czwartek, 31 marca 2016

"Christian boys" OS - 1/2

Tytuł: Christian boys

Paringi: Vmin (Kim Taehyung & Park Jimin)

Opis: No dobra, napisałem shota, tylko musi być w dwóch częściach, bo długie gówno. Przyznam szczerze, inspiracja z życia, siedziałem w kościele na mszy i nie mogłem oderwać wzroku od ministranta XD Przy czym momentalnie wpadłem na ten pomysł i już nie mogłem się na niczym skupić, co poskutkowało tym, że tuż po powrocie usiadłem i napisałem. A, że Vmin mi do tej historii pasował jak nic innego, więc jest Vmin.
Enjoy <3


Klekot starych, trzęsących się przy każdym kroku obcasów niósł się echem przez długą pustą nawę główną. Za wcześnie, żeby były tu tłumy, jeszcze dobre pół godziny do rozpoczęcia, a nasza miejscowość nie jest jakaś metropolią. Mimo to dużo Chrześcijan przychodzi na niedzielne msze, zawsze jestem pod wrażeniem ich liczebności. No, zwłaszcza, że co tydzień mam na nich oko.
Nie, nie jestem księdzem. Chętnie splunąłbym na tą profesję. Dziwne to i nienaturalne odmawiać sobie współżycia z innym człowiekiem, tylko po to, żeby mieszkać z innymi skołowanymi, niewyżytymi pingwinami i rozbierać ikony wzrokiem. To tak jakby seks był czymś złym. A w końcu wszyscy to robią; normalni ludzie potrzebują go nawet czysto genetycznie - kwestia natury, tacy jesteśmy. Co w takim razie powoduje ich skrzywienie toru myślenia i funkcjonowania? Przyznam szczerze, pojęcia nie mam i wiedzieć nie chcę.

Boże błogosław stosunkom płciowym.
I tym psychopatom bez erotycznego polotu też, niech przynajmniej nie myślą o tym, co tracą. Ja bym po prostu z tego nie zrezygnował, sorki Boże. Z drugiej strony jesteśmy na Twoje podobieństwo, więc pewnie wiesz o czym mówię i doskonale mnie rozumiesz.

I wychodzi na to, że Bóg to perwert.
Jak żyć panie premierze.

Kiedy zakumplowałem się z wiarą? Nie bardzo dawno temu, ale powiedziałbym, że już sprawiedliwie długo odwiedzam Dom Boży  - regularnie rzecz jasna, jestem oddanym, grzecznym chrześcijańskim chłopcem. I mam zamiar być. Uh, moment, tylko w żyłę, zanim msza się zacznie..
Z kieszeni odrobinę skrzypiącej, czarnej, skórzanej kurtki wyciągnąłem drewniany różaniec. Wiąże się z nim naprawdę fajna historia, ojciec mojego dziadka zrobił go dla zakonnicy, w której się zakochał. Ostatecznie pani pingwinowa wystąpiła z zakonu i zrobiła mu mojego dziadka i jego dwie siostry.
...
Dobra, zmyśliłem to. Różaniec nie ma więcej niż kilka miesięcy, pewnie zrobiły go małe, chińskie rączki, a kupiłem go w dewocjonaliach przy domu parafialnym. Koniec historii.

Okej, tak naprawdę nie byłem może fanatycznym wnuczkiem, który na widok księdza klęka - choć zależy jak by na to spojrzeć - a każdej skamielinie w berecie ustępuje miejsca na ławce.
Suczo, byłem tu pierwszy i chcę się modlić, get of the way.

Byłem Chrześcijaństwem bardziej zafascynowany, niż w nie zapatrzony. Ostatnio stało się moją pasją, kontakt z Bogiem w pojmowaniu Biblii i nauki Kościoła był, dla mnie przynajmniej, cholernie, cholernie ciekawy, a jeśli jeszcze gwarantował takie bonusy po śmierci, tym bardziej mogłem mu poświęcić nawet pół swojego, raczej marnego z resztą, życia. Bóg chyba mniej gniewa się teraz, że piję, palę, wyłudzam pieniądze i czasem mam siusiaka w... no dobra. Pewnie zgorszyłbym całą parafię i jeszcze by zostało. Ale szczerość też jest ważna, a przynajmniej nie kłamię tak?

Więc siedzę sobie w Przybytku Ducha Świętego, patrzę na stare Włoszki, Niemki i Polki, które przychodzą tu niemal tak często jak ja, kilkoro Koreańczyków na tyłach: jakaś pseudo-nowoczesna rodzinka z dwójką ulizanych dzieci, starszy pan, który zawsze przynosił ze sobą kraciasty parasol - nawet w słoneczne, urokliwe dni - grupa, wyglądająca bardziej na spotkanie Koła Gospodyń Domowych, niż wyznanie wiary, może dwójka czy trójka młodych, gdzieś w moim wieku - pewnie studenciki z dobrych domów. No cóż, jestem zdecydowanym ewenementem, ale nie powiem - dobrze mi z tym. Pierwszy bez winy niech rzuci na mnie kamień, szmaty.

Kapłan posuwistym krokiem wypłynął z zakrystii, rozglądając się kontrolnie po zgromadzeniu. Kiedy natknął się na mnie wzrokiem, jak niemal zawsze posłałem mu kanciasty, szeroki uśmiech, mrużąc powieki i z lekka unosząc ściskany w dłoniach różaniec. Ksiądz wywrócił oczami z lekkim uśmiechem i zabrał się za szykowanie Pisma Świętego do dzisiejszej ofiary. Lubił mnie, na sto pro. Tylko jest księdzem i mu nie wolno, jasne. Ksiądz Hoseok zawsze był super, chociaż dzieciaki - i ja - wołamy na niego ks. Hobi. Tak jest bardziej uroczo, no błagam! Poza tym to do niego pasuje. Zawsze czuć od niego takie.. dobre wibracje. Nie opuszcza go uśmiech, jest zawsze szczerze radosny. Fascynuje mnie jego bezpretensjonalnie pozytywne podejście do życia, mogę śmiało powiedzieć, że tym mnie wygrał. I dalej wygrywa.
Ale mydełko to by mu mogło spaść, sutanna zdecydowanie za bardzo maskuje jego nienaganny tyłek. A, no tak, przepraszam Boże. Nie tu, wiem. Tak mi się wyrwało, no. Nie można ciągle udawać, wiesz przecież.

W naszej parafii brakowało służby do mszy. Nawet małe dziewczyny nie chciały iść na pseudo ministrantów. Dlatego zawsze wszystko szykowali kapłani - Hobi hyung i Yoongi hyung. Ksiądz Min był zupełnym przeciwieństwem Hoseoka; raczej chłodny, zdawało się - ponad resztę. Chociaż nie bywał uszczypliwy czy wredny. Po prostu miał mniejszy kontakt z ludźmi. Ale przecież nie każdy musi mieć - był za to nieoceniony w kwestii kazań. Wysłuchiwać jego nauk mógłbym dzień i noc, zawsze słowa dobierał nad wyraz trafnie. Zupełnie jakby pisał utwór, do którego tylko podłożyć dobry beat, a wyszedłby kawał głębokiego artyzmu. No ale był księdzem. Im chyba nawet płyt nie wolno wydawać. Głupie kapłaństwo.
..
A, kuźwa. Przepraszam Boże.

Dwie minuty przed rozpoczęciem ks. Hobi znów wyszedł z zakrystii, tym razem bardziej wyskakując i z uśmiechem stanął na mównicy, przysuwając do siebie główkę mikrofonu. Zadowolenie wręcz od niego emanowało, z niecierpliwością czekałem aż zdradzi parafianom jej źródło.

- Kochani, do naszego miasta wprowadziła się ostatnio nowa rodzina, z Seulu, proszę was serdecznie o ciepłe przyjęcie państwa Park do naszej wspólnoty. Chciałbym też ogłosić, że w związku z tym powiększeniem się naszej Chrystusowej Rodziny, zyskaliśmy również ręce do pracy.. - tu przystanął i z nieco szerszym uśmiechem przeczesał przydługie, zadbane włosy. - Jimin, syn państwa Park, będzie naszym pierwszym ministrantem. Yay! - uniósł kciuki do góry w przedziwnym, nieco topornym podskoku, co jednak wywołało kilka wesołych chrumknięć wśród zgromadzonych.

Przyjąłem info. Nowi ludzie, kilka twarzy do nauczenia, nic trudnego. No i wreszcie jak porządny kościół, będzie tu stacjonował chociaż jeden ministrant. Niby nic, a całkiem to satysfakcjonujące. Wkrótce więc rozległ się przyjemny, brzęczący odgłos dzwonków, wszyscy powstali, a przed księżmi wkroczył na ołtarz... Jimin.

Shit.on.my.nipples.

Panie Boże, jaja sobie robisz? Tak jak w przypadku księdza Hobiego sutanna mnie nieco kusi, tak w tym przypadku albę z tego cuda bym zdarł i się nie zastanawiał. Twarz, jakby go ktoś namalował, niech mnie, gdzie takie rosną? Chcę do Seulu! Chociaż już nie muszę, w końcu kawałek Seulu przyjechał do mnie.
Dopiero po jakichś dwóch minutach zorientowałem się, że nie ciągnę zaintonowanej przez księży pieśni, a wyłącznie wpatruję się w spokojne, skupione oblicze młodego Parka. Cholera by to. Jak ja się mam niby skupić, co? Panie Boże, wolne żarty, to jest zwykła prowokacja. Tak się bawić nie będę.
Przytrzymałem jakoś do pierwszego czytania, co okazało się być kolejną Bożą próbą, bo do ambony podreptał nie kto inny, a nasz rudy, mały kur.. ok. Już. Przepraszam. No ale to nieludzkie, jeszcze nawet na mnie nie patrzył, noo..
Z dużą dozą pokory i wyraźnym szacunkiem pochylił się nad Pismem i zabrał głos. 

Naj.słodszy.głos.na.tej.planecie.cholera.

Ksiądz Yoongi bacznie obserwował jak miętolę wargi i obgryzam paznokcie cały podenerwowany i skupiony w znacznie mniejszym stopniu niż zazwyczaj. Zgromił mnie spojrzeniem, na co ja postanowiłem mieć kompletnie wyje.. Przepraszam. Stała przede mną cholerna perfekcja, czytała mi Słowo Boga, oddychała sobie tak słodko.. Dobra, chyba się zakochałem. Nie moja wina. Zawsze bylem kochliwy, zwłaszcza jeśli rozchodzi się o dobre dupy.
Tylko jak tu się do niego zbliżyć, no nie.. msza to raczej słaby moment. Ale potem, tak, zostanę po ofierze i zagadam, musowo. Taehyung, jesteś mistrzem, dasz radę. Jimin będzie mój i koniec, ta słodycz wymaga zakosztowania.

***

- Idźcie w pokoju Chrystusa.

- Bogu niech będą dzięki!

Zmarszczyłem brwi, klękając na wygodnej poduszeczce i na krótką chwilę przytulając do siebie powieki. W ciemności nagle ogarnął mnie spokój i cisza. Poczułem tą wspaniałą obecność, żadne konkretne słowa czy zapachy, nawet bez czyjegokolwiek dotyku czy odgłosu. Tylko ciemność. I świadomość, że ktoś jest obok. Dlatego lubiłem Boga - po prostu był.
Rozwarłem powieki, ponownie ścierając się z natłokiem bodźców ze świata zewnętrznego. Księża właśnie opuszczali w skupieniu ołtarz, kościół prawie całkowicie opustoszał. Byłem tylko ja.
I Jimin.

Krótką chwilę przeglądałem się jego wprawionym gestom, jak porządkował ołtarz, gasił świece, przenosił Pismo Święte. W głowie musiał mieć dokładny plan działania. No, TaeTae. Teraz albo nigdy.

- Witamy we wspólnocie. - uśmiechnąłem się nad wyraz szeroko i ciepło, czego Park najwyraźniej się jednak nie spodziewał i niemalże podskoczył na wydźwięk mojego głosu, wzmocniony tym bardziej przez echo pustej świątyni.

- Oh.. dzięki. - odparł z przesłodzonym uśmiechem, po czym opuścił wzrok i odłożył Biblię na specjalnie przeznaczone dlań miejsce. Nie odezwał się jednak ani jednym więcej słowem, uh. Co za toporny dzieciak.

- Na stałe? - podjąłem ponownie, nie dając za wygraną i niby od niechcenia przechadzając się przed ołtarzem.

- Mam nadzieję. - mruknął z cicha mój rozmówca, wyrównując krzesła i przyklękając pospiesznie przed Najświętszym Sakramentem. - Do Seulu wracać nie chcę, nic mi się tam nie podoba. Za głośno, za brudno i w ogóle.. zbyt wszystko. - kontynuował, kiedy wykonał znak krzyża i wstał z klęczek. 

- Zatęsknisz, zobaczysz. Są tu na pewno jakieś uroki, ale Seul to lepsze miejsce dla młodego człowieka. - odparłem kiwając głową, zaraz jednak zmarszczyłem brwi.

Dość tej gatki-szmatki. Dajcie mi ten tyłek, no błagam.

- Może tak, może nie. W sumie, to ksiądz Jung mnie przedstawił, ale.. - tu podreptał do mnie i z lekkim uśmiechem, w akompaniamencie drobnych różyczek rumieńców podał mi dłoń. Maleńką, uroczą, śliczną łapkę. Jejkuuu! - Park Jimin. 

- Kim Taehyung. - oddałem mu równie wyszukany uśmiech, po czym z dużą dozą ostrożności uścisnąłem jego dłoń. W dotyku była jeszcze delikatniejsza i gładsza niż mogło się wydawać. Jak tu go ignorować, Panie Boże, no.. 

- Ile masz lat? Nie wyglądasz na wiele starszego.. - mruknął Jim, przekrzywiając nieco głowę i świdrując mnie ciekawskim spojrzeniem.

- 20, tak się składa. 

- Uh.. ja 18. 

- Więc jeszcze liceum?

- Niestety. - warknął, zaraz jednak chichocząc, jakby chciał, żeby uznane to było za niewinny żart. - Znaczy trzeba przenosić dokumenty i to wszystko.. dużo roboty. A akurat jedyne co lubiłem w Seulu, to swoją starą szkołę.. - przygasł nieco, wyraźnie ściągając pełne usta w niemal prostą, wąską linię. 

- Nie znam chyba człowieka, który tęskniłby za szkołą.

- Więc jestem wyjątkowy. - wzruszył ramionami i z lekkim uśmiechem zniknął w zakrystii. 

Z głupa ruszyłem za nim, w końcu nie powiedział "to cześć" albo "do kiedyś", tylko po prostu uciekł. Więc rozmowa się nie zakończyła. Dobrze myślę? 
Stanąłem w progu, obserwując jak obrócony do mnie plecami podwija białą, nienagannie czyściutką i wyprasowaną albę ku górze. Rąbek koszulki spod materiału zahaczył się o niego, co poskutkowało tym, że wkrótce plecy Jimina odsłoniły się w całej swej okazałości. Nie było wątpliwości co do faktu, iż ćwiczył. Mięśnie wyraźnie zarysowane, naprawdę dobra postura, a do tego, na samym końcu, te dwa, jędrne, kształtne pośladki.
Nadal jestem w kościele, jejku. No ale to, co się przede mną rysowało, było nie do przezwyciężenia. Boże, daj wytrwać..
Tuż po zdjęciu alby naciągnął koszulkę tak, by znów poprawnie zakrywała jego plecki, założył bluzę, a białą szatę starannie złożył i schował w szafeczce. 

- No, no, dobrze, że nasi księża to nie pedofile. - zaśmiałem się krótko, na co najwyraźniej nie tego oczekujący Park obrócił się do mnie z szeroko otwartymi oczami. Cóż, podryw czas zacząć.

- O-oh.. nie wiedziałem, że tu stoisz. - prawie jęknął, a ja ledwo trzymałem się w sobie. 

- Wiem, że nie ładnie tak podglądać, ale skoro jest co.. - wzruszyłem lekko ramionami ponownie obnażając przed Jimem szereg białych kłów, na co zdecydowanie skołowany Park zamrugał kilkakrotnie, jakby nie wierzył w to co słyszy.

- T-taehyung.. - zaczął podenerwowany, zaraz jednak rezygnując i podejmując wypowiedź po raz drugi. - Panie Kim, prosiłbym o wyjście z zakrystii. To nie miejsce dla wiernych. 

- Panie Kim? - powtórzyłem, po czym roześmiałem się, chyba jednak nieco zbyt głośno jak na miejsce, w którym przebywałem. Pragnienie wynaturza człowieka, zdecydowanie. 

- Tak. I naprawdę proszę o zachowanie szacunku w kościele. - rzucił jeszcze, najwyraźniej mocno starając się sprawić wrażenie pewnego siebie i nieugiętego. 

- Szacunku, powiadasz? Do Boga, hę? Szacunku do Boga mogliby się ode mnie uczyć wszyscy, którzy się tu pokazują. - mruknąłem obojętnie, zbliżając się kilka spokojnych kroków do Parka. Ten natomiast, zachowawczo się oddalił. Spryciula, no no. 

- Panie K-.. ja naprawdę.. - jęknął jeszcze, po czym zerwał myśl, czując za plecami chłodną, twardą ścianę. Przełknął ślinę. 

- Czego się boisz, Jimin? Mnie? Bezsensu.. ja tylko chciałem spytać, czy mógłbym wstąpić do Służby Liturgicznej.. - uniosłem prawy kącik ust, nieugięcie brnąc do przodu, w kierunku przygwożdżonego do ściany chłopca.
Żeby tylko jeden z księżulków tu teraz nie wparował. Hobi może by się jeszcze nawet dołączył, ale z Yoongim mogłoby być słabo..

- P-proszę.. się.. o-odsunąć..- wystękał, nie wiedząc chyba za bardzo co począć i odgradzając się ode mnie otwartymi dłońmi. Taki słodki, o nie. 

- Na pewno? - szepnąłem tylko, a znalazłszy się wystarczająco blisko chwyciłem nadgarstki chłopaka, z impetem przycisnąłem je do ściany powyżej głowy młodszego i zredukowałem dystans między nami do zera.

Przyznam szczerze - dawno nie pobudził mnie tak zwyczajny buziak. No dobra. Może nie taki zwyczajny.
Wpiłem się w jego rozchylone usta bez zaproszenia, układając wolną dłoń na talii chłopaka. Ten sapnął przez nos w pełnym zaskoczeniu, po czym zacisnął powieki i zmarszczył uroczo brwi. I jak tu nie chcieć go schrupać. Czułem na ustach jego pełne, miękkie wargi, drżące nieporadnie pod wpływem mojego dotyku, lekko ściśnięte, lecz ciągle wyjątkowo słodkie i delikatne. Co moment wzdychał, jakby chciał podkreślić swoje oburzenie całą sytuacją, ja jednak nie ustępowałem; sam przymknąłem powieki, delektując się smakiem jego usteczek, które po chwili - co wynotowałem z niemałą satysfakcją - jakby z lekka się rozluźniły. No, to starczy tego, na dobry początek. Z szerokim uśmiechem wypuściłem jego nadgarstki i odsunąłem się o krok. Mina Parka była absolutnie bezcenna. 

- T-ty... Ty.. - jąkał się, prawie kipiąc z oburzenia i frustracji swoją aktualną niemocą. - To jest niedopuszczalne! J-ja.. ja to powiem księżom i..

- O, chętnie. Tylko powiedz Hobiemu, Min może być mniej chętny do trójkąta. - westchnąłem niepocieszony, zaraz na widok jego wyrazu twarzy ponownie przystrajając się w szeroki uśmiech.

- Jesteś chory, Taehyung. Jeszcze raz mnie tak potraktujesz i naprawdę.. - warknął, a ja przekrzywiłem lekko głowę.

- Naprawdę? Czyli to już będzie tak na serio? Jeju, szybko się angażujesz.. - wywróciłem oczami, nie mogąc powstrzymać przebłysku cwanego uśmieszku.

- Jesteś jak jak.. demon! - pisnął na granicy wytrzymałości, a ja ułożyłem palec wskazujący na zaciśniętych wargach.

- Hmm.. tak mnie chyba jeszcze nikt nie nazywał.. - pokiwałem w sztucznym zamyśleniu głową. 

Jimin tylko chwycił torbę, zarzucił ją na ramię i z cichym fuknięciem wyszedł z zakrystii. Bez słowa minął mnie, przed ołtarzem zatrzymując się i z pasją odmawiając po cichu jakąś modlitwę. Oparłem się łopatkami o ścianę, jakby od niechcenia mu się przyglądając. Był jak anioł, jeszcze na kolanach, ze złożonymi łapkami, jakby zaraz miały mu wyrosnąć skrzydełka. Nawet taka wizja mnie w jego przypadku jarała, sorki Boże.
Kiedy skończył i powoli wstał, zabrałem od razu głos.

- No ale przyznaj, że Ci się podobało. - miauknąłem doganiając go szybko i bez zastanowienia przyklękając przed ołtarzem.

- Taehyung..

- Wystarczy Tae. 

- Tae. - warknął i odchrząknął nieznacznie. - Moja reakcja nie ma znaczenia. Po prostu daj mi spokój, okej? Mam w tym tygodniu rekolekcje, chcę się skupić. Takie akcje mi nie pomogą. Koniec tematu. - zakończył dobitnie, po czym wyszedł ze świątyni, mocząc palce w wodzie święconej i czyniąc znak krzyża. 

- Rekolekcje? - podjąłem temat naśladując jego gesty i wychodząc tuż za nim, zupełnie jakbym był głupią faneczką, a on młodzieżowym idolem.

- Tak, są ogłoszenia. Poczytaj sobie, zamiast wypytywać świeżaka. 

- Jaki uszczypliwy, ChimChim, bo Cię bozia w dupę kopnie. - pogroziłem mu palcem, na co chłopak ponownie wykrzywił się brzydko, wywracając oczami.

- ChimChim..? Z resztą nie ważne.. Żegnam. Do nie widzenia. - odparł zarzucając w pośpiechu grzywką i opuszczając teren kościelny. 

Przez chwilę odprowadzałem go wzrokiem, aż do momentu, kiedy zniknął za grubym murem, skręcając w jedną z bocznych uliczek. Uśmiechnąłem się szeroko, kręcąc z niedowierzaniem głową. Ten tyłek miał charakterek, to się nie zdarza zbyt często!
Posuwistym, leniwym krokiem dobrnąłem to tablicy ogłoszeń tuż przy bramie kościelnej i odszukałem wzrokiem jedyną informację o jakichkolwiek rekolekcjach. Miejscowość niedaleko, trzy dni, cena nie najgorsza.. no cóż. 

Bezwiednie obróciłem się za dawno nieobecnym rudzielcem, po czym z uśmiechem wsunąłem papieros w wargi.

- No to widzimy się na rekolekcjach, panie Park. - puściłem wraz z dymem na wiatr, wychodząc z Dobytku Pańskiego i kierując się do parszywej części naszej słodkiej mieścinki. 

Błogosław Jiminowi, Panie Boże. 

Ale niech szlag trafi moje miejsce na tym świecie.

Splunąłem z pogardą, przechodząc przez wyrwę w siatce na podwórko. Mój własny przedsionek piekła.


Do przeczytania! - Gabriel


5 komentarzy:

  1. Dobra pierwszy komentarz kiedyś musi się tu pojawić xd szczególnie, gdy Jimin jest uroczym aniołkiem :3
    Więcej więcej~ ja chce więcej Jimina w roli uległego z charakterkiem ♡ poprostu żyć nie umierać~ czekam na next i na kolejną część yoonmina ♡♡♡
    Mam do cb pytanko nie chciałbyś być jedną z pierwszych osób, ktora napisałaby nammina? Oczywiście jakby cie wena poniosła ;3
    Good luck I weny~ ♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  2. Bae... Nie wiem jak to skomentować, bo jestem w ciężkim szoku. Jestem chora, nie mogę się zapowietrzać, bo się duszę.
    No i mam ;____: KC.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czuję sie, jakbym weszła do Twojego mózgu. Już wiem, czemu uwielbiam tego bloga! To opko naprawde nie jest dobre na moją sytuację...Dzięki, Gabe <3! Zaraz zaksztuszę się tlenem .__. Geniuszu Ty~

    OdpowiedzUsuń
  4. Dopiero teraz przeczytałam, sorki za opóźnienie.
    Matko, to jest geniusz. To jest geniusz w czystej postaci.
    To jest... Ten humor <3 Po prostu. I uległy Jimin, to coś cudownego.
    Ciekawość mi się włączyła z tym twoim ministrantem... XDD

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie, po prostu nie x') Kocham Twoje poczucie humoru x'D I te rozkminki Tae :') Po przeczytaniu tego mam ochotę iść do kościoła. W sumie można by tym nawracać gimnazjalnych ateistów. Idziemy z tym do kurii! *^* Tak a propo to w końcówce widzę wyraźnie Twoje ciągoty do niszczenia serc i wyciskania łez niewieścich (nie tylko niewieścich ale sorki jednak jesteś w mniejszości w tym fandomie ;-;). Proszę Cię więc nie rób za dużej krzywdy Tae... Jak się już nie powstrzymasz to trochę możesz...Ale nie dużo!~ Lofciam -Ja

    OdpowiedzUsuń