czwartek, 14 kwietnia 2016

"How to reach the target?" OS - 3/3 (ending?)

Tytuł: How to reach the target

Paringi: Taegimin (Kim Taehyung & Min Yoongi & Park Jimin)

Opis: Z tym zakończeniem było więcej kłopotu, niż z jakimkolwiek wcześniejszym opowiadaniem. Ja nie wiem co się dzieje, nie wiem czy dobrze robię, jeśli myśleliście o czymś innym, chętnie poczytam jak wyobrażaliście sobie, że potoczą się losy miętuska, rudego i fała. 


Jimin się Taehyunga najzwyczajniej bał.

To było do przewidzenia; jeszcze tego dnia wdał się w bójkę z jakimiś typami spod ciemnej gwiazdy, dostał po uszach od właściciela sklepu, obok którego przechodzili, a Tae jakoś tak z niczego stwierdził, że fantastycznie będzie nabazgrać coś na wystawie jaskrawo-czerwonym sprayem, ostatecznie złapała go policja, a Yoongi wraz z rudowłosym musieli ratować jego wielce podatny na kłopoty tyłek. Czym był ten dzieciak.
No, nie miał prawa tak o nim mówić, dowiedział się bowiem, iż Taehyung jest - o dziwo - z tego samego rocznika co Park. Najmniejszy z trójki kompletnie nie pojmował osoby blondyna. Był dziki, głupawy, porywczy.. zupełnie nie pasował do osoby Yoongiego. Myśli zaprzątała mu ciekawość ich historii, co musiało stać się w tych kompletnie odmiennych osobach i ich życiach, że aktualnie byli ze sobą tak bezkrytycznie, absurdalnie blisko.

- ChimChim! - rozległo się nagle nad uchem rudego, które padło ofiarą zwierzęciu w ludzkiej skórze, zwanemu Taehyung. - Jesteś tak samo nudny, jak Yoongi, wiesz? Po co ja w ogóle z wami łażę..

- Nikt Cię nie zatrzymuje. - mruknął Jim kąśliwie, unikając karcącego spojrzenia Yoongiego, czuł bowiem, jak wypala w nim ogromną dziurę.

- I tylko dlatego wciąż tu jestem. Można Ci chociaż pograć na nerwach.. - swoim niskim głosem Tae uformował coś na kształt warknięcia z uśmiechem na ustach, ni z tego ni z owego zaciskając pięści na materiale kurtki rudego i w pół kroku ciągnąc go w tył, tak, że ten ze zdezorientowanym stęknięciem wpadł prosto w szerokie, silne ramiona rówieśnika. - Jesteś słodki, kiedy się tak złościsz, Jiminie.

Park nie rozumiał sytuacji, nie wiedział co począć i jak się z tego wyrwać. Poczuł tylko ciepłe wargi, które w najmniej oczekiwanym momencie przylgnęły do jego odsłoniętej szyi. Tae bez trudu przytrzymał chłopca w stalowym uścisku, aż do momentu, w którym na jego skórze wykwitł zaczerwieniony, od środka niemalże siny ślad. Dopiero wtedy blondyn z zawadiackim uśmiechem wypuścił mniejszego z ramion, a ten bez chwili namysłu złapał się za szyję, jakby właśnie co najmniej został ugryziony przez toksycznego zombie. Min wyraźnie skołowany stał tylko z nieobecnym wyrazem twarzy, obserwując całe zajście raczej zaciekawiony niż oburzony. W przeciwieństwie do rudowłosego.

- C-.. co?! Coś Ty właśnie odwalił, co?? - pisnął gotujący się od wewnątrz Jimin, po czym rzucił oskarżycielskie spojrzenie miętusowi. - A Ty? Nie masz zamiaru nic z tym zrobić?!

Tae stał niewzruszenie i tylko zanosił się zduszonym śmiechem. Leniwie przestąpił kilka razy z nogi na nogę, doczłapując tym samym do Yoongiego, którego otoczył ramieniem, przyciskając do siebie jego drobnej postury ciało. Niższy nie okazywał wyraźnych sprzeciwów.

- Ejj.. ChimChim.. Ty mała, ruda kuleczko.. Sporo się jeszcze musisz nauczyć. O Yoongim, o mnie, o sobie. - westchnął blondyn, jak gdyby nigdy nic nachylając się bliżej hyunga i z niezakłóconą pewnością siebie rozchylone usta składając na jego delikatnych wargach.

Jimin zadrżał.

Tae był absolutnie bezwstydny, pogłębił pocałunek momentalnie, zaborczo przyciskał do siebie hyunga, spijając bliskość niczym przegłodzony wampir. Do pewnego momentu Min pozostawał wobec tego całkowicie obojętny, ze zmrużonymi powiekami grzecznie wyczekując kolejnych ruchów młodszego. Aż w końcu stała się rzecz, której Jimin ani nie przewidział, ani jak się okazało, wcale nie chciał. Starszy powoli, jakby od niechcenia, uniósł ramiona, otaczając nimi szyję blond dzieciaka, który na gest zareagował nad wyraz ochoczo. Traktując interakcję niczym oficjalną zgodę, czy może raczej zaproszenie, chwycił go mocno w talii, a Jimin mógłby przysiąc, że usłyszał ze strony Yoongiego coś na kształt zduszonego stęknięcia. Pocałunek trwał, wlekł się, dwójka smakowała się już długo, z każdą jednak chwilą wręcz pogłębiając doznanie z tym większą pasją i zaangażowaniem.
A Park stał. Patrzył na scenę, jedną dłonią ciągle trzymając zmaltretowaną szyję, przyglądał się i wcale nie wierzył w to co widział.
No bo Yoongi z chłopcem.. Okej, może nawet gdzieś tam na to liczył. Ale dlaczego, na bogów, czemu pozwalał Tae dotykać swoich bioder, gryźć wargi, które na pewno były słodkie i delikatne. Park zmarszczył brwi, nie odszedł jednak, wytrwale czekając aż zakończy się intymna chwila dwójki przed jego oczami.
Doczekał się ostatecznie, chociaż nietęgi wyraz jego twarzy sugerował, że był zdecydowanie niezadowolony z tego jak długo musiał wyczekiwać.
Tae odsunął się od hyunga, z zaskakującą czułością gładząc jego policzek i uśmiechając się subtelnie pod nosem. Na widok Jimina najwyraźniej nieco się zdziwił.

- O.. Zostałeś? - jęknął nie starając się nawet o opanowany ton i wyciszając rozbuchane emocje. Porozumiewawczo zerknął na Yoongiego, który z rumieńcem na bladych policzkach wpatrywał się intensywnie w czubki własnych butów, nieskory do jakichkolwiek interakcji.

- Ano, jak widać. - odparł Park cicho, acz stanowczo i odchrząknął, chcąc najpewniej dodać sobie odwagi. Stanąwszy wyprężony niczym struna przed Taehyungiem, który nabrał już typowego dla siebie cwaniactwa.
Yoongi stał w miejscu, cichy jak zawsze, ale tym razem uciszony.

- Więc mam rozumieć, że chcesz się nauczyć? O nas? - mruknął Taehyung zmniejszając dystans między sobą a Rudym. Przyglądał mu się uważnie z góry, starając się bystrym okiem wyłapać każdą emocję, jaka przemknęła przez Jiminowe oblicze.

Długa cisza trwała nieprzerwanie, zakłócana tylko trzema spokojnymi, podejrzliwymi oddechami.

*

- Chodźmy do mnie. - wybrzmiał miękko miętowy tembr, zlewając się z szumem wiatru, który przybrał nieco na intensywności.

*

Zsunął z bioder materiał spodni, przdz krótką chwilę mocując się z przeciśnięciem stóp przez nogawki. Nieco niepewnym gestem pozbył się również bielizny, całkiem nagi stając przed dwoma parami oczu.
Tae uniósł kąciki ust i wyciągnął otwartą, zapraszającą dłoń w kierunku rudowłosego.
Jimin wciąż nieco nieufnie zbliżył się doń, pozwalając, by ręka blondyna oplotła jego bok, bez namysłu przyciągając ciało niższego do siebie. Blondyn począł przyglądać się posturze chłopca już z całkiem bliska, całkiem zatopił się w pełnym pasji analizowaniu ciała rudego, wodząc smukłymi dłońmi po powierzchni skóry niczym podczas badania nieznanej sobie do tej pory mapy.
Yoongi natomiast, mniej pewny siebie niż kiedykolwiek, odważył się w końcu podnieść na Jimina wzrok i złączyć ich spojrzenia w momencie niepewności. Starszy wstał jednak z uda blondyna, przylegając do boku rudego i zaplatając chude kończyny na jego ramieniu.
Jimin czuł, że dotyk Tae powoli zaczyna palić, spojrzenie Mina peszy i zawstydza. Wkrótce uderzyło w niego gorąco, kumulujące się w podbrzuszu pod postacią intensywnego trzepotu motylich skrzydeł.

- Piękny jesteś, Jiminnie. - mruknął w końcu Kim, zerkając od dołu na oblicze rudego, który bezzwłocznie odwrócił głowę, czując jak jego policzki stają się ciepłe od nagłego napływu krwi.
Yoongi uśmiechnął się pod nosem, opierając czoło o skroń Parka i na krótką chwilę mrużąc senne powieki.

- Jesteś, to prawda. - dodał szeptem i musnął rozchylonymi wargami delikatną skórę na przełomie policzka oraz ucha chłopca.

Rudy drżał, nie czuł się już na siłach, aby to jakkolwiek powstrzymywać. Zwłaszcza, że Yoongi całował jego ucho, szyję, obojczyki. Zwłaszcza, że Taehyung wodził opuszkami po napiętych mięśniach ud, po biodrach. pośladkach. Wkrótce delikatna dłoń zaczęła zaciskać się na ciele najmniejszego, zapuszczone paznokcie wbijały się w skórę, zostawiały zaognione, wąskie pręgi na ślad swojej bytności. Na szyi czuł oddech miętowego, jego gorący język, drobne, ostre zęby, nadgryzające nienaruszoną do tej pory taflę skóry Jimina.
Obie dłonie Rudego znalazły już sobie miejsce; jedną przytrzymywał przy sobie głowę Yoongiego, wplatając palce w jego błękitne włosy i zaciskając je na nich w przypływach skumulowanych emocji.
Drugą dłonią wodził po zaskakująco drobnym ramieniu Tae, co jakiś czas pieszczotliwie zahaczahąc palcami o jego obojczyki, trącając płatek ucha.
Nagi, bezbronny, w objęciach dwójki kochanków, drżący z zimna i gorąca.
Dłonie pieszczące jego ciało, usta błądzące przez nadwrażliwą skórę, języki doprowadzające go na granice świadomości i racjonalnego myślenia. Trzy serca, wybijające głośny, chaotyczny rytm.

***

Rozwleczony jęk rozniósł się po pokoju, przyprawiając Taehyunga o dreszcze ekscytacji.

- Cholera.. - wysapał ciężko Jimin, wiercąc się pod wpływem zaciśniętych na pośladkach dłoni i przyrodzenia energicznie rozpychającego jego wejście. Zagryzł mocno dolną wargę i wziął kilka szybkich oddechów przez nos. Wkrótce jednak Yoongi zawinął biodrami, domagając się utraconej uwagi i ocierając się pulsującym penisem o policzek rudego.

- C-chim.. - jęknął błagalnie, na co młodszy chwycił jego członka bez chwili zwłoki, najpierw przez moment sunąc zaciśniętą dłonią po całej jego długości, następnie oplatając go opuchniętymi, gorącymi wargami i zasysając się na miękkiej główce.
Słonawy posmak wypełnił wkrótce wnętrze jego ust, spłynął w dół gardła, a Park zakaszlał cicho, ze łzami w kącikach oczu znacząc na przyrodzeniu miętowego niekonkretne wzory mokrym językiem. Kilka drobnych kropel spłynęło jeszcze po nim, a Min głośno wypuścił z płuc wstrzymywane powietrze. Czule przeczesał rude kosmyki grzywki Jimina i jeszcze przez chwilę postarał się ukoić rozszalałe tętno. Tae natomiast wznowił pchnięcia w spazmatycznie szybkim tempie, na co Park odpowiadał salwami zachrypniętych, siłowych pojękiwań i westchnień.

- Tae.. o boże.. - zapowietrzył się w końcu i obficie rozlał się na prześcieradło, przykurczając mięśnie brzucha i podkulając ramiona. Na wyższego zadziałało to niemal jak rozkaz, uderzył miednicą o pośladki chłopca jeszcze kilka razy, wchodząc w niego po same jądra i ostatecznie szczytując obficie w ciasnym, gorącym wnętrzu Parka.
Obaj zacisnęli powieki, a Jim rozchylił je dopiero w momencie, kiedy poczuł spływające po wnętrzu ud ciepło. Z tą chwilą oddał się obezwładniającemu zmęczeniu, opadł częściowo na pościel, częściowo na tors błękitnowłosego. Ten momentalnie objął go na wysokości łopatek i jął z wielką delikatnością gładzić wcześniej zadrapaną przez siebie skórę.
Tae pochylony do przodu starał się uspokoić oddech, w końcu zerkając na obejmującą się dwójkę i kładąc się tuż obok nich, przy okazji ramieniem otaczając talię Jimina.
Trzy, splatające się, gorące oddechy.
Jimin już po chwili smacznie spał, dzięki czemu tętno zwolniło i jedynym śladem wcześniejszych wydarzeń był permanentny rumieniec na jego policzkach oraz ciało pokryte bordowymi pręgami oraz licznymi siniakami. Tae uniósł jeden kącik ust.

- Mały, słodki Jiminnie. - mruknął z uśmiechem paznokciami znacząc ledwo wyczuwalne przez śpiącego tory na skórze jego pleców.

- Wreszcie nasz. - dodał cicho Yoongi, łapiąc kontakt wzrokowy z młodszym. 

Uśmiechnęli się szeroko, przyciskając swoje usta i darząc się kilkoma czułymi, najczulszymi gestami.

*

- Strzał!

Cięciwa wysmyknęła się z wprawionych palców, strzała pomknęła ze świstem przez powietrze, grot tępo utkwił w samym centrum tarczy. 

- Doskonale, Jimin. - trener poklepał z uznaniem ramię chłopaka, przez lornetkę podziwiając wynik rudowłosego. - Kolejna dziesiątka. Niedługo całkiem przestaniesz pudłować. 

Z radosnym, wdzięcznym wyrazem twarzy chłopak skłonił się przed trenerem, a ten wkrótce zniknął w gabinecie. niosąc ze sobą do połowy zapełniony zimną, czarną kawą kubek. 
W tym samym momencie drzwi głównego wejścia rozchyliły się, wpuszczając na teren drobną sylwetkę chłopca o miętowo-niebieskich włosach. Jimin poczuł przyjemne mrowienie w podbrzuszu. Chłopak na widok rudego przystroił się w oszczędny, ale szczery uśmiech. Podszedłszy do strzelca odsunął łuk od jego ciała, zajmując jego miejsce i przywierając w szczelnym uścisku do młodszego. Usta Yoongiego leniwie musnęły płatek ucha towarzysza. 

- Tae wpadnie nam dzisiaj pokibicować. - mruknął, na co Jimin bez słowa skinął głową i przybrał zadowolony wyraz twarzy. - Może się do niego wreszcie przekonasz.. - dodał cicho i zaczepnie uszczypnął bok rudego, na co ten wzdrygnął się i pokręcił z politowaniem głową, dostawiając łuk do ramienia i celując w kierunku tarczy na końcu toru.

- Lewe skośne. - krzyknął jeszcze miętowy, znikając za drzwiami.


THE END(?)
Do przeczytania! - Gabiś



poniedziałek, 11 kwietnia 2016

"Strawberry business" - RP (feat. Nemi) pt.5

Tytuł: Strawberry buisness


Paringi: Jihope (Park Jimin & Jung Hoseok)

Opis: Noo.. trochę tu tego nie było. Wiem. Ale ku mej wielkiej radości pewna cudowna osoba się upomniała, co zaowocowało tym, że wreszcie się wziąłem, zbetowałem i jest. I łapcie. I mniam. <3

Przychodząc tu nigdy bym nie pomyślał, że potoczy się i zajdzie to tak daleko. Hoseok był perfekcyjny w tym co robił. Wiedział czego chcę i wyraźnie dominował, a to mi się podobało - władczy, zdecydowany aktyw. Samymi pieszczotami sprawiał mi wiele przyjemności, stanowczo zbyt wiele. A moje krocze informowało go teraz o tym nazbyt wyraźnie. Ach, niech on przestanie się mną już tak bawić i przejdzie do konkretów. Przez tą głupią grę już całkowicie nie panowałem nad reakcjami mojego ciała.Oddychałem szybciej i niespokojnie poruszałem biodrami będąc nie na żarty nakręconym. Dłońmi przejechałem po jego umięśnionych ramionach ściskając palce tuż nad zgięciem łokcia. Miałem ochotę wprost mu powiedzieć, żeby mnie wreszcie przeleciał. Ale jeszcze zbyt trzeźwo myślałem by tak powiedzieć do tego perfekcyjnego mężczyzny, mającego nade mną obecnie podwójną władzę.
*
Gierki gierkami, ale sam nie miałem już ochoty czekać ani chwili dłużej. Sięgnąłem tylnej kieszeni spodni, wysuwając zeń prezerwatywę i szybkim, zdecydowanym szarpnięciem rozrywając ją zębami. Wolną dłonią w tym czasie intensywnie masowałem przez spodnie swoje nabrzmiałe, stopniowo coraz twardsze przyrodzenie. W końcu rozsunąłem rozporek, ruchem głowy polecając mu, żeby ściągnął bieliznę. Wkrótce obsunąłem własne ciuchy, ukazując już zaróżowionego, pulsującego członka. Pochyliłem się nad Truskawkiem, oparłem lewe ramię tuż przy jego głowie, po czym spoglądając w kierunku własnego krocza, sprawnie nasunąłem nań zabezpieczenie. Potarłem kilka razy o naprężoną męskość dłonią, złapałem i delikatnie musnąłem nią pełne, kształtne pośladki młodego. Dopiero teraz znów się uśmiechnąłem. Seks miał się dziać, nigdy nie rozumiałem tych wszystkich stereotypowych gejów, użalających się, płaczliwych; pedałkowatej budowy, którzy stawiali na pierwszym miejscu uczucia i romantyzm. Na pewno nie byłem jednym z nich, klubowe życie było tętniące, podniecające; nie delikatne i przewrażliwione. Z uśmiechem przycisnąłem ciepłe przyrodzenie do wejścia Jimina. Przygryzłem wargę, czując jak przeuroczo się zacisnął, za chwilę napierając tym mocniej. Park w końcu rozluźnił mięśnie i wpuścił mnie, a ja z przyjemnym oporem wpełznąłem w jego wnętrze. Syknąłem z przyjemności, czując jak spiął się cały zagryzając tak cholernie seksownie swoje obfite, pełne wargi. Wygiął się w łuk, tylko lepiej eksponując przede mną swoje świetnie wyrzeźbione mięśnie. Uśmiechnąłem się ponętnie i subtelnie zawinąłem biodrami. *

Okazałem nieco posłuszeństwa i zsunąłem z niejaką ulgą swoje bokserki. Kiedy jest się tak podnieconym one tylko wszystko utrudniają. Z uwagą spędziłem każdy najdrobniejszy ruch mężczyzny, który w końcu przeszedł do konkretów. Mówią że w życiu trzeba próbować nowych życzy,  to teraz się dowiem jak to jest  uprawiać seks z szefem. Jednak kiedy ma się szalejące we krwi promile i dziurę w pamięci jest zupełnie inaczej. Wziąłem głębszy oddech i powędrowałem dłońmi na jego ramiona, gdyż tak było wygodniej. Odpowiedziałem uśmiechem na ten jego i przymknąłem oczy, gdy już we mnie wszedł. Rozluźniłem się nieco, ale i tak nie dość wystarczająco. Przygryzłem wargę dość mocno i przejechałem paznokciami po jego łopatkach. Pierwsze chwile zawsze są mniej przyjemne. Napiąłem nieco mięśnie brzucha czując że zaczyna się poruszać, by w końcu rozluźnić się i móc wraz z nim czerpać z tego aktu jak najwięcej przyjemności. Wydałem z siebie pomruk zadowolenia, aby wiedział że to co robi spotyka się z moją pełną aprobatą i wypchnąłem biodra do przodu tak, aby obu nam było nieco wygodniej. 

*
- Mm.. rzadko trafiam na tak seksownych współpracowników, wiesz? - mruknąłem cicho, nie rozwlekając jakoś nadmiernie mej wypowiedzi, a nadając jej zawadiacki wydźwięk. Zerknąłem w dół i poruszyłem się nieznacznie. Zacisnął odrobinę mięśnie, uśmiechnąłem się. Ponowiłem pchnięcia, w końcu rozkręciwszy się nieco i nadając naszemu stosunkowi właściwego tempa. Cicho posapując mrużyłem powieki, wisząc nad burzą czerwonych, rozczochranych już nieco kosmyków.
Rumienił się, cholera. Poczułem bardzo przyjemne łaskotanie w podbrzuszu, członek pulsował w jego wnętrzu, równo ocierając się o napięte mięśnie. Raz po raz wyrwało mi się stęknięcie, kiedy zahaczał palcami o moje sutki, albo dokonywał innych drobnych pieszczot w tym duchu. Diabeł tkwi w szczegółach.
Zatapiałem się w nim głęboko, w całości, uderzając, w bardziej namiętnym niż zawrotnym tempie, biodrami o jego ciało. Po kilku minutach wiercenia się w tej pozycji i posapywania w swoje usta, wyszedłem z niego z uśmiechem, objąłem nisko w talii i pokierowałem tak, by się podniósł. Sam rozsiadłem się wygodnie na czarnej jak smoła sofie, sadzając go sobie na biodrach okrakiem i czekając, aż sam zacznie mnie zadowalać. Chwilkę zajęło mu trafienie, jednak po kilku sekundach już tkwił nadziany na moje przyrodzenie. Przymknąłem oczy z rozanielonym uśmiechem.

*
- Domyślam się. - odparłem zniżając głos do seksownego tonu. Łapałem z nim co jakiś czas dłuższy kontakt wzrokowy i widziałem jak w jego oczach odbija się satysfakcja i porządnie. W końcu one są zwierciadłem duszy i w nich wyczyta się naprawdę sporo, a przynajmniej się tak mówi. Oblizałem suche wargi, przygryzając ponownie dolną, tak jak robiłem to prawie zawsze. Nie mogłem odmówić sobie ofiarowania mu subtelnych pieszczot, takich jak pocałunki tuż nad obojczykami gdy nachylił się bardziej, widzenie opuszkami palców po całym jego perfekcyjnym ciele i wiele innych. Na udany seks składa się wiele pozornie mało znaczących rzeczy. A ja o tym miałem sporą wiedzę, którą mogłem teraz bez przeszkód wykorzystać. W pewnej chwili Hoseok znów mnie zaskoczył, zmienił tak niespodziewanie pozycję, a ja musiałem dostosować się do jego zachcianki. Nie miałem zamiaru nie wykorzystać nadarzającej się okazji, zacisnąłem palce na jego ramionach unosząc się i opadając stopniowo coraz szybciej. A moje usta wędrowały po jego szyi w górę, przemknąłem nimi po linii jego szczęki, by w końcu spotkać się z jego wargami, których tak bardzo chciałem posmakować. Choć on unikał tego dość długo, w końcu dopiąłem swego.
*
Zaśmiałem się pod nosem słysząc jego odpowiedź. Poprawiłem naszą pozycję na nieco wygodniejszą, oraz złapałem go z niemałą przyjemnością za umięśnione, acz smukłe biodra. Dawno nie czułem się tak dobrze, nie trzeba mi było wiele, jednak coś w tym truskawkowym młodziaku nie dawało mi spokoju. Teraz już zdałem sobie sprawę, że tym czymś był widok jego nagiego ciała biorącego głęboko w swoje wnętrze moje przyrodzenie. Uśmiechnąłem się pożądliwie, sam poruszając niecierpliwie biodrami, w podziwie zapatrując się w piękny łuk jego wyćwiczonego ciała. Miał wprawę, to jasne.
Wkrótce jednak niespodziewanie zmienił moje plany, nachylając się i łapiąc w pułapkę moje wargi. Nie chciałem pocałunków, były zbędne przy czystym seksie. Wraz z tym, tworzyła się między dwojgiem ludzi jakaś niepisana więź, co nieco mnie.. niepokoiło. Jednak tym razem nie umiałem go odsunąć. Słodki posmak czekolady i owoców, mieszał się z jego śliną, ciepły język ocierał się o wnętrze moich ust. Ssał wargi, delikatnie zaciskał na nich swoje zęby. A ja to odwzajemniałem, spokojnie wchodząc i wychodząc z jego wnętrza. Zaplotłem ramiona na jego talii, przyciągając go mocno do siebie i mrużąc powieki. Stworzyłem w tym momencie niepowtarzalny, intymny moment, zupełnie jakbyśmy byli parą kochanków. A przecież nie tak to miało wyglądać. Zmarszczyłem brwi, korzystając z momentu, w którym miał zamknięte oczy. Przyspieszyłem też pchnięcia, starając się nieco bardziej go nakręcić, a tym samym oderwać od swoich ust. Niech jęczy z przyjemności, niech wije się i przeżywa jebane uniesienie. 
Sięgnąłem jego krocza, zaczynając go niewinnie stymulować. Wkrótce złapał rytm uderzeń, nadziewając się z wymalowaną na twarzy przyjemnością. Co jak co, ale wyglądał po prostu pięknie.
*
Skoro miał być to tylko jeden raz, jeden "numerek" ktoś mógłby pomyśleć po co był ten pocałunek. Niektórzy ludzie są tak skonstruowani, że częściej pamiętają z kim się całowali, niż z kim uprawiali seks. Tym bardziej, gdy mogą mieć na pęczki kochanków na jedną noc. A ja nie chciałem popadać w zapomnienie. Lubiłem żyć w przeświadczeniu iż ktoś mnie zapamięta.
Stąd też ten nietypowy kolor włosów.
Ten pocałunek miał właśnie sprawdzić że Jung mnie zapamięta, może nawet o wiele lepiej niż sam by tego chciał. Teraz to nie był już sam seks, ale było to jak wstęp do romansu. Zaskoczyło mnie nieco, że nie odsunął się od moich ust, choć tak uporczywie bronił się przed tym. Co więcej całował z pasją i namiętnością tak jakby podświadomie mu tego brakowało. Czerpałem wielką satysfakcję zdając sobie z tego sprawę. Dlatego też mój pocałunek zawarł w sobie dodatkową dozę pieszczot i doznań. Wplatałem palce w jego włosy i pociągałem za nie lekko, jednocześnie ani na moment nie przerywając zdecydowanych ruchów. Jeszcze bardziej spodobało mi się kiedy przesunął mnie do siebie. Wiedziałem, że jest samotny, nawet jeśli uważał inaczej, zbyt dobrze znam takich ludzi i umiem to wyczuć. Gdy już pocałunek dobiegł końca, a on ponownie skupił się na reszcie czułem rosnące uniesienie. Zaplotłem swoje palce opierając dłonie na jego karku, a głowę odchyliłem do tyłu w momencie w którym z ust wyrwało mi się niekontrolowane westchnięcie. Muszę przyznać, że tak dobrze jeszcze z nikim mi nie było. A wiedziałem, że za chwilę będzie jeszcze przyjemniej.
*
Westchnąłem, nabierając głęboki wdech w płuca. Wygiąłem się nieco w delikatny łuk, naprężając każdy możliwy mięsień. Przy okazji obserwując go bacznie, w końcu tylko w połączeniu z jego boskim ciałem, stosunek dawał mi tyle wrażeń.
- Oh.. mm. - zamruczałem cicho, czując zbliżające się spełnienie. Pogładziłem z jakąś niespotykaną wcześniej czułością całą długość boku czerwonowłosego, w pewnym momencie zagryzając do siności dolną wargę i sprawnie zsuwając go z siebie, co ułatwił, najwidoczniej widząc na co się zanosi. Momentalnie też ukląkł przed moim różowym członkiem, z mlaśnięciem ściągają zeń zużytą prezerwatywę. Nie musiałem wydawać poleceń, przymknąłem tylko oczy, rozkoszując się jego doświadczonymi, dokładnymi ruchami. Poczułem ciepłe, mokre usta oplatające główkę przyrodzenia, po chwili działające też na dalszej długości.
- Mh.. tak.. - wydukałem tylko, mimowolnie wykonując drobne ruchy biodrami, tym samym pieprząc jego usta z wyraźnie okazywaną przyjemnością. Wkrótce też poszerzyłem uśmiech, z pomocą własnej dłoni szybko poruszającej się na nabrzmiałej męskości, dochodząc wprost na Truskawkę. Białawe krople pokryły jego policzek, wargi, spłynęły po szyi i zrosiły obojczyki. Zamknął oczy, nieco się krzywiąc. Mimo to wyglądał urokliwie. Oddychałem szybko, więc teraz miałem chwilę na opanowanie emocji. Westchnąłem głęboko, podchodząc powoli do biurka i wyciągając kilka chusteczek jednorazowych. Znowu nie rozumiałem swoich potrzeb.
Gdy znalazłem się na powrót przy Jiminie, ten stał już i starał się zetrzeć nasienie palcami. Zbliżyłem się momentalnie, ocierając chusteczką jego uroczą, poczerwieniałą buzię. W pełnym skupieniu usunąłem wszystko, niedbale rzucając brudne chustki na stolik. Odwróciłem wzrok w jego stronę, uśmiechając się delikatnie. Ułożyłem dłoń na jego nagim boku, przyciągając go ku sobie zdecydowanym gestem. Przeczesałem moje ulubione, truskawkowe włosy, w zamyśleniu się im przyglądając. Wkrótce jednak powróciłem do wlepiania spojrzenia w jego czekoladowe oczy. Zmrużyłem powieki, sam nie wiedząc kiedy, lądując z wargami przeplecionymi z jego słodkimi, opuchniętymi od wcześniejszego pocałunku, ustami.
*
Jego czulszy dotyk był niespodziewany ale dawał przyjemność, zerknąłem na niego i widząc jak przygryza wargę uznałem że wygląda jeszcze seksowniej. Kiedy mnie uniósł, a ja klęknąłem przed nim wydawać by się mogło że rozumiemy się bez słów. A może właśnie tak było? Wiedziałem jak dokończyć by było mu ze mną niemal jak w raju. Moje usta oferowały mu jeszcze więcej, a błogość wymalowana na jego twarzy dawała mi pewność, że spisuję się idealnie. Dowód dostałem po zaledwie chwili. Moja twarz, a zresztą nie tylko ona zostały "ozdobione" bardzo obficie. Pomimo tego uśmiechnąłem się szeroko. Mężczyzna wstał bez słowa, a ja powoli podnosiłem się z kolan. Moim oczom ukazał się obraz który przyprawi o ból głowy sprzątaczki, a mnie za to satysfakcjonował. Zacząłem ścierać dłońmi nasienie starszego kiedy ten znikąd pojawił się przede mną i dokończył czynność za mnie. Czyli odszedł tylko po to by przynieść chusteczki, zadziwił mnie tym gestem. To nie było w stylu osób chcących przeżyć tylko jedną upojną noc. Tu wkradło się coś więcej, co spowodowało wykwit kolejnego z licznych rumieńców malujących się dziś na moich policzkach. Sposób w jaki on na mnie po tym spojrzał był nie do opisania słowami, to trzeba przeżyć, by wiedzieć jak jest w jednej chwili być dla kogoś jedynym na całym świecie, choć nie łączy was pozornie nic. Potem potoczyło się wszystko samo. Kolejny pocałunek, gorący, namiętny i tak spontaniczny. W którym obaj walczyliśmy o dominację, by w końcu i tak on ją przejął muskając moje wargi, przygryzając je i drażniąc swoim językiem mój. Jego ciepły oddech mieszający się z moim, silne dłonie będące tak zdecydowane w działaniu. Nadal był władcą sytuacji i nadal trzymał mnie w garści, ale teraz kierował się czymś więcej niż czystym pożądaniem. A mi tylko to schlebiało i z zadowoleniem zamruczałem mu w usta oddając każdy z kolejnych pocałunków.
*
- Hm. Co my z tym zrobimy? - westchnąłem nieco zatroskany, mimo wszystko trzymając go w ramionach i przyciskając mocno do swego ciągle jeszcze rozgrzanego ciała.
- Bo ja na przykład chciałbym dostawać taki seks codziennie. - wymruczałem, w sumie niewiele myśląc o tym jakie głupoty mówiłem. Nie wypiłem tyle, żeby bredzić. Pijany uczuciem? Może było to bliższe mojemu stanowi.
Władczy, potężny szef szefów, teraz pomimo dominacji fizycznej, korzy się przed swoim współpracownikiem, kierowany niezrozumiałym dla siebie instynktem. Załamany swoim głupim zachowaniem pochyliłem się bliżej, muskając rozchylonymi wargami skórę jego szyi i delikatnie przesuwając dłonią po napiętym torsie. Wkrótce moje palce natrafiły na słodką, ciemną wypustkę, którą złapałem, pocierając i uciskając nierytmicznie. Z opuszkami przy sutku, językiem już na linii szczęki, wkrótce dobrnąłem do płatka jego ucha. Spokojnie musnąłem je językiem, wreszcie łapiąc miękki fragment w zęby i delikatnie ssąc. Dokładnie wycałowałem całe to miejsce, aż przyjemnie dla oka zlało się z kolorem włosów. Znów odsunąłem się, spoglądając na niego z politowaniem. Młody, piękny, bogaty.. co jeszcze? Co było w Park Jiminie, że najbardziej oziębły biznesmen tej półkuli poczuł ciepło? Westchnąłem, wtulając umięśnione ciało w siebie i chowając twarz w jego szyi. Bez słowa. Nie chciałem już nic mówić. Czułem się na to zbyt.. mały.
*
Objąłem go w pasie kiedy mnie tak przytulał i z uwagą słuchałem tego co mówi. Co zrobimy...?
- Naprawdę byś chciał?  A nie znudziłbyś się za szybko? 
Mogła być to w sumie tylko jego kolejna zachcianka. Jeśli naprawdę tak sądzi to nawet po kilku dniach powie to samo. Moje myśli przerwał kolejną porcją czułości. Wargi teraz tak delikatnie sunące o mojej skórze i dotyk przez który zapominało się o całym świecie. Pomimo tamtych myśli miałem wrażenie, że z tego może wyjść coś więcej. Może poważny pan prezes w końcu otworzył się na coś nad czym nie zapanuje z łatwością i nie będzie tego do końca w stanie wyjaśnić? Kolejne muśnięcia spowodowały że przez moje ciało przeszedł dreszcz. Taki bardzo, ale to bardzo przyjemny. A to dlatego że moje uszy były bardzo wrażliwe i tak reagowałem na to co robił. Kiedy po tym na mnie spojrzał próbowałem odczytać szczerość jego intencji, miast tego zostałem zamknięty w silnych ramionach. Musnąłem ustami jego głowę i pogładziłem go po plecach.
Mogła być to w sumie tylko jego kolejna zachcianka. Jeśli naprawdę tak sądzi to nawet po kilku dniach powie to samo. Moje myśli przerwał kolejną porcją czułości. Wargi teraz tak delikatnie sunące o mojej skórze i dotyk przez który zapominało się o całym świecie. Pomimo tamtych myśli miałem wrażenie, że z tego może wyjść coś więcej. Może poważny pan prezes w końcu otworzył się na coś nad czym nie zapanuje z łatwością i nie będzie tego do końca w stanie wyjaśnić? Kolejne muśnięcia spowodowały że przez moje ciało przeszedł dreszcz. Taki bardzo, ale to bardzo przyjemny. A to dlatego że moje uszy były bardzo wrażliwe i tak reagowałem na to co robił. Kiedy po tym na mnie spojrzał próbowałem odczytać szczerość jego intencji, miast tego zostałem zamknięty w silnych ramionach. Musnąłem ustami jego głowę i pogładziłem go po plecach.
- Czas pokaże, tylko musisz być cierpliwy. - Mruknąłem chcąc aby faktycznie to lodowe serce zaczęło nieco topnieć. Jeśli tak będzie dostanie ode mnie wszystko czego zapragnie, a co ja będę mógł mu oferować.



*
- Nie bądźmy parą. - odezwałem się po kilku długich minutach stania w swoich objęciach. Odsunął się, spoglądając na mnie pytająco, co było całkiem uzasadnione. Przygryzłem wargę.
 - Bo się zrobi nudno jak w małżeństwie. - wywróciłem oczami, opierając brodę o jego bark i wzdychając ciężko. W końcu nie chciałem być zmuszonym się kimś zajmować, bez względu na ochotę i trzymać jakiejś tak wierności, czy innej cholery.. a mimo to, w ogromnej sprzeczności z tym co wyznawałem, coś zbyt silnie pchało mnie w objęcia tego czerwonowłosego, inteligentnego chłopaka. W sumie jest bystry, czemu miałby nie pojąć o co mi chodzi.. a może nawet udałoby się znaleźć jakiś kompromis, może sam uważał związki za głupotę. W końcu chciałem tylko, żeby był kimś, kogo przelecę i pocałuję więcej niż jeden raz..

Do przeczytania! - Gabryś



poniedziałek, 4 kwietnia 2016

"Over again" OS

Tytuł: Over again

Paringi: Vhope (Kim Taehyung & Jung Hoseok), TaeJae (Kim Taehyung & Kim Minjae)

Opis: ... Hm. Nawet nie wiem jak to opisać. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek coś równie romantycznie rzygowego wypłynie spod moich palców, a tu proszę.. wystarczyło trochę posłuchać Homme i K.will'a XDD Fluff. Fluff. Proszę. Niech mnie ktoś zabije. Albo w sumie koment wystarczy <3 Love y'all 


Nie zawsze było kolorowo. To niezaprzeczalny fakt. Ale.. czy w ogóle kiedykolwiek obywa się bez problemów i starć?
Taehyung był zły i uważał, że tak. To po prostu Hoseok był beznadziejny, wszystkiemu, co było między nimi konfliktowe, winny był on. Wiecznie wyszczerzony, z tymi rozczochranymi włosami, szczęściem w oczach..
Nie. Moment. Hoseok to ten zły, a Tae jest obrażony i nie będzie zachwycał się nad jego pięknem, co to, to nie. Już zbyt często dawał mu kolejne szanse i wybaczał tą głupotę, tym razem koniec. Poza tym.. już nie łączy ich tyle, co kiedyś.
Pamięta jeszcze czasy sprzed debiutu, jak kochali się po treningach, jak wszystko było ekscytujące, nowe.. po prostu romantyczne. A teraz? Czym ma być numerek w kiblu przyrównany do tych motyli w brzuchu, do poznawania się kawałek po kawałku, do uczenia się uczuć. Nie, to jest bezsensu, Taehyung wie o tym doskonale i dlatego będzie się obrażał choćby i do końca świata. Ma  w nosie, czy Hobi.. znaczy się Hoseok to zauważy, czy nie, czy będzie mu może przykro.. Nic z tych rzeczy.
Tae będzie twardy jak skała i oziębły.
Poza tym miał Minjae. To było bardzo przydatne w przypadku kłótni z Hoseokiem, bo nikt z zespołu nie wzbudzał takiej zazdrości Junga, co dongsaeng TaeTae. A w końcu właśnie o to chodziło.
Minmin był przeuroczym, ślicznym i do tego wdzięcznym jak mało kto stworzeniem, Taehyung go uwielbiał. Bardzo chciał też się w nim zakochać. Śmiesznie, prawda? Ale to byłoby jeszcze wygodniejsze niż przyjaźń, mogliby być tak blisko jak im się zachce, a Hoseok tylko zieleniałby z zazdrości gdzieś w cieniu ich miłości.
Tylko tu pojawiał się zazwyczaj najbardziej niemiły problem - nie można kogoś od tak pokochać. Czasem pomimo najszczerszych starań, wychodzi z tego niewiele więcej co nic. Zostawało więc udawać jak najbliższą relację, kiedy w pobliżu pojawiał się Hobi. Hoseok. Cholera.
Udawanie bywa męczące. Zwłaszcza, gdy chcesz też udawać przed samym sobą. To jest chyba najbardziej frustrujące, a jednak z drugiej strony palące przekonanie o tym, że ta droga jest rozsądna, sprawia, że człowiek kompletnie traci grunt spod nóg.
Eh.. Za dużo myślisz, TaeTae. Hoseok to kretyn, doskonale o tym wiesz i dlatego jedynym mądrym wyjściem będzie dać sobie z nim spokój. Obraza. Chłód.
O kurcze, jak on ślicznie wygląda w tej czapeczce.. Nie. Stop.

Tae musiał mocno trzymać się na wodzy. Zawsze byli z Hobim blisko, nie mieli sekretów, nie było kłótni, która nie mogłaby być rozwiązana. Znali się na wylot i mimo, że mogłoby się to wydać nudne, Tae lubił to, że ma Hobiego. Znaczy się - miał, oczywiście.
Oparł się o ścianę, do której dostawione było jego łóżko i westchnął przeciągle, zupełnie jak na planie filmowym do taniej dramy, w ręku ściskając telefon. Wyświetlacz migotał jaskrawym odcieniem komunikatora, a konkretnie rzecz biorąc - nowo otwartej wiadomości od Hoseoka, który pytał, czy Tae miałby czas porozmawiać.
Wargi Kima były już zgryzione do granic możliwości, młody wydawał się całkowicie, a do tego beznadziejnie rozdarty.
Bardzo irytował go fakt, iż wystarczyło jedno słowo od Hoseoka, nawet wysłane przez głupi chat, a wszystko, co Tae starannie i z uporem godnym kaligrafa usypiał i zabudowywał grubym murem, nagle eksplodowało i rwało się - soczyste i pełne uczuć - prosto do Junga. Musiał niezwykle ze sobą walczyć, by nie odpisać serduszka i nie pobiec do pokoju hyunga, by rzucić mu się w ramiona i powiedzieć, że już się wcale o nic nie gniewa, że to już minęło i jest tak jak zawsze. Kolorowo.
Zablokował ekran telefonu, poderwał się z rozrzuconej pościeli i w mgnieniu oka przebrał się w wyjściowe, przyciągające oko ciuchy. Na uszy i usta naciągnął swoją ulubioną maseczkę, raz tylko poprawił makijaż i wyruszył w drogę. Przed wyjściem ze studia BigHit, zahaczył jeszcze o pokój, w którym stacjonował J-hope, pokazując się w progu niczym zjawa.

- Wychodzę hyung, niestety, nie mam czasu. - rzucił kompletnie bez polotu, głosem wypranym z jakiegokolwiek kolorytu, po czym zostawiwszy Hoseoka i nieco rozchylonymi ustami, udał się na spotkanie z Minjae.
Chłopak czekał już na niego pod budynkiem wytwórni, za kierownicą swojego pięknego, lśniącego auta. Tae był o nie trochę zazdrosny, ale z drugiej strony cieszył się, bo znał jego właściciela i mógł sobie nim bezkarnie jeździć.
Tuż po otwarciu drzwi pasażera przywitał go przyjemny zapach dobrego jedzenia. Oblizał z zadowoleniem wargi i wsiadł, niewiele myśląc, po drodze składając przelotny całus na policzku dongsaenga.

- Jedźmy nad rzekę, zjemy na starym moście. Mam dość tego miasta. - odezwał się nagle Tae, piorunując spojrzeniem sygnalizację świetlną, która akurat zatrzymała dwójkę na długich, bezsensownych światłach.

- Coś się stało, hyung? Znowu jakąś akcja z Hobim hyungiem? - młody jak zawsze zgadywał bez najmniejszego problemu co, jak i dlaczego czuł Tae. Zupełnie jakby miał w sobie skryty jakiś specjalny mechanizm sczytujący emocje Taehyunga jak informacje elektroniczne.

- Powiedzmy. Ale chyba ostatnia. - starszy przeciągnął się ostentacyjnie, na koniec osadzając wzrok na własnych paznokciach i ich nienagannym stanie.

- Zrywacie? Po tylu latach? Nie uwierzę.. Hope by na to nie poszedł.

Mały cwaniak, skąd on go tak doskonale zna..

- Teoretycznie.. Hoseok jeszcze nic nie wie. Na razie to ja zadecydowałem. - szepnął chłopak, nieco mniej pewnym siebie niż poprzednio głosem, po czym przeczesał grzywkę smukłymi palcami, nadając jej nieco bardziej pożądany kształt.

- Hyung.. Ty wiesz, co bym teraz powiedział. Dlatego nie powiem, musi Ci wystarczyć ta świadomość. Decyzja należy do waszej dwójki, a nie do połowy drużyny. - na ostatnie słowa Tae zarechotał prześmiewczo, ostatecznie jednak to, co mówił młody stanowiło największą prawdę, z dotychczasowych wypowiedzi.

Na nieszczęście Taehyunga, niedługo po dotarciu w wyznaczone miejsce i ledwo rozpakowaniu kupionego przez Minjae jedzenia, menago smsem poinformował V o tym, że chce widzieć ich wszystkich do pół godziny w budynku BigHitu i lepiej dla nich, żeby się nie spóźnili.
Tae ostatnio nabrał dziwnego nawyku wzdychania do ekranu telefonu.

Minjae był naprawdę cudowny, gdy tylko usłyszał od Tae o ich nagłej, nieprzyjemnej zmianie planów, zapakował jego porcję jedzenia w oddzielną torbę i zawiózł towar wraz z właścicielem tuż pod drzwi tego życiowego utrapienia, jakim był BigHit.

- Wybacz.. strasznie głupio to wyszło. - mruknął zakłopotany wokal, typowym dla siebie gestem strzępiąc włosy tuż nad karkiem.

- Zapakowałem Ci jedzenie, przynajmniej się nie zmarnuje. No i widzimy się za niedługo, trzeba to odrobić. - Min z promiennym, swoją drogą naprawdę pięknym uśmiechem, skinął energicznie głową i chyba nieco bardziej zacisnął dłonie na kierownicy.

W tym momencie stała się kolejna niespodziewana przez Tae rzecz; że studia z niemałym impetem wyszedł nikt inny, a Hoseok - najpewniej posłany po V i z tego powodu wyraźnie rozdrażniony.
Kim skierował na niego wzrok płynący z szeroko otwartych oczu, od razu obmyślając w jaki sposób by mu tym razem dopiec. I wtedy zerknął na delikatną, chyba subtelnie zarumienioną buźkę Minjae, który uparcie wpatrywał się w licznik.
Czy on się krępował..? Jejku..

Głowa Tae momentalnie wysnuła najbardziej niecny ze scenariuszy, więc nie czekając na przemyślenie tego naprędce skleconego planu, wziął głęboki, ośmielający wdech.

- Ya. - rzucił odważnie, a tuż przed tym jak młodszy Kim obrócił ku niemu głowę, dźwignął się nieco, zbliżając do dongsaenga na niewielki dystans.

A potem w odpowiednim momencie przytrzymał dłonią jego policzek, płynnym gestem składając na jego ustach słodki, nieco figlarny pocałunek. Młodszy był wyraźnie zbyt zaskoczony by jakkolwiek zareagować, więc zastygł tylko z dłonią odrobinę uniesioną ponad kierownicę.
Tae nie myślał. Wybrał moment, zamknął oczy i zatrzymał akcję serca, tak, jakby miało to sprawić, że ta chwila będzie tylko słodkim, wygodnym złudzeniem.
Wychodząc z samochodu szepnął ciche "dziękuję", dwie sekundy później patrząc jak pojazd niechętnie wlecze się do przodu, pozostawiając dwóch członków BTS na pastwę uczuć.

Hoseok kipiał. Czerwone policzki zdecydowanie nie stanowiły wyrazu zakłopotania; frustracja wylewała się z jego ust przy każdym oddechu.
Zignorowanie tego zajścia i zwyczajne odejście, udając, że tak naprawdę wcale go to nie obeszło, byłoby bardzo w stylu Hoseoka. I już, już miał to zrealizować, kiedy zupełnie niezrozumiały bodziec tchnął go do postąpienia raczej nietypowo. Chwilę później stał już blisko Tae, zaciskając palce na jego ramieniu, z kpiącym uśmiechem wymalowanym na ustach.

- Dobrze się bawisz? - warknął nie porzucając uśmiechu ani na moment i trując Kima jego jadem. - Ciągnie do młodszych, serio? I co, jeszcze chcesz go dominować, tak? Kogo Ty starasz się oszukać, bardziej mnie, czy siebie? - pokiwał energicznie głową, zaraz prychając pogardliwie i z permanentnie cwanym, nieco gorzkim już uśmiechem wchodząc do budynku wytwórni, nawet nie oglądając się za pozostawionym na pastwę wszechogarniającego skołowania Taehyungiem.
Miał rację, cholera. Doskonale wiedział, że Hoseok miał rację i mówił prawdę, ale zrobiłby to taj czy siak. Czemu? Żeby oszukać siebie? Nie.. on już nawet nie chciał się oszukiwać, on dobrze wiedział co czuje. Chciał spróbować to jakoś humanitarnie.. uśpić. Tylko czy to w ogóle było możliwe?

Kolejne tygodnie mijały. Humor ściągał Tae na prawie samo dno egzystowania, ograniczał się do pojawiania się na posiłkach i próbach; w międzyczasie siedział sam w pokoju, nawet już z nikim za bardzo nie pisząc. Bał się odezwać do Minjae po tym co zaszło w aucie - wydawało mu się, że w jakiś zawiły sposób go tym zranił. Nie miał jednak siły myśleć o krzywdzie innych, kiedy sam ledwo panował nad własnymi emocjami. Hoseok oficjalnie, bez najmniejszego skrępowania go unikał i był w tym bardzo ekstrawertyczny. Po prostu miał go dość, a Tae nie mógł z tym nic zrobić. Poza tym w końcu dostał, co chciał i nie wypadało teraz nagle upaść na kolana ze łzami w oczach, prosząc o wybaczenie i kolejną szansę. A już wyjątkowo nie po tym, jak na oczach faceta, z którym ani w praktyce ani w teorii nie zerwał, pocałował innego. Sytuacja wydawała się zbyt tandetna i idiotyczna nawet jak na serial o niskim budżecie, a Tae bardzo chciał już zrezygnować z odkrywania w nim głównej roli.
Z zamyślenia wyrwało go głośne pukanie do drzwi. Nieco zaskoczony jakąkolwiek wizytą powoli stoczył się z łóżka, w końcu leniwym krokiem dobywając klamki i naciskając ją z niewielkim trudem.
W tym większe zaskoczenie wprawił go fakt, iż stanąwszy w progu, nie spotkał nikogo. Na korytarzu panowała całkowita pustka, tylko powietrze pachniało w specyficzny, trochę jakby znajomy Taehyungowi sposób, a mimo to jakoś niekonkretnie.
Ze zmarszczonymi brwiami opuścił wzrok, napotykając małą, złożoną kilka razy karteczkę. Po otwarciu drobnej tajemnicy, jego oczom ukazały się dwa, ale zdecydowanie starannie zapisane słowa - "sala nagrań".

Ktoś go wkręca?
Co to ma niby być? Z nikim się nie umawiał, nawet nie podejrzewał kim mogła być ta anonimowa persona. Oczywiście od razu bardzo zechciał, by okazał się nią Hoseok, ale jego brak atencji ostatnimi czasy dawał się Tae mocno odczuć. Tym sposobem wykluczył Hobiego na starcie, wahając się przez chwilę odnośnie rozpoczynania tej "gry" z nieznajomym. Ostatecznie wywrócił oczami, wcisnął kartkę do kieszeni bluzy po czym trzaskając za sobą drzwiami ruszył w kierunku nie innym, a sali nagrań.
Po dotarciu na ustalone miejsce spotkał się ze zgaszonym światłem, co nieco wytrąciło go z równowagi. Prawie cały budynek był permanentnie jasny i tylko specjalnie wyłączano światło w danym pomieszczeniu. W takim razie to nie była żadna pomyłka, czy głupi żart. Tae odetchnął głębiej i stuknął opuszkami o włącznik.
W sali był zaburzony porządek, nic nie stało na swoim miejscu, ktoś poprzesuwał mikrofony, zmienił kolejność krzeseł, a wszystko tak, by te przedmioty zaprowadziły Tae niczym ścieżka we wschodnie skrzydło sali, gdzie w samym rogu pokoju, na podłodze, znajdowała się kolejna kartka - tym razem znacznie większa, skrywająca wewnątrz jakiś przedmiot.

Wiadomość okazała się listą. Były na niej wynotowane rzeczy, jakie Tae ma ze sobą wziąć, a przedmiot - biletem autobusowym. Dodatkowo, tuż pod nim, znajdowała się maleńka, zabawkowa figurka czerwonego, dziecinnego rowerka.

- Park rowerowy..? - jęknął na głos pod nosem, marszcząc brwi i ściskając bilet w palcach. Co to za gra, ktoś najzwyczajniej się z nim bawi. Zerknął na ekran telefonu. Było już dość późno jak na takie wyjścia, do tego park rowerowy znajdował się dobre kilkanaście minut komunikacją miejską od ich dormu. Nie podobało mu się to ani trochę, ale skoro już zaczął, to głupio byłoby się teraz wycofywać.
Tym sposobem kwadrans później wysiadał już na przystanku, z którego najbliżej było do parku opisanego tajemniczo przez anonima. Temperatura nie była już tak niska jak kilka dni wcześniej, więc cała atmosfera zdawała się niemal tak przyjemna, jak w letnie wakacje. Zmrok zdążył już zalegnąć na całym mieście, sprawiając, że cienie zaroiły się wszędzie, przewyższając ilość ludzi na ulicach. Park był już prawie opustoszały, tylko co jakiś czas goszcząc przelotnie wieczornego rowerzystę.
Tae dotarł do głównej bramy parku, napotykając tuż po jej przekroczeniu na lśniącą słabym, przymglonym blaskiem świecę. Wiedziony ciekawością przebył całą trasę oznaczoną błędnymi światełkami, czując się zupełnie jakby brał udział w jakiejś zalatującej kiczem randce w ciemno. W dosłowne ciemno.
W pewnym miejscu świetliste ślady urwały się, dalej otwierając tylko drogę na rozległą polanę na wzgórzu, przez dzień okupowaną przez mnogość rozkrzyczanych rodzin, teraz jednak - zupełnie wyludnioną i jakby uroczo zalaną półmrokiem. Dlatego zauważył tylko zarys drobnej postaci na południowym zboczu pagórka. Z dużą dozą niepewności, jednak wiedziony parzącą już niemal ciekawością przeszedł trasę prowadząca do siedzącego na trawie człowieka, dopiero z odległości kilku kroków rozpoznając w nim..

- Hoseok? - mruknął nieco bardziej emocjonalnie niż by chciał, jednak starszy tylko pospieszył go gestem, nakłaniając by usiadł obok niego.

Tae ostrożnie przysiadł na wilgotnej, ale całkiem przyjemnie ciepłej trawie, kątem oka mierząc hyunga podejrzliwie. Ten po chwili uraczył go spokojnym, niezmąconym spojrzeniem, opadając na plecy i z delikatnym, rozmarzonym uśmiechem wskazując wyciągniętą dłonią w górę. Tae zadarł głowę, lustrując niebo z rozchylonymi wargami.
Hoseok musiał to chyba dokładnie zaplanować, bo noc prawie iskrzyła się od zagęszczenia gwiazd, młodszy nie namyślając się długo podążył za hyungiem, również przyklejając łopatki do gruntu.

- Myślę czasem.. - zaczął odrobinę zachrypniętym tembrem starszy, ciągle wpatrując się w widok rozciągający się nad nimi. - Że wystarczy wyciągnąć rękę.. - tu sięgnął przed siebie, otwartą dłonią przesłaniając gwiazdy. - I trochę się postarać.. a można je złapać i schować w garści. - zacisnął pięść, przyciskając dwie, złączone ze sobą dłonie do klatki piersiowej.

Taehyung bez słowa obserwował jego poczynania, ostatecznie zaciskając nieco usta i kojąc oddech głębokimi wdechami. Wkrótce zdecydował się zagrać.

- Pokaż. - mruknął cicho i obrócił twarz w kierunku towarzysza, lustrując jak reaguje na jego próbę interakcji.

- Nie, uciekną. - burknął mocniej zaciskając dłonie i kątem oka patrząc na młodszego.

- Będę ostrożny, obiecuję.. - jęknął Tae wywracając oczami i sięgając niepewnie w kierunku hyunga.

Tuż po dotknięciu chłodnej, delikatnej skóry jego dłoni, poczuł dziwny ucisk w okolicy klatki piersiowej. Jego skóra. Jego dłonie. Znał je tak dobrze, były tak przyjemne. Czemu tak zawzięcie chciał się ich wyprzeć..?

- Delikatnie. - szepnął jeszcze Hoseok, przysuwając się bezpretensjonalnie do młodszego i zbliżając klatkę powstałą z jego chudych dłoni, następnie podstawiając ją pod nos chłopca.

Tae przypatrywał się wnętrzu dłoni przez kilkanaście, czy może kilkadziesiąt sekund, po czym z nieco smutnawym, chociaż może raczej zamyślonym wyrazem twarzy odsunął od siebie ręce hyunga.

- Nic nie ma.. - westchnął po chwili i pusty wzrok zawiesił na nieboskłonie.

- Uh.. faktycznie.. - odparł Hoseok, ze smutnym wyrazem twarzy wpatrując się w swoje otwarte dłonie.

Nagle starszy wstał, a raczej lekko się dźwignął, przechodząc w stronę Tae. Zawisnął nad nim bez słowa, a spojrzenia obu chłopców momentalnie, niemo się splotły. Długa, wyczerpująca, ale dość komfortowa cisza wypełniła przestrzeń między nimi, skąpała ich w mroku, zacieśniła wcześniej zachwianą relację. W kilka minut czerpali przyjemność z przebywania razem pełnymi garściami, a na twarzy starszego wykwitł szeroki, rozbrajający uśmiech.

- Znalazłem.. one nie zniknęły, wysypały się tylko. - dodał spokojnie, drżącą z ekscytacji dłoń zbliżając najpierw do policzka Tae, potem kierując swe palce bardzo ostrożnie w okolice oka chłopca.
Kim pełen spokoju i cierpliwości trwał w bezruchu, czując jak Hobi subtelnym gestem przeciera kącik jego przymrużonej powieki.

Intymność, cisza, dotyk.
Gwiazdy.
Lśniące z ekscytacji, czarne oczy Tae.
Spokojny, cichy oddech.
Dwa oddechy.

Uśmiech.

Muskał bezpretensjonalnie jego słodkie usta, dotykał ukochanej skóry, drżał z przepełniającej go radości, podekscytowania. Tego chciał. Przecież tego chciał od zawsze, to nigdy nie zniknęło, nie odeszło. Chciał to przyćmić, wyciszyć, ale Hope był prawdziwie jego jedyną nadzieją.

Splatając wargi z miłością swojego życia, przypomniał sobie pocałunek z Minjae. Pełen frustracji, niepewności, zakłopotania, pytań. Teraz dostawał tylko odpowiedzi. Wiedział wszystko, czego potrzebował; Hoseok go wysycał.
Opadli obok siebie, ramie przy ramieniu, ciągle uparcie wpatrując się w noc.

- Tae.. - szepnął cicho Hobi, zerkając w kierunku ich splecionych dłoni, potem na twarz młodszego.
Po kilku dłużących się sekundach namysłu, wziął głęboki wdech.

- Zakochajmy się w sobie.. jeszcze raz.

Głośne bicie serca, wypieki. Te śmieszne ćmy, szamoczące się w brzuchu i przyprawiające go o słodkie dreszcze ekscytacji.

Spojrzał na delikatny uśmiech Hoseoka, na jego przymrużone oczy, na tyle uczucia, jakie chował w źrenicach.
Skinął nieznacznie głową i odrobinę mocniej zacisnął palce na dłoni. Najukochańszej dłoni na tym świecie.

Wracając, Tae poczuł wibracje w kieszeni bluzy. Wciągnął telefon i otworzył konwersację, z której przybyło powiadomienie.

Minjae💕: Hyung kocham Cię, ale jak brata, wiesz.. no i mam dziewczynę. Zapomnijmy o tym w aucie, dobrze?

Uśmiech, zmrużone powieki, słodki dotyk dłoni na skórze.

Zapomnijmy.


Do przeczytania! - Gabryś


czwartek, 31 marca 2016

"Christian boys" OS - 1/2

Tytuł: Christian boys

Paringi: Vmin (Kim Taehyung & Park Jimin)

Opis: No dobra, napisałem shota, tylko musi być w dwóch częściach, bo długie gówno. Przyznam szczerze, inspiracja z życia, siedziałem w kościele na mszy i nie mogłem oderwać wzroku od ministranta XD Przy czym momentalnie wpadłem na ten pomysł i już nie mogłem się na niczym skupić, co poskutkowało tym, że tuż po powrocie usiadłem i napisałem. A, że Vmin mi do tej historii pasował jak nic innego, więc jest Vmin.
Enjoy <3


Klekot starych, trzęsących się przy każdym kroku obcasów niósł się echem przez długą pustą nawę główną. Za wcześnie, żeby były tu tłumy, jeszcze dobre pół godziny do rozpoczęcia, a nasza miejscowość nie jest jakaś metropolią. Mimo to dużo Chrześcijan przychodzi na niedzielne msze, zawsze jestem pod wrażeniem ich liczebności. No, zwłaszcza, że co tydzień mam na nich oko.
Nie, nie jestem księdzem. Chętnie splunąłbym na tą profesję. Dziwne to i nienaturalne odmawiać sobie współżycia z innym człowiekiem, tylko po to, żeby mieszkać z innymi skołowanymi, niewyżytymi pingwinami i rozbierać ikony wzrokiem. To tak jakby seks był czymś złym. A w końcu wszyscy to robią; normalni ludzie potrzebują go nawet czysto genetycznie - kwestia natury, tacy jesteśmy. Co w takim razie powoduje ich skrzywienie toru myślenia i funkcjonowania? Przyznam szczerze, pojęcia nie mam i wiedzieć nie chcę.

Boże błogosław stosunkom płciowym.
I tym psychopatom bez erotycznego polotu też, niech przynajmniej nie myślą o tym, co tracą. Ja bym po prostu z tego nie zrezygnował, sorki Boże. Z drugiej strony jesteśmy na Twoje podobieństwo, więc pewnie wiesz o czym mówię i doskonale mnie rozumiesz.

I wychodzi na to, że Bóg to perwert.
Jak żyć panie premierze.

Kiedy zakumplowałem się z wiarą? Nie bardzo dawno temu, ale powiedziałbym, że już sprawiedliwie długo odwiedzam Dom Boży  - regularnie rzecz jasna, jestem oddanym, grzecznym chrześcijańskim chłopcem. I mam zamiar być. Uh, moment, tylko w żyłę, zanim msza się zacznie..
Z kieszeni odrobinę skrzypiącej, czarnej, skórzanej kurtki wyciągnąłem drewniany różaniec. Wiąże się z nim naprawdę fajna historia, ojciec mojego dziadka zrobił go dla zakonnicy, w której się zakochał. Ostatecznie pani pingwinowa wystąpiła z zakonu i zrobiła mu mojego dziadka i jego dwie siostry.
...
Dobra, zmyśliłem to. Różaniec nie ma więcej niż kilka miesięcy, pewnie zrobiły go małe, chińskie rączki, a kupiłem go w dewocjonaliach przy domu parafialnym. Koniec historii.

Okej, tak naprawdę nie byłem może fanatycznym wnuczkiem, który na widok księdza klęka - choć zależy jak by na to spojrzeć - a każdej skamielinie w berecie ustępuje miejsca na ławce.
Suczo, byłem tu pierwszy i chcę się modlić, get of the way.

Byłem Chrześcijaństwem bardziej zafascynowany, niż w nie zapatrzony. Ostatnio stało się moją pasją, kontakt z Bogiem w pojmowaniu Biblii i nauki Kościoła był, dla mnie przynajmniej, cholernie, cholernie ciekawy, a jeśli jeszcze gwarantował takie bonusy po śmierci, tym bardziej mogłem mu poświęcić nawet pół swojego, raczej marnego z resztą, życia. Bóg chyba mniej gniewa się teraz, że piję, palę, wyłudzam pieniądze i czasem mam siusiaka w... no dobra. Pewnie zgorszyłbym całą parafię i jeszcze by zostało. Ale szczerość też jest ważna, a przynajmniej nie kłamię tak?

Więc siedzę sobie w Przybytku Ducha Świętego, patrzę na stare Włoszki, Niemki i Polki, które przychodzą tu niemal tak często jak ja, kilkoro Koreańczyków na tyłach: jakaś pseudo-nowoczesna rodzinka z dwójką ulizanych dzieci, starszy pan, który zawsze przynosił ze sobą kraciasty parasol - nawet w słoneczne, urokliwe dni - grupa, wyglądająca bardziej na spotkanie Koła Gospodyń Domowych, niż wyznanie wiary, może dwójka czy trójka młodych, gdzieś w moim wieku - pewnie studenciki z dobrych domów. No cóż, jestem zdecydowanym ewenementem, ale nie powiem - dobrze mi z tym. Pierwszy bez winy niech rzuci na mnie kamień, szmaty.

Kapłan posuwistym krokiem wypłynął z zakrystii, rozglądając się kontrolnie po zgromadzeniu. Kiedy natknął się na mnie wzrokiem, jak niemal zawsze posłałem mu kanciasty, szeroki uśmiech, mrużąc powieki i z lekka unosząc ściskany w dłoniach różaniec. Ksiądz wywrócił oczami z lekkim uśmiechem i zabrał się za szykowanie Pisma Świętego do dzisiejszej ofiary. Lubił mnie, na sto pro. Tylko jest księdzem i mu nie wolno, jasne. Ksiądz Hoseok zawsze był super, chociaż dzieciaki - i ja - wołamy na niego ks. Hobi. Tak jest bardziej uroczo, no błagam! Poza tym to do niego pasuje. Zawsze czuć od niego takie.. dobre wibracje. Nie opuszcza go uśmiech, jest zawsze szczerze radosny. Fascynuje mnie jego bezpretensjonalnie pozytywne podejście do życia, mogę śmiało powiedzieć, że tym mnie wygrał. I dalej wygrywa.
Ale mydełko to by mu mogło spaść, sutanna zdecydowanie za bardzo maskuje jego nienaganny tyłek. A, no tak, przepraszam Boże. Nie tu, wiem. Tak mi się wyrwało, no. Nie można ciągle udawać, wiesz przecież.

W naszej parafii brakowało służby do mszy. Nawet małe dziewczyny nie chciały iść na pseudo ministrantów. Dlatego zawsze wszystko szykowali kapłani - Hobi hyung i Yoongi hyung. Ksiądz Min był zupełnym przeciwieństwem Hoseoka; raczej chłodny, zdawało się - ponad resztę. Chociaż nie bywał uszczypliwy czy wredny. Po prostu miał mniejszy kontakt z ludźmi. Ale przecież nie każdy musi mieć - był za to nieoceniony w kwestii kazań. Wysłuchiwać jego nauk mógłbym dzień i noc, zawsze słowa dobierał nad wyraz trafnie. Zupełnie jakby pisał utwór, do którego tylko podłożyć dobry beat, a wyszedłby kawał głębokiego artyzmu. No ale był księdzem. Im chyba nawet płyt nie wolno wydawać. Głupie kapłaństwo.
..
A, kuźwa. Przepraszam Boże.

Dwie minuty przed rozpoczęciem ks. Hobi znów wyszedł z zakrystii, tym razem bardziej wyskakując i z uśmiechem stanął na mównicy, przysuwając do siebie główkę mikrofonu. Zadowolenie wręcz od niego emanowało, z niecierpliwością czekałem aż zdradzi parafianom jej źródło.

- Kochani, do naszego miasta wprowadziła się ostatnio nowa rodzina, z Seulu, proszę was serdecznie o ciepłe przyjęcie państwa Park do naszej wspólnoty. Chciałbym też ogłosić, że w związku z tym powiększeniem się naszej Chrystusowej Rodziny, zyskaliśmy również ręce do pracy.. - tu przystanął i z nieco szerszym uśmiechem przeczesał przydługie, zadbane włosy. - Jimin, syn państwa Park, będzie naszym pierwszym ministrantem. Yay! - uniósł kciuki do góry w przedziwnym, nieco topornym podskoku, co jednak wywołało kilka wesołych chrumknięć wśród zgromadzonych.

Przyjąłem info. Nowi ludzie, kilka twarzy do nauczenia, nic trudnego. No i wreszcie jak porządny kościół, będzie tu stacjonował chociaż jeden ministrant. Niby nic, a całkiem to satysfakcjonujące. Wkrótce więc rozległ się przyjemny, brzęczący odgłos dzwonków, wszyscy powstali, a przed księżmi wkroczył na ołtarz... Jimin.

Shit.on.my.nipples.

Panie Boże, jaja sobie robisz? Tak jak w przypadku księdza Hobiego sutanna mnie nieco kusi, tak w tym przypadku albę z tego cuda bym zdarł i się nie zastanawiał. Twarz, jakby go ktoś namalował, niech mnie, gdzie takie rosną? Chcę do Seulu! Chociaż już nie muszę, w końcu kawałek Seulu przyjechał do mnie.
Dopiero po jakichś dwóch minutach zorientowałem się, że nie ciągnę zaintonowanej przez księży pieśni, a wyłącznie wpatruję się w spokojne, skupione oblicze młodego Parka. Cholera by to. Jak ja się mam niby skupić, co? Panie Boże, wolne żarty, to jest zwykła prowokacja. Tak się bawić nie będę.
Przytrzymałem jakoś do pierwszego czytania, co okazało się być kolejną Bożą próbą, bo do ambony podreptał nie kto inny, a nasz rudy, mały kur.. ok. Już. Przepraszam. No ale to nieludzkie, jeszcze nawet na mnie nie patrzył, noo..
Z dużą dozą pokory i wyraźnym szacunkiem pochylił się nad Pismem i zabrał głos. 

Naj.słodszy.głos.na.tej.planecie.cholera.

Ksiądz Yoongi bacznie obserwował jak miętolę wargi i obgryzam paznokcie cały podenerwowany i skupiony w znacznie mniejszym stopniu niż zazwyczaj. Zgromił mnie spojrzeniem, na co ja postanowiłem mieć kompletnie wyje.. Przepraszam. Stała przede mną cholerna perfekcja, czytała mi Słowo Boga, oddychała sobie tak słodko.. Dobra, chyba się zakochałem. Nie moja wina. Zawsze bylem kochliwy, zwłaszcza jeśli rozchodzi się o dobre dupy.
Tylko jak tu się do niego zbliżyć, no nie.. msza to raczej słaby moment. Ale potem, tak, zostanę po ofierze i zagadam, musowo. Taehyung, jesteś mistrzem, dasz radę. Jimin będzie mój i koniec, ta słodycz wymaga zakosztowania.

***

- Idźcie w pokoju Chrystusa.

- Bogu niech będą dzięki!

Zmarszczyłem brwi, klękając na wygodnej poduszeczce i na krótką chwilę przytulając do siebie powieki. W ciemności nagle ogarnął mnie spokój i cisza. Poczułem tą wspaniałą obecność, żadne konkretne słowa czy zapachy, nawet bez czyjegokolwiek dotyku czy odgłosu. Tylko ciemność. I świadomość, że ktoś jest obok. Dlatego lubiłem Boga - po prostu był.
Rozwarłem powieki, ponownie ścierając się z natłokiem bodźców ze świata zewnętrznego. Księża właśnie opuszczali w skupieniu ołtarz, kościół prawie całkowicie opustoszał. Byłem tylko ja.
I Jimin.

Krótką chwilę przeglądałem się jego wprawionym gestom, jak porządkował ołtarz, gasił świece, przenosił Pismo Święte. W głowie musiał mieć dokładny plan działania. No, TaeTae. Teraz albo nigdy.

- Witamy we wspólnocie. - uśmiechnąłem się nad wyraz szeroko i ciepło, czego Park najwyraźniej się jednak nie spodziewał i niemalże podskoczył na wydźwięk mojego głosu, wzmocniony tym bardziej przez echo pustej świątyni.

- Oh.. dzięki. - odparł z przesłodzonym uśmiechem, po czym opuścił wzrok i odłożył Biblię na specjalnie przeznaczone dlań miejsce. Nie odezwał się jednak ani jednym więcej słowem, uh. Co za toporny dzieciak.

- Na stałe? - podjąłem ponownie, nie dając za wygraną i niby od niechcenia przechadzając się przed ołtarzem.

- Mam nadzieję. - mruknął z cicha mój rozmówca, wyrównując krzesła i przyklękając pospiesznie przed Najświętszym Sakramentem. - Do Seulu wracać nie chcę, nic mi się tam nie podoba. Za głośno, za brudno i w ogóle.. zbyt wszystko. - kontynuował, kiedy wykonał znak krzyża i wstał z klęczek. 

- Zatęsknisz, zobaczysz. Są tu na pewno jakieś uroki, ale Seul to lepsze miejsce dla młodego człowieka. - odparłem kiwając głową, zaraz jednak zmarszczyłem brwi.

Dość tej gatki-szmatki. Dajcie mi ten tyłek, no błagam.

- Może tak, może nie. W sumie, to ksiądz Jung mnie przedstawił, ale.. - tu podreptał do mnie i z lekkim uśmiechem, w akompaniamencie drobnych różyczek rumieńców podał mi dłoń. Maleńką, uroczą, śliczną łapkę. Jejkuuu! - Park Jimin. 

- Kim Taehyung. - oddałem mu równie wyszukany uśmiech, po czym z dużą dozą ostrożności uścisnąłem jego dłoń. W dotyku była jeszcze delikatniejsza i gładsza niż mogło się wydawać. Jak tu go ignorować, Panie Boże, no.. 

- Ile masz lat? Nie wyglądasz na wiele starszego.. - mruknął Jim, przekrzywiając nieco głowę i świdrując mnie ciekawskim spojrzeniem.

- 20, tak się składa. 

- Uh.. ja 18. 

- Więc jeszcze liceum?

- Niestety. - warknął, zaraz jednak chichocząc, jakby chciał, żeby uznane to było za niewinny żart. - Znaczy trzeba przenosić dokumenty i to wszystko.. dużo roboty. A akurat jedyne co lubiłem w Seulu, to swoją starą szkołę.. - przygasł nieco, wyraźnie ściągając pełne usta w niemal prostą, wąską linię. 

- Nie znam chyba człowieka, który tęskniłby za szkołą.

- Więc jestem wyjątkowy. - wzruszył ramionami i z lekkim uśmiechem zniknął w zakrystii. 

Z głupa ruszyłem za nim, w końcu nie powiedział "to cześć" albo "do kiedyś", tylko po prostu uciekł. Więc rozmowa się nie zakończyła. Dobrze myślę? 
Stanąłem w progu, obserwując jak obrócony do mnie plecami podwija białą, nienagannie czyściutką i wyprasowaną albę ku górze. Rąbek koszulki spod materiału zahaczył się o niego, co poskutkowało tym, że wkrótce plecy Jimina odsłoniły się w całej swej okazałości. Nie było wątpliwości co do faktu, iż ćwiczył. Mięśnie wyraźnie zarysowane, naprawdę dobra postura, a do tego, na samym końcu, te dwa, jędrne, kształtne pośladki.
Nadal jestem w kościele, jejku. No ale to, co się przede mną rysowało, było nie do przezwyciężenia. Boże, daj wytrwać..
Tuż po zdjęciu alby naciągnął koszulkę tak, by znów poprawnie zakrywała jego plecki, założył bluzę, a białą szatę starannie złożył i schował w szafeczce. 

- No, no, dobrze, że nasi księża to nie pedofile. - zaśmiałem się krótko, na co najwyraźniej nie tego oczekujący Park obrócił się do mnie z szeroko otwartymi oczami. Cóż, podryw czas zacząć.

- O-oh.. nie wiedziałem, że tu stoisz. - prawie jęknął, a ja ledwo trzymałem się w sobie. 

- Wiem, że nie ładnie tak podglądać, ale skoro jest co.. - wzruszyłem lekko ramionami ponownie obnażając przed Jimem szereg białych kłów, na co zdecydowanie skołowany Park zamrugał kilkakrotnie, jakby nie wierzył w to co słyszy.

- T-taehyung.. - zaczął podenerwowany, zaraz jednak rezygnując i podejmując wypowiedź po raz drugi. - Panie Kim, prosiłbym o wyjście z zakrystii. To nie miejsce dla wiernych. 

- Panie Kim? - powtórzyłem, po czym roześmiałem się, chyba jednak nieco zbyt głośno jak na miejsce, w którym przebywałem. Pragnienie wynaturza człowieka, zdecydowanie. 

- Tak. I naprawdę proszę o zachowanie szacunku w kościele. - rzucił jeszcze, najwyraźniej mocno starając się sprawić wrażenie pewnego siebie i nieugiętego. 

- Szacunku, powiadasz? Do Boga, hę? Szacunku do Boga mogliby się ode mnie uczyć wszyscy, którzy się tu pokazują. - mruknąłem obojętnie, zbliżając się kilka spokojnych kroków do Parka. Ten natomiast, zachowawczo się oddalił. Spryciula, no no. 

- Panie K-.. ja naprawdę.. - jęknął jeszcze, po czym zerwał myśl, czując za plecami chłodną, twardą ścianę. Przełknął ślinę. 

- Czego się boisz, Jimin? Mnie? Bezsensu.. ja tylko chciałem spytać, czy mógłbym wstąpić do Służby Liturgicznej.. - uniosłem prawy kącik ust, nieugięcie brnąc do przodu, w kierunku przygwożdżonego do ściany chłopca.
Żeby tylko jeden z księżulków tu teraz nie wparował. Hobi może by się jeszcze nawet dołączył, ale z Yoongim mogłoby być słabo..

- P-proszę.. się.. o-odsunąć..- wystękał, nie wiedząc chyba za bardzo co począć i odgradzając się ode mnie otwartymi dłońmi. Taki słodki, o nie. 

- Na pewno? - szepnąłem tylko, a znalazłszy się wystarczająco blisko chwyciłem nadgarstki chłopaka, z impetem przycisnąłem je do ściany powyżej głowy młodszego i zredukowałem dystans między nami do zera.

Przyznam szczerze - dawno nie pobudził mnie tak zwyczajny buziak. No dobra. Może nie taki zwyczajny.
Wpiłem się w jego rozchylone usta bez zaproszenia, układając wolną dłoń na talii chłopaka. Ten sapnął przez nos w pełnym zaskoczeniu, po czym zacisnął powieki i zmarszczył uroczo brwi. I jak tu nie chcieć go schrupać. Czułem na ustach jego pełne, miękkie wargi, drżące nieporadnie pod wpływem mojego dotyku, lekko ściśnięte, lecz ciągle wyjątkowo słodkie i delikatne. Co moment wzdychał, jakby chciał podkreślić swoje oburzenie całą sytuacją, ja jednak nie ustępowałem; sam przymknąłem powieki, delektując się smakiem jego usteczek, które po chwili - co wynotowałem z niemałą satysfakcją - jakby z lekka się rozluźniły. No, to starczy tego, na dobry początek. Z szerokim uśmiechem wypuściłem jego nadgarstki i odsunąłem się o krok. Mina Parka była absolutnie bezcenna. 

- T-ty... Ty.. - jąkał się, prawie kipiąc z oburzenia i frustracji swoją aktualną niemocą. - To jest niedopuszczalne! J-ja.. ja to powiem księżom i..

- O, chętnie. Tylko powiedz Hobiemu, Min może być mniej chętny do trójkąta. - westchnąłem niepocieszony, zaraz na widok jego wyrazu twarzy ponownie przystrajając się w szeroki uśmiech.

- Jesteś chory, Taehyung. Jeszcze raz mnie tak potraktujesz i naprawdę.. - warknął, a ja przekrzywiłem lekko głowę.

- Naprawdę? Czyli to już będzie tak na serio? Jeju, szybko się angażujesz.. - wywróciłem oczami, nie mogąc powstrzymać przebłysku cwanego uśmieszku.

- Jesteś jak jak.. demon! - pisnął na granicy wytrzymałości, a ja ułożyłem palec wskazujący na zaciśniętych wargach.

- Hmm.. tak mnie chyba jeszcze nikt nie nazywał.. - pokiwałem w sztucznym zamyśleniu głową. 

Jimin tylko chwycił torbę, zarzucił ją na ramię i z cichym fuknięciem wyszedł z zakrystii. Bez słowa minął mnie, przed ołtarzem zatrzymując się i z pasją odmawiając po cichu jakąś modlitwę. Oparłem się łopatkami o ścianę, jakby od niechcenia mu się przyglądając. Był jak anioł, jeszcze na kolanach, ze złożonymi łapkami, jakby zaraz miały mu wyrosnąć skrzydełka. Nawet taka wizja mnie w jego przypadku jarała, sorki Boże.
Kiedy skończył i powoli wstał, zabrałem od razu głos.

- No ale przyznaj, że Ci się podobało. - miauknąłem doganiając go szybko i bez zastanowienia przyklękając przed ołtarzem.

- Taehyung..

- Wystarczy Tae. 

- Tae. - warknął i odchrząknął nieznacznie. - Moja reakcja nie ma znaczenia. Po prostu daj mi spokój, okej? Mam w tym tygodniu rekolekcje, chcę się skupić. Takie akcje mi nie pomogą. Koniec tematu. - zakończył dobitnie, po czym wyszedł ze świątyni, mocząc palce w wodzie święconej i czyniąc znak krzyża. 

- Rekolekcje? - podjąłem temat naśladując jego gesty i wychodząc tuż za nim, zupełnie jakbym był głupią faneczką, a on młodzieżowym idolem.

- Tak, są ogłoszenia. Poczytaj sobie, zamiast wypytywać świeżaka. 

- Jaki uszczypliwy, ChimChim, bo Cię bozia w dupę kopnie. - pogroziłem mu palcem, na co chłopak ponownie wykrzywił się brzydko, wywracając oczami.

- ChimChim..? Z resztą nie ważne.. Żegnam. Do nie widzenia. - odparł zarzucając w pośpiechu grzywką i opuszczając teren kościelny. 

Przez chwilę odprowadzałem go wzrokiem, aż do momentu, kiedy zniknął za grubym murem, skręcając w jedną z bocznych uliczek. Uśmiechnąłem się szeroko, kręcąc z niedowierzaniem głową. Ten tyłek miał charakterek, to się nie zdarza zbyt często!
Posuwistym, leniwym krokiem dobrnąłem to tablicy ogłoszeń tuż przy bramie kościelnej i odszukałem wzrokiem jedyną informację o jakichkolwiek rekolekcjach. Miejscowość niedaleko, trzy dni, cena nie najgorsza.. no cóż. 

Bezwiednie obróciłem się za dawno nieobecnym rudzielcem, po czym z uśmiechem wsunąłem papieros w wargi.

- No to widzimy się na rekolekcjach, panie Park. - puściłem wraz z dymem na wiatr, wychodząc z Dobytku Pańskiego i kierując się do parszywej części naszej słodkiej mieścinki. 

Błogosław Jiminowi, Panie Boże. 

Ale niech szlag trafi moje miejsce na tym świecie.

Splunąłem z pogardą, przechodząc przez wyrwę w siatce na podwórko. Mój własny przedsionek piekła.


Do przeczytania! - Gabriel