Tytuł: "Tabula rasa"
Paringi: Jihope (Park Jimin & Jung Hoseok)
Opis: No więc witam, pierwsza nowo rozpoczęta rzecz po LaB, krótkie albo nie, miłe, trochę trollowe, ale chalo to ja, generalnie polecam i zachęcam. Przyjemnie mi się ten szocik pisało, więc mam nadzieję, że i wam przyjemnie będzie czytać. Można dostać lekkich feelsów, ale spokojnie, wytrwajcie. Przedstawiam: Jihope inspirowany "Run". Enjoy bunnies.
Chciałbym być kiedyś wolny
Przejść po tafli jeziora
I się nie zachwiać.
Nie dbać ani o wczoraj, ani o jutro.
Byłem bardzo małym chłopcem
Zamkniętym gdziekolwiek
I chciałbym pokazać
Jak bardzo wyszedłem
I że nie boję się już żadnego strachu.
Grać na nosie przetrwalnikom
Pieprzyć pieniądze, maski, przymusy.
Chciałbym być kiedyś sobą
Ale spokojnie, to się nigdy nie stanie.
Żyłbym tak długo, jak to możliwe
Biegałbym ile tylko sił w nogach.
I wszystko bym zrobił, byle by
Pić, jeść, palić i śmiać się
Ze swojej własnej głupoty.
Znaleźć Boga na dnie butelki
I wypić go jednym duszkiem.
Nic nie umieć
Niczego nie chcieć i nie mieć
I chcieć wszystko i wszystko mieć.
Łapać gwiazdy garściami,
Napychać nimi poduszki.
Nocy rozpiąć stanik,
Kochać się na torach.
Wiedzieć jak bardzo martwy
Będę, kiedy śmierć mi zdejmie
Czapkę z głowy.
Śmiać się.
Oddychać.
Żyć.
Pukanie miękko rozniosło się cichym pogłosem. Hoseok rozchylił powieki i mruknął coś pod nosem, na co drzwi rozchyliły się, wpuszczając do środka niemalże świetlistą postać. Zaraz nowo przybyły zajął miejsce na łóżku, pierwej zmieniając kwiaty we flakonie na parapecie. Stare, nieco już zwiędłe, wyrzucił do kosza, w którym podobne bukiety kotłowały się gęsto. Jung obserwował rudego przybysza z nie mniejszym zainteresowaniem co zawsze. Gdy wreszcie usiadł na krawędzi jego królestwa, rozpromienił się, darząc go najpiękniejszym uśmiechem na jaki było go stać.
- Ya.. dzień dobry, Hoseokkie. Jak się dzisiaj czujesz? - zachrypnięty, raczej wysoki głos wypłynął z idealnie kształtnych ust przybysza, łącząc się z urokliwym uśmiechem.
Hoseok poczuł ciepło w klatce piersiowej. Szybko wysunął rękę spod kołdry, odszukując nią dłoń towarzysza.
- Cześć Jimin.. uh. Nie narzekam, chociaż chyba wolałbym już to wszystko skończyć, niż codziennie budzić się i walczyć.. - westchnął cicho, wywracając oczami i osadzając wzrok na nowym bukiecie białych hortensji.
Szatyn poczuł jak palce na jego dłoni nerwowo się zaciskają.
- Nie wolno Ci tak mówić, Hobi. Wtedy wszystko co robisz nie miałoby sensu. Ja nie miałbym sensu. - mruknął cicho młodszy, szukając spojrzeniem wzroku Hoseoka. Nie odnalazłszy go, skierował głowę ku przyniesionym przez siebie kwiatom. "Mogłem wybrać ładniejsze.." pomyślał, klnąc w duchu.
- Nie jesteś głodny? - podjął ponownie Jimin, chwytając telefon, celem sprawdzenia aktualnej godziny. Grubo po dziewiątej, a on bez śniadania.. niech to szlag..
- Nie.. wiesz, że ostatnio trudno mi jeść. - starszy pokręcił głową, na moment przymykając zmęczone powieki.
Wtedy Jim dostrzegł zeszyt na szafce; przełożony długopisem, więc najwidoczniej niedawno używany.
- Pisałeś coś? Mogę? - uśmiechnął się ciepło, sięgając notatnika bez wyraźnej zgody. Rozchylił kartki i zatopił się w lekturze. Hoseok zawiesił na nim ciekawski wzrok, powstrzymując się przed uniesieniem kącików ust na widok zaangażowania z jakim Park pochłaniał jego dzieło.
U Jimina natomiast, uśmiech bladł wraz z zaawansowaniem czytania. Przy ostatnim słowie westchnął cicho, zamykając zeszyt na kolanach i z rozżaleniem spoglądnął na czarnowłosego pod kołdrą.
- Hopie.. - miauknął, odkładając zbiór myśli na jego początkowe miejsce, po czym sięgnął dłonią policzka leżącego. Po chwili pochylił się też nieznacznie, przymykając powieki i otulając wargi Hoseoka kruchym, czułym pocałunkiem.
- Stanie się. Zobaczysz. Jeszcze będziesz wolny. Obaj będziemy, razem. - rudzielec ponownie pogładził bladą skórę rozmówcy i obdarzył go subtelnym uśmiechem, tylko odrobinę zabarwionym smutkiem, czy może raczej niepewnością.
- Jiminnie.. tak strasznie żałuję, że nie mogę się stąd ruszać.. - mruknął niskim odcieniem głosu, zaraz też przybierając bardzo wymowny wyraz twarzy.
Adresat słów złapał ich przesłanie w lot, kątem oka lustrując drugą połowę pościeli. Hoseok momentalnie podkulił nogi, zakrywając się kołdrą po sam nos. Park wybuchł niepohamowanym chichotem, zaraz jednak starając się przybrać stosunkowo zrównoważoną umysłowo minę.
- Hyung.. nie musisz nigdzie wstawać. - odparł cicho, układając dłoń na kołdrze, prawdopodobnie w okolicach klatki piersiowej rozmówcy.
Przesunął nią powoli w dół i korzystając z tego, że materiał był odpowiednio cienki, delektował się pobudzającym zmysły zarysem ciała pod palcami. Hoseok westchnął cicho, mrużąc powieki i odsłaniając usta, rozpaczliwie szukające powietrza. Jego policzki momentalnie nabrały żywotności, krew znów zaczęła pulsować w zdrowym rytmie. Wszystko, byleby ta chwila nigdy się nie kończyła..
Puk, puk, puk.
- Panie Jung, można? - skrzekliwy głos pielęgniarki rozbrzmiał zza drzwi, a dwójka nieco speszona, bez namysłu odsunęła się od siebie, opuszczając nisko wzrok.
- Proszę. - rzucił Hoseok, poprawiając kołdrę i marszcząc materiał do kilku warstw w okolicach krocza.
W ułamku sekundy, do pokoju wparowała energicznym krokiem zadbana kobieta w średnim wieku, z niewielką tacką, na której znajdowało się prowizoryczne, szpitalne śniadanie, a więc kromka białego chleba z masłem i mydlana herbata, oraz kilka tabletek, różnej wielkości, koloru i zastosowania.
- Dzień dobry Panie Jung, dzień dobry Jimin. - uśmiechnęła się uprzejmie i postawiła tackę na znienawidzonej, białej szafce. - Jak się czujemy? Dalej tak boli? - przybrała współczujący wyraz twarzy, spoglądając na pacjenta i machinalnie przygotowując porcje medykamentów.
- Nie jest tak źle.. - mruknął zainteresowany, odrobinę krzywiąc się na widok różnorakich tabletek, znajomych już do znudzenia.
- Wczoraj wieczorem mówiłeś o dusznościach.. - napomknął Park, łapiąc z leżącym wzrokowy kontakt.
Pielęgniarka spojrzała najpierw na Junga, z wyraźnym politowaniem, potem na sumiennego rudzielca.
- Eh.. Panie Jung, prosiłam, żeby mówić, kiedykolwiek coś się dzieje.. gdyby nie Ty, Jimin, nasz chorowitek byłby na pewno w dużo gorszym stanie. - kobieta machnęła ręką i pokręciła głową, wzdychając ciężko, najprawdopodobniej nad własnym losem.
- Kiedy nic mi nie jest, to on panikuje.. - Hobi zdecydowanie stojąc uparcie przy swoim, zaplótł ręce na piersi.
- Nic nie jest, nic nie jest. Nie jeden sztywny tak nam wmawiał. - pisnęła w odpowiedzi medyczka, zakańczając przygotowywanie do badania.
Obaj obecni wzdrygnęli się niespokojnie.
- Proszę tak nie mówić..
- Taka prawda.
Zapadła chwila ciszy, nie przerywana nawet wtrąceniami pielęgniarki. Wkrótce żegnając się uprzejmie, opuściła salkę, pozostawiając młodzieńców sam na sam z wielorybio-ciężkimi myślami.
Kłamstwem byłoby powiedzieć, że którykolwiek się nie bał. Ostatecznych wyników jeszcze nie znali, nic więc nie było pewne. Chcieli wierzyć, być pozytywnej myśli; Park wmawiał sobie nie raz, że nie może być tak źle jak wygląda. Jednak gdzieś na dnie świadomości, tam, gdzie żaden z nich nie chciał zaglądać, czuli, że wcale nie musi się to skończyć pozytywnie. Życie to nie bajka i dobrze o tym wiedzieli, a jednak łudzili się, że może dobry los spotka akurat ich, że trafi im się wygrana na loterii.
Hoseok był chory już bardzo długo. Nie chodził, prawie nie jadł. Jego życie zwolniło, wyhamowało niemalże do zera, a całą rozrywką było zapisywanie zeszytu rozczochranymi myślami i rozmowy z Jiminem. Każdy kolejny dzień oddalał ich obu od pozytywnego zakończenia, mimo, że tak rozpaczliwie starali się trzymać każdego promyka nadziei - każde polepszenie, każdy lepszy wynik badań, wszystko było dla nich motywacją do walki. Jednak zapał słabł nieubłaganie i nic nie mogli na to poradzić.
Kolejny dzień przetrwali w swoim towarzystwie; Hoseok spał, jak zazwyczaj, natomiast Jimin siedział przy nim wytrwale, czytając opasłe książki z okularami nasuniętymi na nos. Po południu przyszedł czas na liczne badania, polegające na mnogości różnych procedur, a pokazujące praktycznie za każdym razem tyle co nic.
Wieczorem w sali ponownie rozległ się odgłos kołatania do drzwi.
Pół śpiący Park rozchylił szybko powieki, starając się otrzeźwieć w miarę chybko, a przy okazji nie musieć budzić Junga. Poderwał się bezwładnie z krzesła, zaraz dobywając klamki i wpuszczając gościa do środka.
- Pan Jung? - mężczyzna w bielutkim fartuchu westchnął zdecydowanie za głośno, na co Jimin nerwowo obrócił się, sprawdzając, czy Hobi przypadkiem się nie wybudził. Na szczęście spał wytrwale, na co Park odetchnął z ulgą.
- Nie, Hoseok śpi.. jestem Park Jimin.
- Oh, rozumiem. Doktor Kim, jestem nowym opiekunem pana Junga, przydzielono mnie do przeanalizowania dzisiejszych badań. - nieco wyższy od rudego mężczyzna skłonił się oszczędnie, zaraz poprawiając odzienie i wyciągając z trzymanej pod ręką teczki kilka podobnych do siebie kartek zapisanych drobnym druczkiem.
- Um.. czy dzisiejsze badania mają dać jakkolwiek znaczącą odpowiedź..? - mruknął Jimin odpowiadając pytaniem i nieco opuszczając wzrok.
Na moment zapanowała niemalże grobowa cisza. W tle słychać było jedynie cichutkie kapanie kroplówki i równy, płytki oddech Hoseoka. Doktor poprawił okulary i odchrząknął.
- Tak.
Jimin uniósł wzrok na medyka, otwierając szeroko oczy i w całkowitym zaskoczeniu nawet rozchylając odrobinę usta. Zająknął się kilka razy, nie mając pojęcia co na to odpowiedzieć i jak zrobić to na tyle cicho, by nie przerwać snu szatyna.
- P-pan... a-ale.. naprawdę?! - pisnął w końcu zachrypniętym głosem, starając się zapanować nad buchającymi emocjami.
Z jednej strony tak strasznie czekał na cokolwiek, co dałoby im gwarant, jakąś podpowiedź, wskazówkę w którą stronę zmierzać, czego oczekiwać, chociażby czy dalej trwać w płonnych nadziejach na lepsze jutro, z drugiej jednak był przerażony tak bliską wizją otrzymania wyroku. Nie mógł uwierzyć uszom, kiedy słowa doktora wybrzmiały w jego świadomości z podwójną siłą.
- Wiem, trudno w to uwierzyć, ale wreszcie dotarliśmy do kluczowego zagadnienia. Wyniki dzisiejszego testu medycznego pozwolą nam wykluczyć lub potwierdzić obecność komórek nowotworowych.
Jimin zamarł.
"Komórki nowotworowe". Ten krótki, prosty zlepek słów zalał jego umysł jak najgęściejsza smoła, zalepił każdą myśl, szczelinę, przez którą mogło wpadać światło. Przeszedł go nieprzyjemny, zimny dreszcz. Jak to.. do tej pory nikt nie wspominał o tej ewentualności.. nie mogli go tak nieustannie oszukiwać, to byłoby idiotyczne. A więc naprawdę nie brali nowotworu pod uwagę? Przełknął gęstą ślinę zgromadzoną na końcu języka i poczuł jak pieką go powieki. Przetarł rękawem białego golfu zaciśnięte oczy, starając się jak najlepiej zapanować nad emocjami, mimo, że łzy i tak przeprowadzały właśnie wielki pucz na jego silną wolę.
- Przykro mi, rozumiem, że może to być przytłaczająca wizja, jednak jeszcze dziś w nocy wyniki badań powinny być gotowe. Nic nie jest pewne, a my musimy rozważyć każdą opcję. - nieco zakłopotany starszy mężczyzna odchrząknął nerwowo po raz kolejny i przysunął trzymane w dłoni kartki przed oczy. - Pan będzie tutaj do rana?
W odpowiedzi Park wyłącznie skinął głową, niezdolny do jakkolwiek składnego aktu werbalnego.
- W takim razie zjawię się w okolicach godziny czwartej, z racji priorytetowości pacjenta, będziemy pracować nad tym tak efektywnie jak się da. - jakby na potwierdzenie własnych słów Kim skinął rozważnie głową. Zaraz też poprawił okulary i znacząco odchrząknął.
- W takim razie żegnam Pana, proszę odpocząć i trochę odespać. - duża dłoń wylądowała na kompletnie osłabionym ramieniu Jimina, który poczuł jakby od ciężaru miały mu się połamać nogi.
Bez słowa zamknął za mężczyzną drzwi, wracając nieco otępiałym krokiem do swojego codziennego miejsca przy łóżku; usiadł, opadając na siedzenie ociężale i skrywając twarz w dłoniach. Zaraz jednak odsłonił oblicze, słysząc niekonkretny, cichy odgłos.
Przed nim, skulony i przytulony do kołdry jak do najwierniejszego przyjaciela, szatyn skomlał niemalże niesłyszalnie, najwyraźniej bardzo starając się być najciszej jak się da. Jimin na widok hyunga poczuł rozbrajający żal i pozwolił łzom na objęcie władzy. Zaszlochał wtórując Hoseokowi, otaczając go ramieniem i wtulając w siebie czule. Drugą dłonią gładził jego wilgotne, czarne włosy, wtulając w nie nos i policzek.
Bez słów trwali w tej pozycji, pozwalając wszystkim dotychczasowym lękom ujrzeć wreszcie światło dzienne.
Jimin nawet nie zorientował się, kiedy sen zabrał jego świadomość w daleką podróż.
***
Godzina czwarta minut kilkanaście obwieściła swoje nadejście donośnym pukaniem. Rude i czarne włosy przemieszane ze sobą, przytulone, tęskne. Obudził się dopiero przy drugiej serii stukotu, ospale odsuwając się od pogrążonego w śnie chorego. Przeczesał niechętnie włosy, wstając z klęczek i masując zdrętwiałe łydki. Dopiero po dotknięciu klamki serce zabiło mu szybciej, a cały świat przekrwił się świadomością sądu ostatecznego. Wstrzymał oddech, zagryzając wargi i starając się zapanować nad galopującym pulsem.
- Ekhm.. przepraszam, że budzę Panie Park.. wyniki gotowe. - rzucił sucho doktor, wręczając drżącemu z nerwów rudzielcowi plik kartek. Na pierwszej z nich widniał drukowanymi literami wyraźny napis.
Jimin poczuł jak łzy pociekły po jego policzkach, szyi, wpadały w rozchylone usta, kiedy z niedowierzaniem kręcił głową.
- Proszę mu teraz nie mówić, jeśli śpi spokojnie, to poczeka do rana.
***
Poranek obudził go jasnym światłem wdzierającym się bez pytania do białej sali. Przetarł zalepione przyschniętymi łzami powieki i postarał się przeciągnąć w miarę bezboleśnie. Nie przywołał jeszcze do świadomości wydarzeń z nocy, więc z uśmiechem przywitał swojego anioła, który już czekał na krześle obok łóżka.
- Jiminnie..? Yah.. spałeś tu całą noc? - mruknął spoglądając na kompana rozespanym, uciekającym wzrokiem.
Ten w odpowiedzi tylko skinął nieznacznie głową, zaraz niewerbalnie prosząc szatyna o chwilę ciszy. Jak rażony gromem Hoseok nagle przypomniał sobie co usłyszał w nocy, kiedy Jimin rozmawiał z Doktorem. Czyli to teraz? Miał się przekonać, czy ma szanse, czy.. wręcz przeciwnie..?
- Hopie... W nocy, kiedy już dawno spałeś, przyszedł Doktor z wynikami. - Park przełknął głośno ślinę, pozwalając pojedynczym łzom spłynąć wzdłuż policzków i skapywać z podbródka.
Jung poczuł dreszcz przerażenia. Nie, to nie mogła być prawda...
Jimin przygryzł wargę, starając się zapanować nad targającymi nim falami obfitego szlochu. Chwycił z białej, znienawidzonej szafki gruby plika kartek z wyraźnym napisem na pierwszej stronie. Obrócił go w ten sposób, by Hoseok mógł bez trudu przeczytać, po czym zgrał swój cichy płacz z kwileniem Junga. Bez zastanowienia odłożył dokumenty na stoliczek, rzucając się na ukochanego i zamykając go w szczelnym uścisku. Gładził uspokajająco jego drżące ramiona, czule całował mokre od łez policzki, szepcząc z uśmiechem przebijającym się przez fale rozczulenia.
Hoseok nigdy nie zapomniał tonu jego słodkiego głosu, kiedy powtarzał mu tuż przy uchu:
- Mówiłem, że będzie dobrze, mówiłem.. Hopie.. wykluczyli go.. już, spokojnie.. wykluczyli go..
Do przeczytania! - Gabuch ~
Gabek Ty draniu! Jak Ty możesz tak ludzi zwodzić! Ja tu płacze od pierwszego zdania i już wołam "N--nnnee!.. J-opii..! " A Ty tu tak to kończysz XD Nie no kurde cieszę się strasznie *^* Taka miła odskocznia po ostatnim opowiadaniu :D Jimin i J-Hope... Nigdy bym nie pomyślała ale cóż... Run lubi zaskakiwać XD I teraz ich shipuje '///' Także dziękuję Ci za to opowiadanie które nie zdążyłam Ci powiedzieć że bym chciała a już jest :DDD
OdpowiedzUsuńNo i dokładnie o to mi skarbie chodziło xxx
UsuńJak to, ja szipię Jihope od.. odkąd pamiętam ;-; to jest jededn z najlepszych paringów w BiTieSiach. Obok VMona C:
Ale no, bardzo się cieszę, że troszkę przyczyniłem się do czyjejś radości. All the love.~
Gabek
Oppa..... zaczynając na wstępie, rozwaliłeś mnie. Dostaniesz po głowie od swojej dongsaeng za tę całą niepewność. Z każdą chwilą byłam pewna w przeczuciu, że moja kochana Nadziejka umrze i zostawi ChimChima samego na tym okrutnym świecie pozbawiając go osoby, którą naprawdę kochał.(?)czytając kolejne linijki tekstu byłam przerażona tym co może nastąpić w następnym zdaniu. przyczuwałam, a raczej przewidywałam co będzie dalej, ale ty mnie zaskoczyłeś na całej lini. Emocje bohaterów były idealnie dopasowane do tragicznej wiadomości, którą miał przynieść doktor, choć pomimo tego okazało się, że Hobi wyzdrowieje. Tutaj rozczuliłam się na maksa. (nie płakałam, mnie jest trudno doprowadzić do łez) .Ogólnie rozwaliłeś cały system i masz u mnie ogromnego plusa za to, że jesteś chłopakiem, bo nie każdy potrafi tak perfekcyjnie wcielić się w rolę która jest mu powierzona.
OdpowiedzUsuńWeny, weny i jeszcze raz weny. ^.^
Chyba płakam ;_;
OdpowiedzUsuńChyba Cie kocham ♥
OdpowiedzUsuńChyba Cie kocham ♥
OdpowiedzUsuńTo jedno z lepszy polskich ficzków o bts jakie czytałam ;__;
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, chcę Cię pochwalić za dobrą interpunkcję, dzięki której zdania są czytelne. Mało kto o tym niestety teraz pamięta... Dlatego tym bardziej Cię za to kocham.
Druga rzecz: fabuła. Jeżu...końcówka mnie naprawdę zaskoczyła i to bardzo pozytywnie ♥ Już myślałam, że Hobi umrze :(
W ogóle zakochałam się w sformułowaniu "kruchy pocałunek". I w tym wierszu z początku lub cokolwiek to jest XD
Nie wiem co jeszcze mogę napisać... Na pewno przejrzę w wolnym czasie inne Twoje opowiadania i postaram się zostawić parę słów od siebie ^^
Swoją drogą nie przepadam za pairingiem Jimin x Hoseok. Jednak dla tego opo zrobię wyjątek i może choć trochę go polubię :D
Bardzo miło mi czytać takie komentarze.. cóż jednak mogę więcej powiedzieć.. witam w wesołej rodzince królików <3 I miłej lektury pozostałych opowiadań i innych dziwnych tworów mojego autorstwa. Have fun here.
UsuńGabs