wrócił do ciepłego łóżka, przykrywając głowę poduszką. Nie więcej jak dwie minuty później, jego telefon zawibrował głośno w akompaniamencie odgłosu kapnięcia. 

"Dzień dobry, widzisz jaka pogoda, rudy? Gdzie idziemy?"

- Jeszcze śpię, nawet dla Ciebie, Yoongi.. - mruknął do siebie i zablokował ekran, odkładając telefon obok poduszki z cichym pacnięciem. 

Kwadrans później okazało się, że nie da się zignorować nazwiska Min. 

Ba-blup.

"Ya, młody.. nie mów, że jeszcze śpisz."

- Kuźwa, błagam.. - wyjęczał Park w poduszkę, spędzając kolejne pięć minut w tej pozycji, aż telefon z uporem maniaka zawibrował jeszcze jeden raz.

"Jimiiiin... ~"

Obrócił się z impetem, odkopując spod kilku warstw kołdry, tym razem porywając telefon i momentalnie odstukał z pasją odpowiedź. 

"Próbowałem spać, ale jak widzę przy Tobie się nie da [*]"

...
Ba-blup.

"Też Cię kocham. Gdzie i o której?"

...

"Na pewno nie teraz. Napisz za dwie godziny, daj żyć.."

...
Ba-blup.

"Co ja mam robić przez dwie godziny.."

...

"Poczytaj książkę. Albo po prostu o mnie myśl. Nic trudnego, nie?"

Odpowiedź nie przychodziła przez kilka minut, więc Jimin z triumfalnym wyrazem twarzy odsunął telefon na bok, okrywając nieco zmarznięte ciało kołdrą i przymykając oczy, z policzkiem przytulonym do miękkiej poduszki. Zdążył zasnąć, kiedy telefon z cicha zawibrował na podłodze, ale tym razem nie zdołał go wybudzić.

Sen był niecodzienny. Zwłaszcza, że trwał bardzo krótko w porównaniu do tych nocnych, a sprawiał wrażenie filmu długometrażowego. Otworzył oczy i znalazł się w dziwnym, jasnym miejscu. Wokół nie było widać prawie niczego, poza dwoma torami strzelniczymi. On stał przy jednym z nich. Tarcza migotała słabo na horyzoncie, dystans był zdecydowanie absurdalnie zbyt ogromny jak na realne warunki. Dopiero po chwili zorientował się, że w prawej ręce trzymał już łuk. Był dziwny, miał dużo zdobień w kolorze przejrzałych liści klonu, mechanizm raczej uproszczony, jakby pierwotny. Mimo to tor wyglądał zupełnie jak ten olimpijski, oczywiście pomijając nierealną długość. 
Spojrzał na prawo, gdzie dostrzegł drugą postać. Jegomość miał błękitne, jaskrawe włosy, które wesoło podskakiwały na mocnym wietrze. Dopiero teraz Jimin poczuł go na swojej skórze, przepełnił go zapach świeży, lekki i słoneczny. Uśmiechnął się i już miał podnieść łuk do barku, gdy senny Yoongi uprzedził go, zmrużył jedno oko i skierował łuk w stronę tarczy na końcu własnego toru. Przed wystrzałem obrócił się jednak gwałtownie i z jadowitym uśmiechem na ustach wypuścił strzałę prosto w kierunku Jimina, na co ten chciał krzyknąć, ale głos uwiązł mu w gardle. 
Otworzywszy oczy poczuł intensywny dreszcz, jakby ktoś wsadził go do lodówki. Pokój stał na swoim miejscu, on leżał spokojnie we własnym łóżku. Co to było.. Chwycił telefon. Od ostatniego sms'a z Yoongim minęła godzina, jednak powiadomienie uderzało w oczy Jimina uporczywie, aż ten w końcu odczytał wiadomość.

"Bynajmniej. Za godzinę będę u Ciebie, nie ma leniuchowania na mojej warcie."

Park przełknął głośno ślinę i w panice zerwał się z łóżka. Zaraz będzie tu Yoongi, a on w najlepsze wylegiwał się w bokserkach pod pierzyną. Złapał pierwszą lepszą koszulkę, na nogi wsunął dresy i przeczesał palcami włosy, w te pędy mknąc do łazienki, na szczęście przez nikogo nie okupowanej. Po porannej toalecie przystał na moment łapiąc oddech i porywając z łóżka telefon, który wcześniej zostawił. No nie, kolejna wiadomość od Yoongiego.

"Stoję pod domem, otwórz, nie chcę Ci budzić familii."

Bez namysłu pognał do drzwi i przekręcił klucz, rozchylając bramę swego domostwa przed miętowym przybyszem.


- Jesteś niemożliwie natrętny.. - westchnął Jim z delikatnym uśmiechem i wpuścił gościa do wnętrza swojego domu. Ten z gracją pozbył się odzienia wierzchniego, jakby od razu wiedział dokładnie co gdzie jest i jak się z tym obchodzić. Musiał dużo bywać u ludzi. Eh.

- Rodzinne. Mam pomysł, tu w okolicy jest naprawdę świetny bar mleczny, zamówimy omlety i kawę, a potem gdzieś się powłóczymy. Co Ty na to, Park? - Min z cwanym uśmiechem pochwycił fotografię rodzinną z kominka, bacznie się jej przyglądając, ale najwyraźniej zupełnie fałszywie, gdyż po jakichś dwóch minutach wrócił jej dawne miejsce. 

- Jak dla mnie okej, daj mi tylko pięć minut, założę coś na siebie i możemy lecieć. - Jimin z prędkością światła wystrzelił po schodach na piętro, już po chwili przekopując zakamarki swojej szafy za czymkolwiek, co pozwoliłoby mu godnie prezentować się w towarzystwie Mina. 

Miętowy natomiast bez najmniejszego skrępowania przechadzał się jak gdyby nigdy nic po salonie Parków, chwytając i analizując każdy przedmiot, który przykuł jego uwagę. Nie wykazywał się jakąś specjalną aktywnością ruchową, ale do czasu, kiedy nie usłyszał szybkich kroków Jimina na schodach, zdążył ze swoją wścibską naturą spenetrować praktycznie całe pomieszczenie. Niby od niechcenia rzucił okiem na rudego, który obrócił się teatralnie i chwycił pod boki, bez słowa oczekując aprobaty ze strony drugiego.

- Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli pójdzie z nami jeszcze ktoś, prawda? - mruknął tylko niebieskowłosy i obrócił się w stronę korytarza, zakładając płaszcz i ubierając trampki. Jimin zasępił się, zaraz jednak podążył za nim, z wieszaka porywając kurtkę w stylu baseballowym i wciskając stopy w wygodne, sportowe buty.

- Raczej nie.. a kto to?

- Zobaczysz. Powinniście się polubić. - odparł Yoongi zdawkowo i dopiął ostatni guzik płaszcza, władczo otwierając drzwi i nie czekając na Jimina. Ten po momencie doskoczył do nich, wyjął klucz z zamka i przekręcił go od wewnętrznej strony, zostawiając dom pełnym śpiących bliskich.

Szli spokojnym tempem, Yoongi zdawał się przysypiać. Mimo to czujnie jak na siebie prowadził ich w obranym na samym początku kierunku, a po dziesięciu minutach leniwego spaceru przez niewielki park miejski, ich oczom ukazała się urokliwa z zewnątrz kawiarenka, choć jak Yoongi zapewniał - można tam było zjeść dobre śniadanie za całkiem przystępną cenę. Jim z ukosa spojrzał na szyld, który dumnie skrzypiał nad drzwiami wejściowymi, targany przez wiatr uporczywie i bez litości. Wszystko ucichło, kiedy weszli do środka.
Zapach ciepłych napojów i lekkiego jedzenia owionął głowę Parka, na co jego brzuch z cicha przypomniał o swoim istnieniu. Wystrój miejsca był raczej skromny, bezpretensjonalny - wnętrze kąpało się w białawym świetle, jednak ściany pokrywał dość ciemny, piaskowy odcień szarości, tylko gdzieniegdzie przełamany brudnym karmazynem. Miejsce sprawiało dość przyjemne pierwsze wrażenie, choć na pewno nie było ono dziełem mistrza designu. Uroku nadawała za to ciemna, drewniana podłoga, na której każdy krok brzmiał jakoś szlachetniej. Dopiero po chwili zajęli najodpowiedniejszy stolik, chwycili podłużne menu i tuż po pojawieniu się schludnie ubranego kelnera złożyli zamówienie. Lokal pachniał nieco starością.

- Nie jest tu ładnie, co? - Min prychnął znad telefonu, w który wstukiwał coś właśnie, pełen pasji.

- Nie no, nie jest źle. Całkiem mi się podoba. - odparł nieco zmieszany rudzielec, po raz kolejny omiatając wnętrze z uwagą i starając się zapamiętać wszystkie szczegóły, jakby Yoongi miał go z nich zaraz odpytać.

- Kolejna dziura dla biednych studentów. Ale cóż.. ja lubię tu przychodzić. Każdy ma takie miejsce, prawda? - miętowy zatrzymał się na moment i ciemnymi tęczówkami powiódł po twarzy Jimina, który na to spojrzenie aż znieruchomiał. W duchu modlił się, żeby jednak ta trzecia osoba już się pojawiła. Yoongi potrafił być strasznie dziwny. Oczywiście tylko momentami, to pewnie kwestia przyzwyczajenia.

- Chyba tak. Kiedy przyjdzie ten ktoś? - mruknął z odrobiną niepewności Park, opierając podbródek na pięściach i wyglądając niechętnie przez okno.

- Spóźni się, przed chwilą mi napisał. To do niego podobne, eh. Nigdy nigdzie nie był na czas. - ton głosu Mina wyraźnie stwardniał, a na jego twarzy wymalował się obraz nieco niezrozumiałych dla Jimina emocji. - Tae już taki jest, wiesz. Zjawia się i ucieka jak tylko mu się zachce, jakby reguły gry tego świata go nie obowiązywały. On ma swoje własne realia i nic na to nie poradzisz.

- Tae?

- Mh, Kim Taehyung, gwoli ścisłości. Dziękuję. - dodał jeszcze uprzejmie w stronę kelnera, który akurat przyniósł dwie zamówione przez nich kawy. Jimin również lekko skinął głową. 

- Kim on dla Ciebie jest? - kontynuował rudy, wpatrując się błyszczącymi ślepiami w rozmówcę i dmuchając przy okazji w piankę, która utworzyła się na powierzchni jego cappuccino.

- Dobry, stary znajomy. Odkąd pamiętam byliśmy razem. Dużo z nim przeżyłem, moja pierwsza miłość, pierwszy pocałunek, pierwsze.. uhm. Wszystko tak w sumie. - niejasna wypowiedź zakończyła się łykiem czarnej kawy, która najwyraźniej odrobinę poparzyła usta Yoongiego, bo zaraz oblizał je pospiesznie i odstawił filiżankę na podstawkę. - Teraz jakoś to trwa.. ale on już nie jest taki, jak kiedyś. - dodał, a w jego głosie wybrzmiała jakaś dziwna nuta czegoś na kształt goryczy.

- To znaczy jaki..? - mruknął Jim, ale zaraz urwał, gdyż do kawiarenki wparował z impetem godnym blokowego dresiarza, interesujący jegomość.

Postać na głowę miała nasunięty kaptur, nieco za duża kurtka wisiała na nim, odsłaniając bluzę ze sporym nadrukiem "FreakS" umiejscowionym centralnie na ciuchu; przeciętym przez zamek błyskawiczny. Raczej wąskie spodnie z jasnego jeansu miały celowo przedziurawione kolana, tak, że chude nogi przybysza wyzierały spomiędzy materiału. Uda pokrywała wyraźna warstwą gęsiej skórki, z której właściciel nie zdawał się jednak robić sobie zbyt wiele. Na końcach nogawek, spodnie wciśnięte były w znoszone, czarne glany, usiane gęsto przetarciami i plamami nieznanego pochodzenia. Zdecydowanie nie był to typ, z którym Park chciałby zadzierać. Po chwili chłopak potrząsnął nieco ramionami, a kaptur jednym wprawionym gestem zrzucił z głowy, pokazując Jiminowi coś, czego rudy absolutnie by się nie spodziewał - pod całą tą groźną otoczką, chowała się buźka istnego anioła. Delikatne, jasne kosmyki blond włosów opadały na jego czoło pozostając w nieładzie, który tylko dodawał uroku jego gładkiej twarzy. Co mogło odrobinę szokować, jak na standardy koreańskich norm, chłopak miał na oczach sporą warstwę brązowego cienia do powiek, nadającego oczom blondyna nieco zadziorny, zbuntowany charakter. Młodzieniec omiótł miejsce energicznym spojrzeniem i zatrzymał się na dwójce siedzącej przy stoliku obok okna. Bez chwili namysłu podszedł do nich i zasiadł na miejscu tuż obok Yoongiego, naprzeciw Jimina. Nie zaszczycił go jednak spojrzeniem, całą uwagę skupiając na miętowym. Nozdrza Jimina uderzył ostry, mdlący zapach zgaszonego papierosa.

- Hej kotku. Co to za nowa zabaweczka? Śliczny jest, jak go nazwałeś? - mruknął nagle znajdując się zdecydowanie zbyt blisko Mina, a Jimin spiął się, odnosząc niejasne wrażenie, że ten chłopak nie będzie zwiastunem niczego dobrego.

- Uh... Jimin.. poznaj Tae. - Yoongi burknął zdecydowanie mniej pozytywnie, niż jakąkolwiek wcześniejszą wypowiedź. Park rozchylił szeroko oczy.

- Taehyung.. 

- Więc już mu o mnie opowiadałeś? Ah, no tak.. każdy musi o mnie wiedzieć, nie ma Ciebie beze mnie. - zaciął się na moment, jakby ładując jakiś film na wyjątkowo ślimaczym łączu. - Nie ma mnie bez Ciebie.. - jego głos stracił na sile i natężeniu, co wreszcie zainteresowało Jimina. Po chwili jednak z typowym dla siebie cwanym uśmieszkiem porwał kawę Yoongiego, bez zastanowienia upijając kilka łyków. - No. To co dzisiaj robimy? Jakieś plany na dzień? Napijemy się? Okradniemy bank? A może trójkącik?

O nie. Ten chłopak zdecydowanie nie zapowiadał niczego dobrego.


Do przeczytania! - Gabryś