niedziela, 13 grudnia 2015

"Daję nam tydzień" - Vmon (OS)

Tytuł: "Daję nam tydzień"

Paringi: Vmon (Kim Taehyung & Kim Namjoon)

Opis: Witam, witam. ~ Jak tam kruliśe? Ja mam się fantastycznie, co widać po kolejnej dodanej rzeczy. Ostatnio niewiele czasu na cokolwiek, przedświąteczny zapierdziel się udziela, poza tym w szkole chcą z nas wycisnąć ostatnie pęcherzyki powietrza, więc wszystko sprzeciwia się mojej fikowej twórczości.. a mimo to daję radę. Dwója z matmy jest warta tych dwóch komentarzy i kilku wejść. Love you all. 


Nie liczył dni, które przeżył. Nie był z tych, którzy by do czasu przywiązywali jakąkolwiek wagę. W końcu do nikogo nie musiał się spieszyć, nikt go nie popędzał - był sam tylko da siebie. Cały jego świat zamykał się w obrębie kilku sąsiednich przecznic.
Wielu lubiło mówić, że był bezdomny.
Gówno prawda.
Miał dom, swój blaszany zbitek odpadków - choć on wolał nazywać to "recyklingiem"; zatykany tekturą, a jak się trafiło, to i cegłami. Małą lodówkę, którą sam znalazł, podreperował i przytargał na miejsce. Kumple złożyli się kiedyś na grzejnik, łóżko sklecił z kilku desek i materaca, który wyrzucił jakiś bogaty osioł.
Żyć, nie umierać, przecież to było spełnieniem wszystkich wymogów ludzkich.

Jego mały, samotny raj.

Wrzucił dwie kostki cukru do styropianowego kubka wypełnionego herbatą. Niedobrą herbatą. Skrzywił się upijając łyk parującego napoju, po czym wrócił do konsumowania najlepszej rzeczy na świecie, jaką stanowił lizak malinowy. Niby często nie było go stać chociażby na wodę, ale na zdobycie słodyczy zawsze znajdował sposób. Może nie zawsze do końca zgodnie z prawem.
Wyszedł przed próg swojego kruchego królestwa i wziął w płuca głęboki, długi wdech.

Okolica też była piękna. Wokół krajobraz górskiej wioski, w tle pasma okraszone bielą. Tuż obok, na lewo, lokowała się opuszczona stacja kolejowa; po prawej stronie rozciągały się ścięte nocnym przymrozkiem pola.
Westchnął napawając się emanującym z chwili spokojem. Nic nie zastąpiłoby mu takich momentów - ani bogactwo, ani miłość, ani talenty. Tutaj bowiem, nie dawał nic, a dostawał coś kosmicznie pięknego.
Odstawił kubek na piętrzące się przy drzwiach kartony, po czym kilkoma wolnymi krokami przeszedł w kierunku nieużywanych od kilku lat torów. Teraz zarosły gęstą trawą i chwastami, ale tak wyglądały lepiej; Namjoon wolał, kiedy natura przejmowała nad głupim ludzkim światem kontrolę.
Zakończył poranny spacer po kilkudziesięciu minutach, przechodząc ponownie przez próg, o który wytarł zabłocone, nieco już przetarte glany. Złapał też kubek, odstawiony godzinę temu na kartony, teraz mający w sobie od dawna zimny napój. Skrzywił się i wylał paskudną ciecz z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy.
Usiadł na skrzypiącym zardzewiałymi sprężynami materacu i westchnął cicho. Za zimno, żeby dziś siedzieć w jednym miejscu i się trząść.

Z prowizorycznej szafki obok lodówki wygrzebał rozkładany nożyk i zapalniczkę. Rozszczelnił też lodówkę, chwytając jedyną zjadliwą z niej rzecz, jaką stanowił ogarek przeschniętego, żółtego sera. Wypada odnowić zaopatrzenie.

Miasto w tej części było brudne i rozkrzyczane. Co zaułek ktoś dostawał łomot, zostawał pozbawiony mienia, czy zwyczajnie potraktowany jak worek treningowy. Ludzie z tych okolic nie byli ani litościwi, ani obdarzeni wysublimowanym poczuciem humoru. Jeśli więc mówili, że zaraz zarobisz pizdę w żebra, to lepiej spieprzać, aniżeli wdawać się w dyskusje.
Nam wyrobił sobie respekt w dość brutalny i jednoznaczny sposób. Nie chciał całe życie użerać się z nadpobudliwymi konusami, którzy organizowaliby wypady na jego dom, byleby uszczknąć cegiełkę albo wędzonego śledzia. Dlatego raz a dobrze dał wszystkim do zrozumienia, że nie jest typem o przesycie miłosierdzia. I miał względny spokój, fakt. Tylko raz ktoś ukradł mu czapkę. Ponoć ma się dobrze, a wózek stał się zupełnie jakby stworzony dla niego.

Gdy przechodził przez uliczki przewiewane chłodnymi podmuchami zimowych oddechów, każda żywa jednostka cicho mruczała coś na kształt "dzień dobry", lub w milczeniu opuszczała wzrok.
Lubił poczucie wyższości, zwłaszcza ciężko wypracowane.
Skręcił w jeden z ciemniejszych zaułków, nawet pomimo białego światła słońca, budzącego już kształty do życia.
Zdziwił się odrobinę, oczekując kompletnego braku zainteresowanych wymianą handlową z tutejszym dilerem, a napotkawszy całkiem niemałą grupkę młodziaków. Mieli może po kilkanaście lat, Nam uniósł pobłażliwie kąciki ust, po czym stanął w zaistniałej, na potrzeby tłumu, kolejce.
Towarzystwo raczej stroniło od kultury, głośno obwieszczając wokół, jak bardzo aroganccy i dorośli byli we własnym mniemaniu.

- Hej.. to jest on? - rzucił któryś, na co spory ułamek zbiorowiska obrócił się w kierunku Kima. Ten z beztroskim wyrazem twarzy przypatrywał się obracanemu w palcach scyzorykowi.
Któryś z odważniejszych w grupie, najwyraźniej nieco starszy od średniej wiekowej, podszedł do Namjoona energicznym, szybkim krokiem.

- E.. Ty jesteś Monster? - burknął siłowo zaniżanym głosem i unosząc głowę dużo za wysoko.

- Ja jestem Kim Namjoon, to jak mnie nazywają, nie za wiele mnie obchodzi. - autor słów wzruszył lekko ramionami, nie odrywając spojrzenia od zabawki w ręku.

- Yy.. - topornie prowadzony proces myślowy najwyraźniej nie wypalił, a przerośnięty gimnazjalista splunął pod nogi i pociągnął nosem. - Czyli, nie jesteś?

- Eh.. no nie poprowadzimy tu konwersacji na jakkolwiek zaawansowanym poziomie. Co? Nie, nawet się nie wysilaj, zapomnij co powiedziałem. A co do Monstera.. - mruknął jeszcze, po czym podniósł na rozmówcę dzikie, błyszczące spojrzenie. - Ta. To ja.

Chłopak odsunął się pół kroku, zaraz też skinąwszy pospiesznie głową. Wsadził dłonie w kieszenie kurtki i wrócił niepewnym krokiem do swojej grupki znajomków.
Nam uśmiechnął się triumfalnie. Gdy w końcu przyszła jego kolej, podał staremu znajomemu dłoń.

- Monster! Dobrze widzieć Twoją parszywą mordę. Co dzisiaj?

- A wiesz, mam akurat wyjątkowy nadmiar energii..

***

Wieczór obwieścił swoje nadejście szybciej, niż się tego spodziewał. Do skończenia zadania brakowało mu tylko ostatniego warunku, więc szybko zahaczył o kilka klubów, zbierając najistotniejsze informacje. W praktyce wyłącznie z tego żył, dostawał zdjęcie i nazwisko, a potem węszył jak głodny pies, wymieniając poszlaki na jedzenie lub rzadziej pieniądze.
Uzyskawszy ostateczną wiadomość o obecnym miejscu przebywania niejakiego K.Seokjina, z zadowoleniem wrócił do miejsca, z którego wyruszał o poranku. Tym razem jak zazwyczaj, uliczka świeciła pustkami, przerywające lampy wydawały z siebie dźwięczny, jękliwy zgrzyt. Porozrzucane wszędzie reklamówki, względnie lżejsze fragmenty papieru, wirowały przy powierzchni brunatnego asfaltu, zupełnie jak alkoholik po kolacji.
Prawie bez słowa wręczył dilerowi kilka zapisanych drobno kartek, posegregowanych zgodnie z dokumentacją i zdjęciami. W zamian otrzymał dokładnie zawiązaną torbę, niemalże pękającą od obfitości weń skrytej. Nam nie powstrzymywał uśmiechu na myśl o produktach znajdujących się w przepastnym plecaku, podziękował, kłaniając się nisko, wymienił ze zleceniodawcą silny uścisk dłoni, po czym oddalił się, na ramieniu taszcząc ciężar wynagrodzenia.
Udając w kierunku swego domu, coś jednak powstrzymało go od dokończenia zaplanowanej drogi. Wrócił się do mijanej przed momentem uliczki, zauważając bandę swoich porannych przyjaciół. Z szerokim uśmiechem wkroczył pewnie w ślepy zaułek, zaciskając dłoń na torbie.

- O, witam panów! Co tam nam się dzisiaj trafiło? - wykazując sztuczne zainteresowanie obiektem żywym, na którym właśnie banda się znęcała, nie odrywał spojrzenia od osiłka, z którym konfrontował się dzisiejszego rana.
Na widok Nama, typ spłoszył się nieco, zaraz jednak ciągnąc sporego łyka z zielonej butelki i roztrzaskując ją o ścianę. Hałas wyraźnie dodał mu pewności siebie. Wyszedł naprzeciw Namjoonowi i uśmiechnął się krzywo.

- Pan groźny, hm? No chłopaki, kłaniamy się, mistrz zawitał! - ryknął zaraz, teatralnie oddając Kimowi honory.
Ten w odpowiedzi zmarszczył nieładnie brwi.

- Uważasz mnie za swojego mistrza? Bardzo to miłe z Twojej strony, ale nie wciągaj w to swoich przyjaciółek. - Nam pociągnął nosem, poprawiając torbę na ramieniu. - Interesuje mnie tylko wasz łup. Mam ochotę na zabawę.

Sycząc ostatnie słowo wyciągnął z kieszeni nożyk, z imponującą wprawą rozkładając go i obracając w dwóch palcach. Duży uniósł brwi, przybierając mało inteligentny wyraz twarzy. Na widok obracanego przez starszego ostrza, wycofał się jednak, wołając na bandę chuderlaków, kopiącą jakieś małe stworzenie.

- Zostawiamy lwa z ofiarą. - mruknął uśmiechając się jadowicie i osadzając ciężką, grubą dłoń na ramieniu Namjoona. Ten ciachnął scyzorykiem w zawrotnej prędkości, pozostawiając na palcu chłopaka niewielkie skaleczenie. W odpowiedzi dostał zbolałe zająknięcie, oraz szybko poprowadzony odwrót.

Skierował wzrok na skuloną postać pomiędzy śmietnikami. "W sumie czemu nie.." pomyślał, stawiając kolejne kroki w kierunku zmaltretowanego żyjątka. I tak osobnik był już porządnie zastraszony, mógł się chociaż odrobinę rozluźnić po długim, pracowitym dniu.
Nożyk błysnął w jego chudej dłoni.
Kucnął tuż przy kontenerach, spoglądając na drżącego człowieczka. Nie mógł dostrzec jego twarzy, schowanej teraz między kolana i opatulonej ramionami.

- Zimno Ci? - mruknął Mon jadowicie, uśmiechając się na widok tej nieporadności. Na wydźwięk słów, poszkodowany uniósł niepewnie głowę, racząc Monstera intensywnym, zastraszonym spojrzeniem.

Namjoon niemal zachłysnął się powietrzem. Bez namysłu złożył scyzoryk i schował go do kieszeni płaszcza.
Tej wersji wydarzeń ani nie przewidział, ani nie opracował, musiał więc zagrać tu jakąś wielką improwizację.

Odchrząknął lekko skonfundowany.

- Bo.. bo się tak trzęsiesz, to myślałem, że zmarzłeś. A ja mam płaszcz, mogę Ci.. możesz go wziąć. - dodał szybko, zsuwając z ramienia pękatą torbę i pozbywając się płaszcza.

Ku swemu zadowoleniu, łagodny wyraz twarzy i spontaniczna pomoc, sprawiły, że ofiara uśmiechnęła się lekko, podkulając ramiona.

- Anii.. po prostu.. bałem się, że znowu ktoś będzie chciał mnie skopać. - zamruczał skulony chłopak, głosem, którego Nam ani trochę się nie spodziewał, aczkolwiek jego obecność tylko wzbudziła w nim ciekawość.

- Jeśli nie chciałeś zarobić, to po jakiego grzyba zapuszczałeś się w te okolice z taką śliczną buzią? - Mon ściszył głos, przy okazji wyciągając w kierunku poszkodowanego przedramię, którego łokieć opierał na kolanie, po czym przystrajając się w łobuzerski uśmiech, pstryknął swoje znalezisko w czubek nosa. W odpowiedzi otrzymał krótki, niepocieszony jęk i zaciśnięte powieki.
Cholera.
Nawet by nie przypuszczał, że znajdzie tu kiedykolwiek tak piękne stworzenie. Nie wyobrażał sobie dnia, kiedy ofiara w ogóle będzie mogła oddychać, czy patrzeć przez zapuchniętą i pokrwawioną twarz, a tu taka niespodzianka. Uśmiechnął się szerzej, wkrótce też pomagając chłopcu wstać i zarzucając na jego ramiona ciężki, poprzecierany płaszcz.

- Masz, nie zaszkodzi. Jestem Kim Namjoon, a Tobie dali jakieś imię, królewno? - wyszczerzył się promiennie, korzystając z nieuwagi chłopca i prowadząc go w kierunku, w którym wcześniej zmierzał.

- Kim Taehyung. I nie jestem królewną, jestem księciem. - odparł z równie szerokim uśmiechem, momentalnie przylegając do ramienia swego znalazcy.
- Księciem, hm? Od kiedy książęta udają się na przechadzki bez eskorty żołnierzy?

Taehyung wyraźnie zakłopotany opuścił wzrok, mrucząc niekonkretny bełkot pod nosem. Nam chcąc wybrnąć z wprowadzenia chłopca w zakłopotanie, odchrząknął.

- Uhm.. ale nic Ci nie jest? - mruknął, lustrując go nieco troskliwszym niż zazwyczaj spojrzeniem.

- Nie, wszystko gra. Tylko mnie straszyli, jeden czy dwóch trochę mnie kopało. Ale to nic. Bywało gorzej. - książę wyszczerzył się wzruszając beztrosko ramionami.

- Czyli to nie pierwszy raz jak zbierasz wpierdziel? - Nam zmarszczył brwi, poprawiając czarną czapkę ochraniającą jego głowę od świata zewnętrznego.

- Noo.. nie do końca. W sumie to.. - młodszy burknął nisko, skupiając się na chwilę. - To czwarty raz. - wypalił w końcu, kiwając energicznie głową.

Monster zmarszczył pytająco brwi, bardzo intensywnie nad czymś myśląc.
Jak taki niewinny chłopaczek, był w stanie przeżyć już kilka podobnych napaści, przecież on się tam nawet nie bronił. Pokręcił z niedowierzaniem głową i westchnął cicho.

- A.. czemu idziesz do mojego domu? - zaczął znowu, powstrzymując cwany uśmiech pchający mu się na usta.

Tae zawiesił się na moment, zaraz jednak przymknął powieki i ściągnął usta w maleńki dzióbek. 

- Do towarzystwa. Jestem Ci coś winien, bo mnie uratowałeś.

Nam westchnął w duchu, ciesząc się, że młody nie był świadomy jego początkowych zamiarów. W milczeniu skinął głową, zaraz jednak spoglądając na znalezisko z natury ciekawskim spojrzeniem. Do towarzystwa? Hm.. 

- I ile tak mi potowarzyszysz? - mruknął unosząc jedną brew ku górze. 

- Hm.. tydzień. 

Monster otworzył szerzej oczy, zaraz jednak marszcząc brwi, a ostatecznie strojąc się w mieszankę zakłopotania i niezrozumienia.

- Jak to.. nie masz rodziny, szkoły? Przecież chyba nie możesz tak po prostu na tydzień zniknąć ze swojego świata.. - odparł głośno, może nawet za głośno, zważając na porę i okolicę.

- Mogę wszystko, zapomniałeś, że jestem księciem? 

- Ale.. - starszy nie dokończył myśli, tylko pokręcił głową. - No dobra. A co z warunkami do życia? Ja nie mieszkam w pałacu.. 

Taehyung zacisnął wargi, kształtując z nich wąską linię. 

- To.. to nie szkodzi. Przyzwyczaję się. - po chwili milczenia wypalił brunet, unosząc dumnie głowę, nawet jednak mimo to był niższy od towarzysza, na co ten z uśmiechem pokręcił głową. 
- Łatwo nie będzie, maluchu. Pewny jesteś, że dasz radę? - uśmiechnął się wyzywająco, lustrując reakcje małego księcia.

- A dam, poza tym nie jestem maluchem! - młodszy warknął obruszony, wydymając nieco dolną wargę. - Jestem studentem, umiem sobie radzić.

Nam zaklął w duchu. Niemożliwe, żeby ten drobny młodziak miał więcej niż 17 lat.. z drugiej strony głos raczej pasował do mężczyzny, niż chłoptasia, więc pewnie mówił prawdę. Poza tym niby po co miałby kłamać, Namjoon na pewno nie był kimkolwiek, komu Tae musiałby imponować. 

- Taak? I co studiujesz? 

- Malarstwo. Tata jest dyrektorem galerii sztuki w Seulu, miałem do wyboru być jego sekretarką, albo zgodzić się, by był moim mecenasem. 

Monster zacmokał z uznaniem.

- Hu, to faktycznie po królewsku sobie żyjesz. 

- Nie przesadzajmy.. zobaczysz, że jestem całkiem w porządku, hyung. 

I był całkiem w porządku, to fakt. Czasami narzekał, że mu zimno, czasem tak zabawnie się peszył, kiedy burczało mu w brzuchu. Ale nie był uciążliwy, Namjoon cieszył się szczerze, mając kogoś, z kim mógł dzielić kruche królestwo.

Czasem zachowywali się jak ojciec z synem, kiedy Nam uczył Tae rzeczy, o których siedząc na długich wykładach na uczelni, nigdy by się nie dowiedział.
Raz byli jak bracia, biegając po torach i zachowując się jak duże dzieci; kiedy drogi były wystarczająco długie, a nogi silne.
Czasem natomiast, zazwyczaj zupełnie niespodziewanie, zachowywali się jak małżeństwo. Monster wychodził do "pracy" na miasto - Tae żegnał go, wtulając się  ufnie, a potem machając w progu, z kubkiem niedobrej herbaty. Kiedy wieczorem wracał, książę stęskniony rzucał mu się na szyję i mówił, że już nigdy go nie puści. 

Piątego dnia, kiedy po raz kolejny rozmawiał z ojcem przez telefon, tłumacząc, że nic mu nie jest i żyje, Monster akurat szykował mu cokolwiek zjadliwego na prowizoryczny obiad. Po zakończeniu konwersacji, Tae podszedł do hyunga i objął go w pasie, wtulając twarz w łopatki i całym ciałem przylegając do powierzchni jego pleców. 

- Namjoonie.. tata powiedział, że przeleje mi dzisiaj pieniądze na kartę, bo boi się, czy mam co jeść. Wiesz, że zrobimy z nimi co postanowisz? 

Kim obrócił się do księcia z pytającym wyrazem twarzy. 

- Jak to: "co postanowię"? To Twoje pieniądze, Ty nimi zarządzasz.. 

- No tak, tak. Ale konsultuję się z Tobą, bo mieszkamy razem. 

- Jeszcze tylko niecałe trzy dni. 

Tae westchnął smutnawo, wysuwając dolną wargę i podkulając ramiona. Cisza nie była naturalnym stanem, jaki panował tam, gdzie był młodszy, więc Nam momentalnie odsunął się od wykonywanej czynności i objął chłopca ostrożnie. Ten jak na rozkaz, niemal naparł na niego, starając jakby schować. 

- Hej, co to za smutny kotek.. 

- Przywiązałem się hyug, trudno mi będzie tak po prostu Cię zostawić. 

Namjoon na moment przybrał poważny wyraz twarzy i jakby przekalkulował coś w myślach. Ostatecznie pozostali w takiej pozie, a ciszę przerywały tylko ciche westchnienia Taehyunga.
Wkrótce młodszy odskoczył z uśmiechem, obwieszczając wszem i wobec, iż doznał oświecenia.

- Już wiem! Idziemy na imprezę, tak! Do klubu, hyung, pójdziemy na noc do klubu! 

Dyskusja nie była wliczana w opcje. Wieczorem Nam założył najmniej zniszczony T-shirt i wąskie, czarne spodnie, które kiedyś zakosił jednemu frajerowi, a Tae zdążył uprać i wysuszyć swoje ubrania, na wyjście wyglądając świeżo i atrakcyjnie. 

Zabawa była przednia. Namjoon zapomniał już prawie, jak to jest tańczyć i śmiać się do utraty tchu. Pić w towarzystwie, skakać i nie martwić się niczym ważnym.
Tu i teraz, łap oddech póki płuca mają siłę. 

Taehyung na parkiecie stawał się nie do poznania. Mon musiał przyznać, że w porównaniu do jego życiowej kołkowatości, młody ruszał się świetnie; łapał się nawet na tym, że przysiadał na sofie i po prostu przypatrywał się jego tanecznym popisom, popijając whiskey z colą. Przerwał mu to jednak sam obiekt obserwowany, ni z tego, ni z owego doskakując go hyunga i porywając go z szerokim uśmiechem na płytę. 
Nam wyraźnie zdezorientowany, ledwo zdążył odstawić drinka na blat, a już został wciągnięty w tłum. Umiarkowanie pijany Tae, momentalnie po zatrzymaniu się na środku sali, obrócił się do starszego i przylgnął do niego praktycznie całą powierzchnią torsu. Monster uniósł z zainteresowaniem brwi. 

- Hyung.. muszę wracać do siebie..? - westchnął niskim pomrukiem książę, w rytm spokojniejszego utworu poruszając biodrami. 

- A wolałbyś zostać u mnie? W tym zimnie, brudzie, gdzie jedzenia ledwo co wystarcza, a łóżko jest twarde i skrzeczące? 

Starszy zupełnie naturalnie oparł dłonie na talii partnera w tańcu. Tae natomiast przymknął powieki otaczające duże, teraz też figlarnie połyskujące odbijającymi się weń światłami, oczy i opiarł czoło o usta hyunga. Po chwili milczenia uniósł głowę, niemalże splatając swoje spojrzenie ze źrenicami Namjoona.
Skinął energicznie głową, zarzucając przedramiona na braki wyższego i przyozdabiając usta szerokim uśmiechem.

- Mhm, tam jest dobrze. A poza tym beze mnie byłoby Ci smutno.

- Doprawdy? Jakoś do tej pory nie narzekałem..

Tae zadarł głowę, opierając się o czoło Monstera.

- Bo nie wiedziałeś, co tracisz. - skwitował bez namysłu młodszy, pewnie wlepiając spojrzenie w wąskie, ciemne oczy Namjoona. 

Chwila ciszy trwała w leniwym rytmie, łuku bioder Tae, wąskich, długich dłoniach Nama, przytłumionych czerwonych światłach. 

- A.. a teraz.. no to.. to już wiesz.. - dodał po chwili, cichym, soczystym tembrem, a Mon miał nieodparte wrażenie, że nie tylko światło różowiło jego delikatną twarz. 

- No.. Trochę bym faktycznie stracił. - Nam uśmiechnął się zadowolony, po czym sam przyciągnął młodszego nieco bliżej. Ten podkulił ramiona i zmarszczył nos, wyglądając tym samym chyba jeszcze bardziej uroczo niż dotychczas. 

- Czyli też nie chcesz, żebym sobie poszedł. No to postanowione, zostaję. - energicznie skinął głową i podskoczył z zadowoleniem.

- A studia? 

- Mogę chodzić do szkoły, Ty i tak wtedy pracujesz. 

- Tae.. przecież to niepoważne.. znasz mnie raptem kilka dni. 

Młodszy wziął głęboki wdech i oparł brodę na barku towarzysza. 

- Ale lubię Cię. 

Po tych słowach obrócił twarz tak, by złapać z hyungiem wzrokowy kontakt, po czym ośmielony alkoholem zmrużył powieki i poruszył biodrami w nieco inny sposób, niż do tej pory. W odpowiedzi palce zacisnęły się nieco intensywniej na bokach chłopca.

- Hm.. Tae? 

- Tak? 

- Co Ty na to, żeby się odrobinę przewietrzyć..

***

Chłód owiewał dwie zlepione ze sobą postaci. Przypierał go mocno do chropowatej ściany, słyszał jak wzdycha bezwstydnie w jego usta. Przyciskał kolano do jego krocza, plątał swój i jego język, oddychał głośno pomrukując. 

- H-hyung.. hyung.. - wypływało co moment z rozchylonych, opuchniętych warg, kiedy zęby starszego zaciskały się na jego szyi, a lodowata dłoń drażniła twarde sutki. 

- Tae.. zostań ze mną.. - mruknął w końcu Namjoon.

Chłopiec jęknął wyraźnie speszony, co było jak najbardziej na miejscu. Objął ramionami szyję Namjoona, opierając tył głowy o mur i poruszając intensywnie biodrami, co powodowało nieustanne ocieranie się o udo Monstera. Oddychali szybko, puls galopował i obijał się głośno wewnątrz żył. Alkohol szumiał w głowie, wypieki okraszały ciepłe policzki, niewielkie obłoczki oddechów ulatywały w eter. 

***

Biegli już dobry kwadrans, sapali głośno, łącząc oddechy z dławiącym śmiechem. Policja wyła za plecami, kiedy wpadali jak huragan do kolejnej z wąskich uliczek. W plecaku Tae brzęczały obijające się o siebie puszki ze sprayami, Namjoon palce lewej dłoni zaciskał na malinowym lizaku. 

- Szybciej, Taeś, szybciej! - wrzasnął starszy, obracając się w biegu i zaraz zwiększając prędkość.

Tae dyszał, dając z siebie wszystko w szaleńczym pędzie, chichocząc pod nosem i szczerząc białe jak śnieg ząbki. Rozmazany obraz przed załzawionymi oczami, nagle dotyk dłoni, splatające się palce, bieg. 

Together.

Run. 


Do przeczytania! - Gabryś. 



poniedziałek, 7 grudnia 2015

"Please, go out with me" - Taegi (OS)

Tytuł: "Please, go out with me"

Paringi: Taegi (Kim Taehyung & Min Yoongi)

Opis: Hejki naklejki, jestem ponownie z one shotem. Teraz mam zamiar troszkę nimi posypać, przynajmniej dwa, poza tym teraz, jeszcze się pojawią. Jest to poniekąd szot na zamówienie, ale w sumie bardziej z mojej zajebistości, dla Rynnioszka - skarbie, here I am <3 Fabuła nie jest nie wiadomo jaka, taki tam smucik bo miałem ochotę. Na poluzowanie odbytów, króliczki ^-^


Zwykły, zwierzęcy instynkt. Klub, noc, alkohol, może trochę za dużo. Dwa ciała, blisko, gdzieś w tłumie znaleźli swoje niezaspokojone pragnienia.
Tae lubił to wspominać, zawsze przywodziło uśmiech na usta. Zwłaszcza, że było chyba ostatnim ich tego typu wyskokiem. Eh..

Wstał energicznie z łóżka, rozburzając harmonię zaścielonej kołdry. Kolejny nudny dzień, do tego spędzony z najbardziej nudną osobą na świecie. Musiał być naćpany, mówiąc temu staruchowi "tak". 

- Yoongi? - mruknął swym czarująco niskim głosem, zaraz wskakując kilkoma drobnymi susami do ich małej, prowizorycznej kuchni.
Hyung spał.

Chwila.. co? Siedział przy blacie, służącym im za stolik i z głową opartą na zwiniętych w piąstki dłoniach, oddychał spokojnie, drzemiąc w najlepsze.
Mimo, że Taehyung miał tego po uszy, to uśmiechnął się delikatnie na ten widok. Jego mały śpioch, jego śmieszny cukierek. Ciepło przyjemnie przelało czarę jego serca, kiedy pierwej wróciwszy do sypialni, porwał miękki, biały koc i otulił nim swoje kochanie.
Musiał przy nim cholernie nad sobą panować. Z natury nie lubił ciszy i spokoju, poza tym był jeszcze młody, jak każdy szczeniak potrzebował się wyszumieć. Dlatego spotkawszy Yoongiego w klubie, wpadł nad nim w istny zachwyt; idealna uroda, idealne ciało. Doskonale kuszące spojrzenie. Tae zetknąwszy się z nim po raz pierwszy, był prawie pewien, że to właśnie jest człowiek, który mógłby go sobie owinąć wokół palca, który by go porwał i nie wypuścił ani z objęć ani z łóżka. A Yoongi był chętny. Zaowocowało to bardzo chaotyczną nocą, z czego większość czasu przeznaczali na wizyty w darkroomie. Czuł jakby nie mieli czasu, musiał działać tak szybko jak to możliwe, oddychać nim, spijać jego czar póki zawiesina zdawała się odpowiednio smaczna.
Zaskoczył go. Nie bywało to proste, ale Yoongi dał radę. Bowiem nad ranem Tae odprowadził go pod dom, śmiali się, przytulali, i nagle Yoongi stanąwszy w progu swojego niewielkiego domku, obrócił się, złapał jego dłoń i spojrzał w jakiś nieziemsko hipnotyczny sposób. "Zostań u mnie." powiedział, a Taehyung poczuł, jak serce bije mu szybciej.
Więc został. I tak już niemalże rok, bycia dla siebie całym światem, każdym dniem, nocą, śniadaniem i deserem. Byli szczęśliwi i spełnieni. Tae jednak cierpiał na ogromną.. nudę.
Yoongi wykorzystał perfidnie swój upojony stan, by zaprezentować się jako seksowny, zabawowy młodziak. Prawda była taka, że był to jego pierwszy wypad na imprezę, a na co dzień życie poświęcał spaniu lub czytaniu książek. I niby Tae miał opcję, by dać sobie spokój i szukać dalej dzikich wrażeń. Ale nie chciał, czego sam nie rozumiał. Jedyne czego chciał to widzieć tą słodką buzię codziennie obok w łóżku, móc go dotykać, tulić, całować. 

Nie był oczywiście zakochany, pf, co to to nie. Zawsze powtarzał "zakochiwanie się jest dla dziewczyn." i uznawał ich relację za zwyczajne partnerstwo, bycie ze sobą. Razem, ale nie zobligowani do niczego. Yoongi nigdy nie oponował tej idei, więc żyli zgodnie z własną wolą. Świadomi, że nie muszą, a chcą.
Syk smażącej się jajecznicy, bulgot wody w czajniku. Do kuchni powoli, leniwie wpłynęła postać.

- Tae-ah.. zrobiłeś śniadanie.. - rozmarzony, śpiący głos Yoongiego rozbrzmiał cicho, a autor słów zbliżył się do majstrującego przy kuchence dongsaenga i objął go w pasie.

- Mhm, jak widać. Specjalnie dla mojego śpiocha. - młodszy wyszczerzył ząbki i zmruży oczy, czerpiąc przyjemność z dotyku chłopaka.

- Bywasz świetny, wiesz? - mruknął blondyn w odpowiedzi i przelotnie cmoknął kark kucharza.

Zjedli niemalże w milczeniu, co jakiś czas pytając tylko o sny tej nocy, lub plany na popołudnie. Tae nieustannie spoglądał w kierunku swojej ulubionej blondynki, bardziej niż faktyczne jedzenie, pożerając wzrokiem jego rysy, mimikę, szczupłe dłonie, wąskie nadgarstki. Nie, to nie było możliwe.. ta seks-bomba nie mogła być takim niesamowitym nudziarzem.

- Yoon, nie zamulaj, proszę.. - westchnął Tae, zabierając zamaszystym ruchem prawie pusty talerz sprzed nosa partnera. Ten tylko odetchnął cicho i przeczesał niesforną grzywkę.
Cały rok Kim Taehyung dawał z siebie dosłownie wszystko, byle by tylko wyciągnąć tą staruchę z czterech ścian, znowu na imprezę, tak jak na samym początku. Jego starania były jednak kompletnie bezpłodne, nie pozostawiając cienia nadziei na jakąkolwiek poprawę.
Yoongi przełknął łyk kakaa i zamknął na moment oczy.

- Idziemy gdzieś dzisiaj? - mruknął w końcu, rozchylając powieki i niewinnie spoglądając na zamurowanego Taehyunga. - No.. do klubu, czy coś.. od dawna mnie prosiłeś.. to może dzisiaj?

Cisza zagęściła powietrze na zdecydowanie za długo. Tae nie mógł wydobyć z siebie jakiegokolwiek słowa, jak bardzo by się nie starał. Ostatnim czego się spodziewał, była propozycja tego pokroju wypływająca od nikogo innego, jak jego cukierka.. to się nie działo.
Kiedy w końcu słowa zakotwiczyły się w jego świadomości, uśmiech stopniowo wpłyną na jego usta, w końcu przeobrażając się w szeroki wyszczerz. Podskoczył wydając z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, zaraz też rzucając się blondynowi na szyję.

- Moje Miniątko! Yaa! Uwielbiam Cię! Uwielbiam! - wrzeszczał podekscytowany, od tego momentu wyczekując jedynie wieczora.

***

Kiedy wreszcie się ściemniło, a zegar zaczął bić późną godzinę, Tae niepostrzeżenie wślizgnął się do sypialni, gdzie Yoongi czytał przy lampce, leżąc pod kocem na łóżku. Na widok nowo przybyłego na ustach blondyna zagościł delikatny uśmiech.

- Kogo ja widzę.. co Cię sprowadza do jaskini nudy, hm? - Min uśmiechnął się szerzej, przekładając książkę zakładką i odkładając ją na szafkę.

- Nie przesadzaj. Wiesz, że zwyczajnie nie rusza mnie takie.. siedzenie. - ciemnowłosy wzruszył ramionami, po czym usiadł tuż przy rozmówcy, opierając brodę o jego podkulone kolano. - A.. Yoongiś..

- Mh..?

- Pamiętasz, co mówiłeś dzisiaj rano?

-...

- O imprezie...

-.. oh. Masz rację, kuźwa. No wiem, wiem, eh.

Zgasił szybko lampkę, włączając główne oświetlenie i kierując się do szafy, by wybrać odpowiedni na wyjście strój. Tae bacznie przyglądał się jego niepewnym, niezdecydowanym ruchom. Temu, jak był podenerwowany, niespokojny i jakby zestresowany. Westchnął ciężko, opuszczając ramiona, zaraz jednak podchodząc do miotającego się jak prawie nigdy Yoongiego, otaczając ramionami jego talię i wtulając policzek w trzęsący się bark.
Po chwili ciszy i przeplatających się oddechów, wreszcie rozległ się dźwięk.

- Wiesz.. odechciało mi się. Nie musimy iść do tego klubu, zostaniemy w domu.
Yoongi obrócił się zszeroko otwartymi oczami, jakby nie przyjmując takiej wersji wydarzeń do wiadomości.

- Jak to, ale.. przecież.. no jeszcze rano skakałeś i wszystko.. - zająknął się cicho, marszcząc brwi i nieco nadymając policzki.

- Walić to. Wolę, żebyś Ty czuł się dobrze. - Kim wzruszył ramionami z uśmiechem, pochylając się w kierunku blondyna i łapiąc w wargi płatek jego ucha. - Więc zostaniemy tu.
Yoongi zdawał się przez chwilę intensywnie nad czymś myśleć. Po chwili obrócił się do partnera i przeczesał jego lekko kręcone włosy.

- Nie wmówisz mi, że nie chcesz do klubu. Wiem, że chcesz.

- Wolę Ciebie. Koniec tematu, Yooś..

- Ale..

- A. Cii. Powiedziałem koniec. Zrobimy coś fajnego bez wychodzenia z domu.

Blondyn zacisnął wargi, formując z nich wąską linię. Zaraz jednak kąciki ust niewinnie podskoczyły ku górze, a ich właściciel nieco wyprężył się, przybierając wysoce atrakcyjną pozę.

- Zobaczysz.. - mruknął, przysuwając się do ucha bruneta i owiewając je ciepłym oddechem. - Będę tysiąc razy lepszy od klubu.
Kim poczuł jak wypieki wybijają przez jego skórę. Uśmiechnął się jednak, zaciskając palce na biodrze blondyna.

- Bae.. dawno nie byłeś tak niemoralnie pociągający. - zamruczał nisko Taehyung, przyciągając drobne ciało blisko do siebie i bez zastanowienia wpijając się w rozchylone wargi.
W odpowiedzi dostał przeciągły, cichy pomruk, oraz serię kuszących westchnień. Czuł jak ciało pod jego palcami faluje, spina się i pręży pod wpływem pieszczącego dotyku. Chłodne opuszki palców przecinały powoli niewidocznymi trasami gorący, brzuch, boki, plecy.

- Tae.. - wyrwało się gdzieś wśród postękiwań blondyna, a ten momentalnie chwycił jego koszulkę, podciągając ją wysoko i ściągając przez głowę.

Kruchy, blady korpus, tak słodko szczupły i delikatny. Tae oblizał się niepozornie na ten widok i przybierając aktorsko niewinny wyraz twarzy, przyłożył dłoń do podbrzusza partnera, po chwili już w najlepsze wodząc po spinających się mięśniach paznokciami. Blondyn odchylał głowę, przygryzając dolną wargę i powstrzymując się od zbyt licznych westchnień, co jednak nie było nazbyt skuteczne.
Wylądowali na zaścielonym łóżku, Tae napierał na Yoongiego biodrami, stymulując jego rozochocone ruchy. Erekcje wybrzuszające się przez materiał luźnych spodni, ocierały się z każdym drobnym ruchem, pęczniejąc tylko coraz bardziej. Pełen pasji pocałunek, dłoń Tae zaciśnięta na pośladku hyunga, znikome ilości przestrzeni, która by ich dzieliła.
Zrywny, łapczywy oddech, przyspieszony puls. Tae zapalczywie gwałcił biodra Yoongiego, który zachęcająco pojękiwał w odpowiedzi na każde kolejne pchnięcie. Czerwone policzki doskonale zgrywały się z jasnym kolorem jego przydługawych włosów.

- Hyung..

Dłonie Yoongiego powędrowały szybko w okolice krocza chłopaka, machinalnie rozsuwając rozporek i nieporadnie starając się zsunąć materiał z jego krągłych pośladków, bujających się w przód i tył.
Młodszy, przerywając kolejny gorący pocałunek, sam pozbył się ubrania, zaraz sprawnie radząc sobie także z odzieniem blondyna.
Teraz już nagie, twarde przyrodzenia przylegały do siebie ściśle, przyprawiając obu chłopców do szaleństwa. Młodszy drażnił dotykiem sutki hyunga, na co on odpowiadał zduszonymi, nasączonymi pożądaniem jękami. Trzymał oboma dłońmi kark kochanka, pomagając sobie tym w poruszaniu się w rytm Tae. Wypychał biodra, cicho szepcząc rzeczy, które rozpalały Kima do granic możliwości, a gdy nadarzała się okazja, całował łapczywie szyję swojego dogsaenga,ssąc słonawą skórę i zaciskając na niej zęby. W odpowiedzi dostawał niskie, zadowolone pomruki i westchnienia, połączone z mało wyszukanymi komplementami na temat osoby Mina. 

Tae zagryzł twardy, różowy sutek, wsłuchując się z uśmiechem w przeciągłe jęknięcie swojego uroczego hyunga. Nie czekając dłużej chwycił zaborczo jego przekrwioną męskość, zaciskając na niej palce i poruszając dłonią w coraz szybszym tempie. Kiedy biodra Yoongiego zaczęły się charakterystycznie szarpać, brunet uśmiechnął się znacząco, zsuwając niżej i pozostawiając na podbrzuszu kilka mokrych, malinowych śladów. Opuchniętymi, wilgotnymi wargami bez namysłu otulił naprężonego penisa i zassał delikatnie małą główkę. Yoongi zagryzł wargę, sycząc z zamkniętymi powiekami. Momentalnie chwycił włosy dongsaenga, poruszając biodrami i wedle własnej woli pieprząc usta kochanka. Z przyjemnością wypisaną na twarzy, już chciał szczytować, kiedy orgazm przedłużył młodszy, natychmiast się odsuwając i wpychając pomiędzy pośladki hyunga swoje pulsujące przyrodzenie. Rozległy się dwa zerwane, obfite jęknięcia, splatające się w jedno.

- Taehyung..

Skomlenia Yoongiego o więcej, przyczyniały się do coraz bardziej zaborczych ruchów młodszego. Uderzał w szybkim tempie we wnętrze blondyna, sprawiając, że ten rozpaczliwie wił biodrami i prężył się jak kot. Chaotycznie, pożądliwie; wieczne niespełnienie. Ten "nudny" i ten "nadpobudliwy", dwa kompletnie odmienne byty.
I nigdy siebie dość.

***

Opadł obok kochanka, sapiąc głośno i starając się opanować rozszalałe tętno. Emanujące ciepłem ciała, wilgotne i zaspokojone. Yoongi zmrużył na moment powieki, dotykając delikatnie swojego podbrzusza. Gęsta, biała maź rozciągnęła się strużkami między jego chudymi palcami. Po chwili z zadowoleniem rozmazał nasienie po swoich biodrach, co Tae z uwagą obserwował. Wyszczerzył się wdzięcznie, złapawszy z hyungiem kontakt wzrokowy.

- Lepiej niż w klubie? - mruknął Yoongi z subtelnym uśmiechem, głaszcząc czule policzek młodszego.

- Najlepiej, hyung. - mruknął ten podnosząc się nieco i wpijając w jego zaróżowione wargi.

***

Od ich wypadu do klubu minął rok.
Nie, nie poszli tam ani razu więcej. Ale Kim Taehyung przestał poświęcać temu uwagę.
Zaczął natomiast zazdrościć dziewczynom ich głupich zakochiwań.


Do przeczytania! - Gabs.



wtorek, 1 grudnia 2015

"Tabula rasa" - Jihope (OS)

Tytuł: "Tabula rasa"

Paringi: Jihope (Park Jimin & Jung Hoseok)

Opis: No więc witam, pierwsza nowo rozpoczęta rzecz po LaB, krótkie albo nie, miłe, trochę trollowe, ale chalo to ja, generalnie polecam i zachęcam. Przyjemnie mi się ten szocik pisało, więc mam nadzieję, że i wam przyjemnie będzie czytać. Można dostać lekkich feelsów, ale spokojnie, wytrwajcie. Przedstawiam: Jihope inspirowany "Run". Enjoy bunnies. 



Chciałbym być kiedyś wolny
Przejść po tafli jeziora
I się nie zachwiać.
Nie dbać ani o wczoraj, ani o jutro.


Byłem bardzo małym chłopcem
Zamkniętym gdziekolwiek
I chciałbym pokazać
Jak bardzo wyszedłem
I że nie boję się już żadnego strachu.


Grać na nosie przetrwalnikom
Pieprzyć pieniądze, maski, przymusy.
Chciałbym być kiedyś sobą
Ale spokojnie, to się nigdy nie stanie.


Żyłbym tak długo, jak to możliwe
Biegałbym ile tylko sił w nogach.
I wszystko bym zrobił, byle by
Pić, jeść, palić i śmiać się
Ze swojej własnej głupoty.


Znaleźć Boga na dnie butelki
I wypić go jednym duszkiem.

Nic nie umieć
Niczego nie chcieć i nie mieć
I chcieć wszystko i wszystko mieć.


Łapać gwiazdy garściami,
Napychać nimi poduszki.

Nocy rozpiąć stanik,
Kochać się na torach.


Wiedzieć jak bardzo martwy
Będę, kiedy śmierć mi zdejmie
Czapkę z głowy.


Śmiać się.

Oddychać.

Żyć.

Zamknął pobrudzony atramentem zeszyt i odłożył go wraz z długopisem na szafkę przy łóżku. Nienawidził i jej, i łóżka, i w ogóle całego tego pokoju, budynku, prawie nawet świata. Nie pozwalała mu na to jednak pewna osoba. Najlepszy człowiek na Ziemi. 
Pukanie miękko rozniosło się cichym pogłosem. Hoseok rozchylił powieki i mruknął coś pod nosem, na co drzwi rozchyliły się, wpuszczając do środka niemalże świetlistą postać. Zaraz nowo przybyły zajął miejsce na łóżku, pierwej zmieniając kwiaty we flakonie na parapecie. Stare, nieco już zwiędłe, wyrzucił do kosza, w którym podobne bukiety kotłowały się gęsto. Jung obserwował rudego przybysza z nie mniejszym zainteresowaniem co zawsze. Gdy wreszcie usiadł na krawędzi jego królestwa, rozpromienił się, darząc go najpiękniejszym uśmiechem na jaki było go stać.


- Ya.. dzień dobry, Hoseokkie. Jak się dzisiaj czujesz? - zachrypnięty, raczej wysoki głos wypłynął z idealnie kształtnych ust przybysza, łącząc się z urokliwym uśmiechem.
Hoseok poczuł ciepło w klatce piersiowej. Szybko wysunął rękę spod kołdry, odszukując nią dłoń towarzysza. 


- Cześć Jimin.. uh. Nie narzekam, chociaż chyba wolałbym już to wszystko skończyć, niż codziennie budzić się i walczyć.. - westchnął cicho, wywracając oczami i osadzając wzrok na nowym bukiecie białych hortensji. 

Szatyn poczuł jak palce na jego dłoni nerwowo się zaciskają.

- Nie wolno Ci tak mówić, Hobi. Wtedy wszystko co robisz nie miałoby sensu. Ja nie miałbym sensu. - mruknął cicho młodszy, szukając spojrzeniem wzroku Hoseoka. Nie odnalazłszy go, skierował głowę ku przyniesionym przez siebie kwiatom. "Mogłem wybrać ładniejsze.." pomyślał, klnąc w duchu.


- Nie jesteś głodny? - podjął ponownie Jimin, chwytając telefon, celem sprawdzenia aktualnej godziny. Grubo po dziewiątej, a on bez śniadania.. niech to szlag..


- Nie.. wiesz, że ostatnio trudno mi jeść. - starszy pokręcił głową, na moment przymykając zmęczone powieki.
Wtedy Jim dostrzegł zeszyt na szafce; przełożony długopisem, więc najwidoczniej niedawno używany.


- Pisałeś coś? Mogę? - uśmiechnął się ciepło, sięgając notatnika bez wyraźnej zgody. Rozchylił kartki i zatopił się w lekturze. Hoseok zawiesił na nim ciekawski wzrok, powstrzymując się przed uniesieniem kącików ust na widok zaangażowania z jakim Park pochłaniał jego dzieło. 
U Jimina natomiast, uśmiech bladł wraz z zaawansowaniem czytania. Przy ostatnim słowie westchnął cicho, zamykając zeszyt na kolanach i z rozżaleniem spoglądnął na czarnowłosego pod kołdrą. 


- Hopie.. - miauknął, odkładając zbiór myśli na jego początkowe miejsce, po czym sięgnął dłonią policzka leżącego. Po chwili pochylił się też nieznacznie, przymykając powieki i otulając wargi Hoseoka kruchym, czułym pocałunkiem.


- Stanie się. Zobaczysz. Jeszcze będziesz wolny. Obaj będziemy, razem. - rudzielec ponownie pogładził bladą skórę rozmówcy i obdarzył go subtelnym uśmiechem, tylko odrobinę zabarwionym smutkiem, czy może raczej niepewnością. 


- Jiminnie.. tak strasznie żałuję, że nie mogę się stąd ruszać.. - mruknął niskim odcieniem głosu, zaraz też przybierając bardzo wymowny wyraz twarzy.
Adresat słów złapał ich przesłanie w lot, kątem oka lustrując drugą połowę pościeli. Hoseok momentalnie podkulił nogi, zakrywając się kołdrą po sam nos. Park wybuchł niepohamowanym chichotem, zaraz jednak starając się przybrać stosunkowo zrównoważoną umysłowo minę. 


- Hyung.. nie musisz nigdzie wstawać. - odparł cicho, układając dłoń na kołdrze, prawdopodobnie w okolicach klatki piersiowej rozmówcy. 
Przesunął nią powoli w dół i korzystając z tego, że materiał był odpowiednio cienki, delektował się pobudzającym zmysły zarysem ciała pod palcami. Hoseok westchnął cicho, mrużąc powieki i odsłaniając usta, rozpaczliwie szukające powietrza. Jego policzki momentalnie nabrały żywotności, krew znów zaczęła pulsować w zdrowym rytmie. Wszystko, byleby ta chwila nigdy się nie kończyła..


Puk, puk, puk.

- Panie Jung, można? - skrzekliwy głos pielęgniarki rozbrzmiał zza drzwi, a dwójka nieco speszona, bez namysłu odsunęła się od siebie, opuszczając nisko wzrok.


- Proszę. - rzucił Hoseok, poprawiając kołdrę i marszcząc materiał do kilku warstw w okolicach krocza. 
W ułamku sekundy, do pokoju wparowała energicznym krokiem zadbana kobieta w średnim wieku, z niewielką tacką, na której znajdowało się prowizoryczne, szpitalne śniadanie, a więc kromka białego chleba z masłem i mydlana herbata, oraz kilka tabletek, różnej wielkości, koloru i zastosowania. 


- Dzień dobry Panie Jung, dzień dobry Jimin. - uśmiechnęła się uprzejmie i postawiła tackę na znienawidzonej, białej szafce. - Jak się czujemy? Dalej tak boli? - przybrała współczujący wyraz twarzy, spoglądając na pacjenta i machinalnie przygotowując porcje medykamentów. 


- Nie jest tak źle.. - mruknął zainteresowany, odrobinę krzywiąc się na widok różnorakich tabletek, znajomych już do znudzenia.


- Wczoraj wieczorem mówiłeś o dusznościach.. - napomknął Park, łapiąc z leżącym wzrokowy kontakt. 
Pielęgniarka spojrzała najpierw na Junga, z wyraźnym politowaniem, potem na sumiennego rudzielca.


- Eh.. Panie Jung, prosiłam, żeby mówić, kiedykolwiek coś się dzieje.. gdyby nie Ty, Jimin, nasz chorowitek byłby na pewno w dużo gorszym stanie. - kobieta machnęła ręką i pokręciła głową, wzdychając ciężko, najprawdopodobniej nad własnym losem. 


- Kiedy nic mi nie jest, to on panikuje.. - Hobi zdecydowanie stojąc uparcie przy swoim, zaplótł ręce na piersi. 


- Nic nie jest, nic nie jest. Nie jeden sztywny tak nam wmawiał. - pisnęła w odpowiedzi medyczka, zakańczając przygotowywanie do badania. 
Obaj obecni wzdrygnęli się niespokojnie.


- Proszę tak nie mówić..


- Taka prawda. 


Zapadła chwila ciszy, nie przerywana nawet wtrąceniami pielęgniarki. Wkrótce żegnając się uprzejmie, opuściła salkę, pozostawiając młodzieńców sam na sam z wielorybio-ciężkimi myślami. 


Kłamstwem byłoby powiedzieć, że którykolwiek się nie bał. Ostatecznych wyników jeszcze nie znali, nic więc nie było pewne. Chcieli wierzyć, być pozytywnej myśli; Park wmawiał sobie nie raz, że nie może być tak źle jak wygląda. Jednak gdzieś na dnie świadomości, tam, gdzie żaden z nich nie chciał zaglądać, czuli, że wcale nie musi się to skończyć pozytywnie. Życie to nie bajka i dobrze o tym wiedzieli, a jednak łudzili się, że może dobry los spotka akurat ich, że trafi im się wygrana na loterii.
Hoseok był chory już bardzo długo. Nie chodził, prawie nie jadł. Jego życie zwolniło, wyhamowało niemalże do zera, a całą rozrywką było zapisywanie zeszytu rozczochranymi myślami i rozmowy z Jiminem. Każdy kolejny dzień oddalał ich obu od pozytywnego zakończenia, mimo, że tak rozpaczliwie starali się trzymać każdego promyka nadziei - każde polepszenie, każdy lepszy wynik badań, wszystko było dla nich motywacją do walki. Jednak zapał słabł nieubłaganie i nic nie mogli na to poradzić. 


Kolejny dzień przetrwali w swoim towarzystwie; Hoseok spał, jak zazwyczaj, natomiast Jimin siedział przy nim wytrwale, czytając opasłe książki z okularami nasuniętymi na nos. Po południu przyszedł czas na liczne badania, polegające na mnogości różnych procedur, a pokazujące praktycznie za każdym razem tyle co nic. 


Wieczorem w sali ponownie rozległ się odgłos kołatania do drzwi.

Pół śpiący Park rozchylił szybko powieki, starając się otrzeźwieć w miarę chybko, a przy okazji nie musieć budzić Junga. Poderwał się bezwładnie z krzesła, zaraz dobywając klamki i wpuszczając gościa do środka. 

- Pan Jung? - mężczyzna w bielutkim fartuchu westchnął zdecydowanie za głośno, na co Jimin nerwowo obrócił się, sprawdzając, czy Hobi przypadkiem się nie wybudził. Na szczęście spał wytrwale, na co Park odetchnął z ulgą.

- Nie, Hoseok śpi.. jestem Park Jimin. 

- Oh, rozumiem. Doktor Kim, jestem nowym opiekunem pana Junga, przydzielono mnie do przeanalizowania dzisiejszych badań. - nieco wyższy od rudego mężczyzna skłonił się oszczędnie, zaraz poprawiając odzienie i wyciągając z trzymanej pod ręką teczki kilka podobnych do siebie kartek zapisanych drobnym druczkiem. 

- Um.. czy dzisiejsze badania mają dać jakkolwiek znaczącą odpowiedź..? - mruknął Jimin odpowiadając pytaniem i nieco opuszczając wzrok.

Na moment zapanowała niemalże grobowa cisza. W tle słychać było jedynie cichutkie kapanie kroplówki i równy, płytki oddech Hoseoka. Doktor poprawił okulary i odchrząknął.

- Tak. 

Jimin uniósł wzrok na medyka, otwierając szeroko oczy i w całkowitym zaskoczeniu nawet rozchylając odrobinę usta. Zająknął się kilka razy, nie mając pojęcia co na to odpowiedzieć i jak zrobić to na tyle cicho, by nie przerwać snu szatyna.

- P-pan... a-ale.. naprawdę?! - pisnął w końcu zachrypniętym głosem, starając się zapanować nad buchającymi emocjami.

Z jednej strony tak strasznie czekał na cokolwiek, co dałoby im gwarant, jakąś podpowiedź, wskazówkę w którą stronę zmierzać, czego oczekiwać, chociażby czy dalej trwać w płonnych nadziejach na lepsze jutro, z drugiej jednak był przerażony tak bliską wizją otrzymania wyroku. Nie mógł uwierzyć uszom, kiedy słowa doktora wybrzmiały w jego świadomości z podwójną siłą.

- Wiem, trudno w to uwierzyć, ale wreszcie dotarliśmy do kluczowego zagadnienia. Wyniki dzisiejszego testu medycznego pozwolą nam wykluczyć lub potwierdzić obecność komórek nowotworowych. 

Jimin zamarł.
"Komórki nowotworowe". Ten krótki, prosty zlepek słów zalał jego umysł jak najgęściejsza smoła, zalepił każdą myśl, szczelinę, przez którą mogło wpadać światło. Przeszedł go nieprzyjemny, zimny dreszcz. Jak to.. do tej pory nikt nie wspominał o tej ewentualności.. nie mogli go tak nieustannie oszukiwać, to byłoby idiotyczne. A więc naprawdę nie brali nowotworu pod uwagę? Przełknął gęstą ślinę zgromadzoną na końcu języka i poczuł jak pieką go powieki. Przetarł rękawem białego golfu zaciśnięte oczy, starając się jak najlepiej zapanować nad emocjami, mimo, że łzy i tak przeprowadzały właśnie wielki pucz na jego silną wolę. 

- Przykro mi, rozumiem, że może to być przytłaczająca wizja, jednak jeszcze dziś w nocy wyniki badań powinny być gotowe. Nic nie jest pewne, a my musimy rozważyć każdą opcję. - nieco zakłopotany starszy mężczyzna odchrząknął nerwowo po raz kolejny i przysunął trzymane w dłoni kartki przed oczy. - Pan będzie tutaj do rana?

W odpowiedzi Park wyłącznie skinął głową, niezdolny do jakkolwiek składnego aktu werbalnego.

- W takim razie zjawię się w okolicach godziny czwartej, z racji priorytetowości pacjenta, będziemy pracować nad tym tak efektywnie jak się da. - jakby na potwierdzenie własnych słów Kim skinął rozważnie głową. Zaraz też poprawił okulary i znacząco odchrząknął.

- W takim razie żegnam Pana, proszę odpocząć i trochę odespać. - duża dłoń wylądowała na kompletnie osłabionym ramieniu Jimina, który poczuł jakby od ciężaru miały mu się połamać nogi.

Bez słowa zamknął za mężczyzną drzwi, wracając nieco otępiałym krokiem do swojego codziennego miejsca przy łóżku; usiadł, opadając na siedzenie ociężale i skrywając twarz w dłoniach. Zaraz jednak odsłonił oblicze, słysząc niekonkretny, cichy odgłos.
Przed nim, skulony i przytulony do kołdry jak do najwierniejszego przyjaciela, szatyn skomlał niemalże niesłyszalnie, najwyraźniej bardzo starając się być najciszej jak się da. Jimin na widok hyunga poczuł rozbrajający żal i pozwolił łzom na objęcie władzy. Zaszlochał wtórując Hoseokowi, otaczając go ramieniem i wtulając w siebie czule. Drugą dłonią gładził jego wilgotne, czarne włosy, wtulając w nie nos i policzek.
Bez słów trwali w tej pozycji, pozwalając wszystkim dotychczasowym lękom ujrzeć wreszcie światło dzienne. 
Jimin nawet nie zorientował się, kiedy sen zabrał jego świadomość w daleką podróż.

***

Godzina czwarta minut kilkanaście obwieściła swoje nadejście donośnym pukaniem. Rude i czarne włosy przemieszane ze sobą, przytulone, tęskne. Obudził się dopiero przy drugiej serii stukotu, ospale odsuwając się od pogrążonego w śnie chorego. Przeczesał niechętnie włosy, wstając z klęczek i masując zdrętwiałe łydki. Dopiero po dotknięciu klamki serce zabiło mu szybciej, a cały świat przekrwił się świadomością sądu ostatecznego. Wstrzymał oddech, zagryzając wargi i starając się zapanować nad galopującym pulsem. 

- Ekhm.. przepraszam, że budzę Panie Park.. wyniki gotowe. - rzucił sucho doktor, wręczając drżącemu z nerwów rudzielcowi plik kartek. Na pierwszej z nich widniał drukowanymi literami wyraźny napis. 

Jimin poczuł jak łzy pociekły po jego policzkach, szyi, wpadały w rozchylone usta, kiedy z niedowierzaniem kręcił głową. 

- Proszę mu teraz nie mówić, jeśli śpi spokojnie, to poczeka do rana.

***
Poranek obudził go jasnym światłem wdzierającym się bez pytania do białej sali. Przetarł zalepione przyschniętymi łzami powieki i postarał się przeciągnąć w miarę bezboleśnie. Nie przywołał jeszcze do świadomości wydarzeń z nocy, więc z uśmiechem przywitał swojego anioła, który już czekał na krześle obok łóżka. 

- Jiminnie..? Yah.. spałeś tu całą noc? - mruknął spoglądając na kompana rozespanym, uciekającym wzrokiem.

Ten w odpowiedzi tylko skinął nieznacznie głową, zaraz niewerbalnie prosząc szatyna o chwilę ciszy. Jak rażony gromem Hoseok nagle przypomniał sobie co usłyszał w nocy, kiedy Jimin rozmawiał z Doktorem. Czyli to teraz? Miał się przekonać, czy ma szanse, czy.. wręcz przeciwnie..?

- Hopie... W nocy, kiedy już dawno spałeś, przyszedł Doktor z wynikami. - Park przełknął głośno ślinę, pozwalając pojedynczym łzom spłynąć wzdłuż policzków i skapywać z podbródka. 
Jung poczuł dreszcz przerażenia. Nie, to nie mogła być prawda...

Jimin przygryzł wargę, starając się zapanować nad targającymi nim falami obfitego szlochu. Chwycił z białej, znienawidzonej szafki gruby plika kartek z wyraźnym napisem na pierwszej stronie. Obrócił go w ten sposób, by Hoseok mógł bez trudu przeczytać, po czym zgrał swój cichy płacz z kwileniem Junga. Bez zastanowienia odłożył dokumenty na stoliczek, rzucając się na ukochanego i zamykając go w szczelnym uścisku. Gładził uspokajająco jego drżące ramiona, czule całował mokre od łez policzki, szepcząc z uśmiechem przebijającym się przez fale rozczulenia. 

Hoseok nigdy nie zapomniał tonu jego słodkiego głosu, kiedy powtarzał mu tuż przy uchu:

- Mówiłem, że będzie dobrze, mówiłem.. Hopie.. wykluczyli go.. już, spokojnie.. wykluczyli go..



Do przeczytania! - Gabuch ~