Tytuł: "Daję nam tydzień"
Paringi: Vmon (Kim Taehyung & Kim Namjoon)
Opis: Witam, witam. ~ Jak tam kruliśe? Ja mam się fantastycznie, co widać po kolejnej dodanej rzeczy. Ostatnio niewiele czasu na cokolwiek, przedświąteczny zapierdziel się udziela, poza tym w szkole chcą z nas wycisnąć ostatnie pęcherzyki powietrza, więc wszystko sprzeciwia się mojej fikowej twórczości.. a mimo to daję radę. Dwója z matmy jest warta tych dwóch komentarzy i kilku wejść. Love you all.
Nie liczył dni, które przeżył. Nie był z tych, którzy by do czasu przywiązywali jakąkolwiek wagę. W końcu do nikogo nie musiał się spieszyć, nikt go nie popędzał - był sam tylko da siebie. Cały jego świat zamykał się w obrębie kilku sąsiednich przecznic.
Wielu lubiło mówić, że był bezdomny.
Gówno prawda.
Miał dom, swój blaszany zbitek odpadków - choć on wolał nazywać to "recyklingiem"; zatykany tekturą, a jak się trafiło, to i cegłami. Małą lodówkę, którą sam znalazł, podreperował i przytargał na miejsce. Kumple złożyli się kiedyś na grzejnik, łóżko sklecił z kilku desek i materaca, który wyrzucił jakiś bogaty osioł.
Żyć, nie umierać, przecież to było spełnieniem wszystkich wymogów ludzkich.
Jego mały, samotny raj.
Wrzucił dwie kostki cukru do styropianowego kubka wypełnionego herbatą. Niedobrą herbatą. Skrzywił się upijając łyk parującego napoju, po czym wrócił do konsumowania najlepszej rzeczy na świecie, jaką stanowił lizak malinowy. Niby często nie było go stać chociażby na wodę, ale na zdobycie słodyczy zawsze znajdował sposób. Może nie zawsze do końca zgodnie z prawem.
Wyszedł przed próg swojego kruchego królestwa i wziął w płuca głęboki, długi wdech.
Okolica też była piękna. Wokół krajobraz górskiej wioski, w tle pasma okraszone bielą. Tuż obok, na lewo, lokowała się opuszczona stacja kolejowa; po prawej stronie rozciągały się ścięte nocnym przymrozkiem pola.
Westchnął napawając się emanującym z chwili spokojem. Nic nie zastąpiłoby mu takich momentów - ani bogactwo, ani miłość, ani talenty. Tutaj bowiem, nie dawał nic, a dostawał coś kosmicznie pięknego.
Odstawił kubek na piętrzące się przy drzwiach kartony, po czym kilkoma wolnymi krokami przeszedł w kierunku nieużywanych od kilku lat torów. Teraz zarosły gęstą trawą i chwastami, ale tak wyglądały lepiej; Namjoon wolał, kiedy natura przejmowała nad głupim ludzkim światem kontrolę.
Gówno prawda.
Miał dom, swój blaszany zbitek odpadków - choć on wolał nazywać to "recyklingiem"; zatykany tekturą, a jak się trafiło, to i cegłami. Małą lodówkę, którą sam znalazł, podreperował i przytargał na miejsce. Kumple złożyli się kiedyś na grzejnik, łóżko sklecił z kilku desek i materaca, który wyrzucił jakiś bogaty osioł.
Żyć, nie umierać, przecież to było spełnieniem wszystkich wymogów ludzkich.
Jego mały, samotny raj.
Wrzucił dwie kostki cukru do styropianowego kubka wypełnionego herbatą. Niedobrą herbatą. Skrzywił się upijając łyk parującego napoju, po czym wrócił do konsumowania najlepszej rzeczy na świecie, jaką stanowił lizak malinowy. Niby często nie było go stać chociażby na wodę, ale na zdobycie słodyczy zawsze znajdował sposób. Może nie zawsze do końca zgodnie z prawem.
Wyszedł przed próg swojego kruchego królestwa i wziął w płuca głęboki, długi wdech.
Okolica też była piękna. Wokół krajobraz górskiej wioski, w tle pasma okraszone bielą. Tuż obok, na lewo, lokowała się opuszczona stacja kolejowa; po prawej stronie rozciągały się ścięte nocnym przymrozkiem pola.
Westchnął napawając się emanującym z chwili spokojem. Nic nie zastąpiłoby mu takich momentów - ani bogactwo, ani miłość, ani talenty. Tutaj bowiem, nie dawał nic, a dostawał coś kosmicznie pięknego.
Odstawił kubek na piętrzące się przy drzwiach kartony, po czym kilkoma wolnymi krokami przeszedł w kierunku nieużywanych od kilku lat torów. Teraz zarosły gęstą trawą i chwastami, ale tak wyglądały lepiej; Namjoon wolał, kiedy natura przejmowała nad głupim ludzkim światem kontrolę.
Zakończył poranny spacer po kilkudziesięciu minutach, przechodząc ponownie przez próg, o który wytarł zabłocone, nieco już przetarte glany. Złapał też kubek, odstawiony godzinę temu na kartony, teraz mający w sobie od dawna zimny napój. Skrzywił się i wylał paskudną ciecz z obrzydzeniem wymalowanym na twarzy.
Usiadł na skrzypiącym zardzewiałymi sprężynami materacu i westchnął cicho. Za zimno, żeby dziś siedzieć w jednym miejscu i się trząść.
Z prowizorycznej szafki obok lodówki wygrzebał rozkładany nożyk i zapalniczkę. Rozszczelnił też lodówkę, chwytając jedyną zjadliwą z niej rzecz, jaką stanowił ogarek przeschniętego, żółtego sera. Wypada odnowić zaopatrzenie.
Usiadł na skrzypiącym zardzewiałymi sprężynami materacu i westchnął cicho. Za zimno, żeby dziś siedzieć w jednym miejscu i się trząść.
Z prowizorycznej szafki obok lodówki wygrzebał rozkładany nożyk i zapalniczkę. Rozszczelnił też lodówkę, chwytając jedyną zjadliwą z niej rzecz, jaką stanowił ogarek przeschniętego, żółtego sera. Wypada odnowić zaopatrzenie.
Miasto w tej części było brudne i rozkrzyczane. Co zaułek ktoś dostawał łomot, zostawał pozbawiony mienia, czy zwyczajnie potraktowany jak worek treningowy. Ludzie z tych okolic nie byli ani litościwi, ani obdarzeni wysublimowanym poczuciem humoru. Jeśli więc mówili, że zaraz zarobisz pizdę w żebra, to lepiej spieprzać, aniżeli wdawać się w dyskusje.
Nam wyrobił sobie respekt w dość brutalny i jednoznaczny sposób. Nie chciał całe życie użerać się z nadpobudliwymi konusami, którzy organizowaliby wypady na jego dom, byleby uszczknąć cegiełkę albo wędzonego śledzia. Dlatego raz a dobrze dał wszystkim do zrozumienia, że nie jest typem o przesycie miłosierdzia. I miał względny spokój, fakt. Tylko raz ktoś ukradł mu czapkę. Ponoć ma się dobrze, a wózek stał się zupełnie jakby stworzony dla niego.
Gdy przechodził przez uliczki przewiewane chłodnymi podmuchami zimowych oddechów, każda żywa jednostka cicho mruczała coś na kształt "dzień dobry", lub w milczeniu opuszczała wzrok.
Lubił poczucie wyższości, zwłaszcza ciężko wypracowane.
Skręcił w jeden z ciemniejszych zaułków, nawet pomimo białego światła słońca, budzącego już kształty do życia.
Zdziwił się odrobinę, oczekując kompletnego braku zainteresowanych wymianą handlową z tutejszym dilerem, a napotkawszy całkiem niemałą grupkę młodziaków. Mieli może po kilkanaście lat, Nam uniósł pobłażliwie kąciki ust, po czym stanął w zaistniałej, na potrzeby tłumu, kolejce.
Towarzystwo raczej stroniło od kultury, głośno obwieszczając wokół, jak bardzo aroganccy i dorośli byli we własnym mniemaniu.
Lubił poczucie wyższości, zwłaszcza ciężko wypracowane.
Skręcił w jeden z ciemniejszych zaułków, nawet pomimo białego światła słońca, budzącego już kształty do życia.
Zdziwił się odrobinę, oczekując kompletnego braku zainteresowanych wymianą handlową z tutejszym dilerem, a napotkawszy całkiem niemałą grupkę młodziaków. Mieli może po kilkanaście lat, Nam uniósł pobłażliwie kąciki ust, po czym stanął w zaistniałej, na potrzeby tłumu, kolejce.
Towarzystwo raczej stroniło od kultury, głośno obwieszczając wokół, jak bardzo aroganccy i dorośli byli we własnym mniemaniu.
- Hej.. to jest on? - rzucił któryś, na co spory ułamek zbiorowiska obrócił się w kierunku Kima. Ten z beztroskim wyrazem twarzy przypatrywał się obracanemu w palcach scyzorykowi.
Któryś z odważniejszych w grupie, najwyraźniej nieco starszy od średniej wiekowej, podszedł do Namjoona energicznym, szybkim krokiem.
- E.. Ty jesteś Monster? - burknął siłowo zaniżanym głosem i unosząc głowę dużo za wysoko.
- Ja jestem Kim Namjoon, to jak mnie nazywają, nie za wiele mnie obchodzi. - autor słów wzruszył lekko ramionami, nie odrywając spojrzenia od zabawki w ręku.
- Yy.. - topornie prowadzony proces myślowy najwyraźniej nie wypalił, a przerośnięty gimnazjalista splunął pod nogi i pociągnął nosem. - Czyli, nie jesteś?
- Eh.. no nie poprowadzimy tu konwersacji na jakkolwiek zaawansowanym poziomie. Co? Nie, nawet się nie wysilaj, zapomnij co powiedziałem. A co do Monstera.. - mruknął jeszcze, po czym podniósł na rozmówcę dzikie, błyszczące spojrzenie. - Ta. To ja.
Chłopak odsunął się pół kroku, zaraz też skinąwszy pospiesznie głową. Wsadził dłonie w kieszenie kurtki i wrócił niepewnym krokiem do swojej grupki znajomków.
Nam uśmiechnął się triumfalnie. Gdy w końcu przyszła jego kolej, podał staremu znajomemu dłoń.
Nam uśmiechnął się triumfalnie. Gdy w końcu przyszła jego kolej, podał staremu znajomemu dłoń.
- Monster! Dobrze widzieć Twoją parszywą mordę. Co dzisiaj?
- A wiesz, mam akurat wyjątkowy nadmiar energii..
***
Wieczór obwieścił swoje nadejście szybciej, niż się tego spodziewał. Do skończenia zadania brakowało mu tylko ostatniego warunku, więc szybko zahaczył o kilka klubów, zbierając najistotniejsze informacje. W praktyce wyłącznie z tego żył, dostawał zdjęcie i nazwisko, a potem węszył jak głodny pies, wymieniając poszlaki na jedzenie lub rzadziej pieniądze.
Uzyskawszy ostateczną wiadomość o obecnym miejscu przebywania niejakiego K.Seokjina, z zadowoleniem wrócił do miejsca, z którego wyruszał o poranku. Tym razem jak zazwyczaj, uliczka świeciła pustkami, przerywające lampy wydawały z siebie dźwięczny, jękliwy zgrzyt. Porozrzucane wszędzie reklamówki, względnie lżejsze fragmenty papieru, wirowały przy powierzchni brunatnego asfaltu, zupełnie jak alkoholik po kolacji.
Prawie bez słowa wręczył dilerowi kilka zapisanych drobno kartek, posegregowanych zgodnie z dokumentacją i zdjęciami. W zamian otrzymał dokładnie zawiązaną torbę, niemalże pękającą od obfitości weń skrytej. Nam nie powstrzymywał uśmiechu na myśl o produktach znajdujących się w przepastnym plecaku, podziękował, kłaniając się nisko, wymienił ze zleceniodawcą silny uścisk dłoni, po czym oddalił się, na ramieniu taszcząc ciężar wynagrodzenia.
Prawie bez słowa wręczył dilerowi kilka zapisanych drobno kartek, posegregowanych zgodnie z dokumentacją i zdjęciami. W zamian otrzymał dokładnie zawiązaną torbę, niemalże pękającą od obfitości weń skrytej. Nam nie powstrzymywał uśmiechu na myśl o produktach znajdujących się w przepastnym plecaku, podziękował, kłaniając się nisko, wymienił ze zleceniodawcą silny uścisk dłoni, po czym oddalił się, na ramieniu taszcząc ciężar wynagrodzenia.
Udając w kierunku swego domu, coś jednak powstrzymało go od dokończenia zaplanowanej drogi. Wrócił się do mijanej przed momentem uliczki, zauważając bandę swoich porannych przyjaciół. Z szerokim uśmiechem wkroczył pewnie w ślepy zaułek, zaciskając dłoń na torbie.
- O, witam panów! Co tam nam się dzisiaj trafiło? - wykazując sztuczne zainteresowanie obiektem żywym, na którym właśnie banda się znęcała, nie odrywał spojrzenia od osiłka, z którym konfrontował się dzisiejszego rana.
Na widok Nama, typ spłoszył się nieco, zaraz jednak ciągnąc sporego łyka z zielonej butelki i roztrzaskując ją o ścianę. Hałas wyraźnie dodał mu pewności siebie. Wyszedł naprzeciw Namjoonowi i uśmiechnął się krzywo.
Na widok Nama, typ spłoszył się nieco, zaraz jednak ciągnąc sporego łyka z zielonej butelki i roztrzaskując ją o ścianę. Hałas wyraźnie dodał mu pewności siebie. Wyszedł naprzeciw Namjoonowi i uśmiechnął się krzywo.
- Pan groźny, hm? No chłopaki, kłaniamy się, mistrz zawitał! - ryknął zaraz, teatralnie oddając Kimowi honory.
Ten w odpowiedzi zmarszczył nieładnie brwi.
Ten w odpowiedzi zmarszczył nieładnie brwi.
- Uważasz mnie za swojego mistrza? Bardzo to miłe z Twojej strony, ale nie wciągaj w to swoich przyjaciółek. - Nam pociągnął nosem, poprawiając torbę na ramieniu. - Interesuje mnie tylko wasz łup. Mam ochotę na zabawę.
Sycząc ostatnie słowo wyciągnął z kieszeni nożyk, z imponującą wprawą rozkładając go i obracając w dwóch palcach. Duży uniósł brwi, przybierając mało inteligentny wyraz twarzy. Na widok obracanego przez starszego ostrza, wycofał się jednak, wołając na bandę chuderlaków, kopiącą jakieś małe stworzenie.
- Zostawiamy lwa z ofiarą. - mruknął uśmiechając się jadowicie i osadzając ciężką, grubą dłoń na ramieniu Namjoona. Ten ciachnął scyzorykiem w zawrotnej prędkości, pozostawiając na palcu chłopaka niewielkie skaleczenie. W odpowiedzi dostał zbolałe zająknięcie, oraz szybko poprowadzony odwrót.
Skierował wzrok na skuloną postać pomiędzy śmietnikami. "W sumie czemu nie.." pomyślał, stawiając kolejne kroki w kierunku zmaltretowanego żyjątka. I tak osobnik był już porządnie zastraszony, mógł się chociaż odrobinę rozluźnić po długim, pracowitym dniu.
Nożyk błysnął w jego chudej dłoni.
Kucnął tuż przy kontenerach, spoglądając na drżącego człowieczka. Nie mógł dostrzec jego twarzy, schowanej teraz między kolana i opatulonej ramionami.
Nożyk błysnął w jego chudej dłoni.
Kucnął tuż przy kontenerach, spoglądając na drżącego człowieczka. Nie mógł dostrzec jego twarzy, schowanej teraz między kolana i opatulonej ramionami.
- Zimno Ci? - mruknął Mon jadowicie, uśmiechając się na widok tej nieporadności. Na wydźwięk słów, poszkodowany uniósł niepewnie głowę, racząc Monstera intensywnym, zastraszonym spojrzeniem.
Namjoon niemal zachłysnął się powietrzem. Bez namysłu złożył scyzoryk i schował go do kieszeni płaszcza.
Tej wersji wydarzeń ani nie przewidział, ani nie opracował, musiał więc zagrać tu jakąś wielką improwizację.
Odchrząknął lekko skonfundowany.
Tej wersji wydarzeń ani nie przewidział, ani nie opracował, musiał więc zagrać tu jakąś wielką improwizację.
Odchrząknął lekko skonfundowany.
- Bo.. bo się tak trzęsiesz, to myślałem, że zmarzłeś. A ja mam płaszcz, mogę Ci.. możesz go wziąć. - dodał szybko, zsuwając z ramienia pękatą torbę i pozbywając się płaszcza.
Ku swemu zadowoleniu, łagodny wyraz twarzy i spontaniczna pomoc, sprawiły, że ofiara uśmiechnęła się lekko, podkulając ramiona.
- Anii.. po prostu.. bałem się, że znowu ktoś będzie chciał mnie skopać. - zamruczał skulony chłopak, głosem, którego Nam ani trochę się nie spodziewał, aczkolwiek jego obecność tylko wzbudziła w nim ciekawość.
- Jeśli nie chciałeś zarobić, to po jakiego grzyba zapuszczałeś się w te okolice z taką śliczną buzią? - Mon ściszył głos, przy okazji wyciągając w kierunku poszkodowanego przedramię, którego łokieć opierał na kolanie, po czym przystrajając się w łobuzerski uśmiech, pstryknął swoje znalezisko w czubek nosa. W odpowiedzi otrzymał krótki, niepocieszony jęk i zaciśnięte powieki.
Cholera.
Nawet by nie przypuszczał, że znajdzie tu kiedykolwiek tak piękne stworzenie. Nie wyobrażał sobie dnia, kiedy ofiara w ogóle będzie mogła oddychać, czy patrzeć przez zapuchniętą i pokrwawioną twarz, a tu taka niespodzianka. Uśmiechnął się szerzej, wkrótce też pomagając chłopcu wstać i zarzucając na jego ramiona ciężki, poprzecierany płaszcz.
- Masz, nie zaszkodzi. Jestem Kim Namjoon, a Tobie dali jakieś imię, królewno? - wyszczerzył się promiennie, korzystając z nieuwagi chłopca i prowadząc go w kierunku, w którym wcześniej zmierzał.
- Kim Taehyung. I nie jestem królewną, jestem księciem. - odparł z równie szerokim uśmiechem, momentalnie przylegając do ramienia swego znalazcy.
- Księciem, hm? Od kiedy książęta udają się na przechadzki bez eskorty żołnierzy?
Taehyung wyraźnie zakłopotany opuścił wzrok, mrucząc niekonkretny bełkot pod nosem. Nam chcąc wybrnąć z wprowadzenia chłopca w zakłopotanie, odchrząknął.
- Uhm.. ale nic Ci nie jest? - mruknął, lustrując go nieco troskliwszym niż zazwyczaj spojrzeniem.
- Nie, wszystko gra. Tylko mnie straszyli, jeden czy dwóch trochę mnie kopało. Ale to nic. Bywało gorzej. - książę wyszczerzył się wzruszając beztrosko ramionami.
- Czyli to nie pierwszy raz jak zbierasz wpierdziel? - Nam zmarszczył brwi, poprawiając czarną czapkę ochraniającą jego głowę od świata zewnętrznego.
- Noo.. nie do końca. W sumie to.. - młodszy burknął nisko, skupiając się na chwilę. - To czwarty raz. - wypalił w końcu, kiwając energicznie głową.
Monster zmarszczył pytająco brwi, bardzo intensywnie nad czymś myśląc.
Jak taki niewinny chłopaczek, był w stanie przeżyć już kilka podobnych napaści, przecież on się tam nawet nie bronił. Pokręcił z niedowierzaniem głową i westchnął cicho.
- A.. czemu idziesz do mojego domu? - zaczął znowu, powstrzymując cwany uśmiech pchający mu się na usta.
Tae zawiesił się na moment, zaraz jednak przymknął powieki i ściągnął usta w maleńki dzióbek.
- Do towarzystwa. Jestem Ci coś winien, bo mnie uratowałeś.
Nam westchnął w duchu, ciesząc się, że młody nie był świadomy jego początkowych zamiarów. W milczeniu skinął głową, zaraz jednak spoglądając na znalezisko z natury ciekawskim spojrzeniem. Do towarzystwa? Hm..
- I ile tak mi potowarzyszysz? - mruknął unosząc jedną brew ku górze.
- Hm.. tydzień.
Monster otworzył szerzej oczy, zaraz jednak marszcząc brwi, a ostatecznie strojąc się w mieszankę zakłopotania i niezrozumienia.
- Jak to.. nie masz rodziny, szkoły? Przecież chyba nie możesz tak po prostu na tydzień zniknąć ze swojego świata.. - odparł głośno, może nawet za głośno, zważając na porę i okolicę.
- Mogę wszystko, zapomniałeś, że jestem księciem?
- Ale.. - starszy nie dokończył myśli, tylko pokręcił głową. - No dobra. A co z warunkami do życia? Ja nie mieszkam w pałacu..
Taehyung zacisnął wargi, kształtując z nich wąską linię.
- To.. to nie szkodzi. Przyzwyczaję się. - po chwili milczenia wypalił brunet, unosząc dumnie głowę, nawet jednak mimo to był niższy od towarzysza, na co ten z uśmiechem pokręcił głową.
- Łatwo nie będzie, maluchu. Pewny jesteś, że dasz radę? - uśmiechnął się wyzywająco, lustrując reakcje małego księcia.
- A dam, poza tym nie jestem maluchem! - młodszy warknął obruszony, wydymając nieco dolną wargę. - Jestem studentem, umiem sobie radzić.
Nam zaklął w duchu. Niemożliwe, żeby ten drobny młodziak miał więcej niż 17 lat.. z drugiej strony głos raczej pasował do mężczyzny, niż chłoptasia, więc pewnie mówił prawdę. Poza tym niby po co miałby kłamać, Namjoon na pewno nie był kimkolwiek, komu Tae musiałby imponować.
- Taak? I co studiujesz?
- Malarstwo. Tata jest dyrektorem galerii sztuki w Seulu, miałem do wyboru być jego sekretarką, albo zgodzić się, by był moim mecenasem.
Monster zacmokał z uznaniem.
- Hu, to faktycznie po królewsku sobie żyjesz.
- Nie przesadzajmy.. zobaczysz, że jestem całkiem w porządku, hyung.
I był całkiem w porządku, to fakt. Czasami narzekał, że mu zimno, czasem tak zabawnie się peszył, kiedy burczało mu w brzuchu. Ale nie był uciążliwy, Namjoon cieszył się szczerze, mając kogoś, z kim mógł dzielić kruche królestwo.
Czasem zachowywali się jak ojciec z synem, kiedy Nam uczył Tae rzeczy, o których siedząc na długich wykładach na uczelni, nigdy by się nie dowiedział.
Raz byli jak bracia, biegając po torach i zachowując się jak duże dzieci; kiedy drogi były wystarczająco długie, a nogi silne.
Czasem natomiast, zazwyczaj zupełnie niespodziewanie, zachowywali się jak małżeństwo. Monster wychodził do "pracy" na miasto - Tae żegnał go, wtulając się ufnie, a potem machając w progu, z kubkiem niedobrej herbaty. Kiedy wieczorem wracał, książę stęskniony rzucał mu się na szyję i mówił, że już nigdy go nie puści.
Piątego dnia, kiedy po raz kolejny rozmawiał z ojcem przez telefon, tłumacząc, że nic mu nie jest i żyje, Monster akurat szykował mu cokolwiek zjadliwego na prowizoryczny obiad. Po zakończeniu konwersacji, Tae podszedł do hyunga i objął go w pasie, wtulając twarz w łopatki i całym ciałem przylegając do powierzchni jego pleców.
- Namjoonie.. tata powiedział, że przeleje mi dzisiaj pieniądze na kartę, bo boi się, czy mam co jeść. Wiesz, że zrobimy z nimi co postanowisz?
Kim obrócił się do księcia z pytającym wyrazem twarzy.
- Jak to: "co postanowię"? To Twoje pieniądze, Ty nimi zarządzasz..
- No tak, tak. Ale konsultuję się z Tobą, bo mieszkamy razem.
- Jeszcze tylko niecałe trzy dni.
Tae westchnął smutnawo, wysuwając dolną wargę i podkulając ramiona. Cisza nie była naturalnym stanem, jaki panował tam, gdzie był młodszy, więc Nam momentalnie odsunął się od wykonywanej czynności i objął chłopca ostrożnie. Ten jak na rozkaz, niemal naparł na niego, starając jakby schować.
- Hej, co to za smutny kotek..
- Przywiązałem się hyug, trudno mi będzie tak po prostu Cię zostawić.
Namjoon na moment przybrał poważny wyraz twarzy i jakby przekalkulował coś w myślach. Ostatecznie pozostali w takiej pozie, a ciszę przerywały tylko ciche westchnienia Taehyunga.
Wkrótce młodszy odskoczył z uśmiechem, obwieszczając wszem i wobec, iż doznał oświecenia.
Wkrótce młodszy odskoczył z uśmiechem, obwieszczając wszem i wobec, iż doznał oświecenia.
- Już wiem! Idziemy na imprezę, tak! Do klubu, hyung, pójdziemy na noc do klubu!
Dyskusja nie była wliczana w opcje. Wieczorem Nam założył najmniej zniszczony T-shirt i wąskie, czarne spodnie, które kiedyś zakosił jednemu frajerowi, a Tae zdążył uprać i wysuszyć swoje ubrania, na wyjście wyglądając świeżo i atrakcyjnie.
Zabawa była przednia. Namjoon zapomniał już prawie, jak to jest tańczyć i śmiać się do utraty tchu. Pić w towarzystwie, skakać i nie martwić się niczym ważnym.
Tu i teraz, łap oddech póki płuca mają siłę.
Tu i teraz, łap oddech póki płuca mają siłę.
Taehyung na parkiecie stawał się nie do poznania. Mon musiał przyznać, że w porównaniu do jego życiowej kołkowatości, młody ruszał się świetnie; łapał się nawet na tym, że przysiadał na sofie i po prostu przypatrywał się jego tanecznym popisom, popijając whiskey z colą. Przerwał mu to jednak sam obiekt obserwowany, ni z tego, ni z owego doskakując go hyunga i porywając go z szerokim uśmiechem na płytę.
Nam wyraźnie zdezorientowany, ledwo zdążył odstawić drinka na blat, a już został wciągnięty w tłum. Umiarkowanie pijany Tae, momentalnie po zatrzymaniu się na środku sali, obrócił się do starszego i przylgnął do niego praktycznie całą powierzchnią torsu. Monster uniósł z zainteresowaniem brwi.
- Hyung.. muszę wracać do siebie..? - westchnął niskim pomrukiem książę, w rytm spokojniejszego utworu poruszając biodrami.
- A wolałbyś zostać u mnie? W tym zimnie, brudzie, gdzie jedzenia ledwo co wystarcza, a łóżko jest twarde i skrzeczące?
Starszy zupełnie naturalnie oparł dłonie na talii partnera w tańcu. Tae natomiast przymknął powieki otaczające duże, teraz też figlarnie połyskujące odbijającymi się weń światłami, oczy i opiarł czoło o usta hyunga. Po chwili milczenia uniósł głowę, niemalże splatając swoje spojrzenie ze źrenicami Namjoona.
Skinął energicznie głową, zarzucając przedramiona na braki wyższego i przyozdabiając usta szerokim uśmiechem.
- Mhm, tam jest dobrze. A poza tym beze mnie byłoby Ci smutno.
- Doprawdy? Jakoś do tej pory nie narzekałem..
Tae zadarł głowę, opierając się o czoło Monstera.
- Bo nie wiedziałeś, co tracisz. - skwitował bez namysłu młodszy, pewnie wlepiając spojrzenie w wąskie, ciemne oczy Namjoona.
Chwila ciszy trwała w leniwym rytmie, łuku bioder Tae, wąskich, długich dłoniach Nama, przytłumionych czerwonych światłach.
- A.. a teraz.. no to.. to już wiesz.. - dodał po chwili, cichym, soczystym tembrem, a Mon miał nieodparte wrażenie, że nie tylko światło różowiło jego delikatną twarz.
- No.. Trochę bym faktycznie stracił. - Nam uśmiechnął się zadowolony, po czym sam przyciągnął młodszego nieco bliżej. Ten podkulił ramiona i zmarszczył nos, wyglądając tym samym chyba jeszcze bardziej uroczo niż dotychczas.
- Czyli też nie chcesz, żebym sobie poszedł. No to postanowione, zostaję. - energicznie skinął głową i podskoczył z zadowoleniem.
- A studia?
- Mogę chodzić do szkoły, Ty i tak wtedy pracujesz.
- Tae.. przecież to niepoważne.. znasz mnie raptem kilka dni.
Młodszy wziął głęboki wdech i oparł brodę na barku towarzysza.
- Ale lubię Cię.
Po tych słowach obrócił twarz tak, by złapać z hyungiem wzrokowy kontakt, po czym ośmielony alkoholem zmrużył powieki i poruszył biodrami w nieco inny sposób, niż do tej pory. W odpowiedzi palce zacisnęły się nieco intensywniej na bokach chłopca.
- Hm.. Tae?
- Tak?
- Co Ty na to, żeby się odrobinę przewietrzyć..
***
Chłód owiewał dwie zlepione ze sobą postaci. Przypierał go mocno do chropowatej ściany, słyszał jak wzdycha bezwstydnie w jego usta. Przyciskał kolano do jego krocza, plątał swój i jego język, oddychał głośno pomrukując.
- H-hyung.. hyung.. - wypływało co moment z rozchylonych, opuchniętych warg, kiedy zęby starszego zaciskały się na jego szyi, a lodowata dłoń drażniła twarde sutki.
- Tae.. zostań ze mną.. - mruknął w końcu Namjoon.
Chłopiec jęknął wyraźnie speszony, co było jak najbardziej na miejscu. Objął ramionami szyję Namjoona, opierając tył głowy o mur i poruszając intensywnie biodrami, co powodowało nieustanne ocieranie się o udo Monstera. Oddychali szybko, puls galopował i obijał się głośno wewnątrz żył. Alkohol szumiał w głowie, wypieki okraszały ciepłe policzki, niewielkie obłoczki oddechów ulatywały w eter.
***
Biegli już dobry kwadrans, sapali głośno, łącząc oddechy z dławiącym śmiechem. Policja wyła za plecami, kiedy wpadali jak huragan do kolejnej z wąskich uliczek. W plecaku Tae brzęczały obijające się o siebie puszki ze sprayami, Namjoon palce lewej dłoni zaciskał na malinowym lizaku.
- Szybciej, Taeś, szybciej! - wrzasnął starszy, obracając się w biegu i zaraz zwiększając prędkość.
Tae dyszał, dając z siebie wszystko w szaleńczym pędzie, chichocząc pod nosem i szczerząc białe jak śnieg ząbki. Rozmazany obraz przed załzawionymi oczami, nagle dotyk dłoni, splatające się palce, bieg.
Together.
dwa słowa: fik. życia.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny pomysł i świetnie napisane ♥
OdpowiedzUsuńKomawo, miło mi to czytać xx
UsuńGabe
Noona przybywa.
OdpowiedzUsuńNo kurwa mać. Kocham Cię, wiesz? To było zajebiste i w ogóle takie awwwww. Vmon jest takim kochanym pairingiem <33
Noona przybywa, dongsaeng twardnieje X'DDDD
UsuńA teraz tak na poważnie.. tak, wiem. Tak, było zajebiste. Tak, jest kochany. No i love u 2
Gabrych
Omg to było serio zajebiste!! AWw biorę się za resztę ^^ ♥
OdpowiedzUsuńAwww~ to było takie kochane. Taeś słodziak <3 a Namjoon idealnie pasuje do roli bezdomnego 👍
OdpowiedzUsuńOppa jesteś genialny~!! Ten fik po prostu rządzi.. Albo nie, jednak ty rządzisz! Super opowiadanie, tak mega klimatycznie napisane. Tylko.. Czy nie czujesz sie dziwnie pisząc o męskich zbliżeniach..? Pozdrawiam i zabieram się za twoje kolejne arcydzieła! B))
OdpowiedzUsuńAh, nie, to całkiem przyjemnie dla biseksualnego chłopca jak ja. A czytanie pochlebnych komentarzy to już w ogóle, dziękuję bardzo ~
UsuńGabryś
Namjoon i rola bezdomnego...perfekcja. Taeś...mój książe. Świetnie napisane i muszę być szczera...Po prostu Cię kocham !!
OdpowiedzUsuńJejuś, Gabryś, zabije Cię, a raczej ty zabijesz mnie. Zrobiłeś to idealnie, nic dodać, nic ująć. <3 Tae książę, Rapek taki groźny... Po prostu luv ya~
OdpowiedzUsuń